Dziadowskie państwo, które skapitulowało, kukłą do bicia. A państwo to my [komentarz Grzeszaka]
"Państwo skapitulowało, społeczeństwo wzięło na barki przyjęcie i ugoszczenie milionów uchodźców". Wydaje się, że pod tym zdaniem mogłoby podpisać się wielu aktywnych obywateli, działaczy organizacji pozarządowych, szczególnie osób krytycznie nastawionych do obecnej partii rządzącej. Tylko czy faktycznie zaangażowanie społeczne i oddolne działanie można uznać za porażkę państwa? Czas zerwać z mitem państwa jako bezosobowej machiny utrudniającej nam życie.
Wraz z przybyciem do Polski setek tysięcy Ukraińców i Ukrainek, wróciła dyskusja o jakości państwa, i jego wydolności w trudnych sytuacjach. Wracają znane formułki: państwo poległo/nie zdało egzaminu/skapitulowało. Takie postawienie sprawy jest bardzo wygodne, bo do tak rozumianego "państwa" w Polsce mało kto się przyznaje. Urzędnicy? Oni tylko wykonują polecenia i czują się przygnieceni państwową biurokracją. Politycy? Próbują ruszyć biurokratyczną machinę, ale czują że nie dają rady. Samorządowcy? Oni starają się zarządzać swoimi wspólnotami lokalnymi, choć państwo im to utrudnia. Aktywiści i pracownicy NGO? Działają i pomagają, choć państwo rzuca im kłody pod nogi.
Bezosobowe i fantomowe "państwo" jest bardzo wygodną kukłą do bicia.
W jego krytyce świetnie dogadają się bowiem osoby, które uznają za rozwiązanie większą rolę prywatnych firm (bo państwo nie działa) jak i osoby, które szansy na poprawę upatrują we wzmocnieniu instytucji państwowych.
Co łączy strażnika granicznego, wolontariusza i nauczyciela?
Fantomowe "państwo" w rzeczywistości opiera się na codziennej, ciężkiej pracy milionów ludzi je reprezentujących – od premiera i ministrów, po pracowników administracji centralnej, samorządowej, rozmaitych instytucjach i służbach.Szczególnie mocno widać to, jeśli przyjmiemy perspektywę spotkania uchodźców z Państwem Polskim.Reprezentantem państwa jest strażnik graniczny sprawdzający dokumenty, ale nie tylko on.
Reprezentantem państwa jest też wolontariusz witający uchodźców na dworcu i pomagający im w zamieszkaniu w Polsce.
Reprezentantem państwa jest pilnujący porządku strażnik miejski. Reprezentantem państwa jest nauczyciel stojący w klasie pod herbem z Orłem w koronie i przyjmujący do klasy nowych uczniów. Z punktu widzenia osoby uciekającej przed wojną nie robi to żadnej różnicy czy ktoś pobiera wynagrodzenie z budżetu państwa, samorządu czy też jest obywatelem-wolontariuszem. Wszystkie te osoby, działając według obowiązujących przepisów i norm (tworzonych także przez konkretnych ludzi), tworzą państwo pomagające uchodźcom.
Po ponad 30 latach od demokratycznych przemian, w Polsce nadszedł czas na konstatację – państwo to my, to nasza wspólna praca i odpowiedzialność.
Czymś zupełnie zrozumiałym jest, że część społeczeństwa nie chce utożsamiać się z rządem centralnym, ich zdaniem łamiącym prawo i reguły. Wymagajmy od rządzących, ale wymagajmy też od siebie. Wystarczy przywołać choćby pomysł "demokracji wysiłkowej" zaproponowany przez Kubę Wygnańskiego, a opierający się na założeniu konieczności wspólnej pracy nad jakością demokracji (i pośrednio przez to państwa). Kuba przypomina, że nie da się obronić demokracji bez wspólnego zaangażowania w demokrację właśnie i podsuwa propozycje działań (m.in. wysłuchania publiczne, narady obywatelskie). Ten rodzaj propaństwowego zaangażowania jest bardzo cenny i potrzebny – szczególnie w kryzysowych momentach takich jak teraz.
Praca, której nie widać
Tego rodzaju myślenie często spotyka się ze sprzeciwem. Skoro my – obywatele – potrafimy sami przyjąć uchodźców, to po co nam jeszcze państwo i zobowiązania na jego rzecz? Podatki, które płacimy trafiają do milionów ciężko pracujących osób w szkołach, szpitalach, urzędach itd. Wbrew popularnym mitom kontrowersyjne społecznie wydatki (takie jak Fundusz Kościelny, czy subwencja dla TVP) to w skali około bilionowych wydatków publicznych w Polsce nieistotny promil. Wydatki państwa to w pierwszej kolejności płace – zazwyczaj nisko opłacanych specjalistów w obszarach gdzie działanie państwa jest niezbędne (choćby powszechna edukacja czy służba zdrowia). Nadal za mało też docenia się ciężką pracę urzędników i urzędniczek, którzy realizują rozmaite zadania z obszaru zarówno stanowienia, interpretowania jak i stosowania prawa. Częstym doświadczeniem społeczników wchodzących do urzędów (najczęściej samorządowych) jest docenienie jak dużo istotnej pracy jest wykonywane i jak często jest ona niewidoczna dla zwykłych obywateli.
I koło się zamyka...
Liczne grono osób zżymających się na "dziadowskie państwo" w istocie wzmacnia i utwierdza ten sam wykoślawiony obraz.
Kto z nas chciałby więcej płacić za usługę z której nie jest zadowolony? Kto chciałby dłużej i ciężej pracować dla szefa, którego uważa za wykorzystującego go tyrana? Ten mechanizm trafnie opisują Maciej Gdula i Sławomir Sierakowski w raporcie "Koniec Hegemonii 500 plus”. Większość Polaków chciałoby żyć w europejskim państwie dobrobytu z silną rolą państwa. Tyle, że mało kto wierzy, że to możliwe w Polsce, skoro nasze państwo jest takie "dziadowskie". Tak kółko się zamyka.
Utwierdzając się w zakorzenionych w długim trwaniu stereotypach, możemy nie dostrzec jak wiele zmieniło się przez ostatnie dekady. Standardy obsługi w urzędach coraz mniej różnią się od tych w krajach zachodnich. Samorządy potrafią sprawnie zarządzać wsiami, miastami i miasteczkami. Jest masa przykładów świetnej współpracy społeczników z samorządami. W urzędach pracuje wiele mądrych i pracowitych ludzi.
Wydarzenia ostatnich tygodni to poza różnymi niedociągnięciami i trudnościami w komunikacji jednak zdecydowanie historia polskiego sukcesu, docenianego szeroko na świecie – sukcesu obywatelskiego ruchu pracującego na rzecz naszego wspólnego państwa. Ostatecznie wszyscy jedziemy na tym samym wózku, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Jacek Grzeszak – ekonomista, pracownik Polskiego Instytutu Ekonomicznego, a także współzałożyciel i członek Miasto Jest Nasze. Od 2014 do 2019 pracował w Fundacji Stocznia. Tt: @jacekgrzeszak
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.