Robert Rient: Działamy na zlecenie od rzeki, która chce być ochroniona
– Uzyskanie przez rzekę osobowości prawnej nie uczyni z niej człowieka, nie nada jej praw człowieka, tylko spowoduje, że będzie chroniona i będzie miała reprezentację – z Robertem Rientem rozmawiamy o Plemieniu Odry, Marszu dla Odry i innych działaniach, które mają doprowadzić do przyznania tej rzece osobowości prawnej.
Magda Dobranowska-Wittels: – Skąd wziął się pomysł, aby rozpocząć starania o uznanie Odry za osobę prawną? Czy to się zaczęło od zeszłorocznej katastrofy ekologicznej na tej rzece, czy te wydarzenia tylko zintensyfikowały wcześniejsze działania?
Robert Rient, Plemię Odry: – Sprawy nabrały tempa od sierpnia 2022 roku. Katastrofa, która dotknęła Odrę zainspirowała mnie do działania. Dla wielu z nas to był moment doświadczenia rozległej bezradności, takiej jak wtedy, gdy cierpi ukochana osoba. Ciała martwych zwierząt wyłowione z rzeki mierzono w setkach ton.
Po latach doświadczeń aktywistycznych, polegających często na walce, protestowaniu, przeciwstawianiu się, nieposłuszeństwie obywatelskim wciąż uważam, że to cenne narzędzia. Ale obecnie bliżej mi jest do takich, które wnoszą dobro, a nie tylko są w opozycji do dewastacji natury: chcę być współtwórcą miejsca, w którym żyję. Każdy z nas ma taką możliwość. Wymaga to z jednej strony pokory, a z drugiej – uznania swojej mocy.
Zamiast wyważać otwarte drzwi, znalazłem inspirację w pięknie i dobru, które już się na świecie wydarzają. Miałem przywilej być w Nowej Zelandii, spotkać się z rzeką Whanganui i autentycznie płakać z zachwytu nad szacunkiem do Ziemi, który tam widziałem. Nowozelandczycy jako pierwsi, w 2017 roku, uznali rzekę Whanganui za osobę prawną i tym samym pokazali światu, że to jest możliwe.
Oczywiście to jest rozmowa o narzędziu prawnym, ale – co jest dla mnie istotne – wiele osób w Polsce i na świecie ma dogłębne poczucie, że rzeka jest żywa. Rzeka żyje, jest w niej życie, ona daje życie, woda jest żywa. Za Nową Zelandią poszedł szereg innych inicjatyw, na przykład rzeka Magpie w Kanadzie, słonowodna laguna Mar Menor w Hiszpani. Obecnie Francja i Holandia próbują to zrobić. Takich jak my jest więcej.
Jak rozpoczęła się ta kampania?
– Zaczęło się od posta na Facebooku. Napisałem, że można uznać rzekę za osobę prawną i że Odra na to zasługuje i zapytałem obserwatorów, obserwatorki, co o tym sądzą. Odzew był świetny, więc zrobiłem transmisję na żywo. Przyszło sporo osób i zdecydowaliśmy, że działamy, zawiązujemy Plemię Odry. A ponieważ od lat prowadzę różne szamańskie plemiona, więc przyszło sporo osób, z którymi spotkałem się na prowadzonych przeze mnie kursach, ale nie tylko. Są nowe osoby, które poczuły wagę sprawy i angażują się od samego początku z pełnym zaangażowaniem, chociaż nigdy nie spotkaliśmy się osobiście. Kampania nabiera coraz większego rozmachu.
Co to jest to Plemię Odry?
– To nieformalna grupa. Nie mamy prawnej struktury. Przez Plemię Odry przewinęło się do tej pory ponad 40 osób, z czego intensywnie zaangażowanych jest około dziesięciu. To osoby rozsiane po całej Polsce, ale i mieszkające za granicą, które pracują i działają nad uznaniem rzeki za osobę prawną. Tym samym mówią „tak” narracji, w której natura uznawana jest za podmiot, a nie poddaną. Działamy na zasadzie dobrowolności: kto może, kiedy może, wtedy coś robi.
