– Jak to zrobić, jak o tym myśleć, żeby każdy, niezależnie od tego kim jest, jaki jest, jakie ma cechy, czuł się tutaj dobrze – z Ewą Stokłuską, zastępczynią Dyrektora Centrum Komunikacji Społecznej rozmawiamy o rozpoczynających się pracach nad miejską polityką różnorodności.
Magda Dobranowska-Wittels: – Prace nad polityką różnorodności miały się rozpocząć na wiosnę 2020 r. Pandemia, lockdown i wszystko, co się z tym wiąże spowodowało, że tak się nie stało. Ale teraz możemy zapowiadać już powrót do prac?
Ewa Stokłuska, zastępczyni Dyrektora Centrum Komunikacji Społecznej: – Tak, prace miały ruszyć na wiosnę, ale covid wywrócił wszystko do góry nogami. Mieliśmy zaplanowany proces, który w znacznej mierze opierał się na spotkaniach. A tu nie dość, że nie można tych spotkań organizować, to generalnie musimy, biorąc pod uwagę na jakich efektach nam zależy, przemyśleć formułę tych prac w wydaniu częściowo wirtualnym. Trochę czasu nam to zajęło, ale doszliśmy do momentu, że we wrześniu ruszyliśmy z pracami.
Pierwszy etap, od września do końca roku, będzie polegał na wypracowaniu założeń. Chcemy przeprowadzić kilka warsztatów, w których wezmą udział zaproszeni przedstawiciele organizacji społecznych i instytucji miejskich. Będziemy z nimi dyskutować, żeby nakreślić ramę tego dokumentu, przygotować założenia, czyli mieć coś, z czym wyjdziemy do mieszkańców.
To nie oznacza, że mieszkańcy dostaną już gotowy dokument do konsultacji. Nie będziemy zbierać tylko uwag do tekstu. Nie chcemy jednak zaczynać z nimi rozmowy z zupełnie białą kartką, ale jednak z jakąś próbą zdefiniowania tematu, z najważniejszymi kierunkami.
Od stycznia do marca planujemy otwarty etap prac, w formule konsultacji społecznych. Tak, jak to się zwykle odbywa w mieście, jeśli chodzi o prace nad politykami czy programami operacyjnymi. Wtedy będziemy już rozmawiać o tym, jak mieszkańcy rozumieją pojęcia zawarte w polityce, czy podoba im się, czy też nie podoba proponowany kierunek działań, jakie mają pomysły na to, jak różnorodność powinna być uwzględniona w politykach miejskich.
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to do końca marca skończymy konsultacje, potem dajemy sobie trochę czasu na to, żeby napisać sam dokument. Na szczęście polityka powinna mieć raczej 20 niż 50 stron, ale zakładam, że do końca czerwca potrzebujemy czasu, aby to spokojne napisać. Najpóźniej na początku trzeciego kwartału będziemy chcieli ten dokument przyjąć.
To jest oczywiście harmonogram, który zakłada, że zarówno my w CKS-ie, jak i inne zaangażowane w ten proces osoby i instytucje pracują sprawnie, ale jak wiadomo różne rzeczy mogą się wydarzyć. Podstawowy scenariusz zakłada, że politykę powinna przyjąć uchwałą Rada Warszawy, ale nie zawsze tak to wygląda. Ostatnio politykę kulturalną podpisał na przykład Prezydent, wtedy oczywiście sprawy idą szybciej.
Nie będziemy walczyć z różnorodnością
Gdy jeszcze w styczniu, podczas posiedzenia Warszawskiej Rady Pożytku zapowiadałaś rozpoczęcie prac nad polityką różnorodności, powiedziałaś, że to w zasadzie nie będzie rozmowa o tym, czy w ogóle taką politykę chcemy, tylko jaką ją chcemy, czyli z czym ona się wiąże, z jakimi ryzykami w mieście, jak ją wspierać. Czy to założenie jest utrzymane?
