W 2024 roku, roku wielu ważnych wyborów dezinformacja jest jednym z absolutnie najpoważniejszych zagrożeń. Zapraszamy do lektury wywiadu z Anną Mierzyńską, ekspertką w zakresie badania dezinformacji oraz mechanizmów manipulacji w sieci.
Małgorzata Łojkowska: – Czytając pani książkę „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie”, pomyślałam, że na wybory w Polsce można dezinformacyjnie wpływać w dwojaki sposób. Możemy mówić o dezinformacji zewnętrznej – kiedy pochodzi ona z innych państw, oraz wewnętrznej – kiedy tworzą ją partie polityczne.
Anna Mierzyńska: – Rzeczywiście można dokonać takiego podziału. Z tym, że wewnątrz kraju dezinformować mogą zarówno partie polityczne, jak i inne podmioty. Mieliśmy już w Polsce dezinformujące media publiczne, więc wiemy, że to może się dziać także na poziomie państwa. Dezinformacja jest wszechobecna, z całą pewnością.
Czy możemy podać jakąś definicję dezinformacji?
– Dezinformacja to rozpowszechnianie fałszywych informacji w sposób świadomy i celowy. To jest cała definicja, ale każde słowo w niej jest ważne.
Po pierwsze – musimy mieć do czynienia z fałszywymi informacjami, a po drugie ktoś musi rozpowszechniać je celowo. Dezinformatorzy chcą, żebyśmy na podstawie błędnych informacji podjęli jakieś decyzje, albo działanie. To mogą być różne działania, niekoniecznie polityczne.
Ustalenie, jaka jest intencja osoby, która rozpowszechniania nieprawdziwą informację, czasami może nie być proste?
– Tak, ma pani rację, że to jest problem. Dlatego w krajach anglojęzycznych dzisiaj bardzo często mówi się nie tyle o dezinformacji, ale o misinformacji. Z misinformacją mamy do czynienia wtedy, gdy rozpowszechniamy fałszywą informację, ale nie jesteśmy świadomi tego, że jest ona nieprawdziwa. W Polsce jednak częściej używa się określenia dezinformacja.
Porozmawiajmy przez chwilę o tej dezinformacji, która pochodzi z zewnątrz – w kontekście wyborów samorządowych. W tej chwili pochodzi ona zapewne głównie z Rosji?
– Trzeba jasno powiedzieć, że Rosja prowadzi wojnę informacyjną. Użycie słowa „wojna” nie jest przesadą. Te działania są prowadzone równolegle do działań zbrojnych na Ukrainie. I dzisiaj główny cel Rosji, jeżeli chodzi o wojnę informacyjną wobec państw zachodnich, w tym Polski, jest taki, żebyśmy przestali pomagać Ukrainie.
Drugi cel, do którego Rosja dąży od zawsze, to wywoływanie chaosu, destabilizowanie państwa i generowanie podziałów. Ponieważ im bardziej jako społeczeństwo jesteśmy podzieleni, tym bardziej jesteśmy słabi, i tym łatwiej jest z zewnątrz wpływać na nasze decyzje, czyli budować przestrzeń wpływów innego państwa.
Jeżeli chodzi o wybory samorządowe w Polsce, tutaj z pewnością jest pole do działania ze strony Rosji. Łatwo wyobrazić sobie, że na różne sposoby, chociażby przez internet, środowiska prorosyjskie będą wspierać tych kandydatów do samorządów, którzy będą mieli poglądy antyukraińskie. Jeżeli wiele takich osób wygra wybory, z puntu widzenia Rosji będzie to świetny wynik.
Czy widzi pani już teraz przejawy takiego rosyjskiego oddziaływania na wybory samorządowe w Polsce?
– W ostatnim czasie uważnie obserwuję to, co dzieje się wokół protestów rolników. Do niezadowolonych rolników dołączają środowiska prorosyjskie i próbują je wykorzystać dla własnych interesów. Co widać, jeżeli prześledzi się aktywność kont prorosyjskich w sieci. To są intensywne działania, które mają na celu budowanie światopoglądu łączącego niezadowolenie z polityki rolnej Unii z nastawieniem antyukraińskim.
Tego rodzaju postawy były już oczywiście wcześniej reprezentowane w Polsce.