Ja za swoją pracę nie wziąłem do teraz żadnego wynagrodzenia, ale nie dlatego, że mam taki pomysł, tylko że po prostu nie ma na to środków. Uważam, że aktywistki, aktywiści powinni być wynagradzani. Pozyskaliśmy drobne środki z Akcji Demokracji. One poszły na stronę internetową, stworzenie filmu, pierwszego planu trasy marszu dla Odry. Trzon grupy stanowią wolontariusze i wolontariuszki. Teraz udało nam się pozyskać pieniądze na koordynację Marszu dla Odry. Zajmuje się tym Gaweł Andrzejewski, doświadczony w organizacji różnego rodzaju kampanii.
Cały czas zapraszam do Plemienia Odry. Jak wspomniałem, pracuję z plemionami na szamańskich ścieżkach i chociaż Plemię Odry nie jest szamańskie, to jednak rządzi się prawami kręgu. W kręgu nie ma nierówności, ale – jak to w naturze – czasami gdzieś jest więcej światła, czasami gdzieś mniej, czasami ktoś w kręgu odpoczywa.
W naszym kręgu centralne miejsce zajmuje rzeka. I nie jest to dla mnie metafora, baśń, czy jakaś afirmacja. Rozmawiam z rzeką, rozmawiam z drzewem i z kamieniem. Mam już za sobą te obiekcje, gdy zastanawiałem się, mówić o tym, czy nie mówić. Tak jest, więc o tym mówię. Nasze działanie to zresztą zlecenie od rzeki, która chce być ochroniona, która chciała, żeby przy niej iść, przy niej być.
Gdy w plemieniu, czy w rodzinie jakaś osoba jest poturbowana, skrzywdzona, zgwałcona, nadużyta w jakiś okrutny sposób, a jej życie jest zagrożone to plemię może zrobić właśnie to – być przy niej, nieść ją na rękach, jak tego potrzebuje, dać jej coś do zjedzenia, ochronić ją. A przynajmniej spróbować to robić. Wydaje mi się, że to jest naturalny ludzki odruch. Próbujemy więc podjąć takie działania wobec rzeki.
Tworzycie pewną społeczność, bez formalnych ram. Nikt nie jest zatrudniony. Gdy ktoś może i ma czas, to się podejmuje jakichś zadań. Jednak ubieganie się o coś takiego jak osobowość prawna wymaga chociażby pewnej konsekwencji, ciągłości działań, stałych zabiegów. Jak sobie z tym radzicie?
– To jest dosyć nowa inicjatywa w Polsce. Ma dopiero pół roku. Świadomość jest pierwsza, za nią podąża albo powinno podążyć prawo. Niektórzy zapominają, że dojrzałe prawo ewoluuje, zmienia się, podąża za wzrostem świadomości. Mamy jeden postulat – uznanie rzeki Odry za osobę w świadomości i osobę prawną. Obecnie koncentrujemy się na pierwszej części postulatu, by w ten sposób doprowadzić do zmiany prawa.
Dla mnie to jest też opowieść o świecie, w którym żyjemy, który wmawia nam, że aby coś się udało, to musi podążać określonym torem, szlakiem, pewną formalną ścieżką. W pewnym sensie tak jest, bo nie da się przeskoczyć niektórych uregulowań, chociażby tego, że aby otrzymać osobowość prawną, trzeba mieć wpis do KRS-u, regon, NIP. Trzeba spełnić określone warunki.
Niedawno założyłem swoją fundację, Fundację Szamanizmu. Przeszedłem ten proces i zadziwiło mnie, jakie to jest lekkie i łatwe. Zrobiłem to z domu, online. I chociaż sąd ma siedem dni na zarejestrowanie, u mnie trwało to pięć tygodni, może ze względu na temat, ale jednak zakończyło się pozytywnie.
Można więc w sposób lekki, łatwy i przyjemny otrzymać osobowość prawną dla firmy, spółki, fundacji, stowarzyszenia, kościoła, a dużo większa, dużo starsza i pełna życia rzeka, która utrzymuje przy życiu miliony istnień – nie ma tak łatwo.
