Teraz jest czas, aby przerzucić zainteresowanie społeczne na wybory samorządowe [wywiad]
W tym roku obywatele i obywatelki 64 państw na całym świecie pójdą do urn wyborczych. W Polsce mamy za sobą wybory parlamentarne, a przed nami jeszcze samorządowe i do Parlamentu Europejskiego. W Światowym Dniu Wyborów z Zofią Lutkiewicz z Fundacji Odpowiedzialna Polityka rozmawiamy o tym, czy istnieją wybory idealne, czy mamy przyzwolenie na nadużycia władzy w czasie kampanii wyborczych, co i jak trzeba zmienić w prawie wyborczym i czego możemy się nauczyć od Gruzji czy Ugandy.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Rozmawiamy z okazji Dnia Wyborów. Święto to zostało ustanowione w 2005 roku, czyli nie tak dawno. Ma symbolizować powszechne prawo obywateli do udziału w wyborach oraz poszanowanie demokratycznych praw i wolności obywatelskich. A w tym roku do urn wyborczych pójdą obywatele i obywatelki 64 państw na całym świecie. Wydaje się więc, że cel święta został osiągnięty?
Zofia Lutkiewicz, Fundacja Odpowiedzialniej Polityki: – To rzeczywiście jest duża grupa obywateli i obywatelek, którzy w tym roku pójdą głosować, ale pytanie, jakie te wybory będą. To, że wybory się odbywają, jeszcze nie znaczy, że spełniają wszystkie standardy, krajowe czy międzynarodowe. Mamy przecież w tym roku wybory w takich krajach, jak Rosja czy Białoruś. To, że obywatele tam mogą iść głosować nie oznacza jeszcze, że te wybory odbywają się w takich warunkach, w jakich powinny: że są równe, że zarejestrowano wszystkich kandydatów i że wszystkie głosy zostaną odpowiednio policzone.
Światowy Dzień Wyborów na pewno warto świętować, ale też trzeba mieć świadomość, że nie odbyły się jeszcze wybory, które byłyby idealne.
Każdy proces wyborczy się różni: jest przeprowadzany w różnych uwarunkowaniach społecznych czy prawnych. Nawet jeżeli jakiś kraj jest uznawany za model demokracji, czy jest na pierwszym miejscu wszelkich rankingów i indeksów, nie oznacza to, że nie ma już nad czym pracować. Zawsze jest coś, co można ulepszyć, poprawić – również w wyborach.
A jakie powinny być te idealne wybory? Jaki jest ten wzorzec?
– Tu przychodzą z pomocą standardy międzynarodowe. Jako obserwatorzy wyborów zawsze je oceniamy z jednej strony pod względem standardów krajowych: czy proces wyborczy przebiega zgodnie z obowiązującym w danym kraju prawem czy normami społecznymi. Ale są też pewne standardy międzynarodowe, dotyczące transparentności, dostępności, równości itd. Czy każdy obywatel może wziąć udział wyborach? Czy każda osoba, która spełnia kryteria może kandydować w wyborach?
Są więc kryteria, według których wybory są ocenianie, ale też warto pamiętać, że mamy bardzo różne systemy i tradycje wyborcze w różnych krajach. Na przykład w Polsce mamy teraz debatę o tym, kto może głosować i w jaki sposób, czy powinniśmy wrócić do wyborów korespondencyjnych za granicą. Są kraje, w których obywatele mieszkający za granicą nie mają prawa głosu, albo tracą je kilka czy kilkanaście lat po wyjeździe.
Są różne kryteria, które bierzemy pod uwagę przy ocenie wyborów odbywających się w konkretnym kraju, w konkretnym czasie i w konkretnych uwarunkowaniach. Jednego standardu, wzorca z Sevres nie ma, ale wiemy, do czego dążymy. Zawsze może być lepiej, równiej, przejrzyściej, powszechniej. Zawsze może też większa liczba osób iść głosować – choć wysoka frekwencja nie zawsze świadczy o jakości wyborów.
