Społecznicy i społeczniczki! Niech nad Waszym gniewem nie zachodzi słońce [felieton Dudkiewicza]
Zdarza się, że w przestrzeni publicznej działania organizacji sprowadzane są do pozytywnych obrazków, na których dobrzy ludzie robią dobre rzeczy. To obrazki prawdziwe. Ale nie możemy pozwolić, by aktywność społeczną zamknąć w tym jednym ujęciu, pozbawionym tego, z czym często muszą się mierzyć działacze i działaczki – krwi, potu, brudu, łez. I gniewu – na niesprawiedliwy świat, krzywdę, nierówność i ból.
To będzie felieton na tak zwanym wysokim „C”. I nie będzie w zbyt świątecznym klimacie.
W święta nie tylko cuda
Ile osób działających społecznie, tyle motywacji. Poczucie obowiązku, współczucie, pasja, konkretna historia, chęć spłacenia długu wobec losu, „bo tak trzeba”, „bo ktoś musi to robić”, „bo to ważne”, „bo wierzę, że świat może być inny”. I tak dalej. Ile branż, w których działają organizacje oraz działacze i działaczki, tyle kwestii wymagających zaangażowania, pracy, wyprucia sobie żył. Tyle obrazków do pokazania, historii do opowiedzenia, spraw do nagłośnienia i załatwienia.
Media lubią, gdy są to obrazki ładne i proste – zwłaszcza na święta. Chcą pokazać sukcesy, efekty, radosne twarze. Zaangażowanych młodych, wolontariuszy i wolontariuszki, piękne wydarzenia kulturalne, wzruszonych powstańców, osoby z niepełnosprawnościami uprawiające sport, rozpakowywane paczki, ubogich, którzy otwierają swoje nowe mieszkania, cudzoziemców i cudzoziemki przy polskich wigilijnych stołach. A najlepiej cuda: uzdrowionych chorych, niewidomych, którzy widzą… I tak dalej.
Nie zawsze chcą pokazywać to, co te sceny poprzedzało. Nie zawsze chcą pokazywać tych, którzy byli w tej samej sytuacji i pomocy wciąż nie doczekali – mimo wysiłków działaczy i działaczek. Którym cud nie był dany.
Do kogo nie dociera światło?
Po cóż w święta pokazywać osoby w kryzysie bezdomności zamarzające na ulicy? Samotnych staruszków i staruszki? Dzieci bez opieki? Ofiary przemocy domowej, dla których wigilia może oznaczać co najwyżej większą liczbę potencjalnych pretekstów dla kata, by bić? Osoby odcięte od ciepłej wody i ogrzewania? Opiekunów i opiekunki osób z niepełnosprawnościami, którzy nie mogą kupić swoim dzieciom prezentów, bo te śmieszne pieniądze, które dostają jako wsparcie od państwa, muszą wydać na leki i rehabilitację? Nastolatków i nastolatki wyrzucane z domu, bo nie są tacy, jakby chcieli ich rodzice? Więźniów i więźniarki, do których w święta nikt nie przyjdzie? Pacjentów i pacjentki, którzy umrą, bo w polskich szpitalach jest za mało personelu? Sam personel systemu ochrony zdrowia – choćby pielęgniarki i pielęgniarzy, ratowników i ratowniczki medyczne, salowe i salowych – którzy będą się zastanawiali, jak spiąć budżet w tak kosztownym czasie? Pracowników i pracownice, którzy nie doczekali się ani wypłaty, ani ochrony ich praw? Osoby, które zmarły w wyniku chorób wywołanych fatalnym stanem polskiego powietrza? Dyskryminowanych i pogardzanych? Opluwanych i oszukiwanych? I tak dalej…
A to przecież wciąż jedynie wycinek bolączek naszego społeczeństwa. Co więcej – tylko tych lokalnych, tutejszych. A gdybyśmy pomyśleli także o wszystkich cierpiących w innych częściach świata, do których nie dociera nadzieja, światło i pokój? Ani w święta, ani nigdy?
Nie tylko na pokaz
Jeszcze bardziej niechętnie w ich towarzystwie pokażą się politycy i polityczki. Lubią dać się sfotografować w gronie społeczników i społeczniczek, wesprzeć akcję charytatywną, zapakować paczkę, przyjść na wigilię dla ludzi ubogich na miejskim placu. Na raz. Trudniej ich namówić na podjęcie realnych działań mogących sprawić, by po miskę zupy w plastikowym talerzyku ustawiało się z roku na rok coraz mniej osób. By paczki nie musiały docierać do tak ogromnej grupy rodzin. By pracownicy wiedzieli, że dostaną wyharowane przez siebie pieniądze – i to w godnej wysokości. By na przykład Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy mogła przede wszystkim rozwijać polskie szpitale ponad stan, a nie doposażać je w podstawowy sprzęt. I tak dalej.