Zazwyczaj tak działa Rosja – rozpoznaje tematy, które mogą być nośne wśród ludzi, znajduje tezy, które mają jakieś uzasadnienie. Ukierunkowuje proces w sposób korzystny dla siebie albo po prostu podgrzewa nastroje.
I to będzie miało prawdopodobnie swoje przełożenie zarówno w wyborach zarówno do Parlamentu Europejskiego, jak i w wyborach samorządowych.
Bo w ogóle wydaje się, że Rosja będzie bardziej zainteresowana oddziaływaniem na polskie wybory do Parlamentu Europejskiego niż na wybory samorządowe.
Jak działa rosyjska dezinformacja? Jak się buduje takie działania?
– Na wiele sposobów. Poprzez działania w internecie, ale również przez aktywność bezpośrednią, choćby przez wspieranie środowisk prorosyjskich, które działają w Polsce. Nie mamy oczywiście mocnych dowodów na współpracę, widzimy natomiast ewidentnie, że są grupy, które promują poglądy zgodne z interesami Rosji. To się dzieje na takim poziomie oddolnym.
Czyli to nie jest tak, że zaraz zobaczymy w Polsce partie otwarcie prorosyjskie, albo zostaną zorganizowane wydarzenia, podczas których ktoś otwarcie będzie popierał rosyjską politykę.
Rosja ma dobrze rozpoznaną psychologię społeczeństw i dobrze wie, że otwarte wspieranie Kremla nie spotkałoby się w Polsce z dobrym odbiorem. Ale nie trzeba przecież chwalić Rosji, wystarczy, że nienawidzi się Ukrainy. Rosji to wystarcza. Taka praca oddolna jest prowadzona w Polsce od lat.
Natomiast to, co jest nowe, ze względu na rozpowszechnienie się mediów społecznościowych, to oddziaływanie Rosji w internecie. Pewnie wszyscy słyszeliśmy o rosyjskich trollach, czyli o ludziach obsługujących konta w sieci, pracujących z terenu rosyjskiego państwa.
Na początku pełnoskalowej wojny na Ukrainie w jednym z niezależnych mediów rosyjskich, ukazał się reportaż dziennikarki, która odpowiedziała na ogłoszenie w sprawie pracy i przeniknęła do fabryki trolli. Wyglądało to trochę jak praca w korporacji, ludzie pracowali na zmianach, mieli za zadanie napisać konkretną liczbę postów danego dnia.
Co ważne, trolle nie tylko piszą posty, ale również komentują, czyli biorą udział w dyskusjach. To jest ważny element ich pracy, ponieważ komentarze pod wpisami w mediach społecznościowych kreują odbiór wydarzeń.
Narzucanie pewnych poglądów jest w tej chwili bardzo widocznym oddziaływaniem ze strony rosyjskich trolli. Działa tutaj tak zwany społeczny dowód słuszności: jeżeli widzimy wiele takich samych opinii na jakiś temat, rośnie w nas przekonanie, że ta opinia jest słuszna.
Czy wiemy, ile takich farm jest w Rosji?
– Tego nikt nie wie. Kiedyś mówiło się głównie o fabryce trolli nieżyjącego już Jewgienija Prigożyna, ale w chwili obecnej tych podmiotów na pewno jest więcej. Częścią działań Prigrożyna był też koncern medialny, który prowadził portale informacyjne.
Trolle to jeden rodzaj kont służących do dezinformacji, natomiast drugim rodzajem takich kont są boty, czyli konta zautomatyzowane, zaprogramowane na konkretne działanie. Boty są dość szybko wyłapywane przez platformy społecznościowe. Dlatego ci, którzy dezinformują, poszli dalej i pojawiły się cyborgi.
Czyli konta mieszane?
– Tak, konta ludzko-automatyczne. Dzisiaj są już także konta prowadzone przez sztuczną inteligencję.
Czy w internecie można znaleźć dezinformacyjne portale internetowe prowadzone z Rosji w języku polskim?
– Oczywiście.
Jak wiele ich jest?
– To się zmienia, one się pojawiają i znikają. Kiedy szukałam ich na początku wojny w Ukrainie, znalazłam ich ponad czterdzieści. W ostatnim czasie ich liczba gwałtownie wzrosła ze względu na blokadę mediów rosyjskich przez państwa zachodnie. Zablokowano Sputnika i RT (dawniej: Russia Today). Ta propaganda musiała się gdzieś przenieść. Dlatego powstały nowe strony, blogi i kanały w mediach społecznościowych.