Wiele analiz wskazuje na to, że mamy obecnie do czynienia z kryzysem demokracji i samych wyborów. Coraz więcej osób nie dostrzega sensu takiego procesu. Wyniki wyborów nie zawsze przynoszą zmiany, których ludzie by oczekiwali. Wybory są wykorzystywane przez liderów autorytarnych. Kampanie wyborcze przyczyniają się do polaryzacji społeczeństwa, bywa, że inspirują do przemocowych zachować. Co tutaj poszło nie tak? Jak z tego wyjść?
– Wybory zawsze są bardzo ważnym momentem, ale powinny one być tak naprawdę ukoronowaniem różnych procesów. Mówimy o tym też w Polsce w kontekście rekordowej frekwencji: Polki i Polacy się zmobilizowali i poszli do urn – to jest ogromny sukces nas wszystkich, ale to nie powinien być koniec. Ważne jest, aby włączać obywateli w życie publiczne także pomiędzy wyborami.
Nie powinno być tak, że nagle wszyscy zrywają się na miesiąc czy dwa przed dniem głosowaniem i sobie przypominają, że są wyborcy, których trzeba przekonać do głosowania.
Wybory są dopełnieniem, a przynajmniej powinny być dopełnieniem dialogu między władzą, opozycją, organizacjami społecznymi, mediami, zwykłymi obywatelami, który powinien dziać się codziennie. Wtedy też my, jako obywatele jesteśmy bardziej świadomi, wyczuleni na to, co się dzieje podczas kampanii wyborczej. Łatwiej nam wyłapać różne nieprawidłowości czy kiełbasę wyborczą.
W czasie naszej ostatniej kampanii parlamentarnej monitorowaliśmy jako Fundacja Odpowiedzialna Polityka nadużycia władzy, czy to na poziomie centralnym, czy samorządowym. Jeżeli jesteśmy aktywnymi obywatelami, obywatelkami, którzy uczestniczą w życiu społeczności lokalnej, czy gdy uważnie przyglądamy się polityce krajowej, to widzimy, gdy ktoś w okresie wyborczym nadużywa podległych sobie instytucji czy pieniędzy, do których ma dostęp, tylko po to, aby uzyskać przewagę nad konkurentami i móc jeszcze silniej przekonywać nas do głosowania na kandydata X.
Remedium na to, by wybory nie były momentem aż tak polaryzującym społeczności jest to, aby regularnie angażować się w to co się dzieję wokół nas – a przede wszystkim, nie uciekać od rozmów, szczególnie z osobami z którymi się nie zgadzamy. Tylko wtedy jesteśmy w stanie zrozumieć, skąd biorą się poglądy innych osób i uszanować ich wybory życiowe – także te przy urnie wyborczej. Wiem, że to może być męczące, tym bardziej, że jesteśmy w trakcie maratonu wyborczego. Ledwo co wyszliśmy z jednego procesu wyborczego, a od 29 stycznia jesteśmy w następnym. A zanim pójdziemy głosować w wyborach samorządowych, już ruszy kampania do Parlamentu Europejskiego. Jako obywatele w takich momentach chcemy od polityki uciec. Ale polityka to nie tylko Sejmflix, to także to, czy nasze szkoły są przyjazne dla wszystkich, czy mamy jak dojechać do najbliższego szpitala i czy na naszym podwórku powstanie park kieszonkowy, czy kolejny parking. Warto o tym pamiętać, szczególnie przed wyborami samorządowymi.
Mówi się, że wybory to święto demokracji, ale trzeba mieć co świętować. I do tego święta się przygotować, czyli na to pracować pomiędzy wyborami. Wspomniała Pani, że po wyborach październikowych cieszyliśmy się z dużej frekwencji, ale jednak teraz różne analizy przebiegu kampanii wyborczej i samych wyborów pokazują, że nie było to w pełni uczciwe. Mówią o tym m.in. eksperci Instytutu Spraw Publicznych. Wskazują wiele nieprawidłowości i koniecznych zmian. W których z nich, Pani zdaniem, organizacje społeczne miałyby jakąś rolę do odegrania?
