Mam wybór. Być wspaniałym, lśniącym i zauważalnym liderem? Czy być ziemią, która da siłę innym? Dzisiaj wolę to drugie. Nie tylko dlatego, że się zmęczyłam, ale także dlatego, że zrozumiałam, że to w ten sposób pomnażam siłę i sprawczość wielu.
Czekam na święta. A może bardziej czekam na czas spokoju? Potrzebuję ciszy, żeby zrozumieć i wybrać właściwą drogę. W organizacji ciągle doświadczamy turbulencji. Urząd Miasta nie ogłosił konkursu na prowadzenie Ełckiego Centrum Obywatelskiego. Dostajemy jakieś miałkie informacje zwrotne. Możemy złożyć ofertę w normalnym trybie konkursowym lub z inicjatywy własnej. Jakby nie miało znaczenia, że przez kilka lat sektor wypracowywał tę formę zadania z urzędem. Jakby nie liczyło się nasze zainteresowanie rozwojem zadania i próby rozmów. Nikt nie podjął z nami otwartego i uczciwego dialogu, a urząd opanowała amnezja połączona z awarią serwerów, która pochłonęła ślady naszej komunikacji.
Bez czystej intencji, narzędzia nie pomogą
Domyślam się, że taki dialog – kryjący prawdę, kryjący prawdziwe myśli – boi się krytyki i wie, że nie do końca ma na celu czyjeś bądź ogólne dobro, lecz broni interesów jednej tylko strony. Ani my, ani urząd nie mamy prawa do takiego działania. Nie postawiono jasno sprawy i kwestii problemowej. Nie usłyszeliśmy: „nie działa, nie rozwiązuje problemów, poszukajmy czegoś skutecznego”. Nie usłyszeliśmy również odpowiedzi na pytanie, jaki jest powód takiej decyzji, nie pomogły żadne narzędzia wspierające komunikację.
Bo i nie pomogą żadne narzędzia poprawiające komunikację, gdy nie ma pierwszej i najważniejszej rzeczy, jaką jest czysta intencja.
Intencja rozmawiania otwarcie, szukania rozwiązań i zadbania o cel wyższy, jakim nie są nasze partykularne interesy, ale dobro wspólne i – w tym przypadku – także dobro organizacji, które chcemy wspierać. Nic takiego się nie zadziało.
Nie smucę się pieniędzmi
Podjęliśmy oczywiście walkę, wspierani przez kilka organizacji, broniąc modelu współpracy i zasady pomocniczości. Pokazujemy ogrom naszej pracy, jej efekty. Smutek, który mi towarzyszy, w najmniejszym jednak stopniu dotyczy tego zadania – a już w zupełności nie dotyczy pieniędzy. Coś straciliśmy, choć być może wcale tego nie mieliśmy.
Zobaczyłam, że nie mamy rdzenia, który pozwoliłby nam razem budować społeczeństwo obywatelskie w Ełku. Nie doświadczam, że w moim samorządzie jest autentyczne rozumienie, czym ono jest, co je buduje i dlaczego jest tak ważne.
Widzę dwie istotne kwestie, które są do tego potrzebne. Pierwsza to wiedza, co powoduje ten rozwój. Druga to zobaczenie, czy w ramach naszych postaw i dojrzałości posiedliśmy umiejętności współdziałania ze społecznością – nie na własnych tylko warunkach.
Rozwój społeczności, jak każdy rozwój, potrzebuje warunków do doświadczania, testowania. Potrzebuje wolności. Kontrola w tych okolicznościach może być jedynie buforem bezpieczeństwa, a nie manifestacją braku zaufania.
Dajmy przestrzeń. I zostawmy
Dawajmy zatem narzędzia takie jak pieniądze, uczmy umiejętności bycia w grupie, współdziałania, twórzmy potrzebną przestrzeń i inne elementy wsparcia. I zostawmy. Zgódźmy się na trudności, wpadki, błędy – pozostając cały czas we wspierającej obecności, by społeczność rozumiała, co się dzieje i dojrzewała. Obecność w tym procesie czy urzędu, czy innej parasolowej organizacji, powinna być właśnie taka – bez koncepcji, planów, strategii, a już na pewno bez efektów doraźnych i wskaźników.
W tym kontekście wagi nabiera owa druga kwestia: postawa umiejętności współdziałania nie na własnych tylko warunkach i według własnych koncepcji, lecz pomagające w rozwoju towarzyszenie.
Zajęło mi dwanaście lat zrozumienie, że choć wiem najlepiej i czuję, że zbłądzimy, to rozwój przyniesie moja zgoda na to, by ktoś spróbował po swojemu, oraz ciągła obecność, gdy będzie trzeba otrzepać kolana lub zebrać się na nowo. Bez krytyki, oceny, szukając rozumienia i nowej dobrej drogi.
Nie z mojej mocy
Musiałam zobaczyć, że nie chodzi tu o efekty i cele, że chodzi o siłę wewnętrzną poszczególnych ludzi i całej społeczności. To zmienia nie tylko nastawienie, ale także podejście do narzędzi i czasu. Mam wybór. Być wspaniałym, lśniącym i zauważalnym liderem? Czy być ziemią, która da siłę innym? Dzisiaj wolę to drugie. Nie tylko dlatego, że się zmęczyłam, ale także dlatego, że zrozumiałam, że to w ten sposób pomnażam siłę i sprawczość wielu.
Uczę się tym samym nowych narzędzi i otwieram na dialog. Nie pcham organizacji usilnie w mnożenie dóbr, a nawet nie w stabilizację finansową. Zastanawiam się, jak wzmocnić potencjał ludzi obok mnie, by podjęli działania z własnej, a nie z mojej mocy i mojego pomysłu. Zastanawiam się, jak rozsiać to szerzej, może nawet w ruch miejski. W mini-pigułce próbuję testować to, czego oczekuję od samorządu: otwartość na inność nie na poziomie jej akceptacji, ale na poziomie wspólnego z nią życia i pozwalania, by to ona brała odpowiedzialność za działanie zgodnie z własną wizją.
Postawiłam wysoko poprzeczkę sobie i – jak zwykle – innym. Życzę sobie w tym, żeby nie zabrakło mi miłości do tej „inności”. Życzę sobie i Wam, żeby w spotkaniu była zawsze czysta intencja, która rodzi same dobre rzeczy i przemianę przede wszystkim w sercu.
Urszula Podurgiel – założycielka i prezeska Stowarzyszenia Adelfi oraz Fundacji Kocham Jaśka związanej z jej chorym synkiem Jasiem; w ciągłym rozwoju zarówno menagerka, coach, trenerka, jak i terapeutka muzykoterapii dogłębnej komórkowej oraz edukatorka własnych dzieci. Absolwentka programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, wielokrotnie nagradzana za swoją społeczną aktywność.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.