Wybory samorządowe – ostatni przyczółek demokracji? [felieton Agnieszki Krzyżak-Pitury]
Traktowane trochę po macoszemu wybory lokalne, być może są naszą ostatnią szansą na realne utrzymanie demokracji jako takiej. Sam fakt organizowania cyklicznych wyborów nie wystarczy. Konieczne jest jeszcze realna szansa na wybór przedstawicieli, którzy rzeczywiście będą nas reprezentować i sprawować w naszym imieniu władzę. W demokracji przecież chodzi o różnorodność, wielopartyjność, reprezentację mniejszości, poglądów i potrzeb wyborców.
Wybory parlamentarne pokazały, że głęboka polaryzacja społeczna i łamanie zasad konstytucyjnych prowadzi do wzmocnienia najsilniejszych i największych. Dzisiaj widzimy, że chęć odsunięcia od władzy dotychczasowych rządzących była silniejsza niż wartości płynące z pluralizmu politycznego i różnorodności reprezentacji parlamentarnej. Przymykamy więc oko na wartości, które uznajemy za ważne, jak reprezentacja kobiet i mniejszości w rządzie, zapominając, że to właśnie one stanowią trzon prawdziwej demokracji. Strach przed utrzymaniem u władzy tych, którzy przez ostatnie lata naruszali nasze prawa i wartości zmusił nas do wybrania „mniejszego zła”.
Wybory oparte na równości szans i polityka uwzględniająca preferencje wyborców, to jeden z filarów demokracji liberalnej. Oznacza to, że każdy kto chce kandydować w wyborach powinien mieć równe szanse w wyborczym wyścigu. W wyborach lokalnych zasada ta ma swoje odzwierciedlenie w prawie: utworzenie lokalnego komitetu wyborczego wydaje się być całkiem dostępne. W przypadku kandydatów do rady gminy w gminie liczącej do 20 tys. mieszkańców komitet może utworzyć jedynie pięcioro obywateli, a do jego powołania nie są wymagane podpisy poparcia. Ten mechanizm ma na celu właśnie danie możliwości lokalnym działaczom i przedstawicielom mieszkańców do reprezentowania ich interesów w działaniach gminy.
Dlaczego więc nadal chociażby reprezentacja kobiet w lokalnej polityce jest na tak niewielka? W 2022 r. w radach gminy, radach powiatu i sejmikach województw kobieta była jedynie co trzecią osobą, zaś w radach powiatu – co czwartą. Przedstawicielstwo kobiet wygląda jeszcze gorzej na stanowiskach wójtek, burmistrzyń i prezydentek miast, gdzie stanowią one jedynie dziesięć procent.
Ameryka to zły kierunek
Przynajmniej od dekady obserwujemy bardzo niebezpieczny trend umacniania się największych partii politycznych, które zaczynają przejmować również samorządy. W największych polskich miastach polityka lokalna jest niemalże przełożeniem jeden do jednego polityki krajowej. Na stanowiskach prezydentów zasiadają przedstawiciele PiS lub PO, którzy zależni są od polityki partyjnej. Zresztą liderzy tychże nie ukrywają, jaki mają cel w nadchodzących wyborach: „przejąć samorządy i udowodnić, że wygrana parlamentarna nie była przypadkiem”. Układanie lokalnych list wyborczych podyktowane jest partyjną strategią, która preferuje znane i „silne” nazwiska, gwarantujące sukces wyborczy. Prowadzi to do wcale nieincydentalnych sytuacji, w których kandydaci lokalni pochodzą zupełnie z innych środowisk i okręgów niż te, które chcą reprezentować, często nie mieszkają nawet w miejscowości, w której kandydują.
Towarzysząca tym działaniom kampania medialna, tworzona pod płaszczykiem pokazywania dotychczasowych sukcesów działań prezydentów i wojewodów, niebędąca oficjalnie kampanią wyborczą, wzmacnia przewagę dotychczas rządzących. W efekcie ludzie głosują na listy wyborcze, wybierając osoby, których nawet nie znają. A przecież to właśnie polityka lokalna jest tą najbliższą obywatelom.
Metoda d’Hondta niszczy lokalne społeczności
Sposób przeliczania głosów do sejmików wojewódzkich i w gminach powyżej 20 tys. mieszkańców powoduje, że realny próg wyborczy jest znacznie wyższy niż ten ustawowy. Przekroczenie 5% oddanych głosów nie gwarantuje uzyskania mandatu.
System ten powoduje, że podstawowa wartość lokalnej polityki, jaką jest reprezentacja mieszkańców i równość szans komitetów uwzględniająca różnorodność, jest złudzeniem. Metoda d’Hondta preferuje silniejszych, ograniczając zasadę proporcjonalności wyborów.
W ten sposób duże i silne partie polityczne przejmują samorządy, traktując je jako kolejne zdobycze pozwalające na przekładanie partyjnych celów, z parlamentu do województw i miast. Doskonale widać to na sesjach rad miast, chociażby stołecznej, kiedy to kluczowe dla miasta decyzje sprowadzane są do rywalizacji partyjnej, a na mównicy często pojawiają się posłowie, przekładając retorykę z sali sejmu na salę posiedzeń rady.
Ta potrzeba „zdobycia” kluczowych miast jest tak silna, że w tym roku nawet zmienione zostały okręgi wyborcze w Warszawie, które dodatkowo premiują PO i PIS. Mimo zaskarżenia decyzji komisarza przez ruchy miejskie i Lewicę, niestety nowy podział mandatów został utrzymany. W efekcie niezależni kandydaci będą mieli jeszcze mniejszą szansę na uzyskanie mandatów do rady miasta.
Wybierajmy ludzi, których znamy. Sąsiadów, lokalnych działaczy, mieszkańców
Nie łudźmy się, że partyjni włodarze działają głównie na rzecz mieszkańców. Nie liczmy na to, że utrzymując władzę duopolu w samorządach zobaczymy w nich więcej kobiet i mniejszości.
Polityka lokalna jest zbyt ważna, aby oddawać ją w ręce ludzi, którzy nie są zainteresowani wzięciem odpowiedzialności za codzienne życie swoich wyborców.
W wyborach samorządowych startuje wielu niezależnych kandydatów. Ludzi, którzy nie mają wielkich budżetów kampanijnych i ich twarze nie pojawią się na plakatach i bilbordach w całym mieście. Na szczęście powszechność mediów społecznościowych działa na ich rzecz.
Zróbmy ten wysiłek, aby poszukać ludzi, którzy reprezentują nasze wartości, nasze potrzeby i będą naszym realnym reprezentantem jako prezydenci i prezydentki, wójtowie i wójcinie, burmistrzowie i burmistrzynie, radni i radne gmin. Zadawajmy trudne i niewygodne pytania. Przychodźmy na spotkania przedwyborcze. Zróbmy ten dodatkowy wysiłek, aby oddany przez nas miał realną siłę i wartość.
Agnieszka Krzyżak-Pitura, założycielka i prezeska Fundacji Rodzic w mieście, aktywistka miejska, zajmuje się propagowaniem idei szkolnych ulic i ulic dla dzieci, placemakerka, działaczka na rzecz praw kobiet, wiceprezeska zarządu Kongresu Ruchów Miejskich, członkini inicjatywy „Nasz Rzecznik”.
Źródło: informacja własna ngo.pl