Odczepcie się od wyglądu uczniów i przestańcie łamać prawa człowieka [Felieton Czyżewskiej]
To naprawdę nie jest wasza sprawa, nauczyciele i nauczycielki. Macie przyglądać się rozwojowi uczniów – nie tropić, czy pod rękawem są tatuaże, tylko mieć uważność i mądrość, kiedy spod rękawa wystają blizny od samookaleczania. Albo sińce od przemocy w domu. To powinno zwracać waszą troskliwą uwagę. Nie pofarbowane włosy.
„Uczniowie: przychodzą do szkoły żeby się uczyć. Nauczyciele: aLe NaM sIę NiE pOdObA jAk WyGlĄdAsZ bEeEe😡”
(cytat z komentarza w jednej z grup uczniowskich na Facebooku, pisownia oryginalna)
Mam nadzieję, że ten emocjonalny tytuł zwróci uwagę nauczycieli i nauczycielek, a także dyrektorów, dyrektorek i organów prowadzących (tak po prawniczemu mówi się o miastach czy gminach, które zakładają i prowadzą szkoły) oraz rodziców na powszechne łamanie praw człowieka w szkołach. Bo uczniowie i uczennice to ludzie, ale – jak pisałam już miesiąc temu – szkoły często zachowują się, jakby prawa człowieka w szkole nie obowiązywały.
W wielu szkołach za makijaż, kolczyk w nosie albo kilka w uchu, pomalowane paznokcie, pofarbowane włosy – nawet na naturalny kolor (a co dopiero na zielony!), za dredy czy tatuaż uczniów i uczennice spotykają szykany. Dostają nagany, ujemne punkty z zachowania, słyszą groźbę wydalenia ze szkoły za niepodporządkowanie się, otrzymują uwagi, bywają publicznie wyśmiewani i wyśmiewane przez nauczyciela, gdy ich wygląd nie odpowiada jego gustowi. Bywa nawet tak, że szkoła nie stworzyła w statucie obostrzeń w tej sprawie, ale na przykład matematyczka „nie życzy sobie”, aby na jej lekcji ktoś miał makijaż. Nakazuje więc uczennicy natychmiast pójść do toalety umyć twarz.
Powiecie: „ale w szkole trzeba wyglądać porządnie!”. Po pierwsze: co to znaczy: porządnie? Po drugie: jaki przepis to określa?
Po trzecie: a dlaczego w zasadzie trzeba wyglądać „porządnie” – w rozumieniu braku makijażu, niefarbowanych włosów? Czy to znaczy, że nauczycielki w makijażu, farbowanych włosach i z kolorowymi paznokciami wyglądają nieporządnie? A może uważacie, że te rzeczy są „porządne” dopiero od pewnego wieku? Od jakiego? Kto o tym decyduje? Bo na pewno nie prawo.
Kto decyduje o estetyce?
Żadne prawo nie nakazuje komukolwiek podporządkowywać się gustowi innej osoby.
W mojej podstawówce była nauczycielka. Osoba bardzo otyła, miała tlenione włosy z pasemkami w co najmniej trzech kolorach, w tym delikatnie różowym i niebieskim, mocny makijaż różowo-niebieski, ubranie za bardzo dopasowane do ciała, uwypuklające wałeczki. Według mojego gustu – wyglądała nieestetycznie. Ja bym się tak nie ubrała, nie pomalowała. Dzieciaki się z niej podśmiewały.
Ona jednak była z siebie zadowolona, wałeczki obnosiła dumnie i nikt nie kazał jej ubierać i malować się inaczej. Subiektywną ocenę uczniów i nauczycieli na temat jej wyglądu miała gdzieś. Nikt jej nie wyrzucił z pracy, nie wszczął dyscyplinarki, nie pozbawił nagrody, nie wpisał minusa.
Dlaczego więc subiektywna ocena nauczyciela ma decydować o tym, co jest u ucznia estetyczne? Zadania i obowiązki nauczyciela, ucznia oraz szkoły są określone w prawie. Osobiście nauczyciel może mieć zdanie o kolorze moich włosów, ale żadne prawo nie pozwala mu na ingerowanie w tę przestrzeń, kiedy pełni funkcję publiczną – czyli kiedy jest nauczycielem.
