Kto ma organizować debaty, jak nie my? Podpowiadamy, jak to zrobić [film]
7 i 21 kwietnia 2024 r. pójdziemy znów do urn wyborczych. Tym razem będziemy wybierać radne, burmistrzów, prezydentki i wójtów. Zanim postawimy krzyżyk przy wybranym nazwisku, warto dowiedzieć się, czy i jakie problemy dana osoba dostrzega w naszej lokalnej społeczności i jak zamierza je rozwiązywać. Warto zorganizować debatę z kandydatami i kandydatkami. Z Różą Rzeplińską ze Stowarzyszenia 61 podpowiadamy, jak to zrobić.
Czego dowiesz się z rozmowy?
- O czym koniecznie trzeba pomyśleć, zanim zaprosimy mieszkańców i mieszkanki do udziału w debacie z kandydatami i kandydatkami do samorządu?
- Jak zadbać o niezależność debaty?
- Po co i gdzie szukać sojuszników?
- Dlaczego nie przejmować się, gdy kandydaci i kandydatki nie przyjdą na debatę?
Przejdź do wybranego fragmentu rozmowy
00:00:00 - 00:00:51 Wprowadzenie i przedstawienie rozmówczyni
00:00:52 - 00:02:42 Kto może zorganizować debatę przed wyborami samorządowymi?
00:02:42 - 00:06:33 Zadbaj o niezależność debaty
00:06:34 - 00:08:28 Przemyśl i zaplanuj formułę debaty
00:08:31 - 00:10:21 Poszukaj sojuszników
00:10:22 - 00:12:38 Zaproś kandydatów
00:12:39 - 00:13:26 Pomyśl o współpracy z mediami
00:13:28 - 00:16:21 Zadbaj o odpowiednie miejsce
00:16:21 - 00:17:23 Znajdź osoby do pomocy
00:17:24 - 00:19:23 Skąd wziąć pieniądze na pokrycie kosztów organizacji debaty?
00:19:24 - 00:21:55 Zadbaj o to, aby mieszkańcy mogli zadać pytania
00:21:55 - 00:22:54 Znajdź odpowiednią osobę do prowadzenia debaty
00:22:55 - 00:24:44 Nie przejmuj się, jeśli przyjdzie mało osób
00:24:45 - 00:25:49 Gdzie szukać więcej wskazówek i podpowiedzi?
PRZECZYTAJ
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Spotykamy się, aby porozmawiać o wyborach samorządowych. Organizacje pozarządowe, podobnie jak przed wyborami parlamentarnymi, mają szansę i okazję w różny sposób włączyć się w tę kampanię. Poprosiłam Różę Rzeplińską ze Stowarzyszenia 61 i z serwisu "Mam Prawo Wiedzieć", aby nam podpowiedziała, jak organizacja pozarządowa może zorganizować debatę przed wyborami samorządowymi. Jak się do tego przygotować, o czym pomyśleć, co nam będzie do tego potrzebne? Na początek, Różo, jakbyś mogła powiedzieć, kto może taką debatę zorganizować?
Róża Rzeplińska, Stowarzyszenie 61, Mam Prawo Wiedzieć: – Wybory samorządowe odbędą się 7 kwietnia i 21 kwietnia. W tym drugim terminie będziemy wybierać tych kandydatów i kandydatki na wójtów, burmistrzów i prezydentów, którzy w dwójkach przejdą do drugiej tury. To jest istotne, jeżeli myślimy o kalendarzu i terminach, w których chcemy organizować spotkania przedwyborcze. Może się bowiem okazać, że teraz będziemy spotykać się z kandydatami na radnych, a potem w tej ostatniej fazie uda nam się zachęcić kandydatów na wójtów, burmistrzów czy prezydentów do tego, żeby z nami porozmawiali.
Spytałaś, czy mamy do tego prawo? Jak najbardziej. Kto ma organizować debaty, jak nie my? Jako organizacje społeczne najlepiej znamy podstawowe problemy i bolączki, które mamy w naszych miejscowościach.
Na przykład zajmujemy pomocą społeczną, co jest dużym obszarem działania wielu organizacji społecznych w Polsce, zwłaszcza w terenie. Ale też możemy zajmować się kulturą czy czystością powietrza. To są tematy, w których się specjalizujemy i siłą rzeczy mamy duże grupy odbiorców, duże grupy wyborców de facto, którzy byliby zainteresowani decyzjami, jakie przyszli włodarze będą podejmować w tych konkretnych politykach, czy po prostu jak będą zarządzać naszą gminą, miastem. Mamy do tego prawo. Debatę może zorganizować ktokolwiek.
Czy są jakieś pułapki, na które należy uważać? Na przykład, jeżeli chodzi o finansowanie takiej debaty: czy możemy na jej organizację pozyskiwać pieniądze od kandydatów do samorządu?
– Nie, absolutnie nie. Debata dla kandydatów powinna mieć przede wszystkim charakter niezależny.
Po pierwsze, gwarancją tej niezależności jest to, że żaden kandydat nie zapłaci za to, że ta debata się odbędzie. Oczywiście część tych spotkań może się odbywać na przykład w lokalach, z których korzystamy na zasadzie konkursu, użyczenia czy wynajęcia po preferencyjnych warunkach albo na przykład w szkole, domu kultury, bibliotece, czyli w tych miejscach, na które obecny włodarz w pewnym sensie ma wpływ. Ale to jest zupełnie co innego.
Po drugie, nasza debata będzie niezależna, jeśli do udziału w niej zaprosimy wszystkich kandydatów albo na przykład czterech kandydatów, którzy deklarują, że chcą się zająć ważnym dla nas tematem. Ważne, abyśmy od początku mówili, dlaczego zapraszamy te osoby, a nie inne.
Po trzecie, absolutnie nie przyjmujemy żadnej gratyfikacji na organizację tych debat od któregokolwiek z kandydatów. Chyba, że jesteśmy organizacją, która otrzymała grant na edukację obywatelską z miasta w ciągu ostatnich miesięcy i w ramach tego grantu chce zorganizować debatę z kandydatami. Te pieniądze, pochodzące z podatków, z puli miejskiej są też przeznaczone na to, żebyśmy jako obywatele mogli porozmawiać o sprawach dla nas ważnych. Niezależnie od tego, kto akurat był w tym momencie prezydentem czy burmistrzem. To są takie granice, co do których decyzje trzeba racjonalnie podejmować. Ale jeżeli do współorganizowania tej debaty zaprosimy szersze grono: inne organizacje, redakcje, instytucje, to tym bardziej będzie ona miała niezależny charakter.
Pytałaś o trudności. Będziemy narażeni na krytykę, bo skoro ją organizujemy, to być może komuś sprzyjamy. Skoro ją organizujemy, to chcemy na przykład zrobić „krzywdę” obecnemu prezydentowi czy burmistrzowi. Musimy się na to nastawić. Ale jeżeli jako obywatele chcemy zadać pytania, w jaki sposób przyszły prezydent lub radna, dzisiaj kandydat i kandydatka, chcą zadbać o poprawę jakości powietrza w naszym mieście albo o dostęp do poradni specjalistycznych, to nie są pytania polityczne, w sensie partyjne, wynikające z tego, że popieramy Kowalskiego czy Nowak.
To są pytania wynikające z naszych podstawowych potrzeb, które samorząd w postaci prezydentki, wójta czy burmistrza oraz rady gminy czy rady miasta będzie dla nas realizować. Mamy prawo zadać te pytania. Nie przejmujmy się tym, że ktoś będzie nam zarzucał, że one są polityczne.
A w jaki sposób wymyślić formułę takiej debaty? Czy lepiej się skupić na konkretnych tematach? Z tego, co mówisz, to jest może bezpieczniejsze. Wybieramy obszar, który nas interesuje i na tym się skupiamy. Czy zapraszamy wszystkich kandydatów i ich odpytujemy po kolei?
– Zdecydowanie, debatę z kandydatami i kandydatkami na prezydenta, burmistrza czy wójta trzeba sobie wymyślić. Zachęcam, żeby przejrzeć te kwestie, które są najważniejsze dla nas albo dla środowisk, które zaprosiliśmy do współpracy. Na przykład: zajmujemy się zagospodarowaniem przestrzeni, organizujemy debatę i zapraszamy do współpracy społeczników, którzy są świetni w ocenianiu tego, czy jakość powietrza w mieście jest właściwa i działają na tę rzecz. Wtedy mamy debatę opartą na dwóch nogach. Informujemy mieszkańców, jak i samych kandydatów: "Chcemy z wami porozmawiać, jak nasze miasto urządzać i w jaki sposób dbać o czystość powietrza".
Przygotowując pytania, które chcemy zadać, pewnie do dziesięciu, nie przedstawiamy ich kandydatom przed. Nie mówimy im: „Będziemy pytać dokładnie o to i o to”. W komunikacji z kandydatami i kandydatkami określamy ogólnie, na czym chcemy się skupić, a następnie – podczas debaty – zadajemy już konkretne pytania. Musimy się nastawić i przygotować też na to, aby mieszkańcy mogli zadawać pytania kandydatom.
Wspominałaś już kilka razy o osobach, z którymi dobrze byłoby podjąć współpracę przy organizacji takiej debaty, czyli poszukujemy sojuszników, którzy nam w tym pomogą. Kto to może być?
– W naszej miejscowości nie jesteśmy sami. Czasem nam się wydaje, że jesteśmy tylko my i nikogo innego to miasto nie interesuje, ale to nie jest prawda. Poszukajmy osób, które działają na innych polach, być może mniej ważnych dla nas, których nie zauważamy.
Zajmujemy się brakiem zieleni w mieście, ale prawdopodobnie w naszej miejscowości też jest jakaś inicjatywa matek, które chciałyby większego dostępu do przedszkoli. Albo mamy bardzo aktywny klub seniora, który również działa na rzecz mieszkańców, na przykład, żeby były proste chodniki. Rozejrzyjmy się wokół siebie, popatrzmy na trochę inne grupy w mediach społecznościowych. Sprawdźmy, co ludzi, mówiąc brzydko, „zapala” i kto organizuje te dyskusje, kim są te osoby. Prawdopodobnie znajdziemy kilka podobnych do nas postaci, dla których ważne jest to, czy dana miejscowość się rozwija.
Zacznijmy od spotkania z nimi. Online albo na żywo, spotkajmy się na kawie. Porozmawiajmy o tym, co jest dla nas ważne. Spróbujmy omówić najważniejsze kwestie. To też będzie interesujące, może nawet zaskakujące dla nas, bo się okaże, że jest więcej ludzi w tym mieście, których coś interesuje. A następnie przystąpmy do pracy.
Czyli? Co jest pierwszym krokiem?
– Musimy zlokalizować kandydatów i sprawdzić, czy oni się komunikują bezpośrednio, czy mają asystentów, czy mają sztab wyborczy. I w zależności od tego, jak dana osoba się komunikuje, poprzez ten sztab, bezpośrednio, osobiście lub na Facebooku, musimy zaprosić ją do debaty.
Kandydaci nie są chętni do rozmowy. Będą mówić, że nie mają czasu, ale tak naprawdę nie wiedzą, kto stoi za tą organizacją, za przykładowym Stowarzyszeniem Gminy Wiązowna albo jakimkolwiek innym. Po za tym, są zainteresowani, czy będą mieli grupę odbiorców, wyborców, którym będą mogli swoje propozycje zaprezentować.
Będą także pytać, czy konkurenci wezmą w tym udział. Jeżeli nie, to może to się nie opłaca, ponieważ to nie jest wydarzenie interesujące dla innych kandydatów.
Przygotowujemy list: krótki, wprost, bezpośrednio do kandydatów. Chwilę czekamy, następnie publikujemy go w mediach społecznościowych i informujemy: „Zaprosiliśmy kandydatów do debaty, chcemy porozmawiać o naszym mieście, o tych sprawach, które są dla nas ważne, czyli na przykład o liczbie przedszkoli, czystości powietrza i o tym, że autobusy przestały dojeżdżać na osiedle Przyjaźń na końcu miasta. Debatę chcemy zorganizować w ciągu najbliższych dwóch tygodni”. Zaczynamy o tym informować, mieszkańcy zaczynają o tym rozmawiać. To, że mamy więcej grup organizujących, oznacza, że mamy większą grupę mieszkańców, którzy się o tym dowiedzą. Już nie tylko nasi „antysmogowcy”, ale też inne osoby będą zainteresowane tą rozmową, bo dotarła do nich informacja poprzez media społecznościowe innych organizacji. Kandydaci zaczynają czuć rodzaj nacisku, wiedzą, że coś się dzieje. Jest szansa, że będą zainteresowani udziałem w naszej rozmowie.
