PODURGIEL: W miastach średnich wieje. Wieje potrzebą zmiany. Zerkam na sąsiedni Białystok, gdzie szaleje Kasia z Inicjatywą dla Białegostoku, zerkam na kolegę z Konina, który wspiera Zmieniamy Konin. Wstydzę się, że w Ełku nie robimy tego samego.
Cieszę się co prawda, że do rad startuje gromadka fajnych ludzi, wywodzących się z myśli wolnej i pozarządowej, ale żałuję, że ze zmęczenia i rozbicia jako sektor ełcki nie zdobyliśmy się na więcej. Pluję zatem sobie w brodę, rozumiejąc też, że z czwórką dzieci, organizacją na karku i chęcią samorozwoju przerastało to moje możliwości.
Działamy poza systemem
Przez wiele lat zżymałam się na każde słowo mówiące, że ludzie z sektora powinni iść do samorządu. Dzisiaj, po wielu latach działań nieadekwatnych w skutkach do wysiłku, przyklaskuję tym słowom jasno i wyraźnie. Szczególnie w miastach średnich.
W tych miastach wiać powinno zmianą na tyle często, by nie udało się wąskich zasobów poupychać w ramiona grupy interesów. Ta ze względu na gabaryty miasta konstytuuje się bardzo szybko. W tych miastach sektor jest również najbardziej narażony na marginalizację, niskie dotacje nie pozwalają na rozwinięcie skrzydeł i wzmocnienie własnych zasobów. A gdy wydaje się oczywiste, że miasta średnie to idealne miejsce na rozwój i innowacje, to ostatecznie wyjątkowo trudno jest się z nimi przebić. W gronie „średnich” koleżanek i kolegów sypiemy z rękawa opowieściami, co próbowaliśmy, a się nie dało. W tym gronie jawię się też jako wyjątkowo skuteczna, ale wierzcie mi, nie tyle ze względu na otwartość mojego miasta, co na zaciętość i upór. Nie czuję się zatem wygrana. Ciągle działamy poza systemem, nie udoskonalając go od środka.
Niesiemy kreatywność, tolerancję i energię
Co ludzie sektora mogą dać społeczeństwu, lokując się w polityce?
To, co się niektórym jawi jako lewactwo, jest właśnie tą otwartością, różnorodnością i tolerancją, której bardzo nam potrzeba w samorządach.
Inna ścieżka rozwoju
Zapewne jest tego o wiele więcej. Afirmuję ludzi z sektora, bo ich znam i w nich wierzę. Za nami wiele doświadczeń poszerzania granic współpracy ze społeczeństwem obywatelskim. Trochę sukcesów, wiele porażek i mnóstwo białych plam. Nie mam dzisiaj przekonania, że można tylko robić swoje. Gdy dialog i rozumienie zawodzi, jestem za przejęciem liderstwa. Jestem za tym, by te zasoby wygrywały wybory. Piszę to przed nimi, przeczytacie to zapewne już po, gdy będziemy cieszyć się i smucić. Dla mnie to początek procesu, początek tego ruchu. Jesteśmy odważniejsi i zdecydowani. Mamy jeszcze trochę lat i szansę, że następnym razem będzie nas jeszcze więcej.
Wierzę w miasta średnie i w to, że mogą mieć swoją ścieżkę rozwoju. Inne rozwiązania niż dotychczas mogą przynieść im właśnie ci, którzy uaktywnili się z sektora obywatelskiego w tegorocznych wyborach.
To ludzie sektora rozumieją, co jest najważniejsze i co przynosi rozwój. Niesłuchani, marginalizowani w wielu miejscach w Polsce biorą sprawy w swoje ręce.
I choć są tylko ludźmi, narażonymi jak wszyscy na wszystkie demoralizujące mechanizmy sprawowania władzy, wierzę, że mogą podjąć tę walkę i wygrać wiele dla swoich miast, wiosek, społeczności.
To ludzie sektora rozumieją, co jest najważniejsze. Niesłuchani, marginalizowani w wielu miejscach w Polsce biorą sprawy w swoje ręce.