PrAwokacje Izdebskiego. Z pozarządówki do rządu, czyli ornitolog nie zawsze sobie polata
Kolejne wybory za pasem i kolejne dylematy. Kandydować czy kontynuować działania, angażując się w pracę organizacji pozarządowych? Wielu się oburzy, że przecież to się łączy i ludzie z dobrym sercem powinni tym bardziej pojawiać się w „prawdziwej” polityce. Jestem jak najbardziej za tym, żeby politykami zostawały wyłącznie osoby o dobrych sercach. Ale trzeba zdać sobie sprawę, że polityka je często (choć oczywiście nie zawsze) trochę psuje.
W portalu organizacji pozarządowych ngo.pl regularnie czytać można blog Krzysztofa Izdebskiego – prawnika, aktywisty, eksperta Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. W PrAwokacjach Izdebskiego autor komentuje bieżące wydarzenia, ważne dla organizacji społecznych i praw człowieka.
Absolutnie nie piszę tych słów, by odradzać wam startowanie w wyborach samorządowych czy europejskich. To bardzo ważne, żeby osoby z doświadczeniem w organizacjach pozarządowych trafiały do sejmików, rad gmin czy siedzib Parlamentu Europejskiego w Strasburgu czy Brukseli.
Pozarządowy bagaż doświadczeń
Cieszy mnie, gdy osoby, które zasiadają „po drugiej stronie” nabrały wcześniej innego doświadczenia, a doświadczenie pracy w organizacjach jest niezwykle rozległe. Nie jest się wyłącznie ekspertem w jakimś temacie merytorycznym. Trzeba znać się na budżetach, mieć pojęcie o skuteczniej komunikacji, wiedzieć, jak zarządzać ludźmi, jak rozmawiać z beneficjentami i decydentami, czy wreszcie całkiem dobrze orientować się w procesie stanowienia prawa i meandrach jego interpretacji. Najczęściej wie się, jak załatwiać rzeczy pozornie niemożliwe do zrobienia.
Musimy być jednak świadomi, że świat polityki, to nie jest świat taki, jaki znamy ze środowiska pozarządowego.
Niby nic odkrywczego, bo przecież, tak jak amator podwodnego życia przypatruje się zachowaniu rybek w akwarium, tak my oglądamy, często brutalny świat polityki przez ekrany telewizorów i smartfonów. Ale nawet najwybitniejszy specjalista od morskiej fauny przeżyje szok, jeśli w wyniku magicznego przypadku odkryje, że sam znalazł się w środku ławicy i będzie chciał kontynuować swoją rolę demiurga-obserwatora.
Zresztą trzeba przypomnieć dość udany bon mot mniej później udanego polityka Marka Migalskiego. Ten ówczesny politolog, po wyborze kariery politycznej nazywał siebie ornitologiem, który lata.
Polityka to sztuka kompromisu
Jeśli wejdzie się do polityki, to niestety trzeba nauczyć się pływać w ławicy, czy frunąć w kluczu ptaków. Próby samodzielnych wodnych lub powietrznych eskapad mogą nas kosztować izolację i nieskorzystanie z naszej kandydatury w kolejnych wyborach. I znowuż, nie piszę tego z pretensjami. Polityka to, w dużej mierze gra drużynowa oparta na regulaminie opracowanym przez liderów. Trzeba po prostu zdawać sobie z tego sprawę i przygotować się na to, że wraz z wejściem do parlamentu, rady czy sejmiku nie zawsze będziemy w stanie realizować swoje zamierzenia.
Mówi się, że polityka to sztuka kompromisu. Głównie z samym sobą i kolegami i koleżankami z klubu.
W pracy w organizacjach rzadko zdarza nam się tłumaczyć przed dziennikarzami z głupiej wypowiedzi kolegi. Nie musimy bronić beznadziejnych pomysłów, które najchętniej sami byśmy wyrzucili do kosza. W trakcie myślenia o projekcie mamy przywilej dojścia do najlepszego rozwiązania, a niekoniecznie takiego, który zadowoli liderów ugrupowania.
Z drugiej strony, zostając politykiem poszerza nam się często perspektywa. Jakbyśmy nie uważali, że ważne dla rozwoju miast są ścieżki rowerowe, musimy też widzieć, jak na te pomysły (i z jakich powodów) reagują kierowcy. Zauważamy też, że do tych wolnych pieniędzy w budżecie na zapewnienie zajęć sportowych dla dzieciaków czekają jeszcze młodzi rodzice, którzy woleliby plac zabaw, a seniorzy niecierpliwią się, że klub seniora miał działać dłużej niż dwie godziny dziennie.
Warto (świadomie) próbować
Nie jest też tak, że tego wpływu na kluby czy partie jesteśmy zupełnie pozbawieni. Możemy próbować „przepychać” naszą agendę, zawierać dojrzałe kompromisy z koleżankami i kolegami i wreszcie doprowadzić do głosowania zgodnego z tym, co mieści się w naszym sumieniu i tym, co sobie założyliśmy, zgłaszając naszą kandydaturę. Więc warto próbować.
Ale trzeba się pogodzić z tym, że to inne doświadczenie, inne okoliczności i inna bajka. I taka refleksja może nam pomóc w tym, że wraz z objęciem stanowiska nie ugrzęźniemy we frustracji i zniechęceniu. Może trzeba będzie przeczekać, może trzeba będzie tłumaczyć się przed swoim „elektoratem”, ale jest też duża szansa, że w końcu osiągniemy taki wpływ na świat, jaki sobie tylko wymarzyliśmy.
Krzysztof Izdebski – ekspert Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Stypendysta Marshall Memorial, Marcin Król i Recharge Advocacy Rights in Europe. Jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i specjalizuje się w dostępie do informacji publicznej, ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego oraz wpływie technologii na demokrację. Posiada szerokie doświadczenie w budowaniu relacji pomiędzy administracją publiczną a obywatelami. Jest autorem publikacji z zakresu przejrzystości, technologii, administracji publicznej, korupcji oraz partycypacji społecznej.
Ten artykuł ukazał się w cyklu „Wybory samorządowe 2024”.
Źródło: informacja własna ngo.pl