– Tak, jak najbardziej. Oczywiście, polityka nie jest dokumentem, który bierze się z powietrza. Jest osadzona i powiązana ze Strategią Rozwoju Miasta, która mówi wprost, że Warszawa ma być miastem dla wszystkich. Otwartym na nowych, różnych mieszkańców. W strategii dominuje myślenie, że społeczna tkanka miejska jest z definicji różnorodna i traktujemy tę różnorodność jako wartość. Nie będziemy z nią walczyć, a raczej zastanawiać się, jak z niej korzystać, jak ewentualnie radzić sobie z wyzwaniami, które być może się z nią wiążą. To jest nasz punkt wyjścia. Mówimy wprost, że nie będziemy dyskutować o tym, czy Warszawa powinna uważać różnorodność za wartość. Taka jest agenda obecnych władz miasta. Zamierzamy różnorodność docenić i korzystać z niej z pełną świadomością tego, że może nie wszyscy zgadzają się z takim podejściem. Rozumiemy, że dla różnych osób różnorodność, nieheterogeniczność społeczna jest czymś trudnym, co budzi różne lęki i należy na nie odpowiadać. Zdajemy sobie sprawę, że są też realne ryzyka, które wiążą się z różnorodnością.
Z drugiej jednak strony chodzi o to, aby tę różnorodność aktywnie rozwijać, czyli tworzyć przyjazne warunki do życia wszystkim ludziom, którzy przyjeżdżają do Warszawy, mieszkają tu. Ze wszystkim tym, co nas różni jako mieszkańców. Jak to zrobić, jak w ogóle o tym myśleć, żeby każdy, niezależnie od tego kim jest, jaki jest, jakie ma cechy, czuł się tutaj dobrze.
Ważną rzeczą zatem, od której planujemy zacząć prace, jest wyznaczenie sobie takich wymiarów różnorodności, które nas interesują. Wydaje mi się, że termin „różnorodność” nie był dotąd de facto szczególnie używany w kontekście polityki miasta. Mówiło i mówi się raczej o równym traktowaniu. Teraz zajmujemy się trochę innym terminem i trzeba go sobie porządnie zdefiniować: co mamy na myśli, jakie aspekty różnorodności w ogóle chcemy poruszyć w tej rozmowie. Czy mamy zastanawiać się tylko nad takimi zagadnieniami, które „standardowo” kojarzą się z różnorodnością społeczną, jak np. bycie cudzoziemcem czy osobą nieheteronormatywną? Co zrobić np. z niepełnosprawnością, która teoretycznie jest już zaopiekowana w innych dokumentach i programach? Pojawiają się też takie aspekty, które mają znaczenie jeśli chodzi o to, jak się ludzie czują i jak się w różnych momentach odnajdują w mieście ze względu na różnorodność związaną ze statusem materialnym, społecznym, wiekiem… Jest wiele czynników, które sprawiają, że nie możemy myśleć o mieście jako o zamieszkałym przez jakiś jeden „typ” warszawiaka. Będziemy próbowali możliwie wiele tych aspektów nazwać, zastanowić się na co one rzutują.
Kim są eksperci, którzy mają w tym pomóc?
– Oprócz zaangażowania przedstawicieli warszawskich organizacji społecznych, które zapraszamy do rozmowy z ich wiedzą i doświadczeniem na polu różnorodności podczas warsztatów, chcemy spotkać się również z mniejszym zespołem eksperckim, w którym znajdą się osoby specjalizujące się w zagadnieniach związanych z równym traktowaniem i różnorodnością, zarówno z organizacji społecznych, jak i ze środowiska akademickiego. To nie będą tylko osoby z Warszawy. Zaprosiliśmy do współpracy osoby, które są może w mniejszym kontakcie z miastem, czy z urzędem, ale dzięki temu będą miały zewnętrzne spojrzenie. Ten zespół nie będzie monitorował całego procesu. Jego rola jest bardzo pragmatyczna: podpowiedzieć nam, zwłaszcza na początku, jak w ogóle myśleć o języku dokumentu. Jakie wątki – na przykład z perspektywy osób, które zajmują się pracą z dokumentami strategicznymi w tym obszarze – są szczególnie istotne, żeby o nich nie zapomnieć.
Rozpoczynamy rozmowy od nazwania potrzeb i obaw
Jednym z początkowych założeń przy podejmowaniu prac nad tą polityką było także szerokie włączenie mieszkańców w konsultacje tego dokumentu. Mówiłaś wówczas o dialogu publicznym…
– To też jest aktualne. Podpisaliśmy umowę z Pogotowiem Facylitacyjnym, które będzie nam pomagało w prowadzeniu rozmowy o polityce z różnymi interesariuszami tego procesu. Jednym z elementów ich oferty, oprócz prowadzenia „tradycyjnych” otwartych spotkań, jest także przeprowadzenie debaty publicznej. Tutaj inspirujemy się metodą i podejściem propagowanym przez norweską organizację Nansen Center for Peace and Dialogue. Jest to organizacja, która – nie tylko w Norwegii – wspiera od strony facylitacyjnejróżne procesy społeczne, zwłaszcza w sytuacjach konfliktu. Metoda ta polega m.in. na tym, że rozpoczyna się rozmowy z uczestnikami procesów od nazwania potrzeb i obaw. Od początku stawia się sprawy możliwie otwarcie. Pracując w tym procesie, biorąc udział w spotkaniach, uczestnicy rozmawiają i wspólnie dochodzą do tego co i jak chcą przekuć na rozwiązania.
