Lekcja z wyborów? Warto robić politykę, warto budować mosty! [Felieton Trudnowskiego]
Jest też ta duża satysfakcja. Bo wygrała demokracja. Polacy, wybierając do Sejmu wszystkie pięć ogólnopolskich komitetów, dali mandat spluralizowanej scenie politycznej. Chcą mieć wybór – różnorodny, ideowy, niespakietowany ponad miarę.
Za nami wybory. Nie pamiętam, kiedy szedłem na nie w tak złym nastroju. Duża mobilizacja, coraz silniejsza polaryzacja, wyniki wydawały się z góry przesądzone. Władza z jednej strony ma niebagatelny argument, by uzyskać rekordowe, historyczne poparcie i mandat do dalszych zmian – dotrzymywała obietnic na bezprecedensową skalę w całej historii III RP. Jednocześnie rządzi, popełniając masę błędów, uchylając się od prawdziwie systemowych reform, demontując instytucje i lekceważąc obyczaje.
Zasługuje na reelekcję, ale nie na tak wysoki wynik, jak prognozują sondaże. Opozycja po prostu jest słaba, bez pomysłu. Wciąż jest bardziej anty-PiSem, niż pro-czymkolwiek.
A jednak wynik zaskakuje.
Duże zmiany w Sejmie
Chociaż średnia sondażowa oscylowała w granicach 47%, ostatecznie partia rządząca otrzymuje o ponad 3 punkty procentowe mniej. Jednocześnie – to ponad 8 milionów głosów, 40% więcej niż w głosowaniu przed czterema laty. Premia za dotrzymywanie słowa. Ale jest też kara. To utrata głosów na ostatniej prostej i mimo tak ogromnego wzrostu poparcia – ten sam wynik w mandatach. Wszystkie pięć ogólnopolskich komitetów przekracza próg wyborczy.
Lewica wraca do Sejmu z odmłodzoną reprezentacją. Pełną społeczników o poglądach w wielu kluczowych sprawach zupełnie odwrotnych od moich, ale jednak przemyślanych, konsekwentnych, dla których zapieprzali w prekariackich realiach NGO i uczelni długie lata.
Gdula, Dziemianowicz-Bąk, Gosek-Popiołek, Gill-Piątek. Fajnie, gdy twoja poważna, pełna werwy konkurencja ideowa spycha ze sceny paru cyników i ludzi bez właściwości. Będzie ciekawie.
Władzy rośnie też konkurencja. Polskie Stronnictwo Ludowe wychodzi ze wsi i dochodzi do miast. Wyrywa się pułapce polaryzacji. Stoi na gruncie umiarkowanie konserwatywnych wartości. Dzięki współpracy z Pawłem Kukizem dorzuca do programu cały szereg ustrojowych i proobywatelskich postulatów, o które w Klubie Jagiellońskim walczymy od dawna. Dzień referendalny, deglomeracja, bierne prawo wyborcze, sędziowie pokoju. Wieczne sieroty po PO-PiS-ie, choć jak zawsze przez zaciśnięte zęby, pierwszy raz od dawna oddały głos, który się nie zmarnował.
Konfederacja wchodzi do Sejmu, choć wydawało się, że nie ma na to szans. Szansę miała mieć w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przepadła w najłatwiejszych dla siebie wyborach, bo wówczas poszła w wulgarną wersję politycznej anty-poprawności, polski alt-right. W tych wyborach miała może mało spójny, ale umiarkowany program. Wyciszyli kontrowersje. Dzięki tej korekcie przekroczyli próg w dużo trudniejszych dla siebie wyborach. Obok wolnorynkowej klasyki w programie jest też choćby środowisko naturalne jako ponadpokoleniowe narodowe dziedzictwo czy walka ze smogiem.
Sprawy ponad podziałami? To możliwe
Konfederaci mają tam nawet jedną perełkę. Bon kulturalny, czyli pomysł, by kulturę dofinansowywać nie przez centralne dotacje, ale indywidualne decyzje obywateli. Pierwsza w Polsce, gdy była jeszcze działaczką Zielonych i Krytyki Politycznej, zachwalała go wspomniana już Hanna Gill-Piątek, dziś nowowybrana posłanka Lewicy. Bo da wykluczonym dostęp do kultury, którzy dzisiaj i tak nie pójdą do subsydiowanych teatrów, bo ich na to nie stać. Przed laty równolegle przekonał mnie do niego – z pozycji bardziej liberalnych niż solidarnościowych – Paweł Dobrowolski, wówczas prezes balcerowiczowskiego Forum Obywatelskiego Rozwoju. Niezły miks! Dwa lata temu napisałem tekst pod tytułem: „Czas egzotycznych sojuszy? 7 tematów ponad podziałami na stulecie niepodległości”. Bon kulturalny był jednym z tych tematów. Mała satysfakcja.
Jest też ta duża satysfakcja. Bo wygrała demokracja. Polacy, wybierając do Sejmu wszystkie pięć ogólnopolskich komitetów, dali mandat spluralizowanej scenie politycznej. Chcą mieć wybór – różnorodny, ideowy, niespakietowany ponad miarę.
A to nie było wcale oczywiste. W wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdy próbowano z nich zrobić plebiscyt między dwoma blokami, wynik cieszył dużo mniej. Politycy wyciągnęli lekcję i poszli swoimi drogami, a wyborcy za nimi. Prosto do Sejmu.
