Marta Lewandowska: Nie ma obszaru życia, którego nie dotyczyłyby kwestie równości i równego traktowania
– To rodzaj miękkiego zobowiązania Miasta i wszystkich, którzy poczuwają się do jego współtworzenia. Cieszy, że jest to dokument otwarty, bardzo szeroko traktujący kwestie równości, nie skupiający się na wybranych grupach. Nie ma też charakteru festynowego, mówi również o trudnych rzeczach, jak kwestie bezpieczeństwa czy ksenofobiczne postawy – o Polityce różnorodności społecznej m.st. Warszawy, jej zapisach i szansach na realizację rozmawiamy z Martą Lewandowską, przewodniczącą BKDS ds. Równego Traktowania.
Jędrzej Dudkiewicz, warszawa.ngo.pl: – W Warszawie przyjęto Politykę różnorodności społecznej. Dlaczego ta różnorodność jest tak ważna?
Marta Lewandowska, przewodnicząca BKDS ds. Równego Traktowania: – Jesteśmy w momencie, gdy okazuje się, jak łatwo sąsiad może zabijać sąsiada, wziąć broń do ręki, by atakować lub bronić się. Możemy zastanawiać się, jaką rolę odegrać w sytuacji wojny i to takiej, która ma miejsce tak blisko, ale możemy też zadać pytanie, jak to w ogóle możliwe, że do czegoś takiego dochodzi. Szukanie odpowiedzi, tak jak budowanie społeczeństw, które nie wchodzą na tę ścieżkę, to bardzo długi proces.
Jego kluczowym elementem jest widzenie – za wszelką cenę – człowieka w drugiej osobie. Także wtedy, kiedy z różnych stron słyszymy, że jacyś ludzie są mniej równi, nie zasługują na to samo lub w ogóle nie powinno ich być. To, co możemy zrobić, to właśnie patrzeć na siebie, jak na ludzi i nie ulegać pokusie hierarchizacji oraz dystansowania się od innych ze względu na różnego rodzaju cechy.
Nie wierzę w wielkie osiągnięcia w tym zakresie za mojego pokolenia, ale jednocześnie trudno wyobrazić mi sobie moją drogę bez przynajmniej nadziei, że zmiana jest możliwa. Taki dokument może być jednym z bardzo wielu kroków w dobrym kierunku.
Proces powstawania Polityki także był długi. Opowiedz trochę o tym.
– To był o wiele dłuższy proces niż może się wydawać. Sięgam pamięcią do czasu sprzed kilkunastu lat, kiedy zaczęły się prace nad dokumentem Warszawa różnorodna. Zaangażowało się wtedy wiele organizacji pozarządowych oraz osób, także z Urzędu m.st. Warszawy, dzięki czemu ten dokument powstał, ale nigdy nie ujrzał światła dziennego. Postawiło to pod znakiem zapytania zaufanie i sens angażowania się w procesy publiczne, tym bardziej, że wiązano z tym duże nadzieje.
Wykrzesanie energii do tworzenia Polityki różnorodności społecznej m.st. Warszawy było więc stosunkowo trudne i mam dużo zrozumienia dla tych, którzy – zwłaszcza początkowo – odnosili się do tego z rezerwą. Na przestrzeni tych lat oczywiście zmieniło się bardzo dużo, zarówno w NGO, jak i samym mieście, ale wydaje mi się istotne, by podkreślić, że to, co jest teraz, stanowi wynik pracy wielu osób, które być może zostały już niekiedy zapomniane.
Polityka pojawiła się pod parasolem Strategii #Warszawa2030. Gdy, w związku z nową strategią, zaczęła kształtować się bardziej przejrzysta struktura dokumentów miejskich, uznaliśmy, że to dobry moment, by wrócić do tematu różnorodności. Tym bardziej, że z licznych powodów społecznych i politycznych temat ten wymagał bardziej jednoznacznego głosu Urzędu m.st. Warszawy. Branżowa Komisja Dialogu Społecznego ds. Równego Traktowania długo i regularnie upominała się o taki dokument i w którymś momencie uznaliśmy, że spróbujemy wzmocnić ten głos poprzez Warszawską Radę Pożytku. Ostatecznie udało się przygotować Politykę dzięki dużemu zaangażowaniu osób z Wydziału Równego Traktowania, osób – zaproszonych do współtworzenia oraz konsultacji – reprezentujących różne grupy i sektory, a także sprawnej facylitacji całego procesu.