Możemy też pójść do dziennikarza, do lokalnego dziennika czy tygodnika.
Otóż to. Mówisz o mediach społecznościowych, ale media lokalne też mogą się nam przydać.
– Pod warunkiem, że mamy media lokalne, które są niezależne, a nie są po prostu publikatorem burmistrza, z czym niestety mamy w Polsce problem. Musielibyśmy mieć zapewnienie ze strony tej gazety, że to będzie niezależne. Ale jeżeli tak jest, czyli mamy na przykład lokalną rozgłośnię albo nawet profil na Facebooku, które informują o tym, co się dzieje w mieście, to wejdźmy z nimi we współpracę, ponieważ to jest zawsze uwiarygodnienie. Być może dziennikarz stamtąd będzie chciał taką debatę poprowadzić, jeżeli sami nie czujemy się na siłach.
Kolejny krok to zorganizować miejsce, gdzie taka debata może lub powinna się odbyć.
– Dobrze by było, gdybyśmy zrobili zapisy na wydarzenie, żeby ludzie pisali, czy przyjdą. Trzeba założyć, że z całej grupy, która się zapisze, przyjdzie 30%. Od razu sobie powiedzmy, że jak się zapisało 100, to będzie 30, jak się zapisało 300, to będzie 100. Oczywiście, im więcej mieszkańców, tym lepiej.
Warto zapewnić dwie rzeczy. Po pierwsze, udział bezpośredni, a po drugie – transmisję online, bo ona też jest ważna dla kandydatów. Ta druga wymaga technicznego przygotowania, więc może skupmy się najpierw na organizacji miejsca.
Musimy mieć miejsce, które jest publiczne. To może być kawiarnia, lokalny klub seniora, biblioteka. Właściciel czy administrator tego lokalu musi być zainteresowany debatą, w pewnym sensie polityczną, ale wyborczą. Nie będzie się bał i zaufa, że to jest w imię dobra mieszkańców, nas wszystkich.
Dobrze jest także pomyśleć, ile będzie osób, ponieważ trzeba zadbać o bezpieczeństwo. Jeżeli by przyszło 1000 osób, to już mamy imprezę masową i to będzie trudne. Ale przy lokalnych debatach wyborczych raczej tak się nie zdarza. Nastawmy się, że to będzie pomiędzy 30 a 150 osób. I nawet jeśli miałoby być 30 mieszkańców, to róbmy to spotkanie. To są ci zainteresowani, zwłaszcza jeżeli bardzo „rozplotkowaliśmy” to wydarzenie. To są ci mieszkańcy, którzy pójdą potem do swoich znajomych, rodzin, sąsiadów, rodziców w szkołach i w przedszkolach, do których chodzą ich dzieci i o tym opowiedzą.
Warto, żeby w tym miejscu był mikrofon, nagłośnienie, infrastruktura, która pozwala na poprowadzenie takiego spotkanie. Jeśli nie ma, musimy o to zadbać sami.
Warto też dogadać się z kimś, a na pewno w okolicy mamy taką osobę, kto potrafi streamować treść do internetu. Musi być zapewniony dobry internet, więc dobrze, żeby to nie było w piwnicy, bo tam często nie ma dostępu do sieci. Dobrze jest wcześniej tę transmisję przetestować, czy przegadać z osobą, która ma to robić. Pójść, spróbować nadać nagranie i sprawdzić, czy 15-minutowy ciągły streaming się nie rwie. Takie awarie zawsze są bardzo frustrujące i budzą emocje. Jest to po prostu nieprzyjemnie. A chodzi też o to, żebyśmy zrobili spotkanie i rozmowę, która jest dla nas przyjemna, bo chodzi o naszą miejscowość. Może lokalna telewizja byłaby zainteresowana takim streamingiem?
