7 bzdur, których lepiej nie mówić o organizacjach [Felieton Dudkiewicza]
DUDKIEWICZ: Koledzy i koleżanki z mediów, politycy i polityczki: bez złośliwości (bo też nie znam się na wszystkim), z dobrego serca oddaję w Wasze ręce ten oto krótki poradnik pod tytułem: „Jakich bzdur na temat organizacji społecznych lepiej unikać i nawet ich nie sugerować?”.
Nie sposób znać się na wszystkim. Nie przez przypadek ufamy specjalistom – laryngolog nie leczy nam wątroby, elektryk nie wymienia rur odpływowych, a koszykarka nie reprezentuje swojego kraju w hokeju na wrotkach. Wszyscy czujemy się wtedy bezpieczniej.
Płoną róże i lasy
Podobna specjalizacja co do zasady występuje też wśród dziennikarzy i dziennikarek oraz ludzi polityki. Doniesień z ostatniego szczytu NATO nie omawia dziennikarz kulturalny, a polityczka specjalizująca się w energetyce rzadziej zabiera głos w sprawach edukacji. Tyle teoria. W praktyce na tym obrazku widać rysy. Pierwszą, gdy do głosu dobijają się czołowi komentatorzy i komentatorki oraz twarze partii politycznych. Oni wszyscy wypowiadają się o wszystkim, jak leci, czy jak akurat trzeba. Druga rysa powstaje, gdy ludziom mediów i polityki przychodzi wypowiedzieć się na temat, którym tak naprawdę zajmują się rzadko lub wcale, ale sytuacja wymaga zabrania głosu.
Jednym z takich tematów są organizacje społeczne.
Na palcach można policzyć czołowych polityków, polityczki, publicystów i publicystki, którzy tak na poważnie coś wiedzą o organizacjach pozarządowych. Albo więc zostaną odpowiednio przygotowani – i wtedy nie jest źle – albo będą mówić co akurat im się wydaje – co zdarza się częściej.
Rzecz nie w tym, by się nad nimi znęcać. Rzecz w tym, by im pomóc. Wszak to w naszym – działaczy i działaczek społecznych – interesie leży, by media i politycy rozumieli przynajmniej niektóre niuanse naszej aktywności. A przecież sam wiem – o dziwo! – jak się pracuje w mediach, w tym również internetowych. Presja czasu, nagłe sytuacje, konieczność przygotowania tekstu na już, bo coś gruchnęło, coś wybuchło, coś się wydarzyło… Wtedy nie czas żałować róż. Sprawdzać, czy to, co wydaje się aferą, jest nią w rzeczywistości. Czy warto rozdmuchiwać temat. Czy – wracając również do polityki – na pewno nie palnie się bzdury. I samemu spowoduje się pożar lasu.
Koledzy i koleżanki z mediów, politycy i polityczki: bez złośliwości (bo też nie znam się na wszystkim), z dobrego serca oddaję w Wasze ręce ten oto poradnik pod tytułem: „Jakich bzdur na temat organizacji społecznych lepiej unikać i nawet ich nie sugerować?”. Nie macie dużo czasu, więc postaram się krótko.
Bzdura 1: „W organizacjach powinno pracować się za darmo”
Tak mówią w urzędach, mediach, polityce. Formuła wraca jak refren. No bo co to za społecznicy, którzy biorą za swoją pracę pieniądze? Co z nich za ideowcy? W głowach się poprzewracało!
I całe szczęście! Czy nie należą się pieniądze osobom pracującym w schroniskach dla bezdomnych, hospicjach, prowadzącym warsztaty terapii zajęciowej, wystawiającym sztuki w pozarządowych teatrach? To początek wyliczanki. Tego wszystkiego nie da się zrobić wyłącznie siłami osób działających po godzinach pracy w innych miejscach (patrz również: „To, ile budżetu idzie na wynagrodzenia, to wyznacznik jakości organizacji”).
Dobrze wiecie, że praca w mediach i polityce też jest ważna społecznie. I właśnie dlatego chyba nie dziwi Was, że gdy poświęcacie jej kawał swojego życia, spodziewacie się za to jakiejś kasy, żeby mieć co do garnka włożyć?