Jesteście – jako BKDS i organizacje – zadowoleni z efektów, dokument odpowiada na potrzeby?
– Myślę, że jest on wynikiem pewnego konsensusu i jest taki, jaki mógł być, biorąc pod uwagę okoliczności, ograniczenia, interesy.
Staram się nie patrzeć na Politykę, jak na osobny, zamknięty materiał. Mam poczucie, że to tylko punkt wyjścia. Na pewno nie załatwia ona wszystkiego. W zasadzie mówi tylko o tym, na co powinniśmy zwracać uwagę, co powinno się dziać, co nie, jak różne rzeczy w mieście powinny wyglądać. Nie ma konkretnych, szczegółowych instrukcji, nie ma konsekwencji braku realizowania zapisów, nic nie zostaje narzucone.
To rodzaj miękkiego zobowiązania miasta i wszystkich, którzy poczuwają się do jego współtworzenia. Trudno mi mówić o zadowoleniu z Polityki, nie widząc jeszcze jej oddziaływania, ale cieszy mnie, że jest to dokument otwarty, bardzo szeroko traktujący kwestie równości, nie skupiający się na kilku wybranych grupach. Nie ma też charakteru festynowego, to znaczy nie skupia się na tym, że mamy się bawić, radować i dzielić, ale mówi również o trudnych rzeczach, jak kwestie bezpieczeństwa, czy ksenofobiczne postaw znacznej części osób mieszkających w Warszawie. Jest sporo o dostępie do usług, zwraca uwagę na to, co do tej pory często nie było dostrzegane. Tak więc jest to bardziej otwarcie tematu.
Brzmi wspaniale, podobnie jak wstęp, w którym zapisano, że każda osoba w mieście powinna czuć się bezpiecznie, nie być dyskryminowana i mieć szansę realizacji swojego potencjału. Tak, jak mówisz, są tam jednak miękkie rekomendacje. Czy są one realne i jak patrzysz na możliwość ich wdrażania?
– Ogólność Polityki ma swoje konsekwencje. Umówiliśmy się w Mieście, że mamy drabinkę dokumentów, od bardziej ogólnych po bardziej szczegółowe i takie, które są czysto operacyjne. Oznacza to jednak, że każda, nawet wydawałoby się drobna rzecz, którą robi Miasto powinna realizować to, co znajduje się na górze, czyli co zostało zapisane w Polityce.
Długo zastanawialiśmy się, czy to odpowiedni typ dokumentu, by mówić o różnorodności, ale uznaliśmy, że tak, bo pokazujemy, iż w zasadzie nie ma obszaru życia, którego nie dotyczyłyby kwestie równości i równego traktowania.
Nie jest tak, że są biura, dla których to jest ważne, a inne – dajmy na to odpowiedzialne za transport – nie są z tym zagadnieniem związane. Transport też może być obszarem wykluczenia lub nierównego traktowania. Dobrze więc, że jest to polityka, ale teraz po stronie zarówno miasta, jak i NGO leży, by zająć się przekładem tego, co ogólne na konkrety.
Należy przyjrzeć się poszczególnym instytucjom, sprawdzić, jakie zjawiska o charakterze dyskryminacyjnym zachodzą w żłobkach, przedszkolach, szkołach, transporcie, kulturze, etc. Czy np. specyfika domów kultury, z której wynika, że większość działań jest odpłatna nie prowadzi w konsekwencji do replikowania wykluczenia ekonomicznego w przestrzeni, która ma być włączająca, integrująca?
To wszystko są trudne zagadnienia, wymagające pracy i traktuję to jako wielką odpowiedzialność Miasta, że będzie brać pod uwagę, na ile to, co robi jest włączające, dostępne i równe. I nie chodzi mi tylko o ofertę, działania, ale też same jednostki miejskie, np. czy zatrudniają osoby z różnych grup społecznych. Innymi słowy – na ile różnorodność Warszawy jest reprezentowana w samych instytucjach Miasta.
To bardzo duże wyzwanie. Czy jako BKDS będziecie to monitorować?
