Państwo musi być lepsze. Organizacje mogą w tym pomóc [Felieton Dudkiewicza]
Miało być o czym innym, ale trudno – o systemowych ograniczeniach dla aktywności obywateli i obywatelek napiszę za miesiąc. A dziś? Cóż, znów o tym, że organizacje społeczne zastępują słabe państwo. Ale także o tym, że nie zrobią za nie wszystkiego.
Organizacje społeczne mogą i robią bardzo wiele. Łatają dziury pozostawione przez państwo, wykonują jego zadania, poprawiają jakość świadczonych usług. Sfer, w których to czynią, jest bez liku: bezdomność, wsparcie ofiar przemocy, prawa lokatorskie, ekologia, kultura, edukacja – choćby globalna i antydyskryminacyjna, prawa osób LGBT, prawa zwierząt, opieka hospicyjna, wsparcie osób potrzebujących, polityka wobec niepełnosprawności… To zaledwie początek listy.
Niekiedy jest to żmudna, mało widoczna praca. W innych wypadkach przynosi spektakularne efekty – jak choćby działania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Można w nieskończoność porównywać kwoty zebrane przez WOŚP z budżetem Narodowego Funduszu Zdrowia, ale fakty są takie, że dzięki zbiórce społecznej polskie szpitale są znacznie lepiej wyposażone, niż gdyby zakup nowego sprzętu finansowano wyłącznie z budżetu. Ponadto działania Owsiaka i jego organizacji (na co ostatnio zwrócił mi uwagę pewien wybitny anestezjolog dziecięcy) przyniosły jeszcze inne skutki. Po pierwsze, sprawiły, że polscy lekarze i lekarki zaczęli się porządniej szkolić, by móc obsługiwać najnowocześniejszy sprzęt. Po drugie, zwróciły uwagę na mało medialne problemy takie jak stan opieki geriatrycznej w Polsce. Po trzecie wreszcie, doprowadziły do stworzenia systemu (tak, systemu!) badań przesiewowych słuchu wśród noworodków.
Działania WOŚP to więc dalece więcej, niż tylko – jak niektórzy chcą twierdzić – „plasterek”. Orkiestra wpłynęła również systemowo na jakość opieki medycznej nad dziećmi w Polsce.
To nie „kupowanie głosów”
Gdy jednak wrócimy do porównania budżetów WOŚP i NFZ, uświadomimy sobie, że nawet dzieło Jurka Owsiaka ma swoje ograniczenia – podobnie jak wszystkie działania oddolne i obywatelskie. Przykład systemu ochrony zdrowia jest w tym kontekście wyjątkowo poręczny. Kiedy bowiem zdecydowałem się znów napisać o potrzebie silnego państwa i systemowych rozwiązań? Ano po zobaczeniu propozycji różnych partii politycznych (mniejsza o to, których) oraz reakcji na nie (mniej istotne, czyich), a także pewnej okładki pewnego dziennika (i tak wszyscy wiedzą, którego).
Wiele się zmienia, ale wciąż żyjemy w kraju, w którym niemało obywateli i obywatelek uważa wyższe pensje dla pracowników sektora budżetowego za „rozdawnictwo”, „kupowanie głosów”, „rozdęty socjal” czy „tuczenie roszczeniowców” i ich „rozleniwianie”.
Nie brakuje ludzi na poważnie sądzących, że to, jaką pensję otrzymuje pielęgniarka, lekarz rezydent, nauczycielka czy strażak powinno być wyceniane rynkowo, a pracownicy i pracowniczki budżetówki głównie się obcyndalają w pracy za „nasze pieniądze”. Sporo osób uważa, że wszelkie zasiłki i pomoc socjalna to wymysł tych, którzy chcą „okradać pracujących” obywateli i obywatelki, a jak ktoś otrzymuje głodową emeryturę, to „sam jest sobie winien”, bo „za późno wstawał”. Znamy tę narrację aż za dobrze.
Organizacje nie zrobią wszystkiego
To wszystko banialuki, które łatwo odeprzeć nie tylko historiami konkretnych ludzi, zaharowujących się w polskich szpitalach czy szkołach, ale też danymi. Niektóre z nich powinny zaś jak najmocniej przemawiać do naszej wyobraźni: bo gdy uświadomimy sobie, jak wiele personelu pielęgniarskiego brakuje w polskim systemie, może zrozumiemy, że jeśli nie zaczniemy godnie płacić tym, którzy chcą wykonywać tę niezbędną, a cholernie trudną pracę, za jakiś czas będziemy wyć z bólu pozbawieni opieki. Jeśli dotrze do nas, że mediana wieku wśród polskich nauczycieli wynosi 50 lat, uświadomimy sobie, że zaraz naszych dzieci nie będzie miał kto uczyć.
