– Nasza pamięć o opozycji koncentruje się na mężczyznach – stoczniowcach z Gdańska lub kierowcach i motorniczych z Łódzkiego MPK – mówi Ewa Kamińska-Bużałek, prezeska Fundacji Łódzki Szlak Kobiet.
Łódź, 30 lipca 1981 roku. Czarno-białe fotografie, a na nich tłum kobiet idzie ulicą Piotrkowską. Było ich 50 tysięcy (a są szacunki, że nawet więcej). Jedne prowadzą wózki, inne trzymają dzieci za ręce lub biorą je na barana. Na transparentach hasła: „Jeść”, „Głód”, „Trzy zmiany, jeden głód”, „Jak zjeść kartkę nożem i widelcem”, „Głodni wszystkich krajów łączcie się”. System kartkowy nie wyrabia, ceny rosną, kolejki są coraz dłuższe. A nie ma żadnych gwarancji, że kiedy już odstoi się swoje, będzie z czego zrobić obiad.
Łódzki Marsz Głodowy był największą demonstracją uliczną w PRL.
Zorganizowała go z pomocą innych opozycjonistów i opozycjonistek Janina Kończak – robotnica Łódzkich Zakładów Przemysłu Gumowego „Stomil”, działaczka „Solidarności”, w 1981 roku razem z Lechem Wałęsą uczestniczyła w delegacji do Francji, gdzie dwa lata później zamieszkała na stałe – wyjechała prześladowana przez SB, które utrudniało jej życie, jak tylko się dało, np. rozpowszechniając o niej plotki w zakładzie pracy.
Na próżno szukać o niej informacji w podręcznikach historii: w ogóle prawie nie ma w nich kobiet.
"Nasza pamięć o opozycji koncentruje się na mężczyznach"
Kiedy w 2018 roku Łódzki Szlak Kobiet przypomniał o tej opozycjonistce i zorganizował obchody rocznicy Marszu Głodowego, były prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki przekonywał, że był „to zryw wszystkich łodzian, a nie tylko kobiet”, to on – razem z Andrzejem Słowikiem – byli autorami pomysłu, a Janina Kończak przemawiała tylko dlatego, że była sympatyczna i miała ładny głos. Rok później już nieco spokorniał i oddał jej to, że była wybitną działaczką „Solidarności”, ale wciąż utrzymuje, że to wszystko jego dzieło.
– Nasza pamięć o opozycji koncentruje się na mężczyznach – stoczniowcach z Gdańska lub kierowcach i motorniczych z Łódzkiego MPK – mówi Ewa Kamińska-Bużałek, prezeska Fundacji Łódzki Szlak Kobiet.
– Janina Kończak mieszka poza Polską, jest za daleko, by przypominać o wydarzeniach sprzed 39 lat i pielęgnować kobiecą historię opozycji – kontynuuje.
Organizując obchody rocznicy Marszu Głodowego, Łódzki Szlak Kobiet nawiązał kontakt z działaczką „Solidarności”. Przyjechała do Łodzi – za własne pieniądze, Fundacja dopiero powstawała i nie mogła pokryć kosztów podróży. Opowiedziała historię, która wciąż jest tabu: internowanej matki, której dzieci trafiły do domu dziecka, kobiety bez dostępu do łazienki i środków higienicznych. – Zwraca uwagę na to, co znika w wielkiej narracji, a czemu towarzyszy często wstyd. Podczas przesłuchania dostała okres. To nie jest w powszechnej świadomości ta bohaterska krew z pola walki. Perspektywa internowanego mężczyzny i kobiety jest zupełnie inna – wyjaśnia Marta Zdanowska z Łódzkiego Szlaku Kobiet.
Fundacja utrwala historię – drobną, nie tą wielką, polityczną: dzięki temu, że organizując spacery animuje mieszkańców i mieszkanki miasta, dowiadujemy się m.in. jak wyglądała opieka nad dziećmi, kiedy praca była w systemie trzyzmianowym i poznajemy trud noszenia wody do pralki (abstrakcja, prawda?): wydaje się, że niby nic, że gdzieś w tle wydarzeń politycznych nie ma to najmniejszego znaczenia, a przecież to opowieść o życiu.