Jeśli robimy transmisję w internecie, to automatycznie musimy mieć dwie osoby do pomocy. Jest osoba, która prowadzi tę debatę – to może być ktoś z naszej organizacji, lub dziennikarz lokalny, lub ktoś z innej organizacji. Do tego mamy osobę, która dba o to, co się dzieje na sali, szczególnie wtedy, gdy jest czas na zadawania pytań – rozdaje mikrofon. I kolejna osoba, która pilnuje transmisji, spisuje pytania, które się pojawiają w komentarzach i przekazuje je prowadzącemu, aby mógł je zadać. Aby mieszkańcy mieli poczucie włączenia. Ta osoba jest ważna także w sytuacji, gdy pojawiają się nieprzystojne komentarze, czy po prostu hejt. Lub gdy ktoś będzie próbował zablokować nasze spotkanie, wrzucając 500 razy niemerytoryczne wpisy. Wtedy trzeba reagować, bo bez tego uczestnicy transmisji będą mieć poczucie wykluczenia. Potrzebujemy więc takich osób do współpracy, ale zapewniam, że one są wokół nas.
Znalezienie osób do pomocy to jedno, ale namówienie ich wszystkich, aby społecznie chcieli poświęcić czas – to drugie. Z wynajęciem sali, zapewnieniem sprzętu wiążą się jakieś koszty. Skąd można czerpać pieniądze na zorganizowanie takiej debaty? Czy na przykład zrzutka jest dobrym pomysłem?
– Ja bym jednak szła w indywidualne dogadanie się z właścicielem lokalu lub jego dysponentem czy administratorem. Szkoła powinna takie miejsce udostępnić po prostu, bez dodatkowego finansowania. Dyrekcja może oczywiście powiedzieć: „Tak, ale trzeba zapłacić ochroniarzowi, żeby otworzył”. To pewnie jest koszt kilkuset złotych. Możemy zrobić zrzutkę wśród znajomych czy zwolenników, bo to nie będą wysokie koszty. Nie chodzi o to, że mamy wynająć salę za 6 tysięcy złotych. To nie są też takie koszty. Ale rozumiem, że te 300 złotych może być potrzebne na zapłacenie komuś, kto musi kilka godzin więcej popracować w nadgodzinach albo będzie sprzątać salę, albo będzie musiał udostępnić lokal, który w tym momencie będzie zamknięty. To może być problem. Ale jeżeli robimy spotkanie na przykład w kawiarni, to możemy się podeprzeć argumentem, że uczestnicy przyjdą wcześniej, kupią sobie kawę, potem będą rozmowy w kuluarach. Kilkaset złotych właściciel lokalu może zarobić. I tak to działa. Jest to dobra współpraca i partnerstwo pomiędzy społecznikami a przedsiębiorcami.
Wspomniałaś też, aby zadbać o to, by mieszkańcy mogli zgłaszać pytania do zadawania kandydatom. Jak to zrobić?
– Warto o tym myśleć już na etapie informowania o wydarzeniu. Przed spotkaniem można zaangażować uczestników i w mediach społecznościowych zapytać o ich zainteresowania. Na przykład: „Podczas naszej debaty chcemy zapytać, kiedy wreszcie zostanie naprawiona ulica Centralna i dlaczego hala przy Szkole Podstawowej numer 4 kolejny rok nie jest wyremontowana, ale interesuje nas również, o co wy byście chcieli spytać. Napiszcie tutaj, a my spróbujemy z tych pytań ułożyć nasz wywiad z kandydatem”. Nie obiecujemy, że zadamy wszystkie pytania, które padną, ale chcemy wiedzieć, co nas w mieście wspólnie interesuje.
To zaangażowanie spowoduje, że ludzie w ogóle zaczną ze sobą rozmawiać. A potem dobrze jest w trakcie spotkania zebrać kilka pytań, albo dać mikrofon, ustalając wcześniej: „Proszę państwa, jest nas tutaj wiele, mamy ograniczony czas, proponujemy, żeby pytania były do półtorej minuty”. I tego pilnować. Nawet dość kategorycznie, jeśli będzie potrzeba.
