Mam w głowie kalejdoskop wydarzeń, spraw, ludzi [Felieton Podurgiel]
W rachunku sumienia nie raz sobie mówię, że mogłabym ciut wyluzować z tymi zasadami i wywoływaniem dyskomfortu. Wiele przez nie straciliśmy, ale i wiele zbudowaliśmy. Mam w sobie potrzebę przyglądania się temu.
W Ełku powołano grupę ds. polityki parkingowej. Dla organizacji pozarządowych przeznaczono dwa miejsca na dwanaście, na które trzeba było aplikować z poparciem kilku innych organizacji, opisać obywatelską ścieżkę chwały i zgodzić się na wyraźny zapis, że praca w grupie jest za darmo. O tym, czy delegat sektora zostanie przyjęty czy nie, decydowali urzędnicy. Nikt poza sektorem nie musiał spełnić tak wygórowanych oczekiwań. Proces nazwany jest partycypacyjnym.
Aktywiści i liderzy
Od jakiegoś czasu romansuję z Trójmiastem. Przy okazji mojej edukacji refleksologicznej podglądam rozwiązania społecznej współpracy w Gdyni i Gdańsku. Z zachwytu nad uporządkowaną, estetyczną Gdynią przeszłam do głębokiego zrozumienia mądrości starego Gdańska, który postawił na jak największy udział sektora społecznego w zarządzaniu miastem. Natomiast oba miasta, jak i cały obszar metropolitalny, ma samorządy nastawione na rozwój, a nie przetrwanie. Wystarczyło, że spędziłam z nimi dwie godziny warsztatu, by przypomnieć sobie, że dobre liderstwo i współpraca może zdziałać bardzo wiele. Pokłoniłam się w duchu zmarłemu Adamowiczowi, który budował to partnerstwo.
Fundacja Szkoła Liderów i Fundacja Res Publica zaproszeniem na seminarium eksperckie przypomniały mi, że mamy czasy aktywistów, nie liderów. W okamgnieniu zrozumiałam, z czym boryka się moja organizacja posiadająca na swoim pokładzie gromadkę wspaniałych „zadymiaczy”. Dotarło do mnie, co oznaczają pytające oczy, gdy tłumaczę na spotkaniach o działaniach trwałych, systemowych, infrastrukturze. I właściwie ze zrozumieniem przyszła moja akceptacja. Czym bylibyśmy bez akcji pełnych serca i zapału w obronie drzew? Czym bylibyśmy bez mojego przewidywania przyczyn, skutków i dobrego rozeznania, który ruch należy poczynić?
Wszystkiego nam potrzeba. Korzeni, by czuć się bezpiecznie i wiatru z deszczem, by żyć, wzrastać, nie zapomnieć o tym, co ważne. Moje zmęczenie odpowiedzialnością jest moje i to moja odpowiedzialność nauczyć się stawiać granice i odpoczywać.
Kamertony
Przypadkiem usłyszałam dzisiaj, że niektórzy obciążają mnie za fiasko Rady Pożytku Publicznego w Ełku. Szczerze się zadziwiłam. Nie byłam przewodniczącą, zastępcą owszem. W zarządzie w sumie trzy osoby, ale tylko jedna z sektora, co od samego początku budziło mój głośny sprzeciw, podobnie jak postawienie na czele Rady przedstawiciela samorządu. Mimo takiego obrotu spraw odkryłam właśnie, że i tak było oczekiwanie mojego przewodzenia – oczywiście najpierw wszystko należałoby przedstawić przewodniczącemu z samorządu.
Traf chciał, że ani nie lubię rozmycia odpowiedzialności, ani udawania drugiego rzędu, gdy siedzę w pierwszym, ani układu – kobieta ogarnia, panowie zatwierdzają. W rachunku sumienia nie raz sobie mówię, że mogłabym ciut wyluzować z tymi zasadami i wywoływaniem dyskomfortu. Wiele przez nie straciliśmy, ale i wiele zbudowaliśmy. Mam w sobie potrzebę przyglądania się temu.
Jak wszyscy jednych lubię bardziej, innych mniej. Zdarzyło mi się, że ta jedna z mniej lubianych osób przyszła do mnie na terapię kamertonami. Wyjęłam kamertony, zdjęłam buty, bo gra boso daje mi więcej przepływu energii, i stanęłam przed rzeczywistością, że albo otworzę się na nią bezwarunkowo, albo nie powinnam grać. I grałam, rozpuściłam w sobie wszelkie niechęci, dostałam akceptację i zrozumienie tej osoby, dałam odpoczynek i zdrowie.
Doświadczyłam w ciągu godziny, że wszystko może się wydarzyć między ludźmi, społecznościami, kluczem jest tylko otwartość i przepływ miłości.
Miejsce na zszarpane pozarządowe nerwy
Następnego dnia zaczęłam robić listę ludzi, do których czuję niechęć. Ułożyłam plan, co mogę zrobić, by te bariery, często nie wiadomo skąd, zniknęły. Do jednych dzwonię, inni zostają w intencjach mojej medytacji. Albo dojrzewam, albo się starzeję. Zaciekawiona jestem tą sytuacją. Co przyniesie w obszarze społecznym? Czy będę budować ludzi indywidualnie, czy kreować horyzontalne polityki? Czy da się jedno i drugie? Czy zbuduję nową formę dialogu lub wykażę większą cierpliwością? Na pewno zbuduję w okolicach Ełku miejsce na zszarpane pozarządowe nerwy.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Poglądy Felietonistów i Felietonistek nie są poglądami Redakcji NGO.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.