W szkole rządzi prawo, a nie widzimisię
Zerknijmy w obowiązki nauczyciela (Karta Nauczyciela):
„Art. 6: Nauczyciel obowiązany jest:
1) rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły: dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, w tym zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę;
2) wspierać każdego ucznia w jego rozwoju;
3) dążyć do pełni własnego rozwoju osobowego;
3a) doskonalić się zawodowo, zgodnie z potrzebami szkoły;
4) kształcić i wychowywać młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka;
5) dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów”.
Ktoś powie: „dobra, dobra, Alina, ale dziecko musi się nauczyć, jak się dostosować do świata, przecież kiedy pójdzie do pracy w fioletowych włosach, to nikt go nie przyjmie”.
Po pierwsze: musi się dostosować do świata? Brr. Doda ktoś – „to dla jego dobra”. Brrr. Kiedyś dzieci dla ich dobra prewencyjnie bito. Może więc nie uzurpujmy sobie prawa do wszechwiedzy opartej na subiektywnym widzimisię?
Po drugie: dziecko teraz jest w szkole, a nie w pracy. Jest więc w takim momencie rozwojowym, że szuka swojej tożsamości, odrębności bądź – przeciwnie – szuka przynależności do jakiejś grupy, kształtuje się jego osobowość, zaznacza odrębność. Tak, jak nie karzemy sześciolatka w przedszkolu za to, że się zsikał w majtki, argumentując: „bo w pracy się nie sika w majtki!”, tak samo uznajmy, że rolą szkoły nie jest tresura do pracy (i to jeszcze w jakimś wyobrażonym reżimie). W trakcie edukacji szkolnej zachodzą u dziecka naturalne procesy rozwojowe, które szkoła ma obowiązek wspierać, a nie hamować. Nauczyciel – także! Nasz wygląd to także sposób ekspresji swego „ja”, określania i poszukiwania siebie. Nie jest zadaniem szkoły ciosać młodego człowieka według swego wyobrażenia, według jednego wzorca – powstałego w głowie nauczycielki czy w wizji rady pedagogicznej, zawartej w statucie. Szkoła i nauczyciel – według prawa – ma wspierać ucznia w jego rozwoju. Co robi tymczasem? Uczy podporządkowania czyimś gustom i widzimisię, dopasowania do szablonu, tłamsi odrębność i różnorodność.
Szukajcie blizn, nie tatuaży
Jedną z wartości demokracji jest wspieranie i poszanowanie różnorodności (bez tego mamy reżim). Naprawdę to takie straszne, że młodzież w szkole będzie widzieć, że można być innym? I pomimo tego umieć się dogadać? Taka to straszna nauka na przyszłość?
A może uczeń z fioletowymi włosami w przyszłości będzie pracować w agencji reklamowej, wśród innych wielokolorowych ludzi, i tworzyć szalone i kreatywne kampanie reklamowe? Albo za rok sam te włosy zetnie? A może uczennica z zielonymi włosami będzie informatyczką w firmie mającej siedzibę po drugiej stronie oceanu i żaden szef jej nawet na oczy nie zobaczy? A poza tym – do tego czasu zmieni kolor dziesięć razy i w końcu obetnie się na łyso. A jej kolega wyłysieje sam z siebie. To naprawdę nie jest wasza sprawa, drodzy nauczyciele i nauczycielki.
Wy macie przyglądać się ich rozwojowi z akceptacją i wrażliwością – nie tropić, czy pod rękawem są tatuaże, tylko mieć uważność i mądrość, kiedy spod rękawa wystają blizny od samookaleczania. Albo sińce od przemocy w domu. To powinno zwracać waszą troskliwą uwagę. Nie pofarbowane włosy.
Bo czy nie jest szczytem hipokryzji karanie ucznia czy uczennicy za pofarbowane włosy przez nauczycielki, które same farbują swoje włosy? Zasada: „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie” nie jest prawem obowiązującym w Polsce. Nie jest nawet dobrą i owocującą drogą wychowawczą.
