Próba siłowego przejęcia kontroli nad Szlachetną Paczką. Przedstawiciel pracowników: „Ksiądz Babiarz kolejny raz paraliżuje naszą pracę”
Emocje wokół organizującego między innymi Szlachetną Paczkę Stowarzyszenia „Wiosna” jedynie rosną. Konflikt prawny przerodził się w siłową próbę przejęcia kontroli nad organizacją z udziałem byłych komandosów. „To nie jest zwykły spór” – komentuje Ignacy Dudkiewicz, redaktor naczelny Publicystyki w portalu NGO.pl.
Konflikt w Stowarzyszeniu „Wiosna” nabiera na sile. Po niedawnej decyzji sądu o wykreśleniu między innymi Joanny Sadzik – która została prezeską organizacji po doniesieniach o sposobie traktowania pracowników przez jej poprzednika, księdza Jacka Stryczka – z Krajowego Rejestru Sądowego, organizacja pozostaje bez władz, których umocowanie prawne byłoby potwierdzone przez sąd rejestrowy. Mimo to – dzięki postawie pracowników i pracowniczek – cały czas funkcjonuje.
GROM-owiec, policja i przepychanki
Dziś rano doszło jednak do sytuacji, która sparaliżowała działanie „Wiosny” na cały dzień, a może mieć także znacznie bardziej dalekosiężne skutki. Jak relacjonują członkowie i członkinie zespołu stowarzyszenia, do jego siedziby wkroczył dziś ksiądz Grzegorz Babiarz, który twierdzi, że jest prezesem organizacji (został najpierw powołany na to stanowisko 4 lutego, a następnie – według niego bezprawnie – odwołany tydzień później).
Towarzyszył mu pełnomocnik prawny oraz kilku rosłych mężczyzn w marynarkach i kurtkach oraz ze słuchawkami w uszach. Według doniesień portalu Onet.pl oraz relacji Joanny Sadzik dowodził nimi były komandos grupy GROM.
Mężczyźni dostali się do siedziby, podając się za kuriera, a następnie szybko rozpoczęli działania – wydawanie poleceń, wręczanie zwolnień dyscyplinarnych (w tym Joannie Sadzik, która nie przyjęła dokumentów) oraz próby przejęcia kontroli nad serwerami organizacji. To ostatnie nie udało im się w wyniku sprzeciwu pracowników działu IT. Po zagrożeniu, że drzwi do serwerowi zostaną sforsowane, pracownicy wezwali na miejsce policję. Pracownicy nie wykonywali poleceń księdza Babiarza, odpowiadając, że do czasu wyjaśnienia sytuacji w Krajowym Rejestrze Sądowym nie wiedzą, kto jest prawomocnym prezesem Stowarzyszenia.
Zerwane negocjacje
Około godziny 11 rozpoczęły się wielogodzinne negocjacje. W ich trakcie cały czas obecni byli również ochroniarze przyprowadzeni przez księdza Babiarza. Joanna Sadzik relacjonuje, że gdy chciała opuścić pomieszczenie, w którym toczyły się rozmowy, została popchnięta. Również wobec innych osób ze Stowarzyszenia ochroniarze stosowali przymus – między innymi nie pozwalając im na wyjście z siedziby „Wiosny”.
Według relacji Sadzik, w trakcie żmudnych rozmów zostało wypracowane porozumienie. Zakładało ono, że obie strony sporu wycofają się z zarządzania „Wiosną” do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd. – Zgodziliśmy się, że my też wyjdziemy z „Wiosny” – mówiła Sadzik podczas briefingu prasowego. – To jest nasza organizacja, budowaliśmy ją, ale zgodziliśmy się, że do decyzji sądu nie będzie tu ani nas, ani księdza Babiarza, a już na pewno nie będzie tu ochroniarzy i byłych GROM-owców. Bo tak się nie da pracować – komentowała. Podkreśliła, że jednym z ustaleń był również brak kontaktów z mediami.
Gdy wydawało się, że porozumienie zostało podpisane ksiądz Babiarz – po konsultacji telefonicznej – cofnął zgodę na wszystkie ustalenia.
Zespół: „Mamy zaufanie do wykreślonego zarządu”
Nie tylko Joanna Sadzik i reszta kierowanego przez nią zarządu byli zastraszani przez księdza Babiarza oraz towarzyszących mu mężczyzn. Dotknęło to także pracowników i pracowniczki organizacji, którzy wystąpili na briefingu razem z członkami wykreślonego zarządu. Sama Sadzik również podkreślała, że zgodziła się na opisane wyżej warunki z troski o zespół, o wolontariuszy oraz o przyszłość działań społecznych prowadzonych przez „Wiosnę”. – Chcieliśmy zawalczyć o pracowników. Tak naprawdę nie chodzi o żaden zarząd, o prezesa, o tę czy inną Joannę, tego czy innego księdza, tylko o ludzi, którym pomagamy, oraz o wolontariuszy, którzy pytają nas, dlaczego muszą śledzić całą tę sprawę – mówiła, dodając: – Mamy obecnie szkolenia antymobbingowe, o przeciwdziałaniu przemocy w pracy. A ktoś wchodzi i nam wszystkim tę przemoc funduje.
Już kilka dni temu przypominaliśmy w NGO.pl, że pracownicy i pracowniczki Stowarzyszenia w większości wspierają w całej sytuacji Sadzik. Również dziś się to potwierdziło.
