Do Sunday Night Blues dodaję dzisiaj Monday Night Blues… przywlokłam oczywiście pracę do domu. Konsekwencja wcześniejszego wychodzenia z pracy. Mam za dużo możliwości bycia nie tylko wspaniałą liderką, ale i mamą. Trochę lipa. Gdyby szef kazał mi siedzieć do 16.00, dzieci przecież musiałyby sobie poradzić.
Broni mnie tylko koncepcja, że według chińskiego zegara przemian każdy powinien mieć przerwę między 14 a 16. Pytanie, czy karmienie dzieci, grzanie kozą mieszkania i monitoring edukacji domowej to przerwa. Oczywiście w międzyczasie wykonuję kilka telefonów i odpowiadam na maile. Zatem koło 18.00, gdy wisi nade mną jeszcze coś do zrobienia, spotykam się z night blues, z którego o tej porze zostawiłabym sobie jedynie blues, parkując to pojęcie w obszarze muzyki. Moja teoria równowagi legła w gruzach galopującego idealizmu, a wybory pod koniec dnia wyznacza nieubłagany deadline. Zatem Jaś pobuczy z nudy i samotności, a ja napiszę kilka słów….
Od kilku felietonów roztaczam wizję rozwoju i zmiany, i chyba czas na jakieś narzędzia. Korzystam z dwóch koncepcji zarządzania: turkusowej wieży i wellbeing, choć żadna z nich nie jest w stu procentach stosowana i wdrażana. Bardziej to dla mnie ogólny kierunek i idea, a hamulec do pełnego rozwoju tych koncepcji wynika raczej z niedostatecznego czasu na zaangażowanie w pełne zarządzanie. Jestem, tak jak wiele zarządów, pracownikiem merytorycznym projektu, a nie jedynie menagerem.
Wybrałam zatem kilka rzeczy, które dedykuję również swojemu zespołowi, za którym przepadam, tak jak przepadam, gdy poniedziałkowe nasze zebrania wymykają się spod kontroli, dając dowód, że pewna swoboda wyzwala kreację.
Pytania otwierające
Jestem coachem i odkrycie, ile robią właściwe pytanie i cisza, było dla mnie dużym progresem w oddawaniu ludziom sprawczości. Nie jestem w tym mistrzynią. Od lat rozwijałam bardziej swoją eksperckość i wiedzę. To bardzo trudna sytuacja, gdy zgadzam się na pójście za koncepcją swojego rozmówcy lub zgodzę się na jego metodę pracy.
Ze względu na swoją rolę nigdy nie będzie klasycznej relacji coach – klient, dlatego z tych narzędzi korzystam jedynie do uruchomienia procesu samodzielnego działania lub gdy widzę, że ktoś stanął w miejscu i ma trudności w realizacji zadania. W przypadku głębszych blokad, widząc, że coaching jest naprawdę potrzebny do rozwoju, rekomenduję kogoś z długiej listy moich znajomych coachów.
Superwizja koleżeńska
Zamiast mędrkować, kto jak co powinien zrobić, sięgam do narzędzi koleżeńskiego wsparcia, i tu uwaga: sama superwizję robię tylko dla kogoś, kto zmaga się z swoim potencjałem lidera i koordynatora przy jakichś działaniach. W pozostałych sytuacjach łączę w pary potencjały w zespole. Mamy fajne doświadczenie w tym obszarze. Ta relacja nie stwarza napięcia sięgania ideału, który ma w swojej głowie szef, a kolega/koleżanka z pracy staje się towarzyszem w rozwoju.
W podobnym nurcie mamy wewnętrzny program rozwojowy, w którym nawzajem dzielimy się wiedzą i kompetencjami. Raz na kilka miesięcy ktoś z zespołu prowadzi mini warsztat rozwojowy. Mamy za sobą poznanie trójkąta Karpmana, a przed nami trening uważności i współczucia.
