Pozarządowy Czarny Kot. Od mieszania w szklance NIW herbata nie zrobi się słodsza [komentarz Rafała Kowalskiego]
Nie ma większego zagrożenia, a szansa jest niewielka. Przepisy będą stosowane raczej niemrawo i w sytuacjach bez większej wagi dla organizacji pozarządowych. Warto jednak przy okazji tej zmiany wrócić do szerszej dyskusji o roli Narodowego Instytutu Wolności. Może nawet z elektryzującym pytaniem: czy NIW jest nam w ogóle potrzebny?
Zmieniła się ustawa o Narodowym Instytucie Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. W nowelizacji znalazły się zapisy otwierające przed Narodowym Instytutem Wolności nowe możliwości działania: NIW może być m.in. operatorem konkursów dotacyjnych ministerstw. Czy to szansa na lepszą koordynację konkursów administracji centralnej dla organizacji społecznych? Czy zagrożenie dla autonomii i specyfiki poszczególnych obszarów działalności organizacji społecznych? Zapraszamy do debaty!
Przeczytaj także:
- NIW jako operator konkursów dotacyjnych ministerstw. Szansa czy zagrożenie? Zapraszamy do debaty!
- Czas na refleksję [komentarz Piotra Frączaka]
- Nowe kompetencje Narodowego Instytutu Wolności to dobra wiadomość [komentarz Anny Spurek]
- Koordynacja w morzu resortowości? W oczekiwaniu na cud [komentarz Wojciecha Kaczora]
Od nowelizacji środków nie przybędzie
Zacznę od uzasadnienia, dlaczego w tytule znalazł się slogan o mieszaniu herbaty. Wydaje się przecież, że mamy tu do czynienia z rzeczą oczywistą i nikt nie twierdzi, że jest inaczej. Zlecanie przez resorty konkursów NIW-owi nie zwiększy puli środków dostępnych dla organizacji społecznych. Tak samo jak dodanie cukru, a nie samo intensywne mieszanie, czyni herbatę słodszą, podobnie dopiero znalezienie i skierowanie do organizacji NOWYCH funduszy, a nie tylko przeniesienie konkursów z jednego miejsca do innego, powoduje, że środków dla NGO jest więcej. A o nowych pieniądzach nikt nie mówi. Uczciwe i jasne.
Mam jednak wrażenie, że dość szybko zapomnimy, że tak właśnie jest. Z czasem, jeśli w Narodowym Instytucie zagoszczą programy delegowane przez ministerstwa (w co wątpię), pojawi się opowieść o tym, jak to coraz więcej pieniędzy dla organizacji ma rząd.
NIW jest na świeczniku, a jego wyodrębniony budżet łatwo ogarnąć. Inaczej z pieniędzmi dla organizacji społecznych w ministerstwach. Dziś pewnie sam rząd za bardzo nie wie, ile ich jest i czy ich pula wzrasta. Pokusa, żeby chwalić się rosnącym (środkami przeniesionymi z resortów) budżetem Instytutu będzie duża.
Warto więc podkreślać to, co teraz wydaje się oczywiste, ale za jakiś czas może nam umknąć: większy budżet NIW-u w przyszłości nie musi automatycznie oznaczać dodatkowych pieniędzy dla organizacji pozarządowych.
NIW lepszy w procedury?
Z pewnością, ale ta sytuacja może się zmienić i nie chodzi mi tu wcale o zmianę wynikającą z uwarunkowań politycznych. Instytut bardzo się stara (przyznam, że nie od dziś), żeby działać transparentnie. Jest na celowniku i nie ma innego wyjścia. Nie uchroniło go to od wątpliwych decyzji, szczególnie w końcowym okresie rządów poprzedniej sejmowej większości, ale jak się wydaje wdrożono rozsądny program naprawczy. Jednak sytuacja zaczyna przypominać kopanie się z koniem.
Ostatnie konkursowe rozstrzygnięcia wywołały dyskusję (relacje można znaleźć na portalu – warto zajrzeć: Wokół konkursów NIW–CRSO). Nie chcę głęboko wnikać w ten spór. Wydaje mi się, że zaczynają tu jednak decydować czynniki obiektywne: Instytut ma za mało pieniędzy w stosunku do oczekiwań. Bardzo celnie zwraca na to uwagę Dominika Springer pisząc, że system oceny wniosków jest przeciążony. Pokazuje też, że w konkursie grantowym, do którego spływa 2800 wniosków, szansę na dofinansowanie ma ok. 5% aplikujących. To bardzo mizerny wskaźnik i wyzwanie dla oceniających. Wyzwanie, któremu właściwie nie sposób sprostać przy najlepszych chęciach, procedurach i hipertransparentności.
Konkursy zlecane przez resorty w NIW-ie tylko pogłębią to zjawisko. Może być inaczej, jeśli nie będzie to zwykłe przeniesienie środków, ale ich zwiększenie albo instytucjonalne doposażenie NIW-u. Ale o tym nikt nie mówi.
Duży NIW i NIW dla wszystkich
Czy budżet Narodowego Instytutu Wolności powinien stale wzrastać? Czy NIW z roku na rok powinien być coraz większy i przekazywać NGO-som coraz więcej środków?
Trochę późno docieram do sedna. Na chłodno i bez kontekstu przepisy umożliwiające NIW-owi realizację pomysłów poszczególnych ministerstw wydają się neutralne, a może nawet potrzebne. Ale ich wadą jest właśnie to, że tak się je traktuje i ocenia. Bez kontekstu.
Tymczasem ta zmiana powinna być w centrum dyskusji o tym, jaki jest cel istnienia Narodowego Instytutu Wolności, jak wyobrażamy sobie jego kształt i rolę w przyszłości. Kogo i w jakiej skali powinien wspierać Instytut? To sedno sprawy.
Problemem jest więc nie to, co się wydarzyło (uchwalenie przepisu), ale to co się nie wydarzyło. Nowelizacja przedstawiona była jako techniczna i niewymagająca konsultacji. Debatujemy o niej po fakcie i w dość wąskim zakresie: czy ministerstwa będą, czy nie będą przekazywać i czy to dobrze, czy źle.
O braku debaty o Narodowym Instytucie Wolności jeszcze za chwilę, ale tu chciałbym zwrócić uwagę na jedną konsekwencji stałego wzrostu budżetu Instytutu. Konsekwencją jest ciągły wzrost oczekiwań. Już dziś NIW postrzegany jest (niezbyt słusznie) jako mający coś dla wszystkich. Presja w konkursach jest bardzo duża. Wiele organizacji wierzy, że tu są dla nich środki. Pieniądze z ministerstw zwiększą to zjawisko. A ono jeszcze dodatkowo pogłębi przeciążenie systemu oceny wniosków. Czy NIW jest na to przygotowany? Czy w ogóle brano to pod uwagę projektując nowe przepisy?
Grzech pierworodny
Narodowy Instytut ma wciąż znaczącą wadę: pozbawiony jest kamienia węgielnego. Powołano go do życia, bez określenia nadrzędnego celu tej instytucji, albo szerzej: bez określenia naczelnych celów i priorytetów polityki rządu w zakresie wsparcia rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Preambuła z ustawy o NIW i wyliczone w ustawie zadania Instytutu (co jakiś czas uzupełniane – jak teraz – bez specjalnej dyskusji), nie niwelują tego braku. Często przypomina o tym Piotr Frączak, niestrudzony orędownik poważnej debaty o Instytucie.
Dlaczego zaniechano rozmów o „Narodowym programie wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego"? Czy NIW nie był pierwotnie wymyślony jako narzędzie do realizacji tego programu? Narzędzie powstało – a program?
A może nie musimy mieć takiego wiodącego programu, żeby rozdawać środki? Może (tak jak teraz) wystarczą programy, które miały być częścią składową tego większego? Właściwie nie byłoby trudno zaakceptować taki stan rzeczy, gdyby właśnie nie kolejne programy, programiki, przenoszenie środków i doczepianie do Narodowego Instytutu co się tylko da. Przewiduję, że to wcale nie wzmocni NIW-u – to go rozsadzi.
W tym momencie chętnie przyznam: mi samemu marzy się sytuacja, że powoli rolę Instytutu przejmują w duchu pomocniczości same organizacje.
Ostatnie lata udowodniły, że trzeci sektor potrafi wyłonić z siebie dobrych operatorów całkiem sporych środków. Przejmowanie przez organizacje społeczne funkcji NIW-u byłoby swoistym chichotem historii – kombatancko przypomnę, że ojcowie tej instytucji budowali ją, opowiadając o rzekomych winach i wadach jednego z pozarządowych operatorów funduszy norweskich. A gdyby tak za jakiś czas PROO zarządzało konsorcjum z udziałem właśnie tego podmiotu?
O co chodzi z Czarnym Kotem?
To porównanie będzie lepiej zrozumiale dla mieszkańców Warszawy, więc pozostałym należy się krótkie wprowadzenie. Czarny Kot był budynkiem przy rondzie Babka (obecnie rondo Zgrupowania AK „Radosław"). Budynek był stale rozbudowywaną samowolą budowlaną. Do pierwotnej, niezbyt imponującej bryły, systematycznie doklejano kolejne dobudówki. Finalnie zaistniał dość makabryczny kilkupiętrowy „zameczek", posklejany z niezbyt do siebie pasujących fragmentów, „narośli", które z czasem zupełnie zdominowały i przykryły pierwotną budowlę. Architektoniczna i wizualna katastrofa.
Dlaczego porównuję NIW do Czarnego Kota? Ponieważ dostrzegam w rozbudowie Narodowego Instytutu podobny brak nadrzędnej koncepcji. Spójne i pierwotne FIO i PROO z czasem zaczęły obrastać w kolejne nadbudówki. Program harcerski i wolontariacki są jeszcze dość łatwe do zaakceptowania i nie psują „bryły". Ale weźmy takie Uniwersytety Ludowe? I kolejne: Inkubator Rzemiosła, Międzynarodowe Domy Spotkań, Fundusz Młodzieżowy, Program Wspierania Rozwoju Organizacji Poradniczych. Czy taki zestaw programowy zbudowany został w oparciu o jakąś nadrzędną koncepcję? Czy nowa „Moc Małych Społeczności" oraz, będący tematem tego artykułu, zamiar przytulenia wybranych programów ministerialnych (jakich? kiedy? według jakiego klucza?) wynikają z przemyślanej, przedstawionej i akceptowanej „architektonicznej wizji"?
Załóżmy, że resorty kupią pomysł z przekazywaniem swoich programów Instytutowi i do obecnego zestawu dołączą (wymyślam) Program Żłobkowy z Ministerstwa Rodziny, Program Wsparcia Rozwoju Gry w Bule z Ministerstwa Sportu oraz Program dla Rekonstruktorów Średniowiecznych Drużyn Książęcych delegowany do NIW-u przez MON. I dodajmy do tego, już bez wymyślania, najnowszą konkursową aktywność NIW-u „Pamięć pogranicza" [sic!].
Tak właśnie wyglądał Czarny Kot, zanim go zburzono.
Masz opinię? Podziel się!
Zapraszamy do dyskusji. Podzielcie się swoimi przemyśleniami, opiniami. Piszcie na adres: [email protected]
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.