Adriana Porowska: Chcę być wiceprezydentką od toalet [niepelnosprawni.pl]
Większa dostępność toalet, łaźni i komfortek, ale też mieszkań treningowych i wspomaganych, usług asystenckich i opieki wytchnieniowej – to plany Adriany Porowskiej, nowej wiceprezydentki Warszawy, która w stołecznym ratuszu zajmie się sprawami społecznymi.
Mateusz Różański: – Jest Pani prezeską Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, cenionej i szanowanej organizacji, która robi naprawdę dobrą robotę dla osób w kryzysie bezdomności. Po co Pani w takim razie polityka?
Adriana Porowska: –To nie jest tak, że porzucam działalność na rzecz osób wykluczonych dla polityki. To nie jest tak. Wiele lat temu poznałam Szymona Hołownię. W czasach, gdy on jeszcze nie myślał o polityce wspólnie działaliśmy w sektorze pozarządowym. Kiedy postanowił wejść do polityki i zdecydował, że będzie kandydował na Prezydenta Polski, to zanim o jego decyzji dowiedziała się opinia publiczna, rozmawiał z różnymi ludźmi, których znał i cenił. Ja byłam wśród tych osób. Ponieważ znałam Szymona Hołownię od tej mniej znanej strony, jako działacza i przedstawiciela trzeciego sektora, to postanowiłam mu pomoc przy pisaniu programu, a dokładnie jego części dotyczącej polityki społecznej. Potem, już podczas samej kampanii, poznałam wielu fascynujących i wspaniałych ludzi, którzy tak, jak ja wcześniej, nie mieli nic wspólnego z polityką, ale też odkrywałam różne aspekty politycznej kuchni.
To może odwrócę poprzednie pytanie. Z czym przychodzi Pani do polityki?
– Będąc przez dziewiętnaście lat w organizacji pozarządowej, gdzie zajmowałam się pracą socjalną, streetworkingiem, organizowaniem schronisk dla osób doświadczających bezdomności czy organizowaniem mieszkań treningowych, przekonałam się, że wszystko to musi odbywać się w dialogu z ludźmi, którzy kreowali tę politykę, czy to na szczeblu samorządowym, czy rządowym. Często opiniowałam projekty ustaw czy uchwał, które określały m.in. standardy, dotyczące placówek dla osób doświadczających bezdomności.
Od wielu lat jestem też związana z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich i to od czasów doktora Jana Kochanowskiego. Znam pracę biura, byłam członkinią Rady Społecznej Rzecznika Praw Obywatelskich i późniejszej komisji przeciwdziałania bezdomności, którą stworzył Adam Bodnar, a w której obecnie jestem współprzewodniczącą przy kolejnym Rzeczniku – Marcinie Wiącku.
Dzięki tym wszystkim aktywnościom poznałam organizacje z całej Polski. Jeśli chodzi o Warszawę, to przez osiem lat byłam przewodniczącą Komisji Dialogu Społecznego przy Prezydencie Miasta Stołecznego Warszawy. Komisja skupia się na opiniowaniu projektów oraz na kreowaniu polityki, która dotyczy wspierania osób doświadczających bezdomności.
To jak te doświadczenia wpłyną na Pani działania jako wiceprezydentki?
– Wie Pan czego mi zawsze brakowało? Przez te wszystkie lata byłam jak strażak i gasiłam pożary, a ja bardzo chciałam, żeby polityka służyła przeciwdziałaniu pożarom. Ciągle mówiłam o przeciwdziałaniu bezdomności, o tym, jak sprawić, by ludzie nie lądowali na ulicy, ponieważ przez te dziewiętnaście lat w Misji Kamiliańskiej poznałam historię życia setek ludzi. Widziałam, jak układają się ich losy i wiem, kim są osoby doświadczającą bezdomności.
Otóż nikt nie wybrał bezdomności. To są ludzie, którym ktoś kiedyś nie pomógł.
Bardzo często są to osoby, które mają niezdiagnozowane choroby i zaburzenia, czasami wynikające z tego, co się wydarzyło wcześniej, a czasami pogłębiające się w wyniku kryzysu, jaki przechodzą. Znam sytuację rodzin tych osób, one także potrzebują aktywnego wsparcia ze strony państwa.