Jakie jeszcze inne państwa, oprócz Rosji, mogą być zainteresowane szerzeniem dezinformacji w Polsce?
– Białoruś, Chiny. Mówi się czasem o Iraku, ale w tej chwili jest to mniej widoczne.
Białoruś prowadzi kampanię inną niż Rosja?
– W pewnym stopniu tę samą, te państwa ze sobą współpracują. Ale są też działania własne Białorusi. Takim przykładem jest np. przekaz kierowany do Polaków, że u was jest źle, u nas jest dobrze, wy jesteście pod butem Zachodu, a na Białorusi jest prawdziwa wolność, przyjeżdżajcie do nas.
Białoruś uruchomiła na przykład polskojęzyczną wersję Radia Białoruś, które nadaje do Polski swoje informacje propagandowe. Powstają tam również organizacje, które teoretycznie walczą o prawa człowieka w Polsce i zachęcają Polaków do emigracji. Jedną z osób, które wyemigrowały, był np. nieżyjący już Emil Czeczko – polski żołnierz, który zdezerterował na Białoruś. Tam został natychmiast wykorzystany propagandowo. Opowiadał w białoruskich mediach absurdy o setkach uchodźców zabijanych przez polskie służby. Co niezależnie od tego, co się dzieje przy granicy polsko-białoruskiej, na pewno nie było prawdą. Tego rodzaju kampania jest prowadzona od dwóch–trzech lat.
A Chiny? Jaki mają interes w Polsce, żeby robić dezinformacje?
– Chiny najczęściej mają interes gospodarczy. To kraj, który jest zainteresowany robieniem interesów w Europie, w tym, żeby do władzy dochodziły osoby przyjaźnie do tego nastawione. Chiny oddziałują także w przestrzeni naukowej, akademickiej. Obserwujemy też podczas badania dezinformacji dość często połączenie sił chińskich i rosyjskich.
W książce podaje pani przykład dezinformacji, której używały w trakcie wyborów parlamentarnych polskie partie. Został w niej opisany przykład wykorzystania przez PiS błędnych informacji na temat osób LGBT w kampanii wyborczej. Co może być takim wrażliwym tematem podczas wyborów samorządowych?
– Jest trochę za wcześnie, żeby o tym mówić, bo ta kampania dopiero się rozkręca. Nie wiadomo jeszcze, który przekaz będzie najistotniejszy. Ale nie ma wątpliwości, że kwestie pomocy Ukrainie i kwestie migracji będą istotne w wielu miejscach Polski. Bo trzeba też pamiętać, że nie będzie jednego przekazu, wszystko zależeć będzie od tego, co w danym samorządzie jest istotnym tematem.
Przychodzi mi do głowy, że w niektórych miejscach mogą to być kwestie dotyczące lasów i ochrony przyrody. Ja jestem z Podlasia, tutaj bardzo ważnym tematem jest Puszcza Białowieska. Jakiś czas temu pojawiła się zapowiedź objęcia puszczy w całości ochroną, czyli rozszerzenia terenu parku narodowego. Co przez część ludzi jest oczekiwane, ale jest grupa samorządowców w powiecie hajnowskim, która teraz bardzo intensywnie przeciwko temu występuje, budując na tym kampanię samorządową. Pojawiają się przekazy dezinformacyjne dotyczące tego, czym ma być ten park i jakie zakazy będą w nim obowiązywały. Mówi się np. o całkowitym zakazie wstępu do lasu, co nie jest prawdą.
Czyli znowu – nie komunikujemy faktów, tylko wywołujemy emocje. I na bazie tych emocji generujemy sprzeciw wobec pomysłu powiększenia parku i sprzeciw wobec kandydatów, którzy ten pomysł popierają.
Kto może być jeszcze zainteresowany wyborami samorządowymi w Polsce, jeżeli chodzi o stosowanie dezinformacji?
– Każdy, kto ma cel w tym, żeby ktoś przegrał, a ktoś wygrał. Lokalne podmioty. Czasami chodzi o interesy wynikające z relacji, z kontaktów międzyludzkich w danym regionie, z tego, kto się lubi, a kto nie.
Natomiast trzeba pamiętać, że te wybory samorządowe będą wstępem – patrząc z szerszej perspektywy oczywiście – do wyborów do Parlamentu Europejskiego. I chociaż dla nas jako dla obywateli samorządy są istotniejsze, to z punktu widzenia państw trzecich i bardzo dużych podmiotów istotniejsze są wybory do Parlamentu Europejskiego. To one zdecydują, kto będzie rządził Unią.
