– Przychodzi do nas Jaś. Nie umie jeszcze przykręcić śrubki. Ale kilkanaście lat później jest panem Janem – mechanikiem, inżynierem albo motorniczym – mówi Jerzy Wojtowicz, wiceprezes Klubu Miłośników Starych Tramwajów.
Tata Pawła Kaźmierczaka pracował jako motorniczy. Podobnie zresztą jak pradziadek. Dziadek z kolei był dyspozytorem, a teraz ten zawód wykonuje pan Paweł. Dodajmy, że motorniczą jest jego narzeczona. Historia rodziny pana Pawła jest więc 120-letnią historią łódzkich tramwajów.
I wszystko kręci się wokół nich jak na tramwajowej pętli, a właściwie krańcówce – bo tak mówi się w Łodzi: po godzinach pan Paweł angażuje się w działający w tym mieście Klub Miłośników Starych Tramwajów. Wolontariuszem jest już od dziewiętnastu lat.
Motorniczym jest tata Artura Jarząbka. Sam był kierowcą autobusu, a teraz pracuje w Zarządzie Dróg i Transportu. Do Klubu przyszedł w 2001 roku.
Sześć lat później dołączył Grzegorz Błaszczyk – tramwajami interesuje się po prostu od zawsze. Dojeżdża ze Zgierza: jeszcze do niedawna tramwajem, ale linię 46 zawieszono. Kolekcjonuje autobusowe i tramwajowe wyświetlacze, kasowniki i tablice. Tych ostatnich ma ponad półtora tysiąca. Co więcej, potrafi naprawiać wyświetlacze i po pomoc zgłaszają się do niego podobne organizacje z całej Polski.
Ernest Witczak ma piętnaście lat, w Klubie działa od czterech. Tramwaje to jego hobby już od dzieciństwa, jest też pewien, że jego trzyletni brat już je podziela.
Pan Damian zbiera bilety: zebrał ich już ponad tysiąc.
Jerzy Wojtowicz w organizacji jest od 1995 roku. Pełni funkcję jego wiceprezesa. Uratował – dosłownie – kilka zabytków, znajdując wagony porozrzucane gdzieś po działkach, często przerobione np. na altany. Był inżynierem w MPK: – Pracę zmieniłem, hobby zostało.
Społeczne muzeum zbiorkomu
A to tylko kilku pasjonatów, z którymi rozmawiamy, kiedy w niedzielę pracują w Klubie. Odwiedzamy ich w trakcie czegoś, co z zewnątrz przypomina choreografię przedstawienia baletowego, z tym że zamiast lekkich tancerzy i tancerek są ciężkie tramwaje, które trzeba poprzestawiać i wprowadzić do hali.
Stowarzyszenie liczy ponad stu członków i członkiń. Powstało w 1981 roku jako sekcja warszawskiego Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej. Usamodzielniło się w 1994 roku. Ma status organizacji pożytku publicznego.
Jednym z głównych zadań Klubu jest to powierzone przez miasto na przełomie 2012 i 2013 roku, czyli opieka nad starą zajezdnią na Brusie, która stała się społecznym muzeum zbiorkomu: bo to nie tylko tramwaje, ale też stare Ikarusy czy kultowy „Ogórek” i np. kasowniki.
Jak na ironię do zajezdni nie dojedzie się tramwajem: linia 43 z Łodzi do Konstantynowa, na której trasie był przystanek przy Brusie, została zawieszona. Podobnie jak łącząca Łódź, Zgierz i Ozorków 46, która była najdłuższą linią tramwajową w Polsce i drugą pod tym względem w Europie: liczyła aż 30 kilometrów.
Przejazd zarówno 43, jak i 46 był zresztą nie lada gratką: ich tabor był właściwie mknącym po szynach muzeum. Klub brał udział w konsultacjach o przyszłości linii – to dobry przykład na to, jak pasjonacki NGO-s stał się partnerem do rozmów, ekspertem. – Staraliśmy się, żeby nasz głos był spokojny, merytoryczny – mówi Jakub Tarka, wiceprezes Stowarzyszenia. Sprawie towarzyszyły duże emocje i spór o to, które z miast połączonych linią ma ponosić koszty modernizacji.
Kiedy Jaś staje się Janem
Stowarzyszenie zorganizowało pożegnanie dla pasażerów zawieszonych linii, przygotowało pamiątkowe bilety. A stan zawieszenia ma też bezpośredni wpływ na jego działalność. Bo nad ulicą biegnącą wzdłuż zajezdni została zdjęta sieć trakcyjna. Klub porozumiał się z Zarządem Dróg i Transportu i dzięki temu przewody zostawiono przed zajezdnią, co pozwala na manewrowanie taborem. Ale trzy tramwaje znajdujące się pod opieką stowarzyszenia musiały odjechać do zajezdni na Chocianowicach i teraz jego członkowie muszą przegrupować siły, bo trzeba się podzielić obowiązkami i pracować w dwóch miejscach.
Organizacja czasu jest jednym z największych wyzwań dla członków i członkiń Klubu: jego działalność opiera się na wolontariacie. Oprócz tego – nikogo chyba tym nie zaskoczymy – to pieniądze. Są potrzebne na utrzymanie tramwajów, autobusów i innych eksponatów w dobrym stanie, remonty i konserwację, dostęp do fachowej wiedzy – co tylko się da naprawiają sami, ale nie wszystko mogą, bo ze względu na bezpieczeństwo potrzebna jest pomoc takich specjalistów jak np. spawacze. Choć niektórzy stają się nimi przez lata działalności w Klubie: dosłownie. – Przychodzi do nas Jaś. Nie umie jeszcze przykręcić śrubki. Ale kilkanaście lat później jest panem Janem – mechanikiem, inżynierem albo motorniczym – mówi pan Jerzy.