W ich imieniu głos zabrał Konrad Kruczkowski: – Czekaliśmy z zabraniem głosu do chwili, gdy te rozmowy dobiegną końca. Mamy zaufanie do Joanny, Ani, Dominiki, Jakuba. Ale uważamy też, że opinia publiczna powinna się dowiedzieć o tym, co dziś się wydarzyło – mówił, opisując kolejne etapy próby siłowego przejęcie kontroli nad „Wiosną”.
– Zaczęto nam grozić, krzyczano, że poniesiemy konsekwencje prawne – opowiadał Kruczkowski. Warto podkreślić, że nie są to pierwsze tego typu groźby. W piątek część pracowników i pracowniczek Stowarzyszenia otrzymała maile z cofnięciem dotychczasowych pełnomocnictw, zakazem jakiegokolwiek występowania w imieniu „Wiosny” oraz informacją, że przekroczenie tych „poleceń” (cudzysłów ze względu na ich niejasną podstawę prawną) będzie skutkowało konsekwencjami dyscyplinarnymi. Już to w praktyce mogło uniemożliwić pracę Stowarzyszenia. Dzisiejsze wydarzenia były więc kolejną tego typu próbą.
„Prosimy: wytrwajcie w zaufaniu”
– Znamy się na robieniu dobroczynności. To chcemy robić, a nie wygłaszać oświadczenia – mówił Kruczkowski, tłumacząc, dlaczego zespół (podobnie jak w lutym) znów zabrał głos, wspierając Sadzik. – Ale kolejny raz ksiądz Babiarz sparaliżował naszą pracę, kolejny raz doprowadził do tego, że wykrwawiamy się z zaufania publicznego.
Zwrócił się również z prośbą do darczyńców i partnerów akcji prowadzonych przez „Wiosnę”, by wytrwali w zaufaniu do organizacji. Podkreślił także, że choć nie może wypowiadać się za wszystkich pracowników i pracowniczki, to po tym, co się wydarzyło, sam nie widzi możliwości dalszej pracy w Stowarzyszeniu, jeśli ksiądz Babiarz rzeczywiście zostanie jego prezesem.
Zarówno Kruczkowski, jak i Sadzik otrzymali długą owację od zgromadzonych na briefingu pracowników i pracowniczek „Wiosny”.
Sam ksiądz Grzegorz Babiarz nie znalazł czasu na odpowiedzenie na pytania dziennikarzy. Wydał jedynie kilkunastosekundowe oświadczenie, w którym podkreślił, że „jest prezesem” oraz że „przyszedł, by uzdrowić strukturę tej organizacji”. Nie wytłumaczył przy tym dzisiejszej sytuacji.
Komentarz Ignacego Dudkiewicza, redaktora naczelnego Publicystyki w portalu NGO.pl
To nie jest zwykły spór. Ci, którzy opisują sytuację w Stowarzyszeniu „Wiosna” po prostu jako walkę o władzę, w której (zdawałoby się) jedna strona jest warta drugiej – mylą się. Dzisiejsze skandaliczne, bulwersujące i trudne do wyobrażenia sceny ostatecznie tego dowiodły.
Z jednej strony „Wiosną” chce zarządzać Joanna Sadzik i jej zespół. To właśnie Sadzik przejęła stery w najbardziej kryzysowym momencie historii organizacji. To ona i jej ekipa sprawili, że Szlachetna Paczka przetrwała, choć można było sensownie podejrzewać, że jest to niemożliwe. To ona dziś cieszy się zaufaniem miażdżącej większości zespołu. To ona pracuje w Stowarzyszeniu od sześciu lat – jej najbliżsi współpracownicy i współpracowniczki zaś jeszcze dłużej.
Z drugiej strony jest ksiądz Grzegorz Babiarz, który – powiedzmy to otwarcie – jest człowiekiem z zewnątrz, wręcz przyniesionym w teczce. Nie był wcześniej związany z „Wiosną” – a jeśli już, to jedynie incydentalnie.
Krótka historia o dwóch kobietach ratujących swoje organizacje [Felieton Dudkiewicza]
Nie ma zespołu, lecz adwokata i ekipę „karków”. Zamiast budować zaufanie wśród osób związanych z organizacją, jedynie je burzy – partnerów odstrasza, sponsorów zniechęca, a pracownikom i pracowniczkom grozi.
Twierdzi, że chce uzdrowić sytuację w Stowarzyszeniu, ale niestety nie wyjaśnił, w jaki cudowny sposób uzdrowieniu służyć ma zastraszanie wszystkich wokół, odbieranie załodze swobody wyjścia z budynku, wchodzenie do niego podstępem, zwolnienia dyscyplinarne, korzystanie z usług byłych komandosów, grożenie forsowaniem drzwi, krzyki oraz komunikowanie się z zespołem przez pełnomocnika.
Nie wiem, co zdecyduje sąd – nie wiem, komu w myśl zapisów statutu należy się dziś stanowisko prezesa „Wiosny”.
Ale po tych kilku miesiącach dokładnie wiem, komu w przyszłości będę gotów zaufać i powierzyć moje pieniądze, a komu – w żadnym wypadku. Wiem też, komu rzeczywiście zależy na dobru Stowarzyszenia i prowadzonych przez nie działań, a komu – jak się wydaje – wyłącznie na satysfakcji swojej i swoich znajomych.
Śmiem zresztą twierdzić, że nie będę w takim osądzie odosobniony.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.