Jeśli uważacie, że ktoś, kto robi dobre rzeczy, powinien żywić się tynkiem ze ścian, mieszkać w szałasie, a dzieci karmić ideałami, zacznijcie od siebie.
(Pst, zdradzę Wam, że nawet Jurek Owsiak, ulubiony społecznik wielu z Was, też pobiera pensję!).
Bzdura 2: „Organizacje tylko pomagają potrzebującym”
Czasem sprawiacie wrażenie, jakbyście właśnie tak uważali. Sformułowanie „organizacje pozarządowe” stosujecie wymiennie z „organizacje charytatywne” albo „pomocowe”. Jakby Wam to powiedzieć… No nie, tak się nie da.
W Polsce działają tysiące organizacji społecznych (patrz również: „Wszystkie organizacje to fundacje”). Działaniami charytatywnymi zajmuje się tylko część z nich. „To co robi reszta?!” – zakrzyknie oburzony autor haseł o pracy za darmo. Otóż reszta też zmienia świat na lepsze – poprzez edukację, kulturę, sport, działania na rzecz ekologii, przestrzegania prawa, jawności w życiu publicznym, aktywizację społeczności lokalnych… Tak zwana „charytatywa” to ważna część sektora. Ale dalece nie jego całość. O tych innych organizacjach też warto mówić.
Bzdura 3: „To, ile budżetu idzie na wynagrodzenia, to wyznacznik jakości organizacji”
To jeden z moich ulubionych zarzutów. Oto ktoś odkrywa, że organizacje pozarządowe przygotowują sprawozdania finansowe. Wiele z nich publikuje je na swoich stronach internetowych. Odkrywca, uzbrojony w Zestaw Młodego Śledczego (komputer, kalkulator, zapał), uzupełniony niekiedy o brak umiejętności czytania sprawozdań finansowych, wnet ujawnia, że taka a taka organizacja większość (a niekiedy nawet „zdecydowaną większość”!) swojego budżetu przeznacza na pensje. Hit, skandal, Sodoma, Gomora, Pandora!
Nagłówek gotowy. Już wszystko wiadomo!
Wcale nie pomagają potrzebującym (patrz: „Organizacje tylko pomagają potrzebującym”), tylko nabijają sobie kabzę (patrz również: „W organizacjach powinno pracować się za darmo”)! A to urwipołcie!
Takim ciosem można uderzać na prawo i lewo (we wszelkich znaczeniach). Oberwało się tak kiedyś Caritasowi, fundacji Elbanowskich, ostatnio Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.
Okej, a teraz na spokojnie. Wyobraźcie sobie organizację, która kontroluje władzę. Chodzi na spotkania, uczestniczy w konsultacjach, przegląda projekty ustaw, wysyła wnioski o dostęp do informacji publicznej, wytwarza ekspertyzy, nagłaśnia przekręty. Mamy to? To teraz odpowiedzmy na pytanie: jakie koszty ponosi taka organizacja? Wynajmuje niewielkie biuro, kupuje papier do drukarki, płaci za Internet i kawę do ekspresu. Czasem za dojazd. Ale tak, najwięcej płaci na pensje. Czy to coś dziwnego? Czyż bardziej niepokojące nie byłoby, gdyby gros budżetu takiej organizacji szło na owoce cytrusowe albo materiały budowlane?
To samo dotyczy think tanków, organizacji oferujących poradnictwo prawne, w mniejszym stopniu tych prowadzących placówki (w hospicjum kasa idzie i na sprzęt, i na leki, i na utrzymanie budynku, i na profesjonalny personel). Nie każda organizacja jest WOŚP-em, która zbiera pieniądze, minimalizuje koszty administracyjne (ale przecież też je ma!) i przekazuje zdecydowaną większość środków na sprzęt medyczny.
Kiedyś w redakcji wymyśliliśmy na tyle zgrabne porównanie, że znów go użyję: to tak, jakby uznawać, że skoro w szkole wyższy procent budżetu idzie na wynagrodzenia niż w Ośrodku Pomocy Społecznej (który wypłaca zasiłki), to tylko OPS-y powinny otrzymywać publiczne wsparcie.
Głupie, co nie?
