Młodzi warszawiacy i warszawianki mają mało wolnego czasu
Warszawska młodzież poszukuje możliwości włączania się w działania społeczne, ponieważ ma świadomość, że na tym zyska. Ci, którzy działają społecznie są potem bardziej zadowoleni ze swojej sytuacji zawodowej. Ale możliwość angażowania się poza szkołą to przywilej tych lepiej sytuowanych – z Marią Adamowicz i Wojciechem Gąsiorem z Fundacji Stocznia rozmawiamy o wynikach badań warszawskiej młodzieży.
Magda Dobranowska-Wittels, warszawa.ngo.pl: – Przeprowadziliście badania warszawskiej młodzieży. Raport z tych badań z jednej strony podważa niektóre stereotypy, które mamy zazwyczaj na temat młodzieży, ale z drugiej potwierdza to, co funkcjonuje w publicznym przekazie. Na przykład jeśli chodzi o stosunek młodzieży do szkoły, to jednak dla młodych osób jest ona źródłem stresu i nudy.
Wojciech Gąsior: – Przyglądaliśmy się szkole przede wszystkim jako instytucji społecznej. Podstawowa funkcja szkoły, edukacyjna, była na dalszym planie. Interesowało nas to, na ile młodzież odnajduje się w szkole, jak się w niej czuje, jak ona wpływa na ich ogólne samopoczucie. I rzeczywiście wyszło, że szkoła jest źródłem stresu i nudy, ale to nie cała prawda. Szkoła jest też miejscem, w którym młodzi odczuwają radość, prawie tak często jak nudę i czują się doceniani, choć już nieco rzadziej. Warto chyba jednak zaznaczyć, że wszystkie deklaracje naszych respondentów, czy to dotyczących stanów negatywnych, czy pozytywnych, są często uwarunkowane cechami socjodemograficznymi młodzieży.
Co to znaczy?
Wojciech Gąsior: – Jesteśmy socjologami, więc zwracamy uwagę na to, jaki wpływ ma status socjoekonomiczny rodziców na te odczucia, negatywne i pozytywne. Określaliśmy go głównie za pomocą poziomu edukacji rodziców.
Kluczowa obserwacja, jeżeli chodzi o zjawiska negatywne jest taka, że bycie dzieckiem z klasy ludowej lub posiadanie rodziców bez wyższego wykształcenia stanowi czynnik ryzyka.
Z kolei, gdy przyglądaliśmy się uczniom, którzy najczęściej czują się w szkole doceniani, to są to prawie wyłącznie uczniowie z rodzin o wysokim statusie ekonomicznym. A wśród uczniów, którzy nie czują się doceniani są prawie wyłącznie tacy, których rodzice nie mają wyższego wykształcenia.
Nasze badanie dotyczyło Warszawy, ale chcieliśmy wiedzieć, jak Warszawa wypada, po pierwsze, w porównaniu do reszty Polski, a po drugie, Polska w porównaniu do pozostałych państw. Dlatego odnosiliśmy nasze wyniki do innych badań. W Polsce takie badania prowadzi CBOS.
Znaleźliśmy w nich przesłanki za tym, że młodzież w Warszawie stresuje się bardziej i jest w gorszej sytuacji psychicznej niż ich rówieśnicy z innym miast w Polsce.
Kolejnych przesłanek za tą tezą dostarczają też badania międzynarodowe, które często pokazują różne miary dobrostanu w przekrojach przez miejsce zamieszkania. Na przykład w badaniach Światowej Organizacji Zdrowia możemy porównać, jak wypada młodzież z obszarów wiejskich i metropolitalnych w poszczególnych krajach. Nie mamy w tych badaniach informacji o samej Warszawie, ale dostrzegamy ogólnie niższy poziom dobrostanu młodzieży z dużych ośrodków. Badania Światowej Organizacji Zdrowia pokazują też wyraźnie, że o ile pod względem ogólnych wyników edukacyjnych ostatnie dekady w Polsce są okresem relatywnego sukcesu (co wiemy z innych badań, np. PISA), to jeżeli chodzi o poczucie wsparcia ze strony nauczycieli, Polska jest na ostatnim miejscu tego rankingu. A jeżeli chodzi o poczucie wsparcia ze strony rówieśników, to jest na czwartej pozycji od końca.
W Warszawie te wyniki się potwierdzają? Dzieci nie dostają w szkole wsparcia emocjonalnego od nauczycieli?
Maria Adamowicz: – Ponad 60% naszych badanych zadeklarowało, że w ich szkole znajduje się osoba dorosła, do której mogą zwrócić się o pomoc w trudnej sytuacji. Wydaje się jednak, że to wciąż zbyt mało.
Chciałabym jeszcze wrócić do kwestii odczuwanego w szkole stresu i przyjrzeć się jego źródłom. Badanie ilościowe pozwoliło nam zaobserwować związek pomiędzy wysokością ocen a poziomem odczuwanego stresu.
Okazuje się, że uczniowie z oceną dostateczną i niższą częściej denerwują się i stresują. Do źródeł stresu wymienianych przez naszych rozmówców w badaniu jakościowym należą również ważne egzaminy, odpytywanie na forum klasy, poczucie przeciążenia nadmiarem obowiązków. Niestety, takim czynnikiem