Źródło fermentu jest głównie po stronie obywateli. Szkoda [Felieton Podurgiel]
Pojawienie się wyników egzaminu ósmoklasisty wywołało domowy kryzys. Marysia, bardzo zdolna z języka polskiego, zdała go najsłabiej. Zero punktów z pytań otwartych dotyczących rozprawki, którą napisała. Poczułam złość i to nie z powodu jej łez.
Prawdopodobnie popełniła błędy techniczne z pisania rozprawki, na pewno nie rozumie nauki pod klucz, bo od czterech lat uczy się poza systemem, ale zdecydowanie napisała pełen polotu i interesujących założeń tekst. Dziewczyna odważna, myśląca swobodnie, pisząca opowiadania i powieści dostaje zero.
Po całym zdarzeniu uświadomiłam sobie, że ona zupełnie nie rozumiała mojego wałkowania o zasadach oceniania. Trudne doświadczenie otworzyło naszą dyskusję o tym, co znaczy być wiernym sobie, iść swoją drogą i jakie może przynieść to konsekwencje.
Nikt nie powinien musieć się bronić przed systemem
M. zaczęła odkrywać system i jego wady, wysyłając mi memy i filmiki z Youtube. Moje dziecko stanęło w rzeczywistości, którą znam od lat, w której za dużo jest walki i zmagania. Wiedziałam, że najważniejsze to budować jej poczucie wartości i rozumienie tego, co się zadziało. I choć zaczęłyśmy odkrywać wiele wartości tego doświadczenia, to cała sytuacja wydała mi się absurdalna.
Budujemy ochronę przed systemem, który ma nam służyć. Mam gdzieś myśli o procesie, że zmianę w systemie poprzedza pewne napięcie, że sam z siebie transformuje się słabo, z ociąganiem. Nikt nie powinien musieć się bronić przed systemem. Zwłaszcza dzieci, które bronię od lat, walcząc zarówno o te starsze, jak i o Janka. Musiałam wywalczyć swobodę myślenia, odpowiednią rehabilitację, podnoszenie opadającej, nieszczęsnej Jaśkowej głowy przez personel. Jakiś absurd. Wymagający ode mnie nieprzeciętnej odwagi.
Wszystko zależy od ludzi
Zastanawiam się, na ile to skonstruowane procedury, a na ile człowiek o miałkim sercu i myśleniu. Niejeden raz widziałam osoby łączące w sobie hołd procedurom, twardy kark, brak wizji oraz empatii.
Najgorszą rzeczą, jaka może nas spotkać, to niedojrzały, zakompleksiony człowiek posiadający jakąś władzę, nawet jej namiastkę. Jak to możliwe, że tak wielu z nich ją ma?
Gdy dyskutujemy o rozwoju w wielu miastach, zestawiając możliwe z niemożliwym, wypadkowa okazuje się jedna. Wszystko zależy od ludzi. Wszystko zależy od postawy i systemu wartości. Moją Marysię nadgryzły procedury z człowiekiem nieakceptującym jakiegokolwiek odstępstwa od norm, niewidzącym głębiej lub nieposiadającym wystarczająco odwagi, by je przekroczyć. Co stałoby się dla niego najgorszego, gdyby to zrobił? Czy rozumiem, że ktoś czegoś nie może, bo takie przepisy? Może rozumiem, ale nie akceptuję.
Każde odstępstwo od procedur, każde ich naginanie lub komunikowanie jest informacją, że potrzeba ich zmian. Za dużo w urzędach ludzi, którzy dbają o własny komfort, nie narażając się nikomu. Szkoda, że źródło fermentu jest przede wszystkim po stronie obywateli. Szkoda, że jest ich tak mało. Czuję w sobie bunt na myśl o tym, że tak wielu nie tylko nie widzi rdzenia swojej motywacji, jaką jest ego, niskie poczucie wartości, narcyzm, ale nawet nie próbuje być uważnym, żeby widzieć to i podnosić siebie jako człowieka na wyższy poziom rozwoju.
Jesteśmy ludźmi. Stać nas na nieprzeciętne rzeczy nie tylko na poziomie błyskotliwego umysłu i rozumienia, ale na poziomie postawy, etyki. Cóż innego może przynieść szybką i oczekiwaną zmianę, jeśli nie indywidualny rozwój społeczności właśnie w postawach i systemie wartości?
Złoszczę się, choć ten proces jest najtrudniejszy do uruchomienia.
Zmiana idzie od serca. Wpływ mam tylko na swoje
Czuję niepokój, gdy widzę, że narzędzia mojej pozarządowej aktywności nie przynoszą zmiany. Jak pies gończy szukam wówczas przyczyn, pomysłów, dźwigni zmiany. Odkrywam zazwyczaj jakąś myśl, gdy sama doświadczę zmiany, a moja świadomość poszerzy granice. W największych kryzysach wpadam w szaleństwo wyjazdów, doświadczeń, choć dzisiaj wiem, że wystarczy codzienna dwudziestominutowa medytacja do rozświetlenia spraw, których nie rozumiem. Proste i trudne, bo właściwie nie muszę robić nic poza uważnością. A lubię czuć moc, sprawczość i posiadać kontrolę. Łatwiej zatem ganiać po Polsce, niż trwać 20 minut w ciszy i bezczynności.
Zmiana idzie od ludzkiego serca. Szkoda, ale mam wpływ tylko na swoje. Może moje dobrze rozwibrowane wprowadzi w rezonans inne.
Dziękuję wszystkim, których spotykam w pędzie, a którzy pokazują mi, co jest ważne. Dziękuję tym, którzy za mną, a którzy nauczyli mnie tak wiele, nawet gdy wiązało się to z cierpieniem. Dziękuję moim wspaniałym dzieciom. Dziękuję tym, którzy przede mną. Dziękuję Ci, życie, za dobro, które mi przyniesiesz. Nadszedł czas wakacji i ich piękna.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.