W mieście przyszłości każdy ma dostęp do wysokiej jakości usług publicznych [felieton Agnieszki Krzyżak-Pitury]
Udostępniając swoim podatnikom wysokiej jakości usługi publiczne, które potrzebne są szczególnie w tym newralgicznym momencie, jakim jest zakładanie rodziny, można zatrzymywać u siebie właśnie rodziny z dziećmi.
Dwa plus dwa i pies. Najlepiej biszkoptowy labrador. Tak wygląda wymarzona rodzina młodych Polaków. Na taki model wskazuje 50% badanych, na chęć posiadania trójki dzieci - 28%.
86% kobiet i 76% mężczyzn, którzy nie posiadają dzieci deklarują chęć ich posiadania, co jest zadziwiające, bo deklaracje te nie potwierdzają ogólnych trendów wskazujących na odwrót młodych od chęci posiadania dzieci.
Wyzwania społeczne są jednak skomplikowanymi i wielowątkowymi zagadnieniami. Oczywistym jest, że deklaracje różnią się od faktycznych decyzji i działań. Tak jest i w tym przypadku. Warto się jednak pochylić nad wynikami różnorodnych badań, żeby zastanowić się, co faktycznie tak diametralnie wpływa na inne od deklarowanych decyzje Polaków związane z rodzicielstwem. Taka analiza może dać rządzącym wiele wskazówek, jak tworzyć odpowiedzialną i długofalową politykę demograficzną. Brak uważności na płynące z badań i zachowań wnioski może prowadzić wprost w przeciwnym kierunku, do podziału społeczeństwa płytkimi ocenami o “dawaniu w szyję” i “egoizmie współczesnych kobiet”, które nie chcą mieć dzieci oraz katastrofy urbanistycznej realizującej “ambicje mieszkaniowe Polaków”, jak nazywają marzenie o domku z ogródkiem rządzący.
Co ma miasto do dzietności?
Najnowsze statystyki prezentowane przez GUS bazujące na Narodowym Spisie Powszechnym z 2021 r. łamią goszczący w naszej świadomości mit o tym, że rodziny z dziećmi nie chcą mieszkać w miastach. Okazuje się być zupełnie odwrotnie. Wśród obszarów odznaczających się najwyższym poziomem urodzeń królują duże miasta (wyjątkiem jest Łódź). Wiemy już od dawna, że kobiety stanowią większość osób z wyższym wykształceniem w Polsce. Większość z nich mieszka i pracuje w dużych miastach, nawet jeśli formalnie zarejestrowane są w swoich rodzinnym miejscowościach. Jednak w momencie, gdy kobiety zaczynają myśleć o założeniu rodziny istotny staje się dla nich tzw. meldunek. Dlaczego?
Zameldowanie w dużym ośrodku miejskim daje dostęp do usług publicznych, takich jak: opieka okołoporodowa, żłobek, przedszkole, przychodnie, komunikacja miejska itp. I to jest pierwsza doskonała wskazówka dla samorządów, które mogą świadomie kształtować politykę demograficzną swoich miast.
Ale też politykę zatrudnienia. Okazuje się bowiem, że udostępniając swoim podatnikom wysokiej jakości usługi publiczne, które potrzebne są szczególnie w tym newralgicznym momencie jakim jest zakładanie rodziny, można zatrzymywać u siebie właśnie rodziny z dziećmi. Szczególnie, że wśród badanych kobiet, te z wyższym wykształceniem mające co najmniej jedno dziecko, wyraźnie częściej niż pozostałe jeszcze planują potomstwo (28%).
Jednak sprawa nie jest tak prosta. I tutaj wracamy do marzeń o domku z ogrodem. Myśl o wyprowadzeniu się na przedmieścia pojawia się, gdy w rodzinie pojawia się drugie dziecko. Okazuje się bowiem, że w mieszkaniu robi się ciasno, szczególnie, że dzieci dopiero zaczynają rosnąć.
Mieszkania w dużych miastach są zwyczajnie zbyt drogie, jeśli już ktoś ma realną możliwość je kupić. Zdolność kredytową ma jedynie 55% małżeństw z jednym dzieckiem, a w przypadku osoby samotnie wychowującej dwoje dzieci jest to jedynie 15% z nich. A to badania jeszcze sprzed podwyżek stóp procentowych. Skąd zatem decyzje rządzących, aby nadal wspierać właśnie tą formę pozyskiwania mieszkania? “Polacy najczęściej kupują mieszkania na kredyt więc tę formę jego pozyskiwania należy wspierać” - tak czytamy w projekcie Strategii Demograficznej 2040, co wydaje się być decyzją absurdalną i niesprawdzającą się od lat.
Dotowanie wkładu własnego do zakupu nowego mieszkania jest rozwiązaniem dostępnym jedynie dla wąskiej grupy osób i wydaje się być raczej instrumentem wspierania rynku deweloperskiego.
Brak programów wsparcia taniego wynajmu, budownictwa społecznego lub innych form mieszkalnictwa dla rodzin powoduje, że rodzice wpadają w kilkuletni proces wyprowadzki na suburbia. W porównaniu do kosztów kredytu na mieszkanie dla czterech osób, wybudowanie się na działce w odległości 20-40 km. od miasta wydaje się być do przełknięcia. Brak dostępnych terenów zielonych czy parków w każdej dzielnicy, smog i hałas uliczny jedynie wspiera takie decyzje.
