Kilka, może kilkanaście gromadek gówniarzy urządziło nam opozycję demokratyczną, sprofilowało „Solidarność”, obaliło komunę i zbudowało III RP – z wszystkimi jej zaletami i wadami. Długo się trzymają, to prawda. Zbudowali nam państwo na tych swoich styropianach, to prawda. Narzekamy, że trochę za długo już rządzą i w ogóle stara ta nasza elita, to prawda. Ale przecież gdy zaczynali, to byli dzieciakami. Część z nich jako te dzieciaki srogo oberwała.
Zacząłem o tym myśleć kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, kiedy z okazji czterdziestolecia powołania Ruchu Młodej Polski sięgnąłem po niewznawianą niestety już prawie od 20 lat książkę o tym środowisku – wydanych w 2000 roku „Młodopolaków” Piotra Zaremby. „Momentem rocznicowym” jest lato 1979, kiedy najpierw w lipcu esbecja rozbiła im zjazd założycielski, a miesiąc później wydali swoją deklarację programową. Wtedy w większości mieli już po dwadzieścia kilka lat, ale gdy zajrzymy do oryginalnego wydania tej deklaracji, to wśród kilku adresów „upoważnionych do reprezentowania” znajdziemy i gorzowskie mieszkanie Marka Jurka, wówczas dziewiętnastolatka. Starzy musieli być zachwyceni.
Z konspiracji do pierdla
Nie byłoby tego młodopolskiego 1979 roku, gdyby dekadę wcześniej nie spotkali się w liceum. „Zaczęło się w roku 1968, kiedy jeszcze nie przeczuwano wydarzeń grudniowych. We wrześniu tego roku wkrótce po interwencji w Czechosłowacji spotkali się w pierwszej «f», uchodzącej za jedną z gorszych klas w dobrym liceum o ambitnym programie, czterej piętnastolatkowie: Aleksander Hall, Arkadiusz Rybicki, Grzegorz Grzelak i Wojciech Samoliński (…). Kilka miesięcy później wpadają na pomysł założenia antykomunistycznej konspiracji” – pisze o grupie z gdańskiego I LO z kronikarskim zacięciem Zaremba.
Niewiele wcześniej wyrok trzech lat więzienia (odsiedział 1,5 roku) za kolportowanie własnoręcznie wyprodukowanych ulotek usłyszał cztery lata starszy od nich dziewiętnastolatek, Bogdan Borusewicz z gdyńskiego „plastyka”. Ponoć dzięki wstawiennictwu nauczycieli pozwolono mu w pierdlu zdać maturę.
Gdańszczanie wiedzieli więc, że w konspiracyjnej zabawie żartów raczej nie będzie, a „Borsuk” stał się dla nich naturalnym idolem. „Wchodziłem do więzienia jako młody chłopiec (…), a opuszczałem je jako mężczyzna. Dojrzały fizycznie i psychicznie” – wspominał po latach.
Studenci i licealiści
Dość podobnie to wyglądało wszędzie indziej. Nie byłoby Komitetu Obrony Robotników i właściwie całej opozycji demokratycznej, gdyby nie spotkały się dwie takie garstki gówniarzy ukształtowane w dwóch różnych harcerskich nurtach. Zespół wespół walterowskie „czerwone harcerstwo” i bliższa niepodległościowym inspiracjom „Czarna Jedynka” stały się przecież kuźniami kadr całej antykomunistycznej opozycji i podstawą KOR-owych struktur.
Gros z tych osób zaczynała przed jakkolwiek rozumianą dorosłością.
„W miarę dokładny obraz zawdzięczamy analizie wykonanej w Wydziale III Komendy Stołecznej MO. Połowę spośród 183 uczestników stanowili studenci” – pisze o Gromadzie Włóczegów, najbardziej rozpolitykowanej formie aktywności w „Czarnej Jedynce” w „Sile bezsilnych. Historii KOR” Jan Skórzyński – „(…) a uczniów szkół średnich było 21”. Gdy ją powoływano, dwaj przykładowi – a aktywni do dziś na scenie politycznej po różnych jej stronach – liderzy tego środowiska, Piotr Naimski i Andrzej Celiński, mieli kolejno 17 i 18 lat.
Wróćmy do Trójmiasta. Kolejne wciąż bardzo wpływowe „pokolenie” – może nieco mniej bohaterskie, ale to nie ich wina, że urodzili się ciut „za późno” na najszlachetniejsze blizny opozycyjnej brawury – wywodzi się z innej z prestiżowych gdańskich szkół, III LO. Historię szkoły, w której opozycyjną prasę tworzyli wspólnie bracia Kurscy z Piotrem Semką opisał w „Niepokornych z «Topolówki»” Jan Hlebowicz. Ile takich szkół jeszcze w komunistycznej Polsce było?
Historie, które zmieniają perspektywę
Część tych najmłodszych niepokornych z różnych dekad i różnych miejsc Polski opłaciła młodzieńcze zaangażowanie nie tylko więzieniem w „najlepszych latach”, ścieżkami zdrowia i społecznikowskim zacięciem, którego wielu nie straciło do dziś.
Historię siedemnastoletniego Emila Barchańskiego, dzięki tytułowi „najmłodszej ofiary stanu wojennego”, jeszcze niektórzy znamy. Ale na przykład Jarosława Brejzy – stryja znanego dziś polityka – który wielokrotne zatrzymania przypłacił kolejnymi, aż do skutecznej, próbami samobójczymi, już rzadziej. A jest przecież takich dramatycznych historii więcej.
I tak, z lekkim zawstydzeniem na kilka dni przed własną „trzydziestką”, myślę o nich wszystkich, słuchając najróżniejszych medialnych doniesień z początku roku szkolnego. Z większym niż dotąd lekceważeniem patrzę na problemy tych dzisiejszych licealistów, którym dorosłość i karierę zepsuć ma tłok na szkolnych korytarzach i wakacyjny stres związany z oczekiwaniem na wolne miejsca w dobrych szkołach. Z większą niż dotąd sympatią – na kolejne działania szesnastoletniej klimatycznej aktywistki Grety Thunberg i jej polskiej odpowiedniczki, Ingi Zasowskiej, chociaż wielu bliskich mi konserwatywnych komentatorów sprowadza je do „zmanipulowanych dzieciaków”. Z większym niż dotąd zainteresowaniem – na zatrzymanego niedawno Joshua Wongu, który w Hong Kongu szkolną antyrządową grupę aktywistów założył w 2011 roku, mając 15 lat, wraz z dwa lata starszym kolegą Ivanem Lamem.
Zazdrość szczeniackich blizn
Lekko mieliśmy i lekko mają moi już o ponad dekadę młodsi koledzy. Gówniarskie i nieodpowiedzialne manifestacje poglądów, opozycyjna rebelia dzieciaków, zatrzymania nastolatków – to nie jest standard, za którym powinniśmy tęsknić.
Ale czy jak „coś jednak pójdzie nie tak”, to czy za dziesięć czy dwadzieścia lat nie zabraknie nam tych, którzy naprawdę długo hartowali się do „dużych rzeczy”?
Nawet jak ci nasi gówniarze sporo spartaczyli, to przecież właśnie hartu ducha nie sposób im często do dziś odmówić. I choć głowa studzi romantyczne i wstydliwe tęsknoty za licealnym styropianem, to serce jednak, w tej naszej pluszowej cieplarni, czasem jeszcze im szczeniackich blizn zazdrości.
Piotr Trudnowski – Prezes Klubu Jagiellońskiego. Redaktor portalu klubjagiellonski.pl. Pracował dla organizacji obywatelskich, instytucji publicznych, biznesu i polityków. Mąż Karoliny, ojciec Leona.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.