Wracając jednak do pytania: podejmuję wiele działań i rozmów. W nasze prace włączyła się fundacja Olgi Tokarczuk, tworzony jest projekt współpracy i konkretnych działań, które mam nadzieję wydarzą się jesienią. Wspiera nas Akcja Demokracja, Greenpeace i wiele innych organizacji oraz osób.
Jak dbacie o aspekt formalny tej inicjatywy?
– Profesor Jerzy Bieluk tworzy projekt ustawy, który miałby uznać rzekę za osobę prawną. Zaczęliśmy zresztą od apelu do rządu. Apel wciąż jest na naszej stronie, można go odsłuchać w formie wideo i przeczytać. Zależało mi, aby brzmiał on tak, jak cała nasza inicjatywa: abyśmy stanęli twarzą w twarz, oko w oko i powiedzieli o tym, co naprawdę istotne, a nie tworzyli kolejnej formalnej petycji. Jestem świadomy, że ścieżka formalna jest niezbędna, ale nie chcę rezygnować z tego, co w moim poczuciu tworzy życie, powołuje do życia. Nie chcę zapominać o Ziemi, która jest mamą, miejscem narodzin.
Prawie dziewięć tysięcy osób już poparło nasz apel. Wielu ludzi czuje, że to jest możliwe do przeprowadzenia, ponieważ wydarza się też na świecie i wynika z dobrej woli, i ze zmiany sposobu myślenia. Dlatego w działaniach Plemienia Odry akcent kładziemy teraz na zmianę świadomości. Prawo dla mnie odgrywa rolę służebną wobec świadomości. Nie łudzę się: obecnie złożenie ustawy do parlamentu równałoby się z jej natychmiastowym odrzuceniem. Szkoda byłoby tej pracy. Można to zrobić, aby zrobić medialne zamieszanie. Nie jestem tym szczególnie zainteresowany, są ważniejsze rzeczy.
A właściwie po co Wam ta osobowość prawna? Macie już pewną społeczność wokół rzeki. Sam Pan mówi, że nie zależy wam na formalizacji działań. Tę prawną stronę mogą „obsłużyć” na przykład organizacje, które z Wami współpracują i które mogą występować jako strona społeczna w postępowaniach sądowych. Po co więc ta osobowość prawna, jeżeli też nie po to, aby zwrócić uwagę mediów.
– To, o czym opowiadałem to jest pewien etap. Część formalna, moim zdaniem, jest niezbędna. Rzeka nie ma obecnie żadnej reprezentacji. Uzyskanie przez rzekę osobowości prawnej nie uczyni z niej człowieka, nie nada jej praw człowieka, tylko spowoduje, że będzie chroniona i będzie miała reprezentację. Co to znaczy? Rzeka Magpie w Kanadzie otrzymała dziewięć praw i jest dziewięciu strażników, reprezentantów rzeki, którzy chronią jej interesu. W Nowej Zelandii jest inaczej: jest biuro, powołany urząd do spraw rzeki.
Za chwilę, gdy zrobi się cieplej Odra znów będzie zagrożona katastrofą. Zasolenie przekracza często zasolenie morskie. Zagrożona jest nie tylko rzeka, ale też kolejne, coraz mniej liczne stworzenia w niej. Osobowość prawna daje nam na przykład to, że można zbierać dowody jej zanieczyszczenia i zatruwania. Teraz wielu instytucjom zależy na tym, żeby tych dowodów nie udało się zebrać.
Nawet jeśli mamy jakieś badania i próbki, nie bardzo możemy coś z nimi zrobić, ponieważ nikt nie może występować w imieniu rzeki. Dlatego też na samym początku tej inicjatywy nagłaśniałem rozmowę z mecenas Karoliną Kuszlewicz i profesorem Jerzym Bielukiem, aby jasno powiedzieć – zwłaszcza tym sceptycznym, którzy słysząc ”osobowość prawna rzeki”, czy „osoba rzeka”, reagują śmiechem, chichotem lub drwiną – że zależy nam na konkretnym, prawnym narzędziu.