Więc dezinformacja w wyborach samorządowych w tej kampanii będzie prawdopodobnie połączona z przekazami, które staną się istotne w wyborach do Parlamentu.
Dlaczego dezinformacja tak łatwo się rozpowszechnia? Inaczej zadając pytanie – dlaczego tak łatwo rozpowszechniamy nieprawdziwe informacje?
– Bo włączają nam się emocje. Dezinformacja zawsze opiera się na oddziaływaniu na emocje. Pod wpływem bardzo silnych emocji wyłączamy myślenie racjonalne, zaczynamy działać instynktownie. To potwierdzają badania neurobiologiczne.
Jeżeli informacja bardzo nas porusza, przestajemy zastanawiać się nad tym, jakie jest jej źródło, nie myślimy o tym, żeby ją zweryfikować, tylko uznajemy ją za prawdziwą i natychmiast na nią reagujemy.
To poziom reagowania, który sprzyja sytuacjom granicznym w kontekście życia lub śmierci. Ale jest mało przydatny dzisiaj, kiedy potrzebujemy nie natychmiast reagować, lecz spokojnie ocenić, czy coś jest prawdą czy fałszem.
Więc jeżeli pojawia się informacja, która wywołuje w nas silne emocje, to powinno nam się zapalić światełko ostrzegawcze. Warto wtedy zdystansować się, zrobić sobie przerwę od internetu. Potem ewentualnie wrócić do tej informacji sprawdzając jej źródło.
Trzeba pamiętać o tym, że aby dezinformacja zadziałała, musi być szeroko rozpowszechniona, czyli nie przekazując jej dalej, zatrzymujemy łańcuch dezinformacyjny.
Jak odróżnić informację prawdziwą i nieprawdziwą?
– Najpierw trzeba sprawdzić, skąd ta informacja jest, jakie jest jej źródło. Jeżeli to jest informacja z mediów, sprawdzamy, czy to jest wiarygodne medium. Jeżeli nie znamy portalu informacyjnego, z którego informacja pochodzi, wchodzimy i patrzymy, co się tam znajduje. Czy na stronie jest informacja, kto jest w redakcji? Gdzie ta redakcja ma swoją siedzibę? Jakie treści znajdują się na tej stronie? Można także sprawdzić informację w innych źródłach, zobaczyć, czy portale, które uważamy za wiarygodne, potwierdzają ją.
Natomiast, jeżeli nie mamy możliwości sprawdzenia informacji, to po prostu warto zachować dystans.
Czy w Polsce są prowadzone jakieś działania systemowe, żeby zapobiegać dezinformacji? Myślę np. NASK, Wojskach Obrony Cyberprzestrzeni?
– Problem polega na tym, że za rządów Prawa i Sprawiedliwości powstawały instytucje, które miały przeciwdziałać dezinformacji, ale tak naprawdę były używane do innych celów. To oznacza, że w tej chwili muszą one od zera budować swoje systemy. O tym, jak działają Wojska Obrony Cyberprzestrzeni niewiele wiemy, bo to jest objęte tajemnicą.
Obawiam się, że w dużym stopniu jesteśmy bezbronni. A jest się czego obawiać – w instytucjach europejskich dużo mówi się o tym, że rok 2024 jest rokiem, w którym dezinformacja jest jednym z absolutnie najpoważniejszych zagrożeń. W wielu państwach odbywają się wybory, w tym także znaczące, jak wybory prezydenta Stanów Zjednoczonych czy wybory do Parlamentu Europejskiego.
Powstały też nowe formy dezinformacji, jakimi są deepfake i audio deepfake, czyli filmy i nagrania rozmów przetwarzane przy pomocy sztucznej inteligencji. Mogą obecnie powstawać nagrania video, na których widać osoby w sytuacjach, w których nigdy się nie znalazły, oraz nagrania audio, w których słyszymy rozmowy, które nigdy się nie odbyły.
