Organizacje społeczne. Neutralne czy zaangażowane? Katarzyna Sadło: Wszyscy jesteśmy politykami
Organizacje społeczne, bez względu na to, w jakim obszarze działają, żyją z wolności i swobód obywatelskich. W ich interesie jest więc stała troska o nie tam, gdzie władza może chcieć je ograniczać. Jako podmioty aktywne w życiu społecznym, jesteśmy zbyt zależni od małej i dużej polityki, żeby sobie pozwolić na komfort programowego ignorowania jej.
Organizacje społeczne – neutralne czy zaangażowane? Czy to na pewno jest dobrze postawione pytanie? Zaangażowanie jest przecież istotą działalności społecznej, zamiast więc szukać dość oczywistej dla mnie odpowiedzi na pytanie „czy”, porozmawiałabym raczej o tym „w co?” oraz „jak?”. Bo to już takie oczywiste nie jest. Ale po kolei.
Politycznie apolityczni
Jak słusznie zauważa Edwin Bendyk, są organizacje, których podstawową misją jest angażowanie się w sprawy publiczne. A ponieważ wszystkie sprawy publiczne są u nas z założenia polityczne albo bardzo szybko zostają upolitycznione, siłą rzeczy zaangażowanie takich organizacji również jest polityczne. I nie ma w tym nic złego, bo od samego politycznego zaangażowania nie ma powodu uciekać, gdy jest to zaangażowanie w politykę rozumianą jako działanie na rzecz dobra wspólnego (choć tak postrzegają ją już chyba tylko niepoprawni idealiści).
Świetnym przykładem ze wszech miar pozytywnego zaangażowania politycznego – mam nadzieję, że Koleżanki i Koledzy mi wybaczą wymienienie ich w tym kontekście – jest wieloletnia działalność Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, która promując przejrzystość w życiu publicznym, wchodzi w obszar polityki, a nawet skutecznie ją zmienia.
Co więcej, wymuszając jawność na wszystkich uczestnikach życia publicznego, regularnie staje się doraźnym sojusznikiem raz jednej, raz innej partii, co jednak w żaden sposób nie wpływa na odbiór ich działalności. Watchdog Polska jest organizacją polityczną, bo działa w polityce, a jednocześnie apolityczną, bo nie ma własnych ambicji udziału we władzy. Bez wątpienia też jest apartyjna. Myślę nawet, że regularnie „nękane” przez nią partie i instytucje ponadpartyjnie zgodziłyby się, że byłoby im lepiej bez takich niekorumpowalnych strażników interesu publicznego patrzących politykom władzy (każdej!) na ręce.
Uwikłani w politykę
Henryk Wujec pisał: „Uważam, że politykiem jest każdy z nas, zgodnie z powiedzeniem, że jeśli nie zajmiesz się polityką, to polityka zajmie się tobą”. Jest to głęboko prawdziwe. Organizacje społeczne, bez względu na to, w jakim obszarze działają, żyją z wolności i swobód obywatelskich. W ich interesie jest więc stała troska o nie wszędzie tam, gdzie władza może chcieć je ograniczać. Milczenie, gdy ograniczana jest wolność zgromadzeń organizacji, z którą się głęboko nie zgadzamy, oznacza przyzwolenie na przyszłe ograniczanie wolności zgromadzeń nam samym. A doświadczenie uczy, że każda organizacja prędzej czy później może mieć powód do wyjścia na ulicę czy skorzystania z innych sposobów stawiania oporu władzy – tej czy kolejnej.
Nawet więc jeśli polityka nie jest naszą misją, to właśnie ona kształtuje zasady, na jakich będziemy mogli realizować nasze cele – często zresztą w sprawach zupełnie apolitycznych i apartyjnych.
Za przykład może posłużyć choćby pomysł sprzed kilku lat dotyczący likwidacji wolontariatu w hospicjach. Nie był on ani polityczny, ani wymierzony w konkretną organizację, gdyby jednak nie udało się go powstrzymać, uderzyłby w wiele z nich. Jako podmioty aktywne w życiu społecznym, jesteśmy zbyt zależni od małej i dużej polityki, żeby pozwolić sobie na komfort programowego ignorowania jej w każdym temacie.
Jednomyślne decyzje?
Wszyscy zgadzamy się chyba, że uczestniczkom protestów w ramach Obywatelskiego Strajku Kobiet nie wolno łamać rąk ani w żaden inny sposób naruszać ich praw obywatelskich oraz że prorządowe media nie mogą prowadzić wobec organizacji i jej liderki regularnej kampanii dezinformacyjno-dyfamacyjnej (że sobie pozwolę na ten językowy koszmarek) tylko dlatego, że nie akceptują ich postulatów czy formy protestów. Dużo trudniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie czy i jak zaangażować swoją organizację w sam protest. Nawet w sytuacji, gdy popierają go władze organizacji.
Każda organizacja ma przecież wielu różnych interesariuszy - w tym tych najważniejszych, czyli beneficjentów i członków – i nawet jeśli zarząd podejmie jednomyślną decyzję o zajęciu w imieniu organizacji stanowiska w kwestii politycznej czy światopoglądowej, zrobi to, chcąc nie chcąc, także w imieniu swoich członków czy beneficjentów.
Czy i jak zatem angażować organizację w bieżące spory polityczne, bez wikłania w nie osób, które być może zajęłyby stanowisko inne niż zarząd organizacji, jednak nie zostały o to zapytane, nie dałoby się też zapewne wypracować dobrych procedur uwzględnienia ich stanowiska?
To właśnie według mnie kluczowe pytanie w rozmowie o politycznym zaangażowaniu organizacji, o którym decydują liderzy, jednak zakładnikami ich politycznych czy światopoglądowych deklaracji są wszyscy członkowie, beneficjenci, darczyńcy. Choć nie mam dobrej odpowiedzi na to pytanie, chciałabym, aby wybrzmiało.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski. Świadczy usługi szkoleniowe i doradcze pod nazwą Projekciarnia (www.projekciarnia.pl).
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Debata "Organizacje społeczne. Neutralne czy zaangażowane?" jest częścią cyklu portalu ngo.pl i Badań Klon/Jawor POD LUPĄ, w którym bierzemy na warsztat wybrane zagadnienie dotyczące życia organizacji społecznych i przyglądamy mu się z różnych stron.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.