Chcemy doprowadzić do tego, żeby rzeka miała to prawne narzędzie. Nie jest dla mnie istotne, kto to zrobi: my jako nieformalna, czy formalna grupa, czy ktoś inny. To przypomina taką sytuacje, gdy ktoś włamuje się do jakiejś firmy. Pracownik, prezes czy prezeska tej firmy mogą zadzwonić na policję i podjąć od razu działania. A gdy dzieje się to samo z Odrą, nikt nie może nic zrobić. Nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności, nie ma organów, instytucji, które mogą podejmować działania. Mamy oczywiście Wody Polskie, które formalnie za to odpowiadają, ale w rzeczywistości często robią jedynie PR. Wiele działań Wód Polskich jest dla mnie podobnych do tego, co często robią Lasy Państwowe, gdy swoimi działaniami szkodzą lasom. Wody Polskie, jako instytucja rządowa, często szkodzi wodzie. Służą rządowi, ale nie służą rzece. Uznanie rzeki za osobę prawną to w moim poczuciu najbardziej profesjonalne, kompleksowe i podmiotowe narzędzie prawne jakie człowiek stworzył.
A co z pomysłem stworzenia parku narodowego w dolnym odcinku Odry?
– Zdecydowanie tak! Potrzebny nam Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, Turnicki Park Narodowy i znacznie więcej. Przecież u nas parki narodowe stanowią zaledwie 1% powierzchni, w Nowej Zelandii ponad 10%. Jednak trzeba pamiętać, że park znajduje się w określonym miejscu i przez niego wciąż może przepływać zanieczyszczona lub momentami martwa woda, więc park narodowy nie rozwiązuje problemu ochrony rzeki.
Zależy nam na uznaniu rzeki za osobowość prawną. Od tego się wszystko zaczęło. Jednak po kilku miesiącach doszło do mnie, że w rzeczywistości musi się zmienić świadomość. Najpierw ludzie muszą się dowiedzieć, zrozumieć, że to jest możliwe, poczuć jak żywa i potrzebna nam jest czysta woda. W Hiszpanii udało się nadać prawa lagunie dlatego, że domagało się tego 600 tysięcy osób. Pragnę, żeby takie samo poruszenie spowodowały nasze działania.
Jak zatem pracujecie nad tą świadomością? 9 tysięcy osób podpisało się pod Waszym apelem. Do 600 tys. jeszcze daleko. Jak przekonać tych, którzy reagują uśmieszkami lub w najlepszym razie zdziwieniem na hasło "Odra osoba prawna"?
– To pytanie jest cały czas we mnie żywe. To wyzwanie, które stoi przed Plemieniem Odry. Szukam odpowiedzi i wciąż nie znalazłem tej najlepszej.
Nie koncentrujemy się obecnie nad zbieraniem podpisów pod petycją, tych przybywa, ale to nie jest już masowe. Działamy na miarę naszych plemiennych możliwości i czasu. Powstał cykl filmów „Bez montażu” dostępnych na naszej stronie. Mam nadzieję dalej go rozwijać. Są to rozmowy z osobami, które znają się na prawie, albo na rzece jak hydrolog Piotr Bednarek, albo na świadomości, jak Olga Tokarczuk. Zrobiliśmy też krótki film – apel, w którym wzięło udział całkiem spore grono osób znanych, rozpoznawalnych. Później ruszyliśmy wzdłuż Odry, żeby porozmawiać z ludźmi, którzy znają tę rzekę lepiej niż my. I tak powstał film dokumentalny „Osoba rzeka”, również bezpłatnie dostępny na naszej stronie.
Naszym największym projektem, nad którym obecnie pracujemy jest Marsz dla Odry, który startuje 20 kwietnia. Marsz będzie trwał około 45 dni. Jest to ogromne, logistyczne, organizacyjne zadanie. Nie wiedziałem, że będzie, aż takie. Mamy już liderki i liderów prawie wszystkich odcinków. Okazało się, że musimy ten Marsz zgłaszać do każdej gminy, przez którą będziemy przechodzić. Koordynuje to Gaweł Andrzejewski, ale organizacja tego wydarzenia wymaga zaangażowania wielu innych osób.