– Wchodząc w cykl wyborczy wiedzieliśmy, jakich zagrożeń się spodziewać. I bardzo dużo o nich rozmawialiśmy w gronie organizacji społecznych. Tutaj się wybija kilka kwestii, chociażby praworządność - przecież uchwałę o ważności wyborów wydaje Sąd Najwyższy, więc on jest ostatnim aktorem w tym całym procesie. Ale nie zapominajmy o mediach publicznych, które z punktu widzenia prawa wyborczego mają określoną rolą w kampanii wyborczej.
Widzieliśmy też wiele przypadków wykorzystywania przewagi rządzenia na różnych poziomach. Na poziomie krajowym to przede wszystkim wykorzystywanie spółek skarbu państwa czy instytucji publicznych do prowadzenia kampanii. Pamiętamy pisma, które osoby dostawały z ZUS-u czy ze spółek energetycznych na tydzień czy dwa tygodnie przed terminem głosowania – wszystko po to, aby nam przypomnieć, jak, akurat w tym przypadku partia rządząca, dużo zrobiła.
Nie obyło się też bez wykorzystywania instytucji samorządowych – i to zarówno po stornie ówczesnej władzy, jak i ówczesnej opozycji. Wydaję się, że w tej kampanii nie było chwytów niedozwolonych.
Patrząc wstecz na te październikowe wybory, oprócz wysokiej frekwencji, cieszy mnie, że zaczęliśmy zwracać uwagę na tego typu nadużycia. Jako społeczeństwo staliśmy się bardziej wrażliwi na to, że coś jest nie tak, jak być powinno.
To było też widać podczas tzw. prekampanii, która w Polsce jest nieuregulowana. Oficjalnie kampania wyborcza zaczyna się dopiero po ogłoszeniu terminu wyborów, ale w praktyce toczy się już dużo wcześniej. Pojawiały się np. bilbordy urzędników samorządowych – często przyszłych kandydatów, którzy życzyli udanych wakacji. Różne osoby zgłaszały nam naruszenia tego rodzaju. I to był plus w czasie tej kampanii, że zaczęliśmy postrzegać takie sytuacje, jako coś, co nie powinno się wydarzać, a nie tylko kwitować je śmiechem.
Mamy teraz okazję jako organizacje społeczne, aby zastanowić się, co można z tym zrobić. Takie nadużycia rażą, niezależnie od tego, kto jest u władzy. W kampanii samorządowej i w kampanii europejskiej warto więc przyglądać się temu, kto coś mówi i w jaki sposób do nas mówi. A na jesieni bardziej systemowo zacząć myśleć, w którą stronę powinniśmy zmieniać prawo wyborcze czy różne inne regulacje, aby do takich sytuacji nie dochodziło, aby były one wyłapywalne, ale też karalne jeszcze w okresie kampanii wyborczej.
Obowiązujący w Polsce system finansowania kampanii wyborczej ma wiele wad. Raportowanie wydatków na kampanię ma miejsce dopiero trzy miesiące wyborach i tak naprawdę dopiero wtedy Państwowa Komisja Wyborcza może te informacje zweryfikować. Ten system nie działa. Należy: zmienić regulacje prawne, zwiększyć przejrzystość i zwiększyć kompetencje organów wyborczych czy Najwyższej Izby Kontroli w tym zakresie.
Wielokrotnie pisali do nas zmartwieni, zaniepokojony, a czasem zbulwersowani obywatele, którzy widzieli jakieś naruszenia i pytali „Co mogę z tym zrobić? Gdzie to zgłosić?”. Niestety, rzeczywistość prawno-społeczna jest taka, a przynajmniej do tej pory taka była, że możliwości bieżącej reakcji było niewiele. Ani organy wyborcze w trybie bieżącym nie weryfikują takich doniesień, ani organy ścigania też najczęściej się takimi sprawami nie zajmują. Jeżeli jedyna kontrola ma miejsce po wyborach, to takiego nadużycia czy jego wpływu na wynik wyborów nie jesteśmy w stanie już cofnąć.