Tak na przykład było na Słowacji. Przed ostatnimi wyborami, na dzień przed ciszą wyborczą, zostało ujawnione nagranie rozmowy jednego z polityków z dziennikarką, podczas której te dwie osoby miały ustalać sposób fałszowania wyników wyborów. Ten audio deepfake rozszedł się bardzo szeroko, ugrupowanie, z którego pochodził ów polityk, przegrało wybory, a wygrała partia z prorosyjskim liderem. Nagranie okazało się być fałszywe, wytworzone przez sztuczną inteligencję. Eksperci rozpoznali to na podstawie analizy pauz – pauzy w rozmowie były nienaturalne.
Czy są takie kraje, które zbudowały na tyle dobre systemy zapobieganie dezinformacji, że możemy je wskazać jako modelowe?
– Myślę, że trudno wskazać przykład modelowy, ale są kraje, które podejmują intensywne działania w tym zakresie. We Francji stworzono dużą agencję Viginum, która się tym zajmuje. Na Litwie połączono siły z wolontariuszami. W Skandynawii bardzo duży nacisk położono na edukację – mówi się tam, że pierwszą linią obrony, jeżeli chodzi o przeciwdziałanie dezinformacji, jest wychowawca przedszkolny. Oczywiście nie chodzi o to, aby przedszkolaków uczyć o tym, czym jest dezinformacja, ale by na dopasowanym do ich wieku poziomie budować krytyczne podejście do treści, które znajdują w internecie.
A w jaki sposób Litwa współpracuje z wolontariuszami?
– Na Litwie powstał słynny Ruch Elfów – wolontariuszy, którzy w sieci identyfikują rosyjskie trolle. Działał także portal „Demaskouk”, na którym współpracowali wolontariusze i państwowe instytucje. Tam w szybkim tempie prostowano fałszywe informacje. Dużą rolę w tych działaniach odgrywały organizacje pozarządowe.
A w jaki sposób polskie organizacje mogą przeciwdziałać dezinformacji?
– Polskie organizacje już to robią. Istnieją u nas ruchy podobne do ruchu Elfów – na przykład Ruch Wojowników Klawiatury. Jest to ruch, który identyfikuje dezinformacje w sieci – głównie związaną z Unią Europejską i dementuje ją. Są też organizacje, które zajmują się fakt-checkingiem, czyli sprawdzaniem faktów. Są takie, które organizują warsztaty i szkolenia.
Myślę, że gdyby nie organizacje pozarządowe, bylibyśmy obecnie w znacznie gorszej sytuacji, jeżeli chodzi o dezinformację w Polsce. Ponieważ brakowało systemowego przeciwdziałania dezinformacji ze strony państwa, wiele pracy wzięły na siebie właśnie organizacje.
Znalazłam w internecie raport przygotowany z pani udziałem – „Przeciwdziałanie dezinformacji w Polsce. Rekomendacje systemowe”.
– Ten raport jest efektem pracy niemal 40 ekspertów, którzy pracowali z sześciu grupach tematycznych. Naszym punktem wyjścia było to, że budowa systemu powinna objąć rozmaite przestrzenie jednocześnie. Czyli, że na przykład nie wystarczy wprowadzić zmiany w prawie, żebyśmy się uodpornili na dezinformację. Potrzebne są zarówno zmiany w prawie, jak i zmiany w edukacji, jak i działania na poziomie organizacji państwa i instytucji państwowych. Dlatego każda grupa przygotowała swoje rekomendacje.
To jest raport, który przygotowaliśmy z myślą o państwie. Jeżeli ktoś w państwie będzie próbował wprowadzać zmiany systemowe, to tutaj ma gotowe rozwiązania, co powinien zrobić. Tu są same konkrety. Raport znajduje się na stronie Fundacji Forum Bezpieczeństwa. Można tam wejść, przeczytać i zobaczyć, co proponujemy.
🔎Raport „Przeciwdziałanie dezinformacji w Polsce. Rekomendacje systemowe”
Anna Mierzyńska – analityczka mediów społecznościowych. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji w Polsce, fake newsów i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie”, wydanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Agora.
Autorka rozdziału „Gdy obywatele nie ufają władzy. Popularność teorii spiskowych jako oznaka kryzysu państwa” w publikacji „Poza płaską Ziemią. Teorie spiskowe a europejscy liberałowie”, wydanej przez Europejskie Forum Liberalne (2021). Autorka poradnika „Dezinformacja. Jak się przed nią chronić”, wydanej przez Fundację Orange (2022).
(za: https://mierzynska.marketing/)
Ten artykuł ukazał się w cyklu „Wybory samorządowe 2024”.
Źródło: informacja własna ngo.pl