Chcemy, aby marsz spełnił funkcję uświadamiającą. Po pierwsze chcemy towarzyszyć siostrze, która potrzebuje pomocy, a po drugie – chcemy uświadamiać, że jest taka inicjatywa, że możliwe jest, aby zawalczyć o tę osobowość prawną. Chcemy uświadamiać ludzi, obok których będziemy przechodzić, w miejscowościach, przez które będziemy szli. Mamy nadzieję, że będą nam towarzyszyły także lokalne manifestacje. Zresztą już teraz zapraszam 6 maja do Wrocławia na godzinę 15:00, gdzie szykujemy sporą manifestacją, zaczynamy na wyspie Tamka.
A trzeci aspekt, też ważny, dla mnie bardzo istotny jako dziennikarza, to zyskać zainteresowanie mediów, aby podjęły ten temat w sposób profesjonalny. Na razie dostaję sygnały, że sprawa Odry jest za mało newsowa, albo że temat Odry już się wyczerpał dla wielu redakcji. Wyczerpał się i przeminął. Czekają na kolejną katastrofę. Nie jest łatwo zainteresować media, dlatego mam nadzieję, że marsz ponownie zwróci ich uwagę ku Odrze.
Jak na tak malutką grupę, bo jest nas w tej chwili aktywnych sześć - siedem osób, uważam, że zrobiliśmy bardzo dużo w tym czasie. Mam nadzieję, że projekt z fundacją Olgi Tokarczuk uda się zrealizować i jesienią będę mógł powiedzieć o tym więcej. Zresztą to był dla mnie i zaszczyt, i przyjemność, że noblistka poparła nasze działania i do nich dołączyła. Taka jest też moja rola jako inicjatora. Dużo moich działań polega właśnie na inicjowaniu, wymyślaniu i odzywaniu się do ludzi, używaniu setki razy słowa "proszę", a nawet czasami "błagam". Prawie tyle samo razy słyszę „nie”, „nie ma”, „nie można”, „nie da się”, „poczekamy”…. Ale tak jest w aktywizmie.
A podejmujecie współpracę ze stroną niemiecką?
– Tak. Oni się do nas odezwali. Ale również Alicja Witucka z Plemienia Odry jest z nimi w kontakcie i będzie szła przez dziesiątki kilometrów w sąsiedztwie Niemiec. Dobrosława Lewicka nawiązała zresztą kontakty również z Holandią czy Francją. Strona niemiecka bardzo żywo się angażuje, dołączy też do marszu. Zależało nam na tym, aby połączyć stronę czeską, polska i niemiecką, bo to rzeka, która przepływa przez trzy kraje. Dostałem ostatnio list od pewnego doktora z Niemiec, który wysłał mi wycinek z niemieckiej gazety z artykułem opisującym naszą inicjatywę, a więc jesteśmy zauważani, słyszani za granicą. Natomiast nasze media zdają się być odrobinę wycofane.
Jak będzie przebiegał sam marsz? Są liderzy i liderki poszczególnych odcinków, jest wyznaczona trasa, a mieszkańcy, czy osoby, które by chciały się dołączyć mogą się zgłaszać?
– Jak najbardziej, gorąco zapraszamy. Na dzisiaj zgłosiło się ponad sto osób! Marsz nabiera na sile. Każdy może dołączyć, chociażby na jeden dzień, albo na kilka godzin. Są oczywiście takie osoby, które biorą na siebie dłuższy odcinek i stają się liderką, liderem trasy. I wciąż potrzebni nam liderzy dłuższych odcinków. To są nasi przewodniczący, przewodniczące zgromadzenia, którzy codziennie około 9:00 rano będą startować z marszem z określonego miejsca. Każda osoba liderująca będzie miała czytnik GPS, więc będzie można ją łatwo znaleźć poprzez naszą stronę internetową.
Aby zgłosić się na Marsz, trzeba przejść krótką formalną drogę i wypełnić formularz, który jest na naszej stronie. I prosimy, żeby tak było, ponieważ każda osoba idąca w Marszu musi wziąć na siebie odpowiedzialność, że robi to na miarę swoich możliwości i zdrowia. Nie zapewniamy jedzenia ani noclegu. Nie mamy jak. Udział w marszu to musi być świadoma decyzja. Dołącza kto chce, kiedy może, na dowolny odcinek. Mapa jest na naszej stronie z rozpisanymi konkretnie dniami i odcinkami, więc zachęcam, żeby wejść i sprawdzić.
Ja, pani, pewnie większość z nas karmi się albo czasami potrzebuje mieć takie poczucie, że robi coś, co dotyka sensu albo biorę udział w działaniu, które jest służbą. Nie tylko biorę, ale mogę coś dać, zrobić. Dla mnie udział w marszu jest czymś takim. Robimy to dla rzeki, Odra zasługuje na zdrowie. Oczywiście, zdrowo jest też chodzić, spędzać czas w naturze, więc przejść się wzdłuż rzeki to też dobry pomysł na spędzenie czasu. Wołam i namawiam, żeby dołączać.
Podobno nie wszyscy będą szli, niektórzy pobiegną…
– O tak, od samego początku jest z z nami Hubert Szczepan Krzemiński, alpinista, który przebiegnie wzdłuż Odry w około 13 dni! Codziennie chce pokonać 60-70 kilometrów. Będzie biegł, będzie się pocił, angażuje się, żeby rzeka została uznana za osobę prawną.
Dołączyli do nas również ludzie z Biegu dla Ziemi, będący w bliskich relacjach z rdzennymi mieszkańcami Ameryki, którzy to przed laty zorganizowali marsz z Londynu do Moskwy przez całą Polskę.
Cyferki, w moim poczuciu, nie są aż tak bardzo istotne, ale są dobre medialnie i wizerunkowo. Istotne jest dla nas, żeby ten Marsz przeszedł, żeby przynajmniej jedna osoba zawsze szła wzdłuż rzeki, ale zanosi na to, że tych osób w niektórych miejscach będzie mało, a w niektórych kilkanaście, kilkadziesiąt, a może nawet i więcej.
Jaki jest teraz stan Odry? Powiedział Pan, że zasolenie się utrzymuje. Ktoś się tym zajmuje?
– Odra jest w bardzo złym stanie. Rząd wciąż chce ją ujeżdżać, traktować jak drogę, autostradę, zasób albo ściek. Zasolenie jest bardzo wysokie, o czym donosi strona niemiecka i polska. Momentami przekracza ono poziomy spotykane w wodach słonych, w morzu, co jest wystarczające, żeby podjąć konkretne działania. Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o wyrzuty ścieków z firm i kopalni. Rzeka Odra jest traktowana tak, jak była traktowana. A ponieważ rozpoczęła się wiosna, więc grozi jej kolejna katastrofa. Może większa, ale może medialnie mniej spektakularna dlatego, że jedna już była, więc nasz umysł mógł się do tego „przyzwyczaić”. Poza tym te martwe ciała były mierzone w setkach ton, więc nie zostało ich aż tak wiele, tych prastarych wielkich smoków, sumów.
Odra domaga się, wymaga ochrony, dlatego też została przez nas wybrana. Nie mam poczucia, że Kamienna, przy której mieszkam, czy Wisła, są mniej ważne, bo nie są. Przy Odrze też mieszkałem, też jest mi bardzo bliska, ale wybraliśmy ją dlatego, że to właśnie ją spotkała ta tragedia. Od jakości życia rzek, od jakości wody i kondycji dzikiej natury zależy przecież nasze życie. Każdy z nas jest częścią natury, chroniąc naturę – chronimy siebie. Dlatego dzisiaj bardzo serdecznie zapraszam, by dołączyć do Wielkiego Marszu dla Odry.
Robert Rient – aktywista, inicjator uznania Odry za osobę prawną, pisarz, dziennikarz, szaman. Właśnie pojawiła się jego najnowsza książka „Wizje Roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”. Autor książek: „Przebłysk. Dookoła świata – dookoła siebie”, „Świadek”, „Chodziło o miłość” i powieści „Duchy Jeremiego”. Prowadzi Szkołę Szamanizmu, Kursy Podstaw Praktyki Szamanizmu dla początkujących i zaawansowanych. Autor podcastu „Spokojna Miłość”. Więcej na www.robertrient.pl i www.osobaodra.pl
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.