Ale równolegle do zmian prawnych trzeba też uwrażliwiać społeczeństwo i uświadamiać polityków, że my jako obywatele i obywatelki nie będziemy takich nadużyć tolerować. Jeżeli politycy przez ostatnie lata sami nie wpadli na to, że wykorzystywanie luk w prawie na swoją korzyść jest nie tylko nieetyczne, ale też szkodliwe społecznie, to powinniśmy wykorzystać naszą siłę jako obywatele i obywatelki i pokazać, że nie z nami takie numery. Tylko tak mamy szansę doprowadzić zarówno do zmian w prawie, jak i do zmiany postaw wśród decydentów.
Nadużycia zasobów publicznych to plaga naszego życia społecznego – i na szczeblu centralnym, gdzie te zasoby są większe, i w kampaniach samorządowych, w wyborach lokalnych, gdzie nadużycia różnych form władzy mogą mieć dużo znaczniejszy wpływ na wynik wyborów. Temu też warto się przyglądać w trakcie trwającej już kampanii samorządowej.
W czasie spotkania poświęconego uczciwości ostatnich wyborów, które w styczniu zorganizował Instytut Spraw Publicznych, eksperci wymieniali postulaty, którymi trzeba by się zająć. Była tam też mowa o przywróceniu kontroli nad osobami i podmiotami prowadzącymi kampanię wyborczą poza komitetami wyborczymi oraz o uregulowaniu zasad prowadzenia kampanii wyborczej w internecie. Czy to może jakoś wpłynąć na sytuację organizacji pozarządowych, które dość aktywnie w czasie kampanii wyborczych prowadzą akcje profrekwencyjne, co może być wykorzystane jako zarzut o udział w samej kampanii.
– Na pewno warto te definicje wyczyścić i ustalić, czym jest kampania wyborcza, kto ją może prowadzić, a czym jest agitacja wyborcza. Mamy kodeksową definicję, która do pewnego stopnia odróżnia działania profrekwencyjne, typowo informacyjne czy edukacyjne od agitacji na rzecz konkretnego kandydata czy ugrupowania politycznego. Myślę, że w tym kontekście nie ma zbyt wielkiego zagrożenia dla organizacji pozarządowych, które edukują, opowiadają o wyborach, namawiają do udziału w nich, czy nawet monitorują postulaty komitetów wyborczych czy kandydatów, o ile nie nakłaniają do głosowania w konkretny sposób.
Tu warto podkreślić ogromne zaangażowanie organizacji społecznych w działania wokół wyborów parlamentarnych.
Osobiście bardzo mnie cieszy, że tak wiele organizacji społecznych w Polsce nie przestraszyło się tych wyborów i tego, że ktoś oskarży je o zajmowanie się polityką. Organizacje znalazły swoje nisze, swój sposób, jak opowiadać o wyborach zgodnie z tym, co jest w ich DNA i z tym, jak funkcjonują.
Widzieliśmy przykłady sprawdzania programów komitetów wyborczych pod kątem postulatów klimatycznych, czy ochrony praw zwierząt. Były też organizacje, które zachęcały nas wszystkich (a nie tylko influencerów), abyśmy sami opowiadali o swoich doświadczeniach z wyborami i namawiali innych do głosowania. I oczywiście były też kampanie edukacyjne skierowane do różnych grup, opowiadające, czym te wybory są, ale też informujące – jak my to robiliśmy – jakie mamy prawa wyborcze, jak oddać ważny głos, czy jak zostać obserwatorem wyborów.
CZYTAJ TAKŻE: Rekord frekwencyjny to zasługa także NGO-sów [komentarz] >
Bardzo bym chciała, abyśmy w podobny sposób podeszli do wyborów samorządowych i europejskich. Patrząc na to z perspektywy początku lutego, wydaję mi się, że jeszcze mentalnie nie wyszliśmy z kampanii parlamentarnej. Przez to, co się dzieje teraz w polskiej polityce, ciągle tkwimy w 2023 roku, ale kalendarz wyborczy biegnie, nieubłaganie.
Dobrze by było teraz przerzucić to zainteresowanie społeczne na wybory samorządowe i zacząć rozmawiać o tym, dlaczego one są ważne. Bo są ważne z punktu widzenia naszych lokalnych społeczności i tego, co władza samorządowa – na różnych szczeblach – robi dla obywateli.
Czy to są kwestie edukacyjne, infrastruktury, klimatu – to są bardzo istotne sprawy, na które oczywiście poziom centralny też ma wpływ, ale są bliższe nam, bo dotyczą bezpośredniego otoczenia. Dlatego bardzo liczę na organizacje społeczne, ruchy miejskie, koła gospodyń wiejskich, które działają lokalnie i są w stanie przybliżyć obywatelom i obywatelkom, czym samorząd się zajmuje i na co ma wpływ.
Przed nami też wybory do Parlamentu Europejskiego. Z jednej strony kampania samorządowa, która jest nam bardzo bliska, bo dotyczy naszej gminy, dzielnicy czy miasta. A z drugiej – kampania europejska – pozornie daleka, ale jednak nie do końca. Warto, abyśmy zrozumieli, że to nie jest jakaś Bruksela, która wpływa na nasze życie, tylko my – jako obywatele i obywatelki – jesteśmy częścią większej całości Unii Europejskiej i to jest też nasza okazja, aby mieć wpływ na to, jak UE będzie funkcjonowała i na czym się skupiała.
Najbliższe miesiące to świetna okazja do tego, aby rozmawiać o tym , jak siebie widzimy, jakich zmian sobie życzymy i w którą stronę chcielibyśmy się rozwijać – jako społeczność lokalna, regionalna, Polska i Europa. Tu widzę ogromne pole do działania dla organizacji społecznych, które są najlepiej umiejscowione do tego, aby tę debatę animować.
Jako Fundacja uczestniczycie w Europejskiej Platformie na rzecz Demokratycznych Wyborów. Pani jest w Zarządzie tej sieci. Czym się zajmuje ta platforma?
– Europejska Platforma na rzecz Demokratycznych Wyborów to sieć 16 organizacji, które zajmują się monitoringiem i obserwacją wyborów. Głównie w krajach, w których pracują. Udział w tej sieci pomaga nam wymieniać się doświadczeniami i informacjami, jak wybory funkcjonują w naszych krajach, jak można je lepiej monitorować, jak można je ulepszać.
Gdy w Fundacji Odpowiedzialna Polityka przygotowywaliśmy się w zeszłym roku do monitoringu nadużywania zasobów publicznych w czasie kampanii wyborczej, to bardzo skorzystaliśmy na przykład z doświadczeń gruzińskich i serbskich. Usieciowienie w strukturach europejskich pomaga nam tę wiedzę zdobyć, korzystać z niej i dostosować do polskiej specyfiki społecznej czy prawnej.
Udział w sieci i spotkania z 16 organizacjami to też okazja do dyskusji o różnych europejskich i globalnych wyzwaniach dla integralności procesów wyborczych. Rozmawiamy o takich kwestiach jak dezinformacja, wykorzystywanie nowych technologii, w tym sztucznej inteligencji, na różnych etapach procesu wyborczego. Nie tylko o tym dyskutujemy, ale też piszemy do decydentów, budujemy wspólne metodologie, jak my jako społeczeństwo obywatelskie możemy te procesy monitorować
Jako członkowie sieci, która jest aktywna także na poziomie globalnym, razem z innymi tego typu organizacjami z Ameryki Południowej, Azji czy Afryki zastnawiamy się, jak tym największym wyzwaniom zapobiegać globalnie. Dzięki temu, jako organizacja z Polski, mamy silniejszy głos na arenie europejskiej i światowej.
