Czy będzie nowy rodzaj fundacji? Kolejna walka o zachowanie tożsamości
Plany wprowadzenia nowej formy prawnej – fundacji rodzinnej – to zagrożenie nie tylko dla samej instytucji fundacji jako podmiotu co prawda prywatnego, ale działającego w szeroko rozumianym interesie społecznym, ale także dla długofalowych interesów całego sektora pozarządowego.
Dziesięć lat temu senatorowie Platformy Obywatelskiej próbowali przeprowadzić rewolucyjne zmiany w przepisach dotyczących stowarzyszeń, zastępując obowiązujące prawo o stowarzyszeniach ustawę o zrzeszeniach, w której stowarzyszenia miały być tylko jedną z form zrzeszeń. Konieczność radykalnego przedefiniowania prawnej koncepcji stowarzyszenia twórcy ustawy tłumaczyli nie tylko zbyt duża liczbą członków potrzebnych do założenia stowarzyszenia – wtedy było to 15 osób – ale przede wszystkim faktem iż stowarzyszenia są ograniczone wyłącznie do osób fizycznych.
„W aktualnie obowiązującym stanie prawnym nie jest możliwe zrzeszanie się̨ na równych prawach dla realizacji wspólnego celu podmiotów o różnym charakterze takich jak: fundacje, osobowe spółki prawa handlowego, izby gospodarcze, spółdzielnie, izby rzemieślnicze, zrzeszenia handlu i usług, stowarzyszenia zwykłe, organizacje pracodawców, spółdzielnie, związki zrzeszeń i osoby fizyczne” – czytamy w uzasadnieniu projektu, który nie tylko znacząco obniżał (do 3 osób) liczbę członków stowarzyszenia, ale także otwierał je na osoby prawne, w tym także te działające dla zysku.
Projekt senatorów spotkał się z ogromnym oporem ze strony sektora pozarządowego, jako jego główną wadę podnoszono właśnie „rozmycie” samej idei stowarzyszenia jako organizacji członkowskiej zrzeszającej osoby fizyczne działające we wspólnym i domyślnie niepartykularnym celu. Ostatecznie udało się stowarzyszenia obronić, ale wcale nie było łatwo, bowiem projektodawcy bardzo długo upierali się, że wiedzą lepiej niż same organizacje pozarządowe, co będzie dobre nie tylko dla nich, ale dla rozwoju całego społeczeństwa obywatelskiego.
Dzisiaj czeka nas podobna walka, tym razem o zachowanie tożsamości fundacji wobec planów wprowadzenia nowej formy prawnej – fundacji rodzinnej – mającej być podmiotem o celach nie tylko całkowicie prywatnych, ale przede wszystkim wyłącznie gospodarczych. Podobnie jak Julia Kluczyńska, pomysł wprowadzenia do obiegu pod nazwą fundacji bytu, którego celem jest zadbanie o sukcesję majątku rodziny, uważam za ogromne zagrożenie nie tylko dla samej instytucji fundacji jako podmiotu co prawda prywatnego, ale działającego w szeroko rozumianym interesie społecznym, ale także dla długofalowych interesów całego sektora pozarządowego, który musi już nawet nie utrzymać, ale znacząco wzmocnić swoją społeczną pozarządową tożsamość.
Jeśli zlekceważymy zagrożenie, o którym tak mądrze opowiadała Julia, wkrótce obudzimy się z ręką w nocniku, bowiem wprowadzenie do systemu prawnego nowej formy fundacji, która będzie miała cele wyłącznie gospodarcze i całkowicie prywatne, wpłynie negatywnie na wizerunek wszystkich fundacji, a ten jest przecież i tak już mocno nadszarpnięty.
Prowadzący fundacje już dzisiaj muszą mierzyć się z szeregiem krzywdzących stereotypów, wynikających częściowo także z tego, że jako pozarządowa społeczność nie mieliśmy wystarczającej determinacji, żeby obronić tożsamość fundacji jako organizacji pozarządowej, działającej w celach społecznie użytecznych. Jeszcze w latach 90. sektor pozarządowy musiał się zmierzyć z problemem fundacji skarbu państwa, gdy Najwyższa Izba Kontroli opublikowała bardzo krytyczny raport na ich temat i fundacje zaczęły kojarzyć się z nadużyciami, chociaż fundacja skarbu państwa to byt osobny i nic z sektorem pozarządowym niemający wspólnego. Poza nazwą.
Pamiętam tamtą wojnę o fundacje i pomysły rządzących o przykręceniu śruby wszystkim fundacjom, dlatego jestem dzisiaj wyczulona na każdy pomysł podpięcia pod fundacje bytu, który od sektora pozarządowego trzeba trzymać z daleka, także pod względem nazewnictwa.
Mam nadzieję, że będziemy w tej sprawie zgodni i skuteczni, bo i bez dorzucania nam fundacji rodzinnych mamy ze sobą wystarczająco dużo problemów i wcale nie tylko z powodu medialnych nagonek sprowokowanych faktycznymi czy – częściej – wyimaginowanymi skandalami.
Aplikujący do funduszy norweskich zauważyli być może zapis, z którym sama się nie spotkałam w żadnym innym konkursie grantowym. Otóż dotacje nie mogą się ubiegać fundacje z zarządem jednoosobowym, które nie posiadają rady fundacji lub innego organu wewnętrznej kontroli. Jako doradczyni coraz częściej spotykam się z osobami, które chcą założyć fundację nie wybierając między stowarzyszeniem a fundacją, a raczej między fundacją a jednoosobową działalnością gospodarczą. Operatorzy funduszy norweskich najwyraźniej już dostrzegli ten problem i być może jest to coś, o czym też warto rozmawiać w środowisku pozarządowym. Podobnie jak o niektórych fundacjach, które z kolei bliższe są charakterem partiom politycznym niż organizacjom pozarządowym i korzystając z pełni przywilejów organizacji pozarządowej służą do finansowania działalności partii politycznych, na dodatek w sposób budzący wątpliwości o legalność.
Podsumowując, mamy w sektorze pozarządowym wystarczająco dużo wizerunkowych problemów zagrażających tożsamości fundacji, żeby sobie pozwolić na mylenie nas z podmiotami, które powstają wyłącznie po to, żeby nestor rodu wygodnie przekazał rodzinną firmę spadkobiercom.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Świadczy usługi szkoleniowe i doradcze pod nazwą Projekciarnia (www.projekciarnia.pl).
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.