Dokąd nocą tupta jeż? Oktawian Szwed, Fundacja Primum: Mamy obsesję wydepilowanych ogrodów i terenów zielonych w miastach, co nie jest dobre dla środowiska i małych zwierząt
– Z perspektywy 11 lat widzę, jak zmienia się stosunek społeczeństwa do dzikich zwierząt, w tym jeży i naszej działalności. Bo na początku ludzie łapali się za głowę, pytając po co my właściwie to robimy. Dziś sami starają się ratować, te zwierzęta, które jeszcze można – mówi Oktawian Szwed z Fundacji Primum, która finansuje ośrodki rehabilitacji dzikich zwierząt Jerzy dla Jeży i Jeżurkowo.
Estera Flieger: Dokąd nocą tupta jeż?
Oktawian Szwed, Fundacja Primum: Zimą nigdzie nie powinien. W tym okresie jeże hibernują. Mogą nie przeżyć, jeśli nie osiągną odpowiedniej masy ciała przed zaśnięciem. Młode próbują przybrać na wadze i często zapadają w sen bardzo późno, szczególnie w miastach, gdzie mają dostęp do jedzenia, korzystając z tego, że ludzie dokarmiają koty.
Jeże znalezione w styczniu i lutym albo za wcześnie się obudziły, bo zgromadziły za mały zapas energii, albo to psy wygrzebały je z gniazd hibernacyjnych. Trudno będzie takiemu jeżowi ponownie zasnąć.
Jeże budzą się ze snu zimowego w marcu i kwietniu i cała ich wiosenna aktywność wiąże się z rozrodem. Młode jeżyki przychodzą na świat najczęściej od maja do końca lata – jeżowe mamy często wyprowadzają dwa mioty.
Jeże są zwierzętami o aktywności nocnej, od zmroku do świtu poszukują pożywienia. Przechodzą w tym czasie nawet po kilka kilometrów.
Dorosłe osobniki zjadają nawet 150-200 gramów owadów na dobę. Jesienią intensywnie żerują zbierając zasoby energetyczne na okres hibernacji. Zapadają w sen zimowy najczęściej w listopadzie.
Jak pomóc znalezionemu zimą jeżowi?
– Należy go przede wszystkim złapać, co wcale nie jest łatwe. Następnie umieszczamy go w kartonie i zanosimy do domu. Kiedy będzie dochodził do siebie w temperaturze pokojowej, szukamy pomocy. Duża część lecznic nie przyjmuje dzikich zwierząt. Najlepiej więc zadzwonić do jednego z ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt – ich listę można znaleźć w internecie.
W jaki sposób ludzie utrudniają życie jeżom?
– Spośród wszystkich dzikich zwierząt to jeże są najczęściej ofiarami kolizji drogowych, co widać od wiosny do później jesieni.
Ponadto zabieramy im materiały do budowy gniazd – mamy obsesję wydepilowanych ogrodów i terenów zielonych w miastach, co nie jest dobre dla środowiska i małych zwierząt.
Jeżom szkodzą także bardzo toksyczne środki ochrony roślin, szczególnie przeciwko ślimakom.
Od ilu lat działa Fundacja Primum?
– Sama Fundacja istnieje od 2013 roku. Ośrodki, których działalność finansuje, istniały już wcześniej. Ale nie miały osobowości prawnej, dlatego potrzebne było powołanie fundacji.
Fundacja Primum finansuje teraz działalność dwóch ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt wpisanych na listę Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska to Ośrodek Rehabilitacji Jeży w Kłodzku – Jerzy dla Jeży oraz Jeżurkowo pod Warszawą.
Jeżurkowo zajmuje się już nie tylko jeżami. Od pewnego czasu ośrodek ma zezwolenie GDOŚ na ratowanie innych dzikich zwierząt – od myszarek, kretów i ryjówek przez jeże, wiewiórki, młode zające, nietoperze do łasicowatych czyli kun, borusków, wydr. W tej chwili w Jeżurkowie są m.in. dwie młode wydry: mama wydra odchowuje młode przez blisko rok, więc dokładnie przez ten sam czas będą pod opieką ośrodka.
W tym roku Jeżurkowo otrzymało wsparcie narodowego przedstawicielstwa turystycznego Szwajcarii. Oprócz tego Fundacja może liczyć na producenta ciastek Jeżyki.
– Założyliśmy, że ośrodki, które są pod naszą opieką, będą finansowane wyłącznie z prywatnych darowizn. Fundacja od samego początku była obecna w radiu i telewizji. Ale szczególnie pomaga nam rozwój mediów społecznościowych, na które postawiliśmy. Zdobyliśmy na tyle dużą popularność, że zaczęły interesować się nami spore firmy. Goplana wspiera nas drugi rok: otrzymujemy procent od przychodu ze sprzedaży rocznej Jeżyków – to bardzo duża kwota, która pomaga nam funkcjonować na co dzień. Nie dalibyśmy też rady ratować tylu zwierząt bez jednego procenta od podatku. W każdym z ośrodków pomagamy rocznie kilkuset zwierzętom.
W pomoc włączają się także szkoły.
– Bardzo często. W przedszkolach i szkołach dzieci robią dla nas zbiórki, co jest bardzo wzruszające.
Zużywamy ogromną ilość ręczników papierowych – to dzieci często robią dla nas ich zapasy. Zdarzyło się, że z pobliskiej szkoły do Jeżurkowa przyjechały dwa samochody wypełnione ręcznikami papierowymi.
Wracając do jeży: jak wygląda jego droga od momentu, w którym trafia do ośrodka do powrotu na wolność?
– Z reguły jeże przywożą do nas osoby prywatne, które potrafią w tym celu pokonać odległość nawet 200 km. Czasem służby. Trafiają do nas chore i ranne zwierzęta oraz osierocone maluchy – mamy jeżowe giną pod kosiarkami lub kołami samochodów, albo po zatruciu środkami ochrony roślin. Ludzie przyjeżdżają niekiedy z pięcioma, a nawet dziewięcioma oseskami, które wymagają natychmiastowej pomocy. W okresie letnim ratujemy ok. 150 małych jeży.
Diagnozujemy, leczymy – jeśli potrzebują dokładniejszych badań takich jak np. USG, zawozimy je do zaprzyjaźnionych lecznic weterynaryjnych, konsultujemy się z kilkoma bardzo dobrymi lekarzami mającymi doświadczenie w pomaganiu jeżom.
Leczenie trwa częściej kilka miesięcy niż tygodni. Proces odchowu młodego jeża to okres od półtora do dwóch miesięcy. Wyleczone trafiają do zewnętrznych zagród, żeby oswoiły się z rytmem dnia i nocy oraz zmieniającymi się warunkami pogodowymi, bo mogły się od tego odzwyczaić. Po dwóch tygodniach takiego treningu na świeżym powietrzu, podczas którego do nich nie zaglądamy, tylko wydajemy karmę, są gotowe do powrotu na wolność. Staramy się, żeby dorosłe jeże trafiały w miejsca, gdzie żyły wcześniej, bo znają swoje tereny łowieckie. W tym celu pomaga kontakt z osobą, która przywiozła jeża do ośrodka i może odwieźć go z powrotem. Natomiast młode, które nie pamiętają środowiska, w którym żyły wcześniej, staramy się uwalniać w najbezpieczniejszych lokalizacjach, np. w parkach krajobrazowych i wielkich gospodarstwach agroturystycznych, gdzie nie używa się środków ochrony roślin.
Jeśli ktoś z potrzebującym pomocy jeżem jedzie do ośrodka 200 km, to znaczy że Polakom zależy na przyrodzie.
– Polityków, szczególnie opcji rządzącej, przyroda i ekologia nie interesuje. Przyjmuje się, że ziemia jest po to, aby ją wykorzystywać, a nie o nią dbać.
Natomiast z perspektywy 11 lat widzę, jak zmienia się stosunek społeczeństwa do dzikich zwierząt, w tym jeży i naszej działalności. Bo na początku ludzie łapali się za głowę, pytając po co my właściwie to robimy. Dziś sami starają się ratować, te zwierzęta, które jeszcze można. A populacja wszystkich dzikich zwierząt na całym świecie spada.
W Polsce jeże nie są jeszcze w tak złej sytuacji, jak w Europie Zachodniej. W Wielkiej Brytanii przeprowadzono badania, które pokazują, że od czasów II wojny światowej populacja jeży spadła o 97 procent – wyjaśniając to obrazowo: w miejscu gdzie kiedyś było sto jeży, są dziś trzy. Podobnie jest w krajach Beneluksu, Francji i Niemczech. W Polsce przyroda ma się mimo wszystko lepiej, na co wpływ miało zapóźnienie cywilizacyjne związane z systemem, który panował tu do końca lat 80. Część gatunków, które u nas są chronione i występują dość powszechnie, w Europie Zachodniej stanowi rzadkość. Spójrzmy na wydry: uważa się, że w wielu krajach wyginęły. W Austrii, Niemczech i Szwajcarii praktycznie już ich nie ma. W Polsce, na przełomie lat 80. i 90., kiedy mieliśmy brudne wody, bo w poprzednim systemie nie dbano o ekologię, było ich kilkaset. Teraz szacuje się, że wydr w Polsce jest od 8 do 10 tys.
Nie jest więc jeszcze tak źle i dobrze byłoby, aby Polska nie popełniła tych samych błędów, co Europa Zachodnia: uratujmy nasze polskie dzikie zwierzęta, bo to jeden ze skarbów, którego nie doceniamy.
Jakie błędy popełnił Zachód?
– Nie ma jednej przyczyny spadku populacji dzikich zwierząt. Główną jest tzw. fragmentacja siedlisk: budujemy infrastrukturę – autostrady, drogi, deweloperzy zabudowują całe tereny, które wcześniej służyły zwierzętom, przez co doprowadzamy do podziału populacji dzikich zwierząt, co dotyczy tak samo jeży, jak i innych zwierząt np. wilków. Zwierzęta mają bardzo utrudnione przemieszczanie się na większe odległości. Autostrada dla jeża jest jak rzeka: nie do przebycia. Mniejsze populacje, które powstają w wyniku podziału, to mniejsza pula genów jeśli chodzi o rozród. Mniejsza populacja łatwiej ginie w też w przypadku choroby.
Inna przyczyna to rolnictwo wielkoobszarowe, ogromne latyfundia monokulturowe – nie ma już miedz, są całe hektary zbóż, kukurydzy i rzepaku, dzikie zwierzęta nie mają się więc gdzie schować.
Nie mówiąc o tym, że pestycydy doprowadzają do tego, że o kilkadziesiąt procent w ciągu ostatnich 20 lat spadła populacja owadów, więc zwierzęta owadożerne, w tym jeże, nie mają czego jeść. To łańcuch życia: jeśli jedno ogniwo wypada, to cały się rozsypuje.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.