Mówimy o współpracy, komunikacji, słuchaniu, otwartości. Dzisiaj wzmocniłabym to, wchodząc głębiej i mówiąc o miłości, empatii, nadziei, wybaczaniu.
Chrześcijaństwo nauczyło mnie, że człowiek może być piękny, może być wspaniały, gdy jest wierny sobie, żyje w prawdzie i dąży do rozwoju. I niekoniecznie pamiętam to w kontekście winy i odkupienia czy ścisłej zależności od Boga, który miał wyłączność w dokonywaniu tej zmiany. Może słyszałam, co chciałam, ale czułam, że ta przemiana zaczyna się w nas, a poruszenia, które ją uruchamiały, przychodziły z różnych stron. Jak wiatr.
Zależni od lidera
Może dzisiaj nie do końca bliska jest mi dialektyka katolicka, niemniej nieustannie odnajduję głębię i prawdziwość wielu rzeczy, których uczyłam się przez wiele lat. Widzę siebie i osoby wokół mnie w ciągłym ruchu i potrzebie doskonałości. Doskonałości rozumianej jednak różnie. Czasem tak, jak nam wpojono w domach, czasem tak, jak zakodowano w szkole lub na drodze życia, podczas której uwierzyliśmy, że tak trzeba.
Najczęściej niestety ta doskonałość to odbicie cudzych oczekiwań, które w poszukiwaniu akceptacji staramy się osiągnąć.
Ta wielość głosów przeszkadza być blisko siebie i przeszkadza w uruchomieniu prawdziwej przemiany, której potrzebujemy, dobrej i korzystnej dla nas, a nie dla wielu interesariuszy naszego życia.
Być może to również często jest powodem tak dużej zależności zespołu od lidera. Odnoszę często wrażenie, że zespół jest taki, jak jego lider, nie z powodu jego siły lub słabości, a raczej ze słabości nas wszystkich. Łatwo bezpiecznie się schować przy silnym liderze, zdolnym pokonać każde przeciwności i wpaść w gniew, gdy ten już nie chce pełnić takiej roli. Łatwo nie podejmować inicjatywy przy liderze nadopiekuńczym i nie sięgać szczytów, pozwalając sobie na bycie małym dzieckiem, od którego się nie wymaga przekraczania codziennych obowiązków.
Gdy lider w lęku, cały zespól w lęku, gdy lider śpi, reszta zastyga, gdy lider nie podejmuje inicjatywy, niewiele się dzieje.
Miłość otwiera
Mówią, że ryba psuje się od głowy. Dzisiaj myślę, że ryba to nie sama głowa, a zespół to oddzielne i niezależne byty mogące brać odpowiedzialność. W ekosystemie poszczególne jego części są niezależne i wpływają na całość, wprowadzając równowagę lub nią chwiejąc. A gdyby tak spojrzeć na zespół? W którym każdy jest odpowiedzialny za siebie, co oznacza wzięcie odpowiedzialności za dążenie do bycia właśnie człowiekiem pięknym, wolnym i rozwijającym się? Nie chodzi zupełnie o wzięcie odpowiedzialności za lidera, za rozwój organizacji czy jej drogę. Miarą sukcesu nie będzie realizacja zadań i osiąganie celu.
Zupełnie wystarczy, gdy każdy będzie potrafił stanąć w prawdzie o sobie, będzie zadawał sobie pytanie o to, dlaczego tak myśli i co chce osiągnąć. Oczyści intencje i w nich sięgnie dobra wspólnego. Oddali się od pragnienia narcystycznego istnienia, bycia niezastąpionym ekspertem, pomagaczem, bądź ofiarą, którą trzeba pocieszać i ratować.
Stając w świadomości swojej motywacji i decydując się na rozwój mnie jako osoby, nie wywołam lawiny plotek, nie zbuduję grupek anty-wsparcia, nie będę narzekać, a podejmę wyzwanie, by sprawy wyjaśnić, oczyścić i odnaleźć spokój. Taka jasność i wolność poszczególnych członków zespołu nie tylko uniezależni go od kondycji lidera, ale utrzyma w równowadze zespół, wpływając na rozwój poszczególnych osób, które w takiej sytuacji ten rozwój podejmą.
Można bowiem ciągle ratować kogoś z braku jego kompetencji lub w miłości powiedzieć mu, że to jego odpowiedzialność i zadanie. Piszę: „w miłości” bardzo świadomie. Miłość otwiera, wspiera i dodaje siły osobie, która ma podjąć zadanie. To samo można powiedzieć w złośliwości, która zamyka i pcha osobę w osamotnienie i poczucie winy.
Najsilniejszy lider świata jest słaby
Wracam często do wartości, które zawsze były dla mnie ważne, i zaczynam używać słów, które wcale nie są popularne w zespołach zadaniowych czy projektowych. Mówimy o współpracy, komunikacji, słuchaniu, otwartości. Dzisiaj wzmocniłabym to, wchodząc głębiej i mówiąc o miłości, empatii, nadziei, wybaczaniu.
Odrodzenie i zdrowie dzieją się w relacjach przepełnionych miłością, która nie jest zarezerwowana dla kochanków, małżonków i dzieci.
Architektura samego słowa mówi, że MIŁOŚĆ to widzenie kogoś takim, jakim jest, jaka jest jego natura i oddanie mu w tym szacunku. Podobno, gdybyśmy wszyscy pracowali nad koherencją serca, nie byłoby wojen, a noc nie widziałaby naszego gniewu. Nie pomyliłam pojęcia zespołu ze społecznością czy jakimś rodzajem wspólnoty. Miłość jest prawdą o nas i innych.
Dzisiaj prawdą o mnie jest, że najsilniejszy lider świata jest słaby. Słabość ta zwraca mnie do mądrości i serca, bo dzisiaj nie mogę zarządzać siłą. Na tej drodze wielu zyska, wielu dojrzeje, wielu ucieknie, bo nie uwierzy, że może poradzić sobie bez mojej siły.
Dzisiaj jestem wdzięczna, za ten czas, który mi ciąży, a który wymaga ode mnie zmiany konstrukcji przywództwa. Dzieje się dobrze.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.