Nasze babki, prababki, praprababki: „zwykłe” kobiety, nie z pomników [felieton Kamińskiej-Bużałek]
Czy za sto lat nasze praprawnuczki będą wiedziały, że stoją za nimi pokolenia kobiet, które decydowały, organizowały się i gdy trzeba, zakładały płaszcze i buty, i szły protestować?
Jestem córką Anny, wnuczką Haliny, prawnuczką Eleonory, praprawnuczką Anny, prapraprawnuczką Józefy, praprapraprawnuczką Beaty, prapraprapraprawnuczką Heleny. Tyle pozwoliły mi ustalić zasoby archiwum.
„Zwykłe” kobiety
Od prób przedstawienia się po linii matrylinearnej zaczynają się czasem warsztaty czy spotkania dotyczące historii kobiet. Wypowiadamy głośno imiona tych, po których pozostały jedynie okruchy pamięci czy niewyraźny zapis w starych dokumentach, o ile te nie uległy zniszczeniu. Zwykle wiemy o nich bardzo mało – były, rodziły dzieci, miały ich troje, czworo, pięcioro, niektóre zmarły w niemowlęctwie. Z męską linią rodziny bywa zazwyczaj trochę łatwiej – zapamiętanym imionom przodków towarzyszą choćby zawody, które wykonywali. Przodkinie po prostu były.
Jeżeli jednak przyjrzymy się naszej nawet wyrywkowej wiedzy o tych, które pamiętamy lepiej, dostrzeżemy w ich mikrohistoriach opowieść o pchaniu świata do przodu. Wyjechała, chciała, zdecydowała… Pojedyncze herstorie, które składają się na emancypację i powolną zmianę trajektorii dziejów.
Piszę ten felieton w Łodzi, spójrzmy zatem na przykład łódzkich robotnic. Obchodzimy w tym roku równą, 50. rocznicę zwycięskiego strajku włókniarek, jak również 40. rocznicę „marszu głodowego” łodzianek, czyli największej manifestacji ulicznej okresu PRL. W tych wydarzeniach wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi, głównie kobiet. Każda miała swoją opowieść i swoje motywacje. Setki kobiet po rozważeniu za i przeciw zdecydowały: muszę zaprotestować, nawet jeśli to niebezpieczne.
Strajk z 1971 roku oraz marsz z 1981 roku nie przeszły bez echa, wywarły wpływ na rządzących i ich decyzje. Jednak w narracji o opozycji w PRL, jeśli już pojawiają się głosy ich uczestniczek, to na marginesie. Zwykle ustępują miejsca np. analizom dotyczącym konfliktów frakcji w „Solidarności” czy zmian personalnych we władzach. Główny nurt to wciąż polityka rozumiana jako walka o stołki, a historia codzienności jest rzeczą poboczną.
Ginie w tym wszystkim także opowieść o oddolnym oporze, o radykalnych decyzjach podejmowanych w domowym zaciszu – również przez nasze babki, prababki, praprababki. „Zwykłe” kobiety, nie z pomników.
Zastanawiam się czasem, jak zostanie opisane po latach nasze życie. Na przykład protesty związane z próbami – niestety udanymi – zaostrzenia w Polsce prawa aborcyjnego. Kto stanie się ich głównym bohaterem? Czy na pewno my, które zdecydowałyśmy wyjść na ulice, mimo obaw o bezwzględność policji i władzy? Czy może badacze skoncentrują się na strategiach prezesa partii rządzącej, a opowieść o strajku kobiet zamieni się w narrację o konfliktach w koalicji oraz o roli Kościoła? Czy za sto lat nasze praprawnuczki będą wiedziały, że stoją za nimi pokolenia kobiet, które decydowały, organizowały się i gdy trzeba, zakładały płaszcze i buty i szły protestować?
Ewa Kamińska-Bużałek – animatorka kultury, pomysłodawczyni projektów społeczno-kulturalnych, związana od lat z organizacjami pozarządowymi. Prezeska Fundacji Łódzki Szlak Kobiet. Oprowadza po Łodzi śladami kobiet.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.