W 2018 r. realizowany był projekt, w ramach którego kilkadziesiąt osób w Polsce zostało przeszkolonych z prowadzenia procesów tą metodą. Byłam jedną z osób, które brały w nich udział, bardzo mnie to podejście zainspirowało i pomyślałam, że to jest dobry moment, żeby spróbować taki element włączyć do prac nad polityką różnorodności. Ta metoda zakłada także, że rozmawiając, na przykład o różnorodności, próbujemy najpierw ludzi skonfrontować z samym pojęciem, z tym jak oni je rozumieją. Nie są to żadne „tajne” formuły prowadzenia spotkań, tylko pewien pomysł na ćwiczenia, na to jak zorganizować grupę, jak ustalić rolę moderatora, żeby postawić ludzi w trochę innej sytuacji niż ma to zwykle miejsce podczas konsultacji. Nie ma klasycznego układu, gdy przychodzę, żeby wygłosić swoje zdanie. Przychodzę podzielić się doświadczeniem i suma tych doświadczeń ma nas doprowadzić do efektu końcowego. To jest inny typ dyskusji i myślę, że akurat w tym kontekście to może mieć znaczenie. Chcemy spróbować tego podejścia, bo bardzo się ono sprawdza w sytuacjach, gdy dochodzi do polaryzacji poglądów wokół jakiejś kwestii, a tak często bywa, gdy dotykamy tematu różnorodności.
A jeśli ktoś nie będzie chciał spróbować takiej formuły warsztatu, bo te rozmowy trochę trwają, to zawsze będzie mógł przyjść na tradycyjne spotkanie konsultacyjne, które także będą organizowane.
Przyjmujemy – może asekuracyjnie, ale też w miarę odpowiedzialnie – że temat różnorodności jest trudny, chociaż może nie powinien. Ludzie, gdy słyszą to słowo, dopowiadają sobie różne rzeczy. „Różnorodność” budzi często jakiś rodzaj lęku czy sprzeciwu, więc jeżeli mamy o tym rozmawiać, to spróbujmy porozmawiać nie tylko o tym, co nas dzieli, ale o samym temacie, o faktach. Kluczowe i powiązane z tym jest nasze założenie, że nie stawiamy pytania „Różnorodność – tak czy nie?”. Raczej: jaka różnorodność, jak sobie z nią radzić.
Prawdopodobnie tysiąc lat temu było inaczej, ale obecnie żyjemy w bardzo, bardzo różnorodnej społeczności. Dlatego chcemy o tym rozmawiać. Nie musi być tak, że jesteśmy za albo przeciw. Możemy zacząć od zrozumienia, co to właściwie dla nas oznacza, jakie są przejawy tej różnorodności w naszym życiu jako mieszkańców.
Poza tym, to jest szansa na pierwsze użycie tej metody w Polsce w stricte konsultacyjnym procesie. Wiem, że część osób, które się go uczyły, próbuje pracować z tym podejście w kontekstach pozarządowych, ale jeszcze nie słyszałam o samorządzie, który by tego próbował. Może więc to jest dobra okazja, aby pokazać, że jest taka metoda. To nie jest inna metoda partycypacji, raczej inna metoda facylitacji spotkań, która inaczej ustawia dynamikę rozmowy.
Wspomniałaś, że będziecie dążyli do tego, aby ten dokument został przyjęty przez Radę Warszawy, co też być może będzie wymagało jakiejś pracy z radnymi. Czy tutaj przewidujecie również tego typu formy?