Dla łódzkich społeczniczek upamiętnienie Marszu Głodowego to jedno z najważniejszych osiągnięć. – Kiedy organizowałyśmy pierwsze spacery po mieście, pytałyśmy ich uczestników o Janinę Kończak. Ludzie nie mieli pojęcia o niej i znaczeniu tego wydarzenia. To się zmieniło – wspomina Ewa.
– Często jest tak, że kobiety nie dopominają się o pamięć. I dlatego też jesteśmy my: wydobywamy te historie.
Temat leżał na ulicy
Orbitowały wokół łódzkiego Klubu Krytyki Politycznej. Zaczynały dobrych kilka lat temu jako kolektyw Kobiety znad Łódki. – Każda z nas jest feministką – mówi Ewa. – I zajmuje się inną dziedziną: historią, sztuką, literaturą kobiet. W momencie, w którym się spotkałyśmy, działy się inspirujące rzeczy: pojęcie herstorii pojawiło się w przestrzeni publicznej, dla kobiet – np. uczestniczek Powstania Warszawskiego – znajdowano miejsce w narracjach miejskich, wychodziły nowe książki, choćby o Marii Janion, która swoją drogą jest związana z Łodzią, bo studiowała tu po wojnie – wyjaśnia Marta.
Ewa zauważyła, że temat kobiecej historii miasta leżał dosłownie na ulicy, zupełnie niepodjęty:
– Był boom na architekturę postindustrialną, ale z akcentem na to, kto tworzył fabryki, a nie kto w nich pracował.
A pracowały w nich m.in. babcie Marty i Ewy, które były włókniarkami. W przeciwieństwie do włókniarzy – ci mają swoją aleję – pozostawały na marginesie historii. Teraz, sportretowane przez Martę Madejską w „Alei Włókniarek” i przypominane przez Łódzki Szlak Kobiet są patronkami Szkoły Podstawowej nr 206 (z którą Fundacja współpracuje) oraz skweru przy Manufakturze – kompleksie handlowo-usługowym w murach dawnego zakładu włókienniczego.
– Wydawało nam się, że kobiet w historii Łodzi jest niewiele. Okazało się, że jest odwrotnie. I że to różnorodne bohaterki – pracownice, opozycjonistki, awangardowe artystki, poetki i pisarki – także tworzące w jidysz, tłumaczki – opowiadają Marta i Ewa.
Wśród nich Katarzyna Kobro, rozpoznawana w świecie artystka awangardowa, przez wiele lat pozostająca w zbiorowej pamięci w cieniu swojego męża Władysława Strzemińskiego, a nawet zupełnie przy nim ginąca. Dziś wraca się do jej liczącego już blisko sto lat projektu przedszkola – zapowiada się, że powstanie przy Akademii Sztuk Pięknych, z którą była związana. Irena Tuwim – o wiele mniej znana od swojego brata – pisarka i tłumaczka, której zawdzięczamy m.in. kochany przez kolejne pokolenia, mądry, ciepły i pełen polotu przekład „Kubusia Puchatka” (miś o bardzo małym rozumku w oryginale był dziewczynką, żadne inne tłumaczenie nie przyjęło się). Alina Szapocznikow – jedna z najwybitniejszych polskich rzeźbiarek, przeszła piekło łódzkiego getta. Michalina Wisłocka, ginekolożka i seksuolożka, dobrze funkcjonująca w świadomości starszych pokoleń, młodsze poznały ją dopiero kiedy na ekrany kin wszedł film „Sztuka kochania”, ale kto w ogóle kojarzył, że była z Łodzi? Urodzona w Łodzi i związana z łódzkim Uniwersytetem Medycznym Ala z „Elementarza”, czyli Alina Margolis-Edelman (była pierwowzorem postaci w czytance Mariana Falskiego) – wybitna lekarka prowadząca przełomowe badania nad cukrzycą, działaczka opozycji antykomunistycznej, po emigracji do Francji wciąż mocno wspierająca „Solidarność”.
Do Łódzkiego Szlaku Kobiet dołączyła Iza Olejnik, która wniosła ogromną wiedzę o Łodzi żydowskiej – jednym z celów Fundacji jest przypomnienie o tej części historii miasta, a służyć mają temu spacery szlakiem kobiet w łódzkim getcie. To dzięki społeczniczkom, ale też Centrum Dialogu im. Marka Edelmana, pojawia się w opowieści o Łodzi wreszcie Chawa Rosenfarb – łodzianka, po 1945 zamieszkała w Kanadzie, uznawana za najlepszą po II wojnie światowej pisarkę jidysz.
