Nie mamy ziemi, budynków, nie mamy przyszłości, choć mamy marzenia. W świecie ideałów marzenia byłyby czymś najcenniejszym. Nie jest tak w świecie projektów unijnych.
Marysia dostała się do wybranej szkoły w pierwszym naborze. W zestawieniach tej szkoły pojawiła się informacja, że w każdej klasie są jeszcze dwa, trzy miejsca wolne. Była to jedna z najbardziej obleganych szkół w Ełku. Miało być strasznie i tragicznie, co wkręciło nas w spiralę stresu. Ostatecznie kłopoty mają tylko duże miasta, a i to nie oznacza w większości braku miejsc, a brak wybranych miejsc. Choć dopiero we wrześniu odkryjemy może konsekwencje nadmiaru.
Pierwotny plan nie musi być idealny
Przywiązani do przekonania, że realizacja pierwotnego planu jest sukcesem – podobnie jak wielu rodziców i dzieci – wpadłyśmy w rozedrganie na etapie rekrutacji.
Uciekło mi, że pierwotny plan niekoniecznie bywa idealny, a to, co się wydarza, jest jakąś odpowiedzią, wskazówką.
Przecież zawsze możemy wrócić do edukacji alternatywnej. Od jakiegoś czasu mam dystans do wyborów mojej świadomości i myśli. Nie są one wolne od wyobrażeń, przekonań. Nie są wypełnione taką znajomością świata, żeby uważać, że to, co myślę, jest ostateczną wyrocznią.
Moja świadomość i myśli są naznaczone opiniami, przekonaniami, wzorcami, postrzeganiem świata w jakimś odcinku, wycinku ściśle związanym z moim doświadczeniem. Gdy wybory się nie spełniają lub przynoszą rozczarowanie, robię kilka kroków do tyłu. Próbuję rozumieć więcej i szukam innych możliwości. Odkrywając często, że to, co wydaje się nie takie, jak chciałam, nie było doskonałe dla mnie. To lepsze wyłania się obok, gdy odpuszczę i otworzę się na nowe.
Gdy nie ma kotwic, głowa buja w chmurach
Nowe w mojej przestrzeni w ostatnim czasie są działki, której szukamy dla Stowarzyszenia. Policzyłam, że stać nas na kawałek tak zwanej infrastruktury – choć w tym przypadku bardziej potencjału niż twardej materii przynoszącej zyski. Pieniądze oczywiście z pośrednich, które mają zostać na koncie przy zaciskaniu pasa. Wiąże się to z ofiarą swojego czasu i zaangażowania, ale nie widzę innej możliwości.
Nie mamy w zasadzie majątku. Długo walczyliśmy o jakieś poręczenie do projektu i słono za nie zapłaciliśmy. Nie mamy ziemi, budynków, nie mamy przyszłości, choć mamy marzenia. W świecie ideałów marzenia byłyby czymś najcenniejszym. Nie jest tak w świecie projektów unijnych. Jesteśmy najmłodszą organizacją w towarzystwie moich OWES-owych kolegów. Zaczęliśmy 10-15 lat po nich. Przypominam sobie o tym, gdy łapię zadyszkę i zauważam, że na koncie nie brzęczy stos złotówek.
Przypominam sobie, że właściwie to wykonaliśmy niebotyczną pracę. Widzę wówczas, że nasza młodość, choć niebogata, wzywa nas do ciągłej wierności ideałom.
Gdy nie ma kotwic na ziemi, głowa może bujać w chmurach. Bywa to też jej jedynym zasobem.
A nasze głowy bujają. Szukamy zatem działki – hektara, dwóch – która stanie się miejscem mocy w przywracaniu nas do zdrowia i równowagi. Miejscem dla ciała, duszy, emocji. Dla najważniejszej rzeczy, która tak często ucieka, mi ucieka, żeby dać czas dla siebie, być bliżej siebie. Niby tak wiele zrozumiałam, a ciągle nie wybiłam się patologicznej gonitwy zamęczania się.
Też boję się zmiany
Podczas wielu moich rozmów, warsztatów i coachingów wraca temat odpowiedzialności. Szef nie taki, jak trzeba, koledzy, mąż, żona, dziecko, które się właśnie urodziło – wszystko wokół jest winne tego, że nie jest tak, jak być powinno, że nie mogę, że choruję, że nie zrobiłem/am tego czy owego. Odkryłam nawet, że za konflikt z koleżanką w pracy na temat wietrzenia pokoju jest odpowiedzialny kierownik, który ma w ich wyobrażeniu to załatwić.
W spirali pojawia się często ktoś nadodpowiedzialny, który uważa, że tak, powinien sprawić, żeby inni czuli się lepiej. I nie ma tu znaczenia poziom wykształcenia i doświadczenia zawodowego. Znaczenie ma doświadczenie dziecka.
Poraża mnie, jak wiele dziecko potrafi na siebie wziąć z miłości do rodzica. Obwini siebie, zacznie zabiegać o jego dobre samopoczucie, wybaczy niegodziwość. Jakbyśmy mieli zbiorniczek zawiedzionej miłości, magazyn, z którego czerpiemy wszystkie patomechanizmy.
Jako dorośli dojrzewamy w końcu do myśli, że coś jest nie tak z tymi naszymi relacjami, nami i zaczynamy szukać. A czasem zostajemy do końca dzieckiem, które uważa, że to inni powinni dać mi wszystko, co dawali nadopiekuńczy rodzice. Lub nie dawali ci, którzy kochać nie umieli. Gdy rozsupłuję te zawiłości z osobami, z którymi pracuję, doświadczam czegoś, co dla mnie jest największym sensem. Widok człowieka napełniającego się miłością, zrozumieniem, akceptacją. Nie mam wiele czasu na bycie naturoterapeutą, ale kocham widok oczu, które rozświetlają się po zabiegu. Może czas zobaczyć, że to jedyna słuszna droga dla mnie, może czas usłyszeć, że też boję się tej zmiany jak wielu, których do zmiany w życiu zachęcam.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.