Samonakręcające się spirala
I tak zaczyna się samonakręcająca się spirala problemów, którą trudno jest zatrzymać. Podwójna pułapka ujawniające wiele niedociągnięć i luk legislacyjnych, z którymi mamy w Polsce do czynienia.
Po pierwsze, ogrom problemów związanych z rozlewaniem się tzw. budownictwa łanowego, które nie jest kształtowane przez żadne regulacje. Szczególnie atrakcyjne zaczyna ono być w obliczu legalizacji budowy określonego metrażu bez koniecznych posiadania zezwoleń, zwanego programem “Dom bez formalności”. Wiadomo - wyobraźnia naszego narodu nie zna granic. Powstają więc osiedla domków i segmentów po środku pola, z daleka od jakichkolwiek usług społecznych, komunikacji publicznej czy terenów rekreacyjnych. To zaś tworzy kolejne problemy społeczne. Uzależnienie komunikacyjne od samochodu, które odczuwają nie tylko mieszkańcy wspomnianych suburbiów, ale też mieszkańcy miast docelowych, jak i tych zlokalizowanych na drogach dojazdowych. Mocno odczuwają to np. Łomianki, których mieszkańcy skazani są na stanie w godzinnych korkach chcąc się poruszać po swojej miejscowości, z powodu właśnie zlokalizowania na drodze dojazdowej do Warszawy. Konsekwencje korzystania z samochodu jako jedynego możliwego sposobu dojazdu do pracy, szkoły i przedszkola znamy: zanieczyszczenie powietrza spalinami, oczekiwania społeczne dotyczące poszerzania dróg dojazdowych i budowania kolejnych parkingów w miastach. Do Warszawy codziennie wjeżdża milion (!) samochodów. Ta sytuacja zaś tworzy napięcia między władzami Stolicy i miejscowości z jej obwarzanka, a także ogromne wyzwania metropolitalne.
Pokolenia skazane na zależność
W swojej książce “Powrotnicy” dr hab. Katarzyna Kajdanek opisuje całe pokolenia nastolatków i młodych dorosłych, którzy mają ogromny żal do swoich rodziców, właśnie za przeprowadzkę na przedmieścia. Dlaczego? Ludzi trafiają do wymarzonego domku zazwyczaj, gdy dzieci wychodzą już z wieku przedszkolnego i wczesnoszkolnego. To czas budowania relacji, usamodzielniania się, separowania od rodziców. Kamienie milowe w rozwoju człowieka, które nie mają możliwości odbycia się u uzależnionych od samochodowej podwózki nastolatków. Codzienne pakowanie się jak na obóz, bo nie można wejść do domu na chwilę. Godziny spędzone w samochodzie, prace domowe odrabiane w drodze. Niemożliwość spotkania się z rówieśnikami po szkole czy wyjścia wieczorem. Brak możliwości późnego powrotu po kinie czy koncercie. Zmęczenie, osamotnienie, apatia.
Jaki wpływ na zdrowie psychiczne, umiejętność samodzielnego kierowania swoim życiem czy dalsze wybory życiowe będzie miało to zjawisko?
Tego jeszcze nikt nie bada. Podobnie jak potencjalnej sytuacji rodziców, którzy jako seniorzy tracący samodzielność i zdolność poruszania się samochodem pozostaną sami, bez swoich dzieci po środku pola kapusty.
Miastotwórczość jako narzędzie polityki demograficznej
W swojej książce “Wychylone w przyszłość” Joanna Erbel zachęca do optymistycznego myślenia o przyszłości. Tworzenia pozytywnych scenariuszy, jako kontry do powszechnie panujących destrukcyjnych koncepcji tego, co nas spotka. Postaram się takie właśnie wykreować, bo wierzę, że miasta mogą być dobrym miejscem do życia. Świadomie kształtowane przez polityków słuchających swoich mieszkańców, ale nie tylko tych dorosłych płacących podatki, ale też tych których codziennie nie widać: tzw. milczących użytkowników - dzieci, seniorów, osób z niepełnosprawnościami, ich opiekunów.
Miasta przyszłości widzę je jako demokratyczne organizmy, tworzone w myśl koncepcji miast 15-to minutowych, w których każdy ma dostęp do wysokiej jakości usług publicznych w swoim otoczeniu. Widzę dzieci na ulicach, samodzielnie idące do szkoły, bo każda z nich zapewnia ten sam poziom edukacji, więc nie ma potrzeby jechać do tej “lepszej” na drugim końcu miasta.
Boisko, plac zabaw, park, basen są w najbliższym otoczeniu, więc młodsi i starsi mogą spędzać czas wolny tam gdzie chcą. Ulice są dostępne dla pieszych, pozbawione spalin i hałasu samochodowego. Ruch międzydzielnicowy odbywa się wygodną i punktualną komunikacją publiczną, która ma priorytet w ruchu, więc nikt myśli nawet nie myśli o jeździe samochodem. Ba, nawet o jego kupnie. W razie potrzeby korzysta w usługi mobilności współdzielonej.
Agnieszka Krzyżak-Pitura - założycielka i prezeska Fundacji Rodzic w mieście, aktywistka, placemakerka, matka trójki.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.