Kroki tragicznie spóźnione, czyli jak (nie) działa państwo [Felieton Dudkiewicza]
To legislacyjne i urzędnicze perpetuum mobile. Może działać wiecznie, bo napędzane jest kolejnymi wydarzeniami, a rzeczywistość się wszak nie zatrzyma. Pokusa, by na tragiczne i głośne wydarzenia reagować nagłymi działaniami czy szybką zmianą prawa, na ogół przygotowaną na kolanie, nie ma zresztą barw politycznych. A czasem wystarczyłoby zawczasu posłuchać – także organizacji.
Tragiczny finał wycieczki do escape room’u? Kontrole w całym kraju, działania służb, być może niedługo nowe prawo. Zabójstwo Prezydenta Pawła Adamowicza? Po pierwsze, apele (niemądre), by surowiej traktować skazanych na więzienie, wlepiać im wyższe wyroki, a najlepiej również nie wypuszczać – na wszelki wypadek. Po drugie, szeroko zakrojona akcja policji i prokuratury (słuszna), które z dnia na dzień zaczęły reagować na groźby karalne w internecie. Po trzecie, być może zmiany w prawie w zakresie przestępstw z nienawiści (potrzebne) – raczej wcześniej niż później, niekoniecznie dobrze przygotowane, bo tempo pisania przepisów nie sprzyja ich jakości, czego ostatnie lata dowiodły wystarczająco dobitnie.
Ale to przecież nie jest zjawisko nowe. Wystarczy wspomnieć o tak zwanej „ustawie o bestiach” (nazwa – fatalna, rozwiązania – bardzo wątpliwe), która powstała w ekspresowym tempie jako odpowiedź na konkretny przypadek konkretnego więźnia. Gdy dziś coraz więcej słychać o gigantycznych kłopotach z funkcjonowaniem wprowadzonych wtedy mechanizmów prawnych oraz instytucji, które miały je stosować, nikogo nie powinno to dziwić.
Tak być musiało.
To nie ma prawa działać
Jasnym jest, że reagować na wydarzenia trzeba, a dynamiczna rzeczywistość niekiedy zaskakuje i uwydatnia dotąd niezauważane braki. Ale tworzenie prawa na kolanie oraz paniczne reakcje na kolejne tragedie rzadko kiedy przynosi dobre skutki.
Po pierwsze, ze względu na wspominane już tempo prac. Porządny namysł, dbałość o szczegóły, refleksja, że sformułowanie przepisów to jedno, a stworzenie warunków dla ich funkcjonowania to drugie – na to wszystko na ogół brakuje czasu.
Po drugie, właśnie z tego prostego powodu, że sama litera prawa to za mało. Nie wystarczy czegoś zadekretować, by działało.
Często ważniejsze jest skupienie się na porządnym egzekwowaniu tego, co jest. Reagowanie post factum ma zawsze tę wadę, że jest właśnie „post”, a „factum”, tak często śmiertelnie tragiczne, już nastąpiło. Jasne, poprawiajmy bezpieczeństwo w pokojach zagadek, ale jednorazowa kontrola nie rozwiąże systemowego problemu z brakiem nadzoru. I to przecież nie tylko nad escape room’ami, ale także choćby nad supermarketami (zatarasowane drogi ewakuacyjne to niestety standard, nie ewenement). Poprawiajmy kwestie bezpieczeństwa na imprezach, ale kolejna nowelizacja nie sprawi, że policja nagle zacznie sama z siebie rzeczywiście ścigać kiboli operujących rakietnicami na stadionach, czego dotąd zwykła nie robić. Śmiało, walczmy z mową nienawiści – ale nie tylko na papierze, a także w codziennej, dotąd raczej mało entuzjastycznej, praktyce działania organów ścigania. I tak dalej.
Czytaj też: „Po zabójstwie Adamowicza nie nastąpi otrzeźwienie. Bywam naiwna, ale nie aż tak”
Po trzecie, bo recepty formułowane pod wpływem emocji i na użytek w istocie polityczny i wizerunkowy, rzadko kiedy są adekwatne do rzeczywistego problemu.