Remont z 1 procenta
Klub ma wsparcie merytoryczne i techniczne MPK i organizacyjne ZDiT. Samo utrzymanie Zajezdni Muzealnej Brus to około 100 tys. zł rocznie i ten koszt bierze na siebie miasto. Budżet Stowarzyszenia to też składki i 1 proc. z podatku: w 2019 roku mogło skorzystać z tej formy finansowania po raz pierwszy, bo status organizacji pożytku publicznego otrzymał rok wcześniej. W ten sposób udało się pozyskać ponad 14 tys. zł.
Przeznaczono je na odświeżenie wagonu GT6 nr 805 – takiego samego, jak podarowany Łodzi do użytku w latach 90. przez niemieckie miasto Bielefeld. To model, który był produkowany w latach 50. XX wieku. Członkowie i członkinie Klubu wymienili m.in. zardzewiałe i uszkodzone elementy nadwozia, pozbyli się współczesnych naleciałości i przywrócili detale, np. prostokątne reflektory i boczne kierunkowskazy wyróżniające się podwójnymi kloszami. O takie szczegóły wcale nie jest łatwo: pomogły Tramwaje Elbląskie i MPK Kraków, które miały na składzie potrzebne elementy. I pasjonaci z Niemiec. Wagon wygląda dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy kursował ulicami miasta. Na burtach są herby Łodzi i Bielefeld. Największą nagrodą dla klubowiczów, którzy brali udział w remoncie, poświęcając swój czas, była nocna przejażdżka: trasa biegła przez całe miasto.
Potrzeby są większe, a budżet samorządu mocno uszczuplony, nie sposób zresztą konkurować z takimi inwestycjami, jak rewitalizacja. Celem Klubu odkąd tylko istnieje, jest stworzenie muzeum – instytucji ze stałą wystawą i infrastrukturą oraz stabilnym finansowaniem. A jak powiedział nam Jakub Tarka, „tego wszystkiego nie da się załatwić pozarządówką”.
Jedziemy na Brus
Co można zobaczyć, kiedy przyjedzie się na Brus? Na przygotowanej przez członków i członkinie Klubu wystawie są kasowniki, sygnalizacja świetlna z lat 60., 70. i 80., tramwajowe mierniki elektryczne, pulpity motorniczych i kierowców autobusów, w tym symulator kabiny motorniczego oraz tablice informacyjne z numerami i trasami linii. Te ostatnie budzą sporo emocji zwiedzających, bo zwłaszcza starszym mieszkańcom Łodzi przypominają się te połączenia, których już nie ma, a z którymi łączą ich szczególne wspomnienia.
I najważniejsze: to tramwaje i autobusy, często w ostatniej chwili uratowane przed zezłomowaniem. Część ma prywatnych właścicieli, inne należą do Klubu lub miasta albo MPK. Wśród nich jest m.in. Herbrand VNB-125, który po raz pierwszy zabrał pasażerów w podróż łódzkimi ulicami 23 grudnia 1898 roku. Na emeryturę przeszedł w 1961 roku. Zielona stolarka, choć zniszczona, wciąż robi wrażenie.
Panu Jerzemu udało się wykupić tramwajowy wyprodukowany przez Stocznię Gdańską pług śnieżny z 1951 roku: czeka na remont. Jest też Sanok Sn1 z 1929 roku, którego pudło służyło za werandę i pokój gościnny, ale po odkupieniu dobrze zachowanego nadwozia od właściciela, który tak go potraktował, udało się przywrócić go do tramwajowego życia, podarowując mu silnik.
Wśród autobusów są m.in. „ogórek” czyli Jelcz: ten na Brusie został wyprodukowany w 1965 roku. Ale to też Ikarus z 1997 roku i Autosan z 1991 roku, które większość z nas dobrze zna.
Wyjątkowym eksponatem jest też stół, który Klubowi podarowało MPK. A było o tym stole głośno 1986 roku. Został pokazany w „Dzienniku Telewizyjnym” z 8 sierpnia: spór wywołały wysokie koszty adaptacji dyrektorskich gabinetów, w tym zakup stołu, koniec końców kosztowało to zresztą ówczesnego szefa MPK stołek. A materiał polecamy zobaczyć na YouTubie.
Klub Miłośników Starych Tramwajów w Łodzi organizuje m.in. zabawę sylwestrową w starym wagonie. Włącza się w Noc Muzeów i Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (ma własny sztab). Zaprasza wycieczki przedszkolne i szkolne. W 2003 uruchomił działającą latem linią turystyczną, która cieszy się dużą popularnością: na opracowanej przez Stowarzyszenie co roku innej trasie podróżuje się tramwajem z przełomu lat 50. i 60. z konduktorami i konduktorkami w strojach z epoki i konduktorskimi szczypcami w rękach, więc nawet bilety kasuje się w stylu retro (obowiązuje taryfa miejska).
Stowarzyszenie „wymienia się” też z innymi podobnymi: podczas Nocy Muzeów Łódź pożycza pojazdy z i dla innych miast, zawsze jest więc szansa zobaczyć coś nowego.
A jeśli zaintrygowaliśmy was na tyle, że chcecie odwiedzić to miejsce, wystarczy wejść na stronę Klubu, by zaplanować wizytę: sezon po przerwie jesienno-zimowej rusza 29 marca, zajezdnię można zwiedzić w dni otwarte, a także po wcześniejszym umówieniu się – trzeba to zrobić co najmniej tydzień wcześniej. Podróż w czasie na Brusie jest bezpłatna.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.