Warto, by działania organizacji, działaczy i działaczek, nie były sprowadzane tylko do pozytywnych obrazków, na których dobrzy ludzie robią dobre rzeczy. To obrazki prawdziwe. Ale prawda to niepełna. Nie możemy pozwolić, by aktywność społeczną zamknąć w tym jednym ujęciu, pozbawionym tego, z czym często muszą się mierzyć ludzie będący na pierwszym froncie często zupełnie dosłownej walki, czyli krwi, potu, brudu, łez. I gniewu – na niesprawiedliwy świat, krzywdę, nierówność i ból. Te, z którymi się mierzą, ale przede wszystkim te, o których wiedzą, że dałoby się ich uniknąć.
Rzeczywistość wyje z bólu
Organizacje społeczne w całej Polsce robią niesamowitą robotę. Odwalają często jej najczarniejszą część. Zastępują państwo, otrzymując od niego wsparcie żadne lub zbyt małe. Często tworzą te najlepsze sfery polskiej rzeczywistości. Ale widzą też te najgorsze, o których tak wielu z nas chciałoby nie wiedzieć i nie pamiętać. Uwrażliwiają, tłumaczą, pokazują. Słusznie chwalą się sukcesami. Dają nadzieję. Satysfakcja, nadzieja, empatia – to wszystko ważne społecznie emocje.
Ale nie zapominajmy o gniewie. Rzeczywistość jest, jaka jest – skrzypi, trzeszczy, często łka z rozpaczy i wyje z bólu. Gdy trzeba, bądźmy jak – że posłużę się przykładami ze sfery mi najbliższej, jaką jest sytuacja osób w kryzysie bezdomności – siostra Małgorzata Chmielewska czy Adriana Porowska, które umieją grzmieć, gdy ludziom dzieje się krzywda. Nazywać rzeczy po imieniu. Nie tylko prosić, ale też żądać i się domagać. Krzyczeć w imieniu tych, którym głos uwiązł już w gardle z bezradności. Gdy trzeba, iść na starcie, kląć i walić w drzwi.
Pokazywać nie tylko sukcesy, ale też codzienną, morderczą pracę, jej najmniej przyjemne, najmniej medialne, najmniej chętnie dostrzegane przez rządzących, a także niemałą grupę obywateli i obywatelek, strony. Oraz systemowe problemy, które są tych obrazów przyczyną. Bo rolą organizacji jest nie tylko łatać dziury i opatrywać rany, ale również wskazywać, co można zmienić, by takie doraźne działania były mniej potrzebne.
Warto, by media zgodziły się im w tym pomagać. A rządzący chcieli ich słuchać i nie obrażali się, gdy wytykane są im błędy i zaniechania.
Gniew w imię miłości
Gdy od lat uczestniczę w bożonarodzeniowym obiedzie dla osób ubogich i w kryzysie bezdomności organizowanym przez ludzi, którzy – co ważne – towarzyszą im cały rok, nie tylko od święta, widzę ogrom ciepła, dobra i miłości. To piękny obrazek, chętnie puszczany w świat, chętnie udostępniany i „lajkowany” w mediach społecznościowych. W mniejszym stopniu przebija się moment najtrudniejszy, czyli ten, kiedy goście i gościnie obiadu wychodzą na mróz. Gdy wiem, że sam wrócę do ciepłego mieszkania z pełną lodówką. I gdy nie wiem, gdzie w tym czasie będą ci, z którymi jeszcze przed chwilą spędzałem Boże Narodzenie.
W takich chwilach gniew nie musi być niszczący. Sprawiedliwy gniew może być wielką siłą do działania w imieniu tych, których kochamy, o których się troszczymy i na których nam zależy. I w imieniu naszych dzieci, dla których chcielibyśmy zbudować lepszy świat.
Dlatego w tym świątecznym czasie nie życzę Wam spokoju. Życzę jego braku. Nie życzę wyłącznie radości. Życzę też umiejętności radzenia sobie z tym, co smuci. Nie życzę tylko nadziei. Życzę także złości i umiejętności przekucia jej w działanie. Parafrazując biblijny cytat (wybaczcie ten kaznodziejski ton), życzę więc: niech w nadchodzącym roku nad Waszym gniewem nie zachodzi słońce. Bo jeśli zajdzie, to może zajść także nad losem tych, którzy potrzebują wsparcia w najróżniejszej niedoli.
I dla niektórych z nich może już nigdy nie wzejść na nowo.
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Publicystyki w portalu ngo.pl.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.