Surowsze kary nie zwiększą skuteczności resocjalizacji. Zaostrzenie warunków odbywania kar nie poprawi jakości terapii osób odsiadujących wyroki, a potrzebujących rzetelnego wsparcia psychologicznego i psychiatrycznego. No ale gdy ktoś wychodzi z więzienia i zabija, żaden polityk nie odważy się zaproponować otoczenia więźniów większą opieką, zwiększeniem nakładów na ich aktywizację i rozwój ich kompetencji zawodowych czy polepszenie warunków odsiadki, by ta nie niszczyła godności człowieka skazanego. Łatwiej zrobić zmasowane, jednorazowe kontrole, niż realnie wzmocnić służby państwowe, które mają dbać o bezpieczeństwo korzystania przez nas z rozmaitych usług. Zbyt często wprowadzenie małej zmiany w przepisach (których potem można nie stosować – patrz wyżej) na temat walki z mową nienawiści przykrywa indolencję lub bierność w sferze porządnej edukacji obywatelskiej i antydyskryminacyjnej. I tak dalej.
Czyja śmierć mniej waży?
Po czwarte, bo podbijane uderzaniem pięścią w stół hasła o tym, że „musimy coś zrobić…”, gdy motywowane są „bieżączką”, w sposób nieunikniony opisują rzeczywistość wybiórczą.
To, że pożar wybuchł akurat w escape room’ie, nie znaczy, że sale zabaw czy kluby muzyczne są bezpieczniejsze. To, że ktoś zabił polityka, nie świadczy o tym, że nie trzeba lepiej chronić cudzoziemców. To, że doszło do tego podczas charytatywnej akcji, nie dowodzi, że nie mogło to nastąpić na stadionie. Znów: nagłe, podejmowane „na hurra” działania nie zastąpią porządnie działającego państwa. A dowodów na to, że działa ono źle, nie brakuje.
Po piąte wreszcie, bo ta wybiórczość wynika nie tylko z przypadku (escape room, a nie tor dla gokartów), ale również ze społecznego nastawienia. Nie sposób zastosować nagłych, choćby nieskutecznych i tylko pod publiczkę czynionych, rozwiązań, gdy problem społeczny jest naprawdę skomplikowany, a co więcej nie wzbudza aż tak dużego zainteresowania.
W święta w Warszawie spłonęło sześć osób w kryzysie bezdomności. Reakcja władz? Zerowa. Społeczna? Niewielka. Medialne zainteresowanie? Liche.
Czy to znaczy, że dramat umierających w Polsce osób bez dachu nad głową, nie wart jest uwagi społeczeństwa, polityków i polityczek, dziennikarzy i dziennikarek? Czy nie należy łatać dziurawego jak sito systemu wsparcia? Nic podobnego. Ale nie będzie konferencji prasowej, gdy płoną ludzie bez domu.
Po szóste, bo nie będzie konferencji i płomiennych apeli także wtedy, gdy znów będziemy umierać jako piesi na polskich drogach czy z powodu chorób wywołanych przez smog. Albo gdy nowotwór zostanie nam wykryty zbyt późno, bo wcześniej „nie było terminów”. Gdy zwiększać się będzie skala samobójstw przy braku sensownie działającej profilaktyki zaburzeń psychicznych. Nie będzie ich, bo to sprawy, do których żeśmy się przyzwyczaili i które na mało kim robią jeszcze jakieś wrażenie.
Słuchajcie, by uniknąć tragedii
A przecież można inaczej. Można realnie diagnozować problemy dotykające polskie społeczeństwo. Można robić to z wyprzedzeniem, a nie tylko według zasady „mądry Polak po szkodzie”. Można próbować być mniej wybiórczym. Można przygotowywać kompleksowe rozwiązania. Można uprzedzić ludzki dramat.
Często, by to zrobić, wystarczyłoby, gdyby politycy i polityczki, osoby zarządzające ministerstwami, samorządami czy zasiadające w parlamencie, rzadziej zaglądały na Twittera, a częściej słuchały.
Po pierwsze, obywateli i obywatelek. Po drugie, instytucji państwowych, które często zawczasu biją na alarm w wielu sprawach – jak Rzecznik Praw Obywatelskich czy Najwyższa Izba Kontroli. Po trzecie zaś, organizacji społecznych, które nieustająco wskazują na to, co w Polsce nie działa i co niszczy polskie społeczeństwo – spektakularnie i pełzająco. Wskazują zagrożenia i problemy, luki i niedomagania. Potrzeby zmian i ich kierunki.
Posłuchajcie ich czasem. Reagujcie, gdy dobrze radzą. Nie czekajcie na kolejną śmierć. Nie zwlekajcie do chwili, gdy wasze nieadekwatne, częściowe i wizerunkowe działania znowu okażą się tragicznie spóźnione.
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Publicystyki w portalu ngo.pl.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.