Ale dla nas najcenniejsza jest jednak wymiana doświadczeń i to, że cały czas się uczymy. W krajach Europy Wschodniej, takich jak Mołdawia, Gruzja czy Ukraina chociażby, obserwacja wyborów ma dużo dłuższą historię. W Polsce to jest raptem sześć lat. Bardzo dużo czerpiemy z doświadczeń naszych wschodnich kolegów i koleżanek – chociażby w zakresie tego, o czym będziemy bardzo dużo rozmawiać w tym roku, czyli jak przeprowadzić w dobry sposób zmiany w prawie wyborczym. To jest bardzo duże zadanie dla polskich organizacji społecznych na drugą połowę tego roku, bo wiadomo, że nikt tych zmian nie chce przeprowadzić w trakcie wyborów czy tuż przed następnymi. Przygotowujemy się do tego już teraz, rozmawiamy z różnymi organizacjami, czerpiemy z doświadczeń na przykład mołdawskich, gdzie organizacje społeczne napisały w zasadzie od początku cały nowy kodeks wyborczy, czy np. z Ukrainy, gdzie udało się zbudować szerokie społeczne poparcie dla przeprowadzenia kompleksowych zmian w prawie wyborczym. To, że mamy takich partnerów za granicą pomaga nam pracować na rzecz tego, żeby wybory w Polsce były lepsze.
To jest bardzo ciekawe, bo po transformacji ustrojowej to właśnie przykłady i doświadczenia polskie były eksportowane na wschód. Oni czerpali od nas. Czy nadal mamy coś, z czego mogą korzystać?
– Na pewno. Ta wymiana jest w dwie strony. Jako Polska mamy się czym podzielić, naszymi doświadczeniami z lat 90-tych, czy chociażby teraz z powracania do praworządności. Wiele osób przygląda się Polsce i naszej drodze.
Ale też dobrze jest sobie zdawać sprawę, że jest bardzo dużo przydatnych dla nas doświadczeń w krajach, na które niestety czasem zdarza nam się patrzeć z góry. Miałam niedawno przyjemność uczestniczyć w spotkaniu organizacji obserwujących wybory, gdzie były też osoby z Azerbejdżanu, Gwatemali czy Ugandy. Można by pomyśleć, co te kraje mają wspólnego z naszymi polskimi problemami? Ale wyzwania, z którymi się mierzymy – związane na przykład ze spadkiem zaufania do instytucji czy z polaryzacją debaty publicznej, oczywiście w różnych kontekstach – są bardzo podobne.
Dla nas, jako dla obserwatorów wyborów, niezwykle ważne jest przyglądanie się wyborom w innych krajach – jeździmy też na misję obserwacyjne za granicę, dzielimy się polskim doświadczeniem, ale też z ciekawością słuchamy o rozwiązaniach, które po większych czy mniejszych modyfikacjach można zastosować na naszym domowym podwórku. Zawsze warto mieć oczy i uszy otwarte.
Zofia Lutkiewicz – Prezeska Fundacji Odpowiedzialna Polityka, członkini Zarządu Europejskiej Platformy na rzecz Demokratycznych Wyborów. Ekspertka ds. wyborów oraz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Uczestniczyła i koordynowała wiele misji obserwacji wyborów w Polsce i za granicą – m.in. w Ukrainie, Stanach Zjednoczonych czy Kirgistanie. Wraz z zespołem Fundacji edukuje o prawach wyborczych, zachęca do aktywnego uczestnictwa w wyborach i działa na rzecz zwiększenia integralności wyborów w Polsce. Jest autorką i współautorką materiałów szkoleniowych dla członków obwodowych komisji wyborczych, mężów zaufania i społecznych obserwatorów wyborów.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.