Bzdura 4: „Wszystkie organizacje to fundacje”
Nie. Po prostu nie. I tak, to ma znaczenie, czy organizacja jest fundacją czy stowarzyszeniem. Dodajmy, że fundacji jest w Polsce znacznie mniej – 22 tysiące do 112 tysięcy. Fundacje od stowarzyszeń różnią się możliwościami, sposobem ich kontrolowania, strukturą wewnętrzną, sposobem zarządzania, możliwościami wspierania i zaangażowania się w jej działania (uwaga: nie można być członkiem fundacji!)… Słowem: naprawdę wieloma sprawami.
Zadanie dla chętnych: wiecie, że organizacjami pozarządowymi są też Ochotnicze Straże Pożarne i kluby sportowe?
Bzdura 5: „Organizacje mogą zbierać 1 procent, to po co im więcej?”
25 organizacji. Ze 134 tysięcy.
Bzdura 6: „Organizacje nie powinny brać pieniędzy publicznych”
NGO powinny być niezależne! Nie mogą brać pieniędzy od państwa! Co to za działalność społeczna, która jest realizowana z moich podatków!
Chcecie tego? Okej. To teraz pożegnajcie na przykład 85% placówek dla osób w kryzysie bezdomności w całej Polsce i powiedzcie korzystającym z nich ludziom, że tak jest sprawiedliwiej.
W Polsce umówiliśmy się na taki system, że państwo – rząd i samorząd – część swoich ustawowych zadań przekazuje do wykonania właśnie organizacjom pozarządowym. Dlaczego? Bo często zrobią to lepiej, bo zaangażują w działania wolontariuszy, bo dodatkowo zbiorą darowizny, bo się na tym znają, bo mają doświadczenie. Tak, można przestać im zlecać zadania publiczne i powiedzieć „pa, pa” tym wszystkim instytucjom, hospicjom, teatrom, szkołom, festiwalom kulturalnym i tak dalej. Licząc, że od teraz to wszystko równie sprawnie zorganizuje administracja publiczna. Można: ale mówmy otwarcie o konsekwencjach.
Szkoda, że najczęściej takie tezy stawiają ci sami ludzie, którzy jednocześnie psioczą na biurokrację, rozdętą kadrę urzędniczą i uważają, że co prywatne, to zawsze lepsze. I jakoś im się to klei…
Bzdura 7: „Organizacje muszą być apolityczne”
Na koniec rodzynek. Perła w koronie zarzutów stawianych organizacjom. Ale kurczę, obiecywałem, że będzie krótko…
Po pierwsze: tak, bardzo wiele organizacji jest apolitycznych. Bo polityka w żadnym sensie nie jest im potrzebna do robienia tego, co robią (na przykład organizowania kółka szachowego).
Po drugie: apolityczność nie oznacza braku angażowania się w sprawy publiczne. Krytyka ze strony organizacji pozarządowych rozmaitych decyzji władz nie musi jeszcze oznaczać wejścia w politykę w rozumieniu partyjnym.
Po trzecie: no właśnie, partyjnym. Wiele organizacji, owszem, angażuje się w politykę w szerszym rozumieniu, bo tego od nich wymaga ich misja: komentują rzeczywistość, piszą opinie, kłócą się z politykami. Tak – mieszają się do polityki. Robią to organizacje liberalne, konserwatywne, lewicowe, prawicowe i centrowe. Wszystkie. I słusznie.
Po czwarte: a wiecie, że Kukiz’15 to nie partia polityczna, ale stowarzyszenie? Czyli, uwaga, organizacja pozarządowa! Zanim następnym razem znów powiecie, że organizacje nie powinny się angażować w politykę, proszę, najpierw zapytajcie, co o tym myśli Paweł Kukiz.
Na pewno powie coś wartego zacytowania.
Piszcie! Pomożemy
Pomogłem? Nie ma za co. Nie potrzebowaliście pomocy? Cieszę się! Wciąż nie wszystko jest jasne? Piszcie i dzwońcie. Pomożemy.
Jeśli uważacie, że ktoś, kto robi dobre rzeczy, powinien żywić się tynkiem ze ścian, a dzieci karmić ideałami, zacznijcie od siebie.