Urzędnicy się wkurzyli. Folwark trzyma się mocno [Felieton Czyżewskiej]
Loty Kuchcińskiego to kropla w morzu całego budżetu państwa. Ale takich „Kuchcińskich” mamy co rusz w sektorze publicznym, a ssanie z publicznych pieniędzy sumuje się w konkretny, imponujący budżet. Folwark trzyma się mocno.
Loty Kuchcińskiego, nagrody dla ministrów, 120 tysięcy złotych za reżyserię dla znanego reżysera, kierowca ze służbowym autem dla rektora na codzienne dojazdy do pracy, kolejny grunt oddany za bezcen pod budowę kościoła w Szczecinie – tematy tak odległe, że nie czujemy, że ktoś nam coś zabiera.
A jednak – to wszystko są nasze wspólne pieniądze, nasz wspólny majątek. Kiedy z jednej kieszeni wydajemy na fajerwerki, w drugiej nie starczy nam na chleb.
I choć loty Kuchcińskiego to kropla w morzu całego budżetu państwa, to jednak takich „Kuchcińskich” mamy co rusz w sektorze publicznym, a takie ssanie z publicznych pieniędzy sumuje się w konkretny, imponujący budżet i rozwiązałoby problemy rozwarstwienia społecznego.
W urzędzie zawrzało
Wysokie apanaże dla „elit” skutkują tym, że brakuje pieniędzy dla innych. Doskonale zrozumieli to właśnie urzędnicy wrocławskiego ratusza, kiedy w końcu prezydent został zmuszony przez sąd do ujawnienia wysokości nagród: nagrody dla wiceprezydentów czy dyrektorów wynosiły nawet 60 000 złotych!
Uzyskanie tych informacji nie było takie łatwe – ponad rok temu, jako Sieć Obywatelska Watchdog Polska, zapytaliśmy prezydenta o „listy nagród przyznanych pracownikom, z wyłączeniem stanowisk usługowych i technicznych, począwszy od dnia 1 stycznia 2018 r. do dnia odpowiedzi na wniosek. Prosimy o udostępnienie informacji zawierającej następujące dane: imię i nazwisko, stanowisko, kwota przyznanej nagrody, uzasadnienie jej przyznania”. Po rocznych bojach i wyroku sądu administracyjnego (sygn. IV SAB/Wr 77/19), nagrody ujrzały światło dzienne. I w urzędzie zawrzało. I słusznie.
Tym u władzy wolno więcej?
Mam problem z moralnym zaakceptowaniem tych nagród. Najniższe z nagród wyniosły około 600 złotych. Rozumiem, że dobrze trzyma się w polskiej mentalności przysłowie „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie” – i przekłada się to na niezdrową, ale powszechną akceptację tego, że tym, co są na szczycie, na stanowisku, u władzy – wolno więcej i należy im się więcej. Folwark trzyma się mocno.
Nie znajduję jednak racjonalnego uzasadnienia dla faktu, że wiceprezydent dostaje 100 razy wyższą nagrodę niż pracownik. Przecież ani nie pracuje 100 razy więcej, ani nie ma 100 razy więcej osiągnięć i sukcesów, ani 100 razy więcej odpowiedzialności. Wyższe kompetencje (choć i o tych w polskiej rzeczywistości można długo dyskutować) i większą odpowiedzialność osób na wyższym stanowisku odzwierciedla się w wyższym miesięcznym wynagrodzeniu, więc trudno mi zrozumieć bezczelność w przyznawaniu kolegom tak wysokich nagród. 61 000 złotych to jest cały roczny zarobek średnio zarabiającej osoby (nie nauczyciela, nie urzędnika niższego szczebla).
To de facto druga pensja dla wiceprezydenta – a mógłby to być etat dla kolejnego specjalisty w urzędzie. Ile dobra ów mógłby wytworzyć? Ile procedur przyspieszyć?
Bez lansu? Bez nagród
W sumie nagrody wyniosły ponad 2 miliony złotych. A pensja początkującego nauczyciela to 2 tysiące złotych na rękę. A to też pracownik miasta. Smutno. I głupio. Bo nie tak się powinno prowadzić politykę wynagradzania w mieście.
Wrocław to tylko przykład zjawiska, dotyczącego wielu samorządów i podmiotów publicznych.
Nagrody często są narzędziem manipulowania, wymuszania posłuszeństwa, niezdrowej „lojalności”, tworzenia dworu, wytwarzają u niektórych odruch podlizywania się zwierzchnikowi (który dysponuje łakomymi kąskami w postaci ogromnych nagród), a nie działania dla dobra miasta.