Świat nie ogląda się na nauczycielskie gusty
Nie jest wiedzą tajemną, że poprzez wygląd manifestuje się bunt – nie tylko ten zwyczajny, rozwojowy. Czasem idą z nim w parze trudne zachowania, niekiedy agresywne, niekiedy aspołeczne. Uwierzcie mi, a jak nie, to zapytajcie psychologa – winą ani przyczyną tych zachowań nie jest wygląd! Karanie za wygląd nie zlikwiduje w cudowny sposób przyczyny. To tylko zewnętrzny wyraz tego, co być może złego dzieje się w domu lub przydarzyło poza domem. Że tak tylko zacytuję z pewnej lektury: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Dlatego nie czepiajcie się wyglądu, bo dokładacie opresji i ciężaru, który młody człowiek nosi.
Ideałem byłaby szkoła, która sprawia, że młody człowiek czuje takie zaufanie i czuje się na tyle bezpiecznie w szkole, że wiedziałby, że może z mądrym dorosłym w szkole o tym porozmawiać. Chyba naszym szkołom do tego bardzo daleko…
Świat się cały czas zmienia. Kiedyś nieprzyzwoite było noszenie przez kobiety spodni. Przez to, że kiedyś kilka kobiet się zbuntowało i zaczęło je nosić, gorsząc otoczenie, dziś, drogie nauczycielki i dyrektorki, wy możecie bez problemu przyjść do szkoły w spodniach. Dajcie więc młodym spokój, bo to, co was dziś „gorszy”, dla świata już gorszące nie jest. W wielu biurach czy bankach pracują osoby w różnych fryzurach i kolczykach. Częściej na Zachodzie, ale w Polsce już też. Poza tym – klientami banków i firm są także osoby z kolorowymi włosami, wydziarane, z dredami, a jednocześnie noszące koszulę i będące biznesmenami. Dajcie uczniom żyć, bo świat zmienia się bez oglądania się na wasze subiektywne wyobrażenia i gusty.
Przypomnijcie sobie ministra Janusza Pałubickiego. Nigdy w garniturze, zawsze w swetrze. Czyż to nie jest „niestosowne”? Taki ważny polityk! Minister od służb specjalnych! A nie dostał nagany od premiera ani minusa z zachowania nawet za to, że na swoje zaprzysiężenie przyszedł w swetrze. Dlaczego więc karzecie uczniów za „niestosowny” ubiór?
Czyje zdanie jest ważniejsze?
Czy nie lepiej i mądrzej, zamiast zakazywać, byłoby zaprosić do szkoły mądrą kosmetyczkę, makijażystkę, wizażystkę, które powiedzą, jak to robić dobrze, elegancko, jak ukryć pryszcz? Przy okazji mogłaby opowiedzieć o tym, że wygląd jest ważny, ale „być interesującym” to coś znacznie więcej? Może nawet byłby to asumpt do zaangażowanej dyskusji i refleksji? Miałoby to dużo większy aspekt wychowawczy niż zakaz dla zakazu.
To, co piszę, to nie jest moje widzimisię. Wywodzę to z prawa, obowiązującego w Rzeczpospolitej. Szkoła jest instytucją publiczną, zobowiązaną działać na podstawie i w granicach prawa (art. 7 Konstytucji).
Wytyczne w statucie dotyczące wyglądu uważam więc za nieuprawnione. Czasem nauczyciel powołuje się na często występujące w statucie sformułowanie, że „uczeń ma wyglądać estetycznie”, „ma obowiązek dbać o higienę, schludny, estetyczny i skromny wygląd ubioru”, „zobowiązany jest dbać o swój wygląd i estetykę ubrania”. Niekiedy jest to ujęte dosłowniej: „zabrania się farbowania włosów, noszenia ubrań wskazujących na przynależność do subkultur, stosowania makijażu”.
Tyle tylko, że nie ma prawnej definicji słowa „estetyczny”. Co to za kategoria prawna? A jak uczeń ma pryszcze, to wygląda estetycznie, czy nie? Obnosząc swój „nieestetyczny” (według kogoś) trądzik, łamie statut? Obroża na szyi z ćwiekami (nie kolcami – te mogą stwarzać niebezpieczeństwo, więc tylko na tej podstawie można ich zakazać) jest nieestetyczna? Ale dla kogo? Dla starszego pokolenia czy dla młodego? Którego zdanie jest „ważniejsze” w szkole? Na jakiej podstawie?
Przepisy w demokratycznym państwie prawa powinny być jednoznaczne i precyzyjne, bez pola do swobodnej i subiektywnej interpretacji. Czy jeśli umażę sosem z kanapki białą koszulę, to naruszyłam statut? Dostanę karę?