Osoba prowadząca musi jasno zarysować zasady spotkania. Ustalić z kandydatami i kandydatkami, że na przykład spotkanie rozpoczyna się krótkim wstępem osoby prowadzącej, potem przedstawienie uczestników i uczestniczek, następnie będą trzyminutowe wystąpienia kandydatów i kandydatek, trzy rundy pytań, które zadamy wszystkim, a na koniec pytania z sali i podsumowania ze strony kandydatów.
Zakładałabym, że takie spotkanie może potrwać półtorej, maksymalnie dwie godziny. Później uwaga mieszkańców już będzie ograniczona, ale możemy powiedzieć, że jest półtorej godziny spotkania, a potem rozmowy w kuluarach. Wbrew pozorom i mieszkańcy, i kandydaci w bezpośrednim kontakcie, bez nagrania i kamery, będą chętni do rozmowy.
Potrzebna zatem jest osoba, która ma doświadczenie w prowadzeniu takich spotkań albo przynajmniej nie boi się narzucać pewnej dyscypliny innym osobom.
– Tak. Dobrze, żeby to był dziennikarz. Może być też nauczyciel, nauczycielka, być może wykładowca akademicki, który mieszka w naszej miejscowości. Ktoś, kto faktycznie ma jakiś rodzaj obycia medialnego i nie będzie czuć obaw, związanych z tym, że przychodzi kandydat i nasz prezydent, i mamy go postawić pod ścianą, wziąć w krzyżowy ogień pytań itd. Ale pamiętajmy, że my mamy do tego prawo.
Na koniec zapytam: jak sobie to tłumaczyć albo czy się tym przejmować, jeżeli na nasze spotkanie nie przyjdzie tyle osób, ile sobie zamarzyliśmy albo nie pojawią się kandydaci?
– To jest normalne. Powiedzmy sobie szczerz: kandydaci nie przychodzą, bo się wystraszyli, ktoś im powiedział, że się nie opłaca, wyszli z założenia, że po co mają wchodzić w rozmowę, bo może nie odpowiedzą na pytania, ktoś im powiedział, że nasza organizacja jest związana z kimś tam, czyli puścił plotkę, dotknął nas czarny PR. Trudno, tak jest.
Jeżeli nie przyjdą mieszkańcy, znaczy, że mamy nad czym pracować. Naszym zadaniem, teraz przez te najbliższe tygodnie przed wyborami, jest rozpropagować wśród naszych zwolenników, odbiorców, beneficjentów ideę rozmowy z kandydatami o sprawach, które są dla nas ważne. Mamy prawo wiedzieć, jakie poglądy mają ci politycy. Jakiej polityki, jakiego miasta, jakiej miejscowości chce dla nas ten wójt, burmistrz, prezydent?
Naszym zadaniem jest też praca z naszymi zwolennikami z tego szerszego kręgu, czyli poszukanie tych organizacji, inicjatyw, być może po prostu aktywistów. Jeśli razem z nimi wygenerujemy pewien ferment, to sprawi, że ci kandydaci, jeśli nie przyjdą, to w pewnym sensie przegrają. Po czasie zorientują się, że warto było rozmawiać z mieszkańcami, nawet jeżeli się ich boją.
Gdzie można odesłać osoby, które by chciały jeszcze się douczyć, doczytać, szukać podpowiedzi?
– Mogą pisać do nas do mamprawowiedzieć.pl na adres 61@art61.pl. Jeżeli będą pojawiały się poradniki wydane przez organizacje pozarządowe, w jaki sposób pytać kandydatów, to my też to chętnie przekażemy.
Zachęcam jednak przede wszystkim, aby rozejrzeć się wokół siebie, w swojej miejscowości i poświęcić na początek kilka dni, aby poszukać innych takich jak my. W wyborach samorządowych chodzi o naszą najbliższą wspólnotę. Po wyborach liczą się nie tylko ci prezydenci i radni, ale również my, jako mieszkańcy, którzy mamy wpływ na to, jakie polityki ci włodarze dla nas projektują, a potem realizują. Życzę więc dobrych wyborów.
Ten artykuł ukazał się w cyklu „Wybory samorządowe 2024”.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.