Nie twierdzę, że to zasada, ale znam wielu urzędników i wiele urzędniczek, które na celu mają dobro miasta oraz przepisy i nie robią tego, co jest w prywatnym interesie zwierzchników – a tych prywatnych interesów jest bez liku. I popadają w niełaskę – i nagród nie dostają. Nie „lansują się”, nie biegną z sukcesem koleżanki jako swoim, skrupulatnie i uczciwie wykonują swoje obowiązki i nie pchają się z kwiatkiem na urodziny szefowej. Natomiast „mierni, ale wierni” opływają w profity i łaski, ze szkodą dla miasta. Oczywiście istnieją zasłużone nagrody, nie przeczę, ale póki nagrody będą tak wysokie, opisana wyżej patologia będzie trwać.
Za wykonywanie obowiązków – godna wypłata
Moja propozycja: pulę z nagród należy rozdysponować na comiesięczne wynagrodzenia tak, aby miesięczne wynagrodzenie było wyższe i stałe, zachęcające nowych specjalistów i specjalistki do pracy w sektorze publicznym oraz aby uniezależnić przynajmniej finansowo pracę urzędnika i urzędniczki od łaski, humoru czy politycznych interesów zwierzchnika czy zwierzchniczki. Pula na nagrody niech będzie dużo mniejsza i przyznawana nie jak pieskom za posłuszeństwo i wierność. Proszę się nie obrażać… Ale bardzo częste uzasadnienie nagród to enigmatyczne „sumienne wykonywanie obowiązków” – przecież za to jest wypłata! I powinna być godna! Urzędnik ślubuje: „Ślubuję uroczyście, że na zajmowanym stanowisku będę służyć państwu polskiemu i wspólnocie samorządowej, przestrzegać porządku prawnego i wykonywać sumiennie powierzone mi zadania”.
Co warte podkreślenia – przeczytajcie jeszcze raz, komu służy urzędnik… Na pewno nie przełożonemu.
Przypomnijmy też artykuł 24 ustawy o pracownikach samorządowych:
„1. Do podstawowych obowiązków pracownika samorządowego należy dbałość o wykonywanie zadań publicznych oraz o środki publiczne, z uwzględnieniem interesu publicznego oraz indywidualnych interesów obywateli.
2. Do obowiązków pracownika samorządowego należy w szczególności:
1) przestrzeganie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i innych przepisów prawa;
2) wykonywanie zadań sumiennie, sprawnie i bezstronnie;
3) udzielanie informacji organom, instytucjom i osobom fizycznym oraz udostępnianie dokumentów znajdujących się w posiadaniu jednostki, w której pracownik jest zatrudniony, jeżeli prawo tego nie zabrania;
4) dochowanie tajemnicy ustawowo chronionej;
5) zachowanie uprzejmości i życzliwości w kontaktach z obywatelami, zwierzchnikami, podwładnymi oraz współpracownikami;
6) zachowanie się z godnością w miejscu pracy i poza nim;
7) stałe podnoszenie umiejętności i kwalifikacji zawodowych”.
I za to należy się godna płaca, poczynając od najniższych stanowisk.
Nie ukrywaliby, gdyby nie było się czego wstydzić
Nagrody nie powinny być uzupełnieniem niskich zarobków, kąskiem, na który czeka się cały rok, łaską przełożonego. Zgodnie z artykułem 36 ustawy – nagrody można przyznać za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej. One nie należą się, „bo tak”, „bo raz w roku prezydent daje nagrody wszystkim”, tylko za SZCZEGÓLNE osiągnięcia. A nie za normalną pracę. I powinny być na tyle unormowane, by nie tworzyły niezdrowej sytuacji – jaka obecnie jest w urzędzie we Wrocławiu.
Bo, powiedzmy sobie szczerze, gdyby nic nie było do ukrycia, gdyby nie było się czego wstydzić, to nie miałby prezydent powodu, by przez rok wzbraniać się przed ujawnieniem nagród.
A bez transparentności, w tym podawania do publicznej wiadomości nagród i wynagrodzeń, konstytucyjne zasady sprawiedliwości społecznej, równego traktowania, zakazu dyskryminacji, racjonalnego gospodarowania środkami publicznymi pozostają ładnie wyglądającymi, papierowymi zasadami, ale z realną, praktyczną demokracją nie mają nic wspólnego.
Alina Czyżewska – z zawodu aktorka. Członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, współzałożycielka ruchu miejskiego Ludzie dla Miasta w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim. Pisze, interweniuje w sytuacjach nadużywania władzy przez organy władzy, wspiera obywateli i obywatelki. Fanka ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.