Ingerowanie szkół w wygląd uczniów i uczennic narusza prawo
Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, ratyfikowana przez Polskę w 1993 roku i obowiązująca w naszym kraju, nie wyłączając szkół, i stojąca ponad wszelkimi statutami, stwierdza, że każdy i każda bez wyjątku, a więc również uczeń i uczennica, mają niezbywalną godność ludzką, z której ogólnie wywodzę prawo do poszanowania ich wyglądu, dopóki „nie narusza to bezpieczeństwa państwowego, bezpieczeństwa publicznego lub dobrobytu gospodarczego kraju, ochrony porządku i zapobiegania przestępstwom, ochrony zdrowia i moralności lub ochrony praw i wolności osób”.
Artykuł 9 Konwencji brzmi:
„1. Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje wolność zmiany wyznania lub przekonań oraz wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie, swego wyznania lub przekonań przez uprawianie kultu, nauczanie, praktykowanie i czynności rytualne.
2. Wolność uzewnętrzniania wyznania lub przekonań może podlegać jedynie takim ograniczeniom, które są przewidziane przez ustawę i konieczne w społeczeństwie demokratycznym z uwagi na interesy bezpieczeństwa publicznego, ochronę porządku publicznego, zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności innych osób”.
Widziałam kilka statutów, które zakazują ubioru i/lub wyglądu związanego z subkulturami młodzieżowymi – a to przecież również są przekonania! Skoro więc – na tej podstawie – nastolatek-punk lub emo ma prawo się malować, to i nie-punk i nie-emo również. Może to więc robić na przykład uczeń (tak, nie istnieje żaden przepis zakazujący mężczyznom malowania się) lub uczennica po prostu lubiąca mocny makijaż.
Co na to Konstytucja?
Konstytucja, która obowiązuje od 1997 roku stwierdza:
„Art. 30. Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”.
To, jak wyglądam, to ja, to moja tożsamość i godność. Jest więc chroniona tym artykułem. Jeśli nie naruszam praw i wolności innych osób, nie sieję zgorszenia (to zaś nie podlega dowolnej interpretacji – na demoralizację jest konkretny artykuł karny i orzecznictwo), to nikt nie ma prawa zakazywać mi malowania się czy farbowania włosów. Tak działa demokratyczne państwo prawa.
Nie widzę tu żadnej przestrzeni do nakazania komukolwiek zmywania na rozkaz makijażu – czy to w szkole, czy poza nią.
Artykuł 54 Konstytucji mówi, że „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów”. Również przez wygląd manifestujemy swoje poglądy (dredy, irokez, tatuaż z pacyfą, kolczyk z Polską Walczącą – dlaczego nie?). Granicą wyrażania poglądu poprzez wygląd może być tylko to, co jest wskazane w ustawach dla ochrony dóbr wskazanych w Konwencji. Koszulka z „zakazem pedałowania”? Nie wolno. Kolczyk lub tatuaż ze swastyką? Też nie.
A skoro jedni mogą wyrazić swe poglądy przez wygląd – pacyfę w nosie czy fioletowe włosy – to dyskryminacją byłby zakaz kolczyka „bezpoglądowego” w kształcie kółka, róży czy konika. I żółtych włosów. Skoro wygląd nauczyciela nie jest regulowany w statucie ani w prawie, w efekcie czego nauczyciel mógłby teoretycznie zafarbować włosy na zielono, to także uczeń powinien móc to zrobić. Czy w innym przypadku to nie jest dyskryminacja?
Możesz decydować o Polsce, ale nie o sobie?
Analizujmy dalej. Kodeks Cywilny w artykułach 23 i 24 stwierdza, że „dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach”. Katalog ten nie jest zamknięty. Wizerunek, a więc i wygląd, jest moim dobrem osobistym i mogę nim rozporządzać, jak chcę. „Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne” – czytamy.
Nie znalazłam szczególnego prawa, które pozwala ingerować w dobro osobiste ucznia, jakim jest jego wygląd. Jak chce manifestować swój sprzeciw wobec systemu – to niechże chodzi jako punk do szkoły, co komu to przeszkadza? Obraża czyjeś uczucia? Na szczęście uczucia estetyczne jeszcze nie podlegają ochronie prawnej.
