Co jest kluczowe w akcjach profrekwencyjnych i okołowyborczych? W jaki sposób odnieść sukces i o czym warto pamiętać? Przyglądamy się czterem kampaniom przeprowadzonym przez organizacje pozarządowe i inicjatywy nieformalne.
Identyfikacja z przekazem
– Wydaje mi się, że w organizacjach, które mają klimat bardziej aktywistyczny, ruchu społecznego, dużo rzeczy bierze się z rozmów o tym, co dla kogo jest ważne. Ludzie rzucają kolejne pomysły, robi się z tego kula śnieżna. Tak właśnie było w przypadku kampanii „Cicho już byłyśmy” – wspomina Paula Wasiluk z Inicjatywy Wschód.
Projekt ten był wynikiem wielu emocji, które czuło to mocno sfeminizowane środowisko aktywistyczne. Z jednej strony był to strach, ale przede wszystkim złość na to, jak władza PiS traktowała kobiety i ich prawa. Z drugiej, wiele osób, mimo że było blisko wyczerpania, uznało, iż to czas, by w ostatniej chwili zrobić coś, co pomoże doprowadzić do zmiany. Jak wspomina Paula, było jej to bliskie, bo chciała coś robić, zamiast narzekania.
– Nigdy nie przypuszczałyśmy, że spot, który nakręcimy będzie miał tak ogromne zasięgi (kilkanaście milionów wyświetleń – dop. JD). Wszystko udało się dzięki temu, że mieliśmy na pokładzie wiele osób z samego Wschodu, ale też innych, które chciały pomóc. Dzięki temu jako grupa dysponowałyśmy siecią kontaktów, w tym do ludzi mających doświadczenie w branży filmowej. Nie udałoby się to bez nich, ale też bez tych wszystkich osób, które przyszły na kręcenie ostatniej sceny, nie wiedząc do końca, jak całość będzie wyglądać. Zaufały nam jednak, zgodziły się na wykorzystanie wizerunku i jesteśmy za to bardzo wdzięczne – opowiada Paula.
Później, gdy spot był już dostępny i rozchodził się po Internecie coraz szerzej, ekipa Wschodu jeździła w różne miejsce, by go pokazywać. Słuchali po prostu ludzi piszących, że warto byłoby w danym miejscu spróbować zmobilizować społeczność do pójścia na wybory parlamentarne. To też było siłą napędową do działań – zainteresowanie, wzajemne wsparcie, poczucie wspólnoty celu. Powszechność różnych emocji sprawiła, że łatwiej było również dostać pieniądze na działanie. Wszystkie zostały wykorzystane w taki sposób, by jak najmocniej wpłynąć na wzrost frekwencji wyborczej.
Według Pauli
najważniejszą kwestią, o której należy pamiętać przy tworzeniu tego typu kampanii jest to, by dotykała ona realnych problemów. Z wielu rozmów wynikało, że spot „Cicho już byłyśmy” okazał się tak wielkim sukcesem, bo kobiety po prostu identyfikowały się z jego przekazem.
Nie chodziło wyłącznie o przypomnienie, że prawo do głosowania jest czymś fantastycznym, a kobiety nie zawsze je miały. Istotniejsze było pokazanie, jak polityka realnie przekłada się na rzeczywistość.
– Nie poszłyśmy wyłącznie w wielkie słowa, jak dostęp do aborcji, ale też codzienne sprawy, jak np. „nie mam czasu, by zająć się na raz i dziećmi, i starszymi rodzicami”, inne dotyczyły kwestii materialnych. Każda kobieta mogła zobaczyć w danym elemencie samą siebie. To było ważne, bo polityka powinna odpowiadać właśnie na tego typu rozterki. Jednocześnie chodziło o pokazanie, że są one o wiele bardziej uniwersalne, a przez to – jeżeli na wybory pójdzie odpowiednia liczba osób – można wykorzystać władzę, którą mamy w celu zmiany czegoś na lepsze.