– 22 czerwca 2022 r. mamy zaplanowane spotkanie i jeden z punktów brzmi „Polityka różnorodności społecznej i co dalej?”. Chcemy zastanawiać się, jakiego typu kroki należy wykonać. Nie ukrywam, że mam sporo obaw. Chociażby pamiętając, że nie ma już w mieście funkcji Pełnomocnika ds. równego traktowania, co wydaje się pewną niekonsekwencją w stosunku do tego, o czym mówi Polityka. Nie możemy słuchać tylko tych, których głos jest donośny, ale w szczególności powinniśmy zwracać uwagę na tych, którzy są słabsi, mniej dostrzegalni. To była rola pełnomocnika i mam nadzieję, że uda się przywrócić tę funkcję.
Tak samo liczę, że włączanie kwestii równego traktowania do aktualizowania dotychczasowych oraz tworzenia nowych programów i działań będzie czymś oczywistym. A tak się nie stanie, jeżeli ktoś nie będzie miał poczucia, że należy się tym zająć. Taka jest więc też rola BKDS: by przyglądać się procesom związanym z planowaniem działać i dawać znać, że dobrze byłoby coś zrobić, dodać.
Tak, jak mówiłam, sytuacja polityczno-społeczna jest inna, niż kiedy zaczynaliśmy tworzyć Politykę i tym bardziej trzeba zająć się tematem różnorodności. Z jednej strony budzi to nadzieję, że nie będzie to coś dodatkowego, tylko ważny filar funkcjonowania miasta, z drugiej – jest obawa, że niektórzy będą mieć pokusę skupienia się na jednej lub kilku grupach. Weźmy wojnę – kiedy dzieje się coś takiego i przybywa do nas bardzo dużo osób z Ukrainy, możemy czuć się zwolnieni z odpowiedzialności za inne osoby wymagające wsparcia , np. ludzi z granicy białoruskiej. Powoduje to, że pewne społeczności mogą być wręcz jeszcze bardziej dyskryminowane i narażone na przemoc, bo nie należą do grupy, którą aktualnie ochoczo się zajmujemy. Dobrze byłoby tego uniknąć.
Moją wątpliwość budzi jeszcze to, że przecież w 2019 roku podpisano, bardzo wpisującą się w Politykę różnorodności społecznej, Warszawską Deklarację LGBT+. Tyle, że wciąż wiele zapisów nie zostało zrealizowanych, a te, które zostały spełnione wymagały długiej i mozolnej pracy. Co o tym myślisz?
– Powiem tak – starania BKDS o politykę różnorodności rozpoczęły się przed Deklaracją. Przyhamowaliśmy jednak te działania, także na wniosek NGO, które za nią stały. Myślenie było takie, że istnieje pewne zagrożenie, iż zajęcie się różnorodnością w sposób szeroki da argument, by odrzucić Deklarację. Organizacje za nią stojące wykonały ogromną pracę, robiły to w imieniu tysięcy ludzi, których prawa i dobro często są deptane, więc dla mnie i innych osób z BKDS było jasne, że nie chcemy niczego utrudniać. Deklaracja została przyjęta, potem – jako BKDS – trochę włączaliśmy się w dialog, który był skomplikowany. Miasto mówiło, że robi różne rzeczy, organizacje pokazywały, że nie do końca tak, jak trzeba. Na to była odpowiedź, że przecież są robione także inne dobre rzeczy, a NGO kontrowały to wskazaniem, że niektórych w ogóle się nie realizuje. Jako że postulaty Deklaracji są dla mnie także osobiście ważne, mam w sobie trochę rozdarcia i żalu, że idzie to tak mozolnie. Jednocześnie jako przewodnicząca BKDS przyglądam się różnym grupom, organizacjom, interesom, które mniej lub bardziej są zauważane i respektowane w mieście. Wydaje mi się, że niekiedy trudno jest różne rzeczy odpowiednio wyważyć, tym bardziej, że pojawiają się konflikty interesów.
Z punktu widzenia Miasta szeroka perspektywa na pewno jest istotna. Czy to jednak argument, żeby pewnych rzeczy nie robić? Podejrzewam, że może to być raczej brak odwagi, bo niektóre jednoznaczne działania mogą mieć konsekwencje polityczne. Tym niemniej mam nadzieję, że w kwestii różnorodności uda się w Warszawie zrobić jak najwięcej, a Polityka będzie możliwie mocno i szeroko realizowana.
Marta Lewandowska – przewodnicząca BKDS ds. Równego Traktowania, członkini Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, współzałożycielka Fundacji Kultury Dialogu. Trenerka, lesbijka, matka.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23