– Myślę, że nie da się tego pominąć. Jesteśmy w kontakcie z przewodniczącą Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, do której to komisji ten dokument zapewne trafi. Będziemy z nią współpracować od początku, zapraszać na spotkania. Szykujemy się także na to, że jeśli dokument trafi pod obrady Rady, to będziemy się spotykać i rozmawiać z radnymi na tyle, na ile to będzie potrzebne. Niezależnie od tego, radni – tak jak wszyscy mieszkańcy i mieszkanki – są zaproszeni do udziału w tym procesie, więc jeśli tylko będą chcieli się zaangażować, to zapraszamy ich do udziału w konsultacjach po nowym roku.
Już w lutym, gdy zapowiadałaś początek prac, Marta Lewandowska z Warszawskiej Rady Pożytku, zwróciła uwagę, że już wówczas w mieście toczyły się prace nad dokumentami operacyjnymi do strategii Warszawa2030. Marta Lewandowska apelowała, aby – mimo iż polityki różnorodności jeszcze nie ma – tę ,perspektywę uwzględniać w tych dokumentach. Jak oceniasz, czy masz taką wiedzę, czy ta perspektywa w tych dokumentach się znajduje albo na ile jest możliwe, żeby została uwzględniona jeszcze zanim powstanie polityka różnorodności…
– To jest nadal możliwe, ponieważ większość prac nad programami utknęła w związku z covidem. Teraz jesteśmy w takiej „komfortowej” sytuacji, że poza programem ochrony środowiska, który już był w konsultacjach, wszystkie pozostałe programy dopiero powstają.
Różnorodność już jest uwzględniana w miejskich dokumentach
W CKS-ie pracujemy nad Programem Wspólnota. Mieliśmy opóźnienia, ale akurat my się nie zatrzymaliśmy, więc mam nadzieję, że ten program powstanie jeszcze w tym roku. Prace nad samym projektem trwały już wcześniej i ten rok to już było przelewanie tego na papier. Jeden z celów tego programu mówi właśnie o otwartości na różnorodność i o wykorzystaniu potencjału różnorodności. Oczywiście jest tak, że różnych rzeczy, które jeszcze w styczniu wydawało nam się, że będą świetnymi pomysłami na projekty, nie uda nam się zrealizować, ponieważ na pewno nie będzie na to środków w najbliższym roku. Ale mamy zapisany ten cel i działania, które chcemy prowadzić na rzecz edukacji o różnorodności, budowania podstaw otwartości i wspierania tych grup mniejszościowych, które tego wsparcia potrzebują.
Jeśli chodzi natomiast o inne programy, to jako CKS jesteśmy w różnych grupach roboczych i jak tylko te prace wrócą, to będziemy tego wątku pilnować. Chociaż mam poczucie, że różnorodność jest już w tych dokumentach na różne sposoby uwzględniana. Nie zgubiliśmy tego na pewno w tych programach, które najbardziej dotyczą tematów społecznych. Nie czekamy na powstanie polityki. Wiemy, że w różnych obszarach życia biorą udział różni mieszkańcy, więc staramy się tego pilnować już teraz. Zwłaszcza w projektach o charakterze społecznym jest to już dosyć oczywiste, więc nie musimy się jakoś strasznie z tym tematem przypominać.
Czy w Polsce mamy jakieś wzory, na których można się opierać, tworząc taką politykę? Czy inne miasta mają takie dokumenty?
– Niektóre miasta mają dokumenty strategiczne dotyczące tych zagadnień, ale nie ma wielu takich przykładów. Poznań dopiero co zaczął prace i ma powołany zespół do spraw różnorodności.
Najważniejszym przykładem jest oczywiście gdański Model na rzecz Równego Traktowania. On w tytule nie ma „różnorodności” tylko „równe traktowanie”, ale ma wiele punktów wspólnych z tym, co chcemy zrobić w Warszawie. Jest też gdański Model Integracji Imigrantów. Kraków ma program „Otwarty Kraków”. Wrocław jest wśród tych miast, które od dłuższego czasu mają np. program dotyczący wielokulturowości miasta. To są dla nas najważniejsze azymuty.
Ewa Stokłuska – zastępczyni dyrektorki Centrum Komunikacji Społecznej UM st. Warszawy. Odpowiada za pracę Wydziału Równego Traktowania i Wydziału Wzmacniania Wspólnoty Lokalnej. Z wykształcenia i doświadczenia socjolożka, badaczka społeczna, facylitatorka i trenerka. Przez wiele lat związana z sektorem pozarządowym (głównie w obszarze partycypacji obywatelskiej), od 2017 roku pracowniczka samorządowa - najpierw w Gdyni, teraz w Warszawie.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23