Warto koncentrować się nie tylko na jednym, jakkolwiek słusznym przekazie, ale mapować cały system rzeczy, które mogą ludziom doskwierać. Wtedy łatwiej jest namówić ludzi do działania i myślę, że dzięki temu „Cicho już byłyśmy” odniosło taki sukces – tłumaczy Paula.
Zadaj pytanie kandydatce lub kandydatowi
– Kwestia klimatu jest coraz ważniejsza, doświadczamy kolejnych efektów tego, co się z nim dzieje. Od śmierci z powodu upału, przez zanieczyszczone powietrze, wodę, ziemię, po gwałtowne zjawiska pogodowe. A jednak temat ten był mało obecny w ostatnich wyborach parlamentarnych, więc zdecydowaliśmy się spróbować to zmienić przy okazji samorządowych. Tym bardziej, że władza lokalna po prostu jest blisko ludzi i może mieć duży wpływ na wszystkie te kwestie – mówi Przemysław Radwan-Rohrenschef, jeden z inicjatorów akcji „Pytamy o zielone”.
Tak powstała realizowana przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego i finansowana ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności oraz European Climate Foundation akcja „Pytamy o zielone”, wokół której udało się zbudować szeroką koalicję. W jej obrębie znalazło się miejsce nie tylko dla inicjatywy Rodzice dla klimatu, czy Fundację Wspomagania Wsi, ale też Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska. Głównym założeniem działań było zmobilizowanie jak największej liczby ludzi, którzy czy to w trakcie debat i spotkań, czy poprzez media społecznościowe, pytali kandydatki i kandydatów w wyborach samorządowych o ich poglądy na temat klimatu i środowiska.
– Biorąc pod uwagę, że zaczęliśmy pod koniec stycznia, a do tego sporym ograniczeniem było to, że niestety było dość mało dyskusji wyborczych, kandydatki i kandydaci potrafili nie przychodzić na nie, to fakt, że docieralność naszej akcji można oszacować na 3 miliony wyświetleń jest sporym sukcesem – cieszy się Przemysław.
To, że „Pytamy o zielone” było robione przez wspomnianą szeroką koalicję różnych środowisk miało według niego spore znaczenie. Dzięki temu osoby, które zgłosiły się, że są gotowe odzywać się do polityczek i polityków, czuły, że są częścią czegoś większego.
Samotne wyjście przed szereg zwykle stanowi bowiem problem, ale kiedy wie się, że dookoła jest więcej podobnie działających ludzi, łatwiej jest się przełamać.
Innym ważnym aspektem jest zejście na poziom jak najbardziej konkretnych przykładów. To znaczy zamiast zadawać pytania o na przykład fale upałów, lepiej było zwrócić uwagę na los drzew przeznaczonych do wycinki.
– Wciąż nie jesteśmy na etapie, że tego typu kwestiami da się wygrać wybory, ale jednocześnie nie da się ich już też całkowicie pomijać. Nasza akcja była na dobrą sprawę obustronną edukacją. Ludzie sami zauważali różne rzeczy i dowiadywali się czegoś, a pytając o to kandydatki i kandydatów pokazywali im, że też muszą się tym zainteresować – tłumaczy Przemysław.
A to istotne tym bardziej, że bez silnego głosu mieszkanek i mieszkańców w wielu miejscach nie byłoby żadnej szansy na zmianę. Jak podkreśla Przemysław, w końcu aż w 420 miejscowościach de facto nie było wyborów, bo tylko jedna osoba kandydowała na wójta lub burmistrza. Działania takie, jak akcja „Pytamy o zielone” są wtedy jedynym sposobem na to, by zwrócić uwagę na problemy, które w innym wypadku mogłyby być całkowicie ignorowane.
– Poza wszystkim to także okazja do mówienia o tym, czym zajmują się poszczególne szczeble władz lokalnych, bo w gruncie rzeczy mało kto wie, za co odpowiada chociażby sejmik województwa. Tak więc tego typu akcje mogą służyć wielu celom na raz, ale kluczowe jest to, by zbudować wspólnotę oraz operować na konkretach, zamiast kwestiach, które mogą brzmieć za bardzo abstrakcyjnie – podkreśla Przemysław.
Profrekwencyjne grzyby
– Głosobranie było kierowane głównie do młodych osób, więc forma musiała być interesująca i angażująca, by dało się ich przekonać do wzięcia udziału – wspomina Natalia Wrocławska z organizacji BoMiasto.
Dlatego ta akcja profrekwencyjna, którą było Głosobranie, miała formę interaktywną. Nie była to tylko strona internetowa, ale przede wszystkim stoiska działające przy okazji różnych wydarzeń, przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Udało się je przygotować np. przy okazji festiwalu Pol’and’Rock, a wcześniej na Marszu Równości w Katowicach. Jak wspomina Natalia, pod koniec strach zajrzał ekipie w oczy, bowiem wydrukowali 200 kart do głosowania i zaczęło ich brakować – takie było zainteresowanie.
Czym jednak dokładnie jest takie stoisko profrekwencyjne? To w dużym stopniu edukacja poprzez zabawę. Zachowany jest element głosowania, ale głos oddaje się na konkretne wartości, z których każda jest oznaczona innym rodzajem… grzyba.
– Głosobranie skojarzyło nam się z grzybobraniem, tym bardziej, że wszystko robiliśmy na jesieni. Mieliśmy więc np. karton z pytaniem „Jakim grzybem jesteś?” i już samo to intrygowało – opowiada Natalia.
Wspomniane wartości związane były z Unią Europejską, klimatem, podejściem do gospodarki, zarządzania państwem, ale też życiowymi priorytetami dotyczącymi chociażby rodziny. Każda odpowiedź dotycząca poszczególnej kwestii była oznaczona grzybkiem, później się je podliczało i było jasne, komu do kogo w wyborach jest najbliżej. Jakkolwiek na Marszu Równości wyraźny był przechył w stronę wartości lewicowych, to jednak było też całkiem sporo wyników sugerujących sympatię do wartości prawicowych. I to mimo że w rozmowach ludzie przyznawali, że wcale nie jest to dla nich pierwsza opcja wyboru.
Drugim elementem stoiska były już same karty wyborcze, przygotowane z pomocą Fundacji Odpowiedzialna Polityka. Część była wypełniona poprawnie, ale inne miały różne błędy, takie jak chociażby zaznaczenie osoby na liście nie przy pomocy X, tylko ptaszka. Chodziło o to, by rozpoznać – ewentualnie zgadnąć – które karty są ważne i tym samym nauczyć się lub przypomnieć sobie, co zrobić, by oddany głos mógł zostać policzony.
– Ważne też było, żeby dowiedzieć się, co zrobić w przypadku popełnienia błędu oraz jak oddać nieważny głos, bo to też jest forma wyrażenia swojej opinii. Dodatkowo zachęcaliśmy do rysowania mapek dojścia do swojego lokalu wyborczego. Miało to uświadomić, że ze względu na zmiany w roku wyborczym mogły one być nie zawsze tam, gdzie się ludziom wydawało. Głównym jednak celem wszystkiego miało być pokazanie młodym ludziom, że ich głos ma znaczenie i jeżeli nawet jedna osoba poszła na wybory i oddała poprawnie głos, to było warto – mówi Natalia.
Ważnym aspektem Głosobrania jest również i to, że akcja jest bardzo łatwa do powtórzenia i można to zrobić samodzielnie. Wystarczy pobrać materiały ze strony internetowej (http://glosobranie.pl/), przygotować karton, coś do pisania i w zasadzie nie potrzeba nic więcej. BoMiasto myśli zresztą o tym, by zrobić podobną rzecz w kontekście zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego.
– To ważne tym bardziej, że te wybory zwykle mają bardzo niską frekwencję, sporo osób je omija. A na dodatek odbywają się w czerwcu, czyli już w trakcie wakacji. Będzie to więc spore wyzwanie – przyznaje Natalia.
BoMiasto ma już jednak przetestowane, jak to robić, powinno więc się udać.
Według Natalii w tego typu kampanii kluczowe było po pierwsze to, że jasno zostało sprecyzowane, do kogo kierowana jest akcja. Po drugie, Głosobranie odbywało się przy okazji innego, znacznie większego wydarzenia – dzięki temu wiele kwestii logistycznych znika i o wiele łatwiej jest coś zorganizować.
– Myślę, że to istotne zwłaszcza w przypadku małej organizacji, a taką jest nasza. Możemy wtedy się skupić na jak najlepszym przygotowaniu faktycznego działania i przekazie. Dodatkowo znacznie łatwiej wtedy o odpowiednią frekwencję, bo nawet jeżeli zainteresuje się nami tylko część ludzi, którzy przyjdą np. na Marsz Równości, to i tak będzie ich znacznie więcej niż gdybyśmy robili coś sami. Z tego powodu chcemy też współpracować ze szkołami. Warto szukać różnego rodzaju ułatwień, które jednocześnie zwiększą skalę tego, co robimy – podsumowuje Natalia.
Zainteresować ludzi polityką
– Chcemy wprowadzić zwyczaj demokratyczny, dzięki któremu społeczeństwo będzie mieć o wiele większą wiedzę na temat tego, kogo na swoich listach wystawiają poszczególne partie polityczne – mówi Wojciech Konopacki, jeden z organizatorów akcji Obywatele mają głos.
W tym celu organizowane są wysłuchania publiczne, rodzaj otwartych konsultacji społecznych, na które zapraszani są kandydaci i kandydatki z wszystkich prodemokratycznych ugrupowań. Jak wspomina Wojciech, na jedno wydarzenie przyszła pani z Trzeciej Drogi, która – jak się okazało w trakcie – nie do końca miała demokratyczne poglądy. Ale po to właśnie też jest akcja Obywatele mają głos, żeby móc się o tym przekonać.
Podczas wysłuchań publicznych, transmitowanych również w Internecie, ludzie mogą zadać pytania przygotowane przez zespół ekspercki, w czym pomaga Stowarzyszenie 61. Ale to też tylko wybór, bo obywatelki i obywatele mogą dołożyć do tego własne kwestie, które ich interesują. Wszystko to ma na celu również to, żeby jak najwięcej osób zainteresować polityką, zwiększyć frekwencję wyborczą i pokazać społeczeństwu, że może czegoś wymagać od polityczek i polityków.
– Spotykam się czasem z zarzutami, że mamy małe zasięgi, ale myślę, że dotarcie do 39 000 odbiorczyń i odbiorców wcale nie jest takim złym wynikiem. A taki mieliśmy przy okazji wyborów parlamentarnych. Przy czym to się nie przekłada bezpośrednio na wynik końcowy. Ten etap jeszcze przed nami – podkreśla Wojciech.
Uważa on, że bardzo ważne jest odpowiednie prezentowanie informacji, którymi można podsumować wysłuchanie publiczne. Pytania często są skomplikowane, wielowątkowe, warto więc wyciągać z nich esencję, tworzyć krótsze formy, które można potem umieścić w mediach społecznościowych. Na stronie pojawiają się też sylwetki kandydatek i kandydatów, by wszystko można było łatwo znaleźć. Największym problemem jest jednak to, by zachęcić ich w ogóle do przyjścia.
– Te osoby, które są na wysokich miejscach na listach wyborczych zwykle nie są zainteresowane braniem udziału w tego typu wydarzeniach. Staramy się więc odzywać do tych mniej rozpoznawalnych ludzi, bo może to być dla nich okazja do zaprezentowania swoich pomysłów. Ale wcale nie ma ich tak dużo, bo część ludzi wie, że i tak nie ma szans na wygraną, więc w zasadzie nie prowadzi kampanii. To spore wyzwanie, bo jednocześnie może wpływać na obniżone zainteresowanie społeczeństwa wyborami. Dlatego „Obywatele mają głos” uważam za ważną inicjatywę, którą będziemy starali się rozwijać – podsumowuje Wojciech.
Ten artykuł ukazał się w cyklu „UE – Polska – organizacje”.
Źródło: informacja własna ngo.pl