I żadna organizacja – nawet Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – nic na to bezpośrednio nie poradzi. Nie zacznie wszak płacić wyższych pensji pielęgniarkom i lekarzom-rezydentom. To właśnie dlatego tak ważny jest sprawny i dofinansowany NFZ oraz wola polityczna, by zwiększyć nakłady na ochronę zdrowia czy edukację.
Nie jest jednak tak, że organizacje, działacze i działaczki społeczne czy obywatele i obywatelki mogą siedzieć z założonymi rękami albo skupić się wyłącznie na łataniu dziur i rzeźbieniu swoich działań w takim materiale, jaki jest dostępny. Również my wszyscy – podobnie jak dziennikarze i dziennikarki czy naukowcy i naukowczynie – mamy swoje zadanie do wykonania w sferze naciskania na rozwiązania systemowe. Ze sprzętu WOŚP niewiele przyjdzie, gdy nie będzie komu go obsługiwać. Działacze nie pomogą edukować dzieci, gdy nauczyciele, którzy mogliby ich zaprosić, będą pracować na dwóch lub trzech etatach. Żadna organizacja charytatywna nie poradzi sobie ze zwalczeniem ubóstwa w Polsce i nie pomoże usamodzielnić się osobom w kryzysie bezdomności, gdy nie będzie dostępnych tanich mieszkań. Żadna inicjatywa nie sprawi, że życie będzie prostsze dla osób z niepełnosprawnościami, gdy nie dojdzie do dostosowania na przykład środków transportu publicznego do ich potrzeb. Nikt nie dotrze z ofertą aktywizacji lokalnej do mieszkańców i mieszkanek miejscowości odciętych od dostępu do publicznych środków lokomocji. I tak dalej.
Działajmy na rzecz zmiany systemu
Dlatego – jako środowisko organizacji społecznych – musimy działać także na rzecz zmian systemowych w sferach, którymi się zajmujemy. Nie każda organizacja ma taką możliwość, ale te, które mogą to robić, powinny z tego korzystać. Jasne, że każda organizacja działająca na rzecz dobra wspólnego potrzebuje wsparcia finansowego i gdyby je otrzymała, zrobiłaby jeszcze więcej dobrego – często najlepiej ze wszystkich. Ale nie wierzę, że jest wiele takich, które uznałyby, że lepiej dać im więcej pieniędzy, zamiast rozwiązać problem na poziomie państwa.
Nie wierzę, że siostra Małgorzata Chmielewska czy Adriana Porowska nie marzą o większej dostępności mieszkań, Jerzy Owsiak o lepszym całościowym dofinansowaniu systemu ochrony zdrowia, a ludzie kierujący Szlachetną Paczką o tym, by musieli docierać z pomocą do mniejszej liczby rodzin.
By do tego doprowadzić, trzeba uruchamiać media, rozmawiać z politykami i polityczkami, odbiorców swoich działań namawiać do artykułowania ich potrzeb, a często także występować w ich imieniu. Krytykować, gdy trzeba, ale też chwalić, gdy warto – gdy władza wzmacnia usługi publiczne, podejmuje działania na rzecz likwidacji ubóstwa czy wykluczenia. A czasami także zgodzić się na wzięcie odpowiedzialności za państwo poprzez działanie w jego administracji – jak zrobił to na przykład Adam Bodnar.
Pani Janino, powodzenia!
Tak, jak zdecydowała się uczynić również Janina Ochojska, która ma kandydować do Parlamentu Europejskiego. Także jej krok przyczynił się do zmiany tematu felietonu. Jednej z najbardziej zasłużonych postaci polskich organizacji społecznych życzę bowiem, by została wybrana. I by udało jej się zrealizować kolejne marzenie – doprowadzić do systemowych zmian w sferze, którą się zajmuje.
Potrzeba odwagi, by podjąć taką decyzję. Ale do jakiego sposobu na zmianę świata jej nie potrzeba?
PS Dla dociekliwych i „ujawniających”: tak, moja wspaniała Żona jest pielęgniarką. Ale nie stąd płynie moja ocena, że pielęgniarki powinny zarabiać lepiej. Uwierzcie, wciąż jeszcze nie udało nam się wymyślić, na co wydamy te niebywałe sto złotych więcej!
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Publicystyki w portalu ngo.pl, członek redakcji Magazynu „Kontakt”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.