Lwią częścią działalności kolektywu na samym początku była organizacja tematycznych wycieczek szlakami kobiet. Cieszyły się rosnącą popularnością wśród różnych osób – kobiet, mężczyzn, starszych, młodszych. Miały już właściwie markę, z czasem coraz mniej wysiłków organizatorki musiały wkładać w ich promocję.
To już nie jest "feminstyczne dziwadło"
Kiedy członkinie grupy zebrały duży materiał o kobietach w łódzkiej historii, postanowiły założyć fundację. Odniosły sukces przygotowując pierwsze wnioski grantowe: – Wtedy okazało się, że jest dużo pracy, a mało rąk – wspominają.
Wśród kolejnych projektów, które realizowały było m.in. czytanie prozy Ireny Tuwim w podwórku, na którym się wychowała oraz „Kobiety mają moc” – warsztaty twórczego pisania z pisarkami i poetkami oraz zajęcia dla dzieci o superbohaterkach, a także „Miasto kobiet” – w stulecie przyznania kobietom praw wyborczych na 25 przystankach komunikacji miejskiej w Łodzi przy współpracy z miastem przypomniały o jego mieszkankach. Teraz kręcą filmy, historie łodzianek przypominają każdego dnia na swoim fanpage’u. Wciąż organizują spacery: najbliższy 8 marca.
A czy to wszystko coś daje? Irena Tuwim ma swój skwer, podobnie jak Michalina Wisłocka. Ale nie tylko. Jeszcze 5-10 lat temu postulat zwiększenia obecności kobiet w przestrzeni miejskiej spotykał się ze złośliwym uśmiechem.
– Wreszcie przestał być „feministycznym dziwadłem”. Łatwiej przekonywać nam do zmian i mamy ich poczucie – odnotowuje Ewa.
– Sami łodzianie i łodzianki, kiedy radni nadają nowe nazwy ulicom, upominają się o kobiety.
Społeczniczki wybierają często szlak pod prąd bieżącej polityki historycznej. Ich opowieści są też empowermentowe – bo taka jest właśnie historia Katarzyny Kobro: od biedy, przez doświadczenie przemocy do statusu światowej klasy artystki, która zapisała się na trwałe w kanonie awangardy.
Marta podkreśla coś jeszcze: nie pamięta z lat szkolnych, żeby w ogóle poznawała historię swojego miasta. To zawsze była historia Polski i Warszawy, Łódzki Szlak Kobiet zwiększa więc świadomość historii regionalnej. – Tożsamość Łodzi była dla mnie zupełnie niejasna. A w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że moja historia rodzinna jest jej częścią. Fundacja daje dobrą przestrzeń do odkrywania białych plam w historii Łodzi – miejsca tak niejednorodnego – mówi Marta.
Przydałby się przewodnik
Szlak się rozrasta: z archiwów wyłania się coraz więcej ciekawych postaci. Fundacja współpracuje z wieloma instytucjami, w tym bibliotekami i innymi organizacjami pozarządowymi. Zbiera też pierwsze nagrody – to m.in. Punkt dla Łodzi. Nominowana jest do Wioseł Kultury łódzkiej „Wyborczej”.
Wyzwania pozostają te same co zawsze: – Nie żyjemy z tej fundacji. Nie mamy w niej etatów. Nie pracujemy w Łódzkim Szlaku Kobiet na stałe. Siedzibą jest moje mieszkanie. Większość pracy wykonujemy społecznie. A wymaga to sporo czasu: kwerenda, przygotowania do spacerów, administracja – jak to w NGO-sach. Do tego stres związany z grantami – trzeba sporo szczęścia, osoby, która czytając wniosek poczuje, że to co robimy, jest ważne – opowiada Ewa. – Skądś bierze się zmęczenie społeczników i społeczników. Polityka też nie sprzyja takiej działalności.
Najbliższe plany Łódzkiego Szlaku Kobiet są śmiałe: to przewodnik, ale brakuje pieniędzy na jego wydanie. Poza tym, wejście w konkretne dzielnice: a więc spacery nie tylko po Śródmieściu, ale również m.in. po Widzewie i Stary Polesiu.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.