Mów, mów
Nie czuję się sangwinikiem, choć jak mnie złapie wizja zmiany, nie przestaję gadać, co mnie chyba ratuje. Słyszę jednak od mojego zespołu zdania „Dobrze wiedzieć” i wiem, że coś istotnego przemilczałam. Mówić o kierunkach strategicznych, planach, konsultować, rozmawiać. Na spotkaniach zespołu, na przerwach śniadaniowych, obiadowych. Rozmawiać w grupie, indywidualnie, z tymi, którzy wspaniale nas rozumieją i z tymi, z którymi najczęściej się nie zgadzamy. Daje to dojrzewanie koncepcji i jej doskonalenie oraz buduje zaangażowanie. Wiem wówczas, że nie zostaję sama z odpowiedzialnością, a moimi największymi sojusznikami są ci, którzy mieli wpływ na pomysł.
Często oczywiście mi się nie chce, lub po prostu nie ma na to czasu i choć nie należę do osób, które czują taką konieczność, to wprowadziliśmy w system spotkań zespołowych, gadki ogólne o Adelfi. Nie ma znaczenia, czy jest się członkiem stowarzyszenia, czy tylko pracownikiem. Angażowany jest każdy.
Nie martwię się, gdy widzę przedłużające się spotkania w socjalu. Osobiście uważam, że powinno to być najważniejsze miejsce i choć nasz jest skromny, wszyscy wiedzą, że nie ganiam, gdy przerwy się przedłużają.
Niestety biura mamy na kilku piętrach i zdradzę tu swój sekret, że choć każdy może swoje biuro umeblować dowolnie, to nie zawsze przypadkowe jest kogo z kim posadzę. Kluczem jest energia wspierająca w rozwoju. Znowu łączymy potencjały i niekoniecznie w obszarze wiedzy. Lepiej, żeby myślący problemami miał obok siebie kogoś, kto woli je rozwiązywać niż omawiać.
Deleguj, ufaj, zgódź się na błędy, eksperymenty
Nic odkrywczego, a jednak jak pisałam we wcześniejszych felietonach, uważam, że większość z nas nosi w sobie kod doskonałości i realizacji planu przodków. Moje zainteresowanie dziedziczonymi pokoleniowo traumami oraz programami jest bardzo społeczne. Programy mamy rodzinne, regionalne i krajowe.
Mam tezę, że nosimy w sobie program ciężkiej pracy, dorobku, doskonałości i dobrego wizerunku.
Nie jest to na poziomie łatwego uświadomienia ani łatwego oderwania się od schematu postępowania. Może z tego powodu na słowo „wyluzuj” mamy tysiąc argumentów, dlaczego zrobić tego nie możemy. A jednak to „wyluzj” daje znakomitą przestrzeń dla innych. Zatem luzujmy i choć sama mówię, że to ja podpisuję te weksle projektowe, to wiem, że niestety ten argument to tylko moja małość i strach.
Bądź w drodze, w rozwoju, w prawdzie o sobie i mów o tym
Mam ten komfort, że jak bym sobie nie wymyśliła swojego rozwoju, to mogę go wdrażać, ale nigdy nie zamknęłam go dla siebie. Dzielę się kompetencjami i zachęcam do współudziału. Mam tę odwagę, że mówię jak jest, pokazuję słabość. Gdy cierpię, bo dowiaduję się, że Jaś wyjedzie w drugi koniec Polski, to inni to wiedzą. Jestem w zespole, który był ze mną, gdy on się urodził i pierwszy przyniósł kopertę z kasą. Byli ze mną w najtrudniejszych moich momentach życia. Byliśmy razem, w rozwodach, chorobach, w zmaganiach, ale i radościach, gdy rodzą się nam nowe dzieci i zdajemy prawo jazdy. Tworzymy społeczność. To jedna z zasad wellbeing.
Mamy poczucie bycia grupą, chcemy budować jej identyfikację. Cieszymy się różnorodnością, lubimy razem się śmiać, żartować z siebie. Źródłem tego jest odwaga bycia sobą, wzajemnej empatii i odpowiedzialności. Nikt, kto tej wzajemności nie oddawał, nigdy nie zostawał w zespole na dłużej.
Znaki mi się kończą, Jania trzeba wykąpać, a propozycji nie wyczerpałam. Może i dobrze. Kończąc zapomniałam o Night Blues. Odpoczęłam. Dziękuję.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.