Dlatego też uczestnicząc w rozmowach na temat tego, w jaką stronę powinna iść polityka społeczna, czy to powinny być instytucje, czy wsparcie środowiskowe, w pewnym momencie pomyślałam, że może zamiast doradzać i namawiać, powinnam stanąć po tej drugiej stronie. Jak to powiedział Szymon Hołownia, zamiast wymachiwać pięściami pod ministerstwem, to może trzeba tam wejść i spróbować załatwić tę sprawę od środka.
Jak na razie nie do ministerstwa, ale do stołecznego ratusza Pani weszła. To w jaki sposób będzie Pani przeciwdziałała tym pożarom?
– Ja nie jestem człowiekiem rewolucji, tylko ewolucji. Są pewne etapy, które trzeba zrobić. Po pierwsze, chciałabym uwolnić kreatywność urzędników, ale i stworzyć przestrzeń do dialogu organizacjom pozarządowym. Jednak przede wszystkim włączyć w tę rozmowę ludzi, dla których to robimy. Żeby osoby doświadczające bezdomności czy innych form wykluczenia mogły się wypowiedzieć.
Nic nie działa tak dobrze, jak usłyszenie, jaka pomoc naprawdę pomaga.
Druga rzecz to konieczność identyfikacji tych wszystkich grup, którym należy się pomoc, tak, żeby one mogły funkcjonować w społeczności lokalnej, a nie być umieszczane w zamkniętej instytucji. Myślę tu o osobach z niepełnosprawnością – w tym seniorach, którzy nabyli niepełnosprawność wraz z wiekiem. Inna jest sytuacja młodej niedowidzącej kobiety, inna seniora na wózku, a jeszcze inna dziecka z zespołem Downa lub autyzmem. Dlatego chciałabym spotkać się z tymi wszystkimi środowiskami i działającymi na ich rzecz organizacjami pozarządowych, ale też z urzędnikami.
Mam takie marzenie, żeby polityka społeczna trochę wychodziła do przodu, poprzedzała wyzwania, a nie była wobec nich wtórna.
Warszawa to ogromne miasto, z ogromnym potencjałem, także finansowym i może być takim inkubatorem innowacyjnych rozwiązań. Mam tu na myśli choćby te wszystkie dzienne domy wsparcia, czy środowiskowe domy samopomocy i inne formy aktywizacji oraz integracji. Chciałabym stworzyć w Warszawie więcej miejsc, odpowiadających na potrzeby wielu grup.
Tylko jak to zrobić?
– Ja już spotkałam się z wieloma fascynującymi ludźmi, którzy mają gotowe rozwiązania, tylko coś je blokuje. Czasami są to drobiazgi: coś musi przejść z jednego urzędu do drugiego i nie ma komu podjąć decyzji.
Mogę Panu zagwarantować, że będę podejmowała mnóstwo decyzji. Jest ogromna szansa, że popełnię mnóstwo błędów, ale będę szła dalej i popełniała kolejne błędy i podejmowała kolejne decyzje. Bo uważam, że naprawdę należy działać dla tych ludzi, którzy są w tej chwili zamknięci w domach, dla tych ludzi, którzy czekają na to, aby ktoś ich wsparł. I w tym celu musimy odważnie działać i nie bać się wychodzić poza schematy.
Mam takie marzenie, żeby miasto działało razem z organizacjami pozarządowymi. Wśród pracowników organizacji pozarządowych są ludzie, którzy są ekspertami w poszczególnych dziedzinach i oni doskonale wiedzą, jak zorganizować pomoc, np. mieszkaniową.
Ja sama prowadziłam mieszkania treningowe jako prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. Wśród osób, którym pomagamy bardzo często są osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. My wynajmujemy im mieszkania na wolnym rynku, tak by były dostosowane do potrzeb tych ludzi. Jako wiceprezydentka Warszawy chciałabym stworzyć sieć mieszkań treningowych i wspomaganych. Chcę, by takie mieszkania były w każdej dzielnicy.