Najbardziej odlotowa koalicja? Przeciw duopolowi
Jeszcze wcześniej, w pierwsze popołudnie wakacji, władza chciała nam ten wybór odebrać. Nowa ordynacja miała skasować ze sceny mniejsze ugrupowania i była pierwszym poważnym krokiem w stronę zabetonownia duopolu. Niespodziewana próba zmiany ordynacji do Parlamentu Europejskiego trafiła do Sejmu w chwili, kiedy w Klubie Jagiellońskim wznosiliśmy toast z okazji uruchomienia nowego portalu. Całości przyświecało hasło „Robimy politykę, budujemy mosty”. Na nowej stronie przygotowaliśmy się do błyskawicznego odpalania petycji do władz w ważnych dla nas sprawach. Nie spodziewaliśmy się, że przyda się tak szybko.
Ruszamy. Naszą petycję popierają tysiące ludzi, a udostępniają ją politycy najróżniejszych mniejszych partii. Od „korwinistów” po „razemków”. Walec przechodzi przez Sejm i Senat, a nasze protesty niespecjalnie budzą zainteresowanie. Główna partia opozycyjna odpuszcza temat, bo w sumie ta zmiana jest jej na rękę. Jest z nami drobnica, więc idziemy za ciosem.
Kilka dni później stajemy pod Pałacem Prezydenckim z politykami Prawicy Marka Jurka, Kukiz’15, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Partii Razem. Wspólnie apelujemy do prezydenta Andrzeja Dudy o weto.
To nie była łatwa decyzja. „Jesteśmy niepartyjną organizacją obywatelską, ludzie tego nie zrozumieją, stając obok partyjnych polityków, wychodzimy ze swoich butów” – mówią niektórzy. „Jak my tego nie zrobimy, to nikt inny tego nie zrobi. Będziemy żałować” – mówią inni. Ostatecznie łapiemy za telefony i dzwonimy po znajomych i nieznajomych politykach, proponując im najbardziej odlotową koalicję, jaka mogłaby kiedykolwiek w jakiejkolwiek sprawie się zawiązać. Ktoś w mediach społecznościowych zażartuje, że tym crossoverem przebiliśmy „Avengersów”.
Pierwszy szampan w siedzibie
Kancelaria Prezydenta dzwoni i zaprasza nas wszystkich na spotkanie. Jako jeden działacz NGO siedzę naprzeciwko głowy państwa w towarzystwie Władysława Kosiniaka-Kamysza, Pawła Kukiza, Julii Zimmermann z Razem i Krzysztofa Kawęckiego z Prawicy RP. Czuję, że wyszliśmy ze swoich butów.
Prezydent deklaruje, że się z nami zgadza. Że scena polityczna powinna być wielopartyjna. Andrzej Duda mówi nam też coś dużo ważniejszego niż nieśmiała sugestia, że będzie weto. Że na 100% zawetuje zmiany w ordynacji, jeśli pojawi się podobny pomysł na domknięcie sceny politycznej w wyborach krajowych. Już bez prezydenta wychodzimy do dziennikarzy i im to powtarzamy. Przekaz idzie w świat, ale przecież to mało kogo interesuje poza nadgorliwymi studentami politologii. Przekaz idzie przede wszystkim na Nowogrodzką. Czuję, że nie ma co żałować tego wyjścia z butów. Gdy jest weto, ktoś przynosi do biura szampana. Chyba pierwszy raz, odkąd razem pracujemy.
Może przesadzam. Może próg wyborczy na poziomie 10-12% nie domknąłby duopolu.
Znajomi z obozu władzy mówili nam, że nie mieliśmy żadnego znaczenia. Że nasza akcja była tylko wygodnym pretekstem, a wszystko odbywało się w kuluarach tych naprawdę poważnych gabinetów. Byliśmy pożytecznymi idiotami. Może. Ale jak patrzę na spluralizowany nowy Sejm, myślę sobie, że było warto spróbować.
Trzymajcie kciuki. Działamy
Rano muszę napisać ten felieton, w środku nocy jeszcze skrolluję i czytam pięćdziesiąty tekst o tym, co będzie po wyborach. Dobra, ostatni. Na inny temat. Wywiad z Kubą Wygnańskim o działaniach Stoczni prowadzonych obok strajku nauczycieli. „Przez trzydzieści lat budowaliśmy te struktury, rodzaj obywatelskiej straży pożarnej, ale mam wrażenie, że gdy wybuchł pożar, prawie nikt do niego nie wyjechał… Smutne. Okazało się, że informacja o tym, że jesteśmy potrzebni, to tylko kolejny mail. Jeszcze jeden, który można zignorować” – mówi.
Myślę o wszystkich mailach od Kuby i jemu podobnych, na które nie odpowiedziałem.
„Jedyna metoda, jaką znamy, to ta podpatrzona w kolarstwie. Zgadzamy się, że od czasu do czasu ktoś pedałuje z przodu, a my jedziemy za nim, korzystając z tego, że nas chroni od wiatru” – dodaje.
W Klubie patrzymy na Senat i mamy wątpliwości, czy wyniknie z tego coś dobrego. Złapie Kozak Tatarzyna i będzie tylko ostrzej, tylko gorzej. Realistycznie? Zwycięży albo polityczna korupcja, albo polityczna obstrukcja. Spisujemy pomysł. Procedury, obyczaje, kultura polityczna, mechanizmy konsensu. Nuda i banał. Dyskusja jest taka jak zawsze. Sami doskonale wiemy, że to naiwny idealizm bez realistycznych szans na powodzenie. Wiedzieliśmy to samo, gdy zaczynaliśmy protest przeciwko ordynacji. Robimy politykę, budujemy mosty. Trzymajcie kciuki. Pedałujemy.
Piotr Trudnowski – Prezes Klubu Jagiellońskiego. Redaktor portalu klubjagiellonski.pl. Pracował dla organizacji obywatelskich, instytucji publicznych, biznesu i polityków. Mąż Karoliny, ojciec Leona.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.