Nie widzę zagrożenia w tym, że zakazów dotyczących wyglądu nie będzie – w wielu szkołach ich nie ma i uczniowie wcale nie farbują masowo włosów na wszystkie kolory świata. A kiedy są zakazy, i są one skrajnie bezsensowne (bo mówię również o zwykłym makijażu, o pofarbowanych na rudo włosach), to uczeń czuje, że jest ograniczany, blokowany, i magazynuje się w nim bunt i niezgoda, poczucie niesprawiedliwości. Po co?
Wydaje mi się upokarzającą i absurdalną sytuacja, w której siedemnastolatka (czy nawet dorosły, osiemnastoletni człowiek) kryje się z pomalowanymi paznokciami po weekendzie i zdrapuje lakier w szkolnej toalecie, podczas gdy nauczycielka, mama, dyrektorka, pani w sklepie i koleżanka z innej, normalniejszej szkoły, demonstruje dumnie światu swe nowe hybrydy.
Już piętnastolatkowie mogą kierować pojazdem zaprzęgowym, siedemnastolatki uprawiają seks, osiemnastolatki mogą wziąć chwilówkę, głosować, ba, kandydować!, w wyborach, ale nie mogą zdecydować o kolorze swoich włosów i paznokci? Absurd. I łamanie prawa.
Prawo oświatowe też się kłania!
W preambule do Prawa oświatowego czytamy: „Szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju, przygotować go do wypełniania obowiązków rodzinnych i obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności”. Rozwój ucznia to na pewno nie tłumienie jego tożsamości, wolności i swobody ekspresji.
Jaka jest ponadto szansa na wychowanie ucznia w oparciu o zasady solidarności, tolerancji i wolności, skoro nie ma on wolności decydowania o kolorze swoich włosów i paznokci? Jak ma dowiedzieć się czegoś o tolerancji, skoro wokół wszyscy muszą wyglądać z grubsza tak samo i nie toleruje się kolczyków w nosie? Czego się dowie o szanowaniu innych, skoro szkoła nie szanuje i nie toleruje tego, że w wieku szesnastu lat chce albo musi zamanifestować swoją odrębność, bo czuje się inny i chce móc to wyrazić? A szkoła mu na to nie pozwala?
Prawo oświatowe w artykule 98 wymienia, co w szczególności zawiera statut. Jeśli określa się coś, co ma być zakazem, to nie może to naruszać praw i wolności gwarantowanych w wyższych aktach prawnych – na tym polega państwo prawa.
Dla zobrazowania: tak, jak nie można nakazać, że uczeń ma mówić do nauczyciela „profesorze” (to zwyczaj, nie może być on nakazem prawnym; jeśli uczeń chce, to wystarczy mówić „pan/pani”) czy – argumentujmy ad absurdum, aby uwypuklić sprawę – „ekscelencjo”, tak samo nie wolno nakazywać innych, nienakazanych prawem, rzeczy.
Także tu kłania się Konstytucja, konkretnie jest artykuł 31:
„1. Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.
2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
3. Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”.
Ubiór to nie wygląd
W Artykule 99 Prawa oświatowego ustanowiono, że „obowiązki ucznia określa się w statucie szkoły z uwzględnieniem obowiązków w zakresie: 3) przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju – w przypadku, o którym mowa w art. 100” (wprowadzanie jednolitego stroju, na przykład mundurków, musi przejść określoną procedurę prawną i zdobyć wiele zgód; rozprawiam tu zaś o większości szkół, gdzie mundurków nie ma).
W ustawie mowa jest jednak o ubiorze, który jest pojęciem węższym niż wygląd. Ubiór to ubranie, a nie kolor włosów ani dodatki.
Jak dalece mogą być określone zasady ubierania się (wyłączając sytuację, w której wprowadzono jednolity strój)? Te zasady – jak w poprzednim przykładzie – nie mogą naruszać ani ograniczać praw, ustanowionych w aktach prawnych wyższych niż szkolny statut. A także Prawo oświatowe odwołuje się do zasad zawartych w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, a także wskazań Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Konwencji o Prawach Dziecka.
Chodzi o prawa dzieci
Pamiętając o tym, że przynależność do subkultury to także identyfikowanie się z pewnymi określonymi poglądami, a związany z tym strój jest uzewnętrznianiem tych poglądów (i nie nam je oceniać, póki nie łamią prawa), zajrzyjmy jeszcze do Konwencji Praw Dziecka, dokumentu dedykowanego ochronie praw młodych ludzi:
„Artykuł 12: 1. Państwa-Strony zapewniają dziecku, które jest zdolne do kształtowania swych własnych poglądów, prawo do swobodnego wyrażania własnych poglądów we wszystkich sprawach dotyczących dziecka, przyjmując je z należytą wagą, stosownie do wieku oraz dojrzałość dziecka”.
„Artykuł 13: 1. Dziecko będzie miało prawo do swobodnej wypowiedzi; prawo to ma zawierać swobodę poszukiwania, otrzymywania i przekazywania informacji oraz idei wszelkiego rodzaju, bez względu na granice, w formie ustnej, pisemnej bądź za pomocą druku, w formie artystycznej lub z wykorzystaniem każdego innego środka przekazu według wyboru dziecka. 2. Wykonywanie tego prawa może podlegać pewnym ograniczeniom, lecz tylko takim, które są przewidziane przez prawo i które są konieczne: dla poszanowania praw lub reputacji innych osób albo do ochrony bezpieczeństwa narodowego lub porządku publicznego, bądź zdrowia albo moralności społecznej”.
„Artykuł 16: „1. Żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego, rodzinnego lub domowego czy w korespondencję ani bezprawnym zamachom na jego honor i reputację. 2. Dziecko ma prawo do ochrony prawnej przeciwko tego rodzaju ingerencji lub zamachom”.
„Artykuł 28 „2. Państwa-Strony będą podejmowały wszelkie właściwe środki zapewniające, aby dyscyplina szkolna była stosowana w sposób zgodny z ludzką godnością dziecka i z niniejszą konwencją”.
„Artykuł 29: 1. Państwa-Strony są zgodne, że nauka dziecka będzie ukierunkowana na:
rozwijanie w jak najpełniejszym zakresie osobowości, talentów oraz zdolności umysłowych i fizycznych dziecka;
rozwijanie w dziecku szacunku dla praw człowieka i podstawowych swobód oraz dla zasad zawartych w Karcie Narodów Zjednoczonych;
- przygotowanie dziecka do odpowiedniego życia w wolnym społeczeństwie, w duchu zrozumienia, pokoju, tolerancji, równości płci oraz przyjaźni pomiędzy wszystkimi narodami, grupami etnicznymi, narodowymi i religijnymi oraz osobami rdzennego pochodzenia (…)”.
Szkoły nadużywają władzy i robią to systemowo, przy wsparciu wielu rodziców i społeczeństwa. To w szkole młodzież dostaje lekcję, że państwo jest czymś bezsensownym i opresyjnym, czymś ograniczającym, więc lepiej na przykład być antysystemowcem albo się odpowiednio „ustawić”. Uczy się, że prawo trzeba umieć obchodzić, bo jest przeciwko człowiekowi, że nie chodzi w państwie-umowie społecznej o dobro społeczności, ale o władzę nad społecznością. Że system – państwo znajduje się w opozycji do obywatela.
W ten sposób reprodukujemy brak zaufania społecznego i przekonanie, że państwo to nie my, to coś zewnętrznego, co nam nakazuje i zakazuje tego i owego bez sensu, logiki i słuszności. I że trzeba nauczyć się podporządkowywać czyjemuś widzimisię, a nie prawu.
Nie kończę na tym felietonie
Mam do was, czytelników i czytelniczek, uczniów i uczennic, rodziców, nauczycieli i nauczycielek prośbę: jeśli chcecie coś z tym zrobić, napiszcie do mnie.
Jeśli czytający mnie naukowcy i naukowczynie od pedagogiki, rozwoju czy psychologii młodzieży, którzy chcieliby poprzeć mój wywód opiniami naukowymi – proszę o kontakt.
Opinie prawne są już w przygotowaniu.
Dziękuję radcy prawnemu Adamowi Kuczyńskiemu za pomoc w poszukiwaniach prawnych.
Alina Czyżewska – z zawodu aktorka. Członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, współzałożycielka ruchu miejskiego Ludzie dla Miasta w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim. Pisze, interweniuje w sytuacjach nadużywania władzy przez organy władzy, wspiera obywateli i obywatelki. Fanka ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.