Dla osób z różnymi niepełnosprawnościami?
– Tak. Chciałabym, współpracując z organizacjami pozarządowymi, doprowadzić do tego, żeby mieszkania wspomagane dla osób z różnymi niepełnosprawnościami były w każdej dzielnicy.
I takie konkrety to ja lubię! Przyznam, że w Warszawie takich rozwiązań trochę brakowało.
– Bardzo często zgłaszali się do nas ludzie, którzy pytali, czemu powstają mieszkania treningowe dla osób w kryzysie bezdomności, a nie ma dla osób z niepełnosprawnością. Wprost jedna pani zapytała mnie, czy jej syn z niepełnosprawnością musi stać się bezdomny, żeby dostać pomoc. Starałam się rozmawiać też z organizacjami, dzielić się naszymi doświadczeniami, by one tworzyły mieszkania wspierane. Jednak do tego potrzebna jest zarówno dobra wola ze strony urzędników różnego szczebla, jak i pieniądze.
Warszawa jest bogatą, europejską metropolią. Tutaj swoje oddziały mają największe światowe firmy, a turyści napływają z całego świata. Stolicę chyba stać również na nowoczesną politykę społeczną?
– Tak, tylko wszystko wymaga zrobienia tego pierwszego kroku.
Chcę, by ludzie zobaczyli, żepomaganie to nie jest koszt, tylko inwestycja.
Obecnie nikt nie liczy kosztów zaniechania działań w polityce społecznej. Ja ciągle powtarzam, że to nie pomaganie bardzo dużo nas kosztuje, tylko to, że ludzie nie otrzymują wsparcia wtedy, kiedy powinni. Jeśli ktoś jako dziecko znalazł się w sytuacji kryzysowej, to z czasem jego wykluczenie się pogłębia i finalnie mamy człowieka, który stale wymaga wsparcia ze strony państwa.
Czyli Pani takim pomysłem jest to, żeby…
– …uaktywnić jak najbardziej ludzi, oddać im poczucie sprawczości, a pokazać, że my jako społeczeństwo ich nie odrzucamy tylko dajemy szansę. W naszym społeczeństwie jest ogromny potencjał.
W pierwszych tygodniach pandemii nasza organizacja została bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa. Wtedy pomogli zwykli ludzie: szyli maseczki, przygotowywali środki dezynfekujące, pomagali w dostarczeniu żywności. Kiedy byliśmy pozamykani, kiedy mieliśmy kolejne kwarantanny, cały czas mogliśmy liczyć na wsparcie ze strony zwykłych ludzi, ale też urzędników, niekoniecznie wysokiego szczebla, którzy byli ze mną na telefonie, rozumieli i próbowali razem z nami znajdować rozwiązania.
Drugim takim momentem, w którym zobaczyłam, ile my sami możemy zrobić, jest oczywiście wybuch wojny w Ukrainie. Wszyscy widzieliśmy, ilu ludzi ruszyło z pomocą i to nie tylko finansową. Jakbym policzyła każdą godzinę pracy ludzi, którzy przyszli i oddali swój czas, swoje umiejętności i doświadczenie tym ludziom, tych którzy byli wtedy na dworcu, to byłyby to miliardy złotych. To były osoby, które pomogły nam przygotować ulotki i je wydrukowali, ale i te, które napisały specjalny program ułatwiający nam lepszą organizację pracy tłumaczy. To byli też ci, którzy mieli samochód i gdzieś kogoś przewieźli, osoby, które udostępniły swoje mieszkania, etc.
Mam takie poczucie, że gdybyśmy umieli jakoś przerzucić tamte doświadczenia na nasze codzienne funkcjonowanie, to Skandynawowie mogliby się od nas uczyć.
– Oczywiście, że tak.
Warszawa i cała Polska ma w sobie naprawdę duży potencjał współpracy, obywatelskości, chęci niesienia pomocy.
Niech Pan zobaczy na duże organizacje, takie jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę i na to, jak potrafią one organizować kompleksową pomoc, ale też inne, mniej spektakularne działania, opierające się w głównej mierze na sile wolontariuszy. Ludzi, którym się chce.
Chciałabym pokazać ludziom, że życie jest naprawdę wspaniałe, piękne, cudowne i kolorowe wtedy, kiedy robimy coś razem.
I chociaż przydarzają nam się w tym życiu cholernie trudne rzeczy, to możemy sobie poradzić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy mamy obok siebie kogoś, komu ufamy. I niekoniecznie to musi być najbliższy członek rodziny.
To porozmawiajmy może o tematach, o które pytają nasi czytelnicy. Na pierwszy ogień niech pójdzie asystencja osobista. O tym, że w Warszawie brakuje takich usług słyszymy bardzo często.
– Jestem w stałym kontakcie z ministrem Łukaszem Krasoniem i wiem, że trwają prace nad zmianami ustawowymi dotyczącymi asystencji. Zdaję sobie sprawę, że osoby z niepełnosprawnością zdecydowanie potrzebują większej ilości godzin usług asystenckich, a asystenci potrzebują, żeby ten zawód był lepiej płatny i żeby mieli zapewnione szkolenia. Sama jestem z zawodu pracownikiem socjalnym i wiem, że zawody opiekuńcze są bardzo często niedoceniane. Jest to ogromny błąd.
Na pewno się przyjrzę budżetowi i temu, w jaki sposób godziny asystenckie są przydzielane i jak ta usługa wygląda w praktyce. Muszę jednak podkreślić, że bardzo brakuje ludzi, którzy mogliby wykonywać tego typu zawody. A przecież to są zawody przyszłości, których nigdy nie zastąpi sztuczna inteligencja, robot. Nigdy nie potrzyma nas z czułością za rękę, ani nie zrozumie, patrząc nam w oczy, że potrzebujemy czegoś więcej niż tylko tego, żeby ktoś nam pomógł wyjść z domu.
Ja swoją misję jako wiceprezydentki Warszawy postrzegam jako kreowanie tej rzeczywistości. Nie tylko, tego co się wydarzy za miesiąc, ale i co wydarzy się za pół roku, za pięć, dziesięć lat.
Tworzenie usług asystenckich się w to wpisuje. Dzięki temu wsparciu osoby z niepełnosprawnością będą mogły podjąć pracę – również w Ratuszu i podległych miastu instytucjach. Nie widzę powodu, przez który nie miałaby się zwiększyć ilość osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami wśród urzędników miejskich. Chciałabym przeprowadzić taką zmianę, żeby osoby z niepełnosprawnością były częściej zatrudnianie w urzędach i żeby było to coś całkowicie normalnego.
To już mamy kolejną Pani zapowiedź. Choć już wcześniej obecny Prezydent Warszawy obiecał zwiększyć zatrudnienie osób z niepełnosprawnością.
– Cieszę się, że myślimy tak samo i będziemy razem współdziałać.
Kolejny temat, to jest opieka wytchnieniowa. To temat, który dosłownie rozpala naszych czytelników. Może nawet nie tyle opieka wytchnieniowa, co jej brak.
– Jest coraz więcej takich programów, ale to są takie jaskółki, które dopiero zapowiadają zmianę i niestety w bardzo niewielkim stopniu odpowiadają na ogromne potrzeby. Moim zdaniem trzeba nie tylko zwiększyć dostępność opieki wytchnieniowej, ale też pokazać szerzej, czym ona jest i jakie korzyści przynosi.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że Warszawa jest bardzo złożonym organizmem, który składa się z kilku poziomów. Pierwszy poziom, to ten prezydencki, drugi to ten urzędniczy, ale proszę pamiętać, że jest jeszcze Rada Miasta i dzielnice. To powoduje, że czasem coś ginie pomiędzy jednym biurem a drugim. Załóżmy, że jest jakiś budynek należący do dzielnicy. Organizacja pozarządowa mogłaby w nim prowadzić choćby opiekę wytchnieniową, ale musiałaby otrzymać na to jakiś grant czy wsparcie od rządu czy samorządu, a potem jeszcze ustalać, gdzie i do kogo udać się z pomysłem wykorzystania danej przestrzeni.
Ja mam zamiar uprościć proces poruszania tych trybików, żeby to lepiej działało, ale i promować te wszystkie działania organizacji pozarządowych.
Jestem przekonana, że znajdę ludzi, którzy już to robią i potrafią „przenieść” tę mniejszą skalę na większe projekty.
Wie Pan, denerwuje mnie również to, że coraz więcej pojawia się prywatnych inicjatyw tego typu, które są dla osób posiadających mnóstwo pieniędzy, a dramatycznie brakuje tych oferowanych bezpłatnie. Ja naprawdę nie znam zbyt wielu, żeby nie powiedzieć żadnej, rodziny osób z niepełnosprawnością, która jest w stanie wykupić sobie drogą usługę na wolnym rynku. A pomoc opiekunom osób z niepełnosprawnością jest konieczna, bo bez niej oni nie tylko wypadają z rynku pracy, ale też sami tracą zdrowie i sprawność.
Jaki ma Pani pomysł na to, żeby zmienić coś w Warszawie na stałe?
– Wielokrotnie już mówiłam, że bardzo chciałabym, żeby każdy z nas miał 15 minut do toalety, z której może skorzystać – również jeśli jest osobą z niepełnosprawnością.
Przyjaźnię się z wieloma osobami mającymi problemy z poruszaniem i wiem, ile czasu mam zajmuje wybranie miejsca, w którym się spotkamy. Dla mnie to jest skandal, że w mieście, w którym na każdym kroku widzimy ogromne pieniądze i supernowoczesność, wciąż musimy się zastanawiać się: gdzie można pójść na spacer ze starszą kobietą? Czy na pewno będzie tam toaleta, a nie toi toi? Albo czy osoba z niepełnosprawnością będzie miała gdzie załatwić swoje potrzeby fizjologicznie samodzielnie? Wie Pan co, chyba chciałabym być wiceprezydentką od toalet.
Był nawet kiedyś taki premier, Felicjan Sławoj Składkowski.
– Wielkie budżety i wielkie przedsiębiorstwa powinny być zarządzane tak, jak zarządzamy domem. Zanim wieszamy czyste firanki w oknie, to muszą być pomalowane ściany i umyte podłogi. Ja się bardzo cieszę się z wielkich inwestycji, z wszystkich kładek, mostów i kolejnych linii metra czy nowoczesnych rozwiązań komunikacyjnych, ale ja bym bardzo chciała mieć do toalety 15 minut zarówno, gdy idę z dzieckiem, żeby nie chodzić z nim krzaki, jak i wtedy, kiedy idę ze starszą mamą, albo z koleżanką w ciąży, albo z kolegą poruszającym się na wózku.
Z tematem toalet wiążą się komfortki, czyli miejsca, gdzie można przewinąć i przebrać dorosłą osobę z niepełnosprawnością.
– Oczywiście. Tak samo, jak i mój postulat dotyczący łaźni w każdej dzielnicy, bo to nie jest problem dotyczący wyłącznie osób doświadczających bezdomności. Chcę wprowadzić kilka takich rozwiązań, które wpłyną na jakość życia mieszkańców.
Mam nadzieję, że starczy mi życia i kadencji, ale mam wielką ochotę po prostu pokazać, że da się i jak bardzo jest to potrzebne.
Dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki za łaźnie, mieszkania wspomagane w każdej dzielnicy oraz za dostępne toalety w zasięgu 15 minut od miejsca pobytu.
Adriana Porowska: członkini zarządu Instytutu Strategie 2050 i współpracowniczka Szymona Hołowni. Z zawodu pracownik socjalny, wieloletnia prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. Od piętnastu lat pracuje z osobami wykluczonymi również jako streetworkerka, prowadzi schronisko dla osiemdziesięciu osób w kryzysie bezdomności oraz mieszkania treningowe dla pięćdziesięciu osób. Jest współprzewodniczącą Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Uczestniczy w obradach miejskiej Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności. Jako reprezentantka Trzeciej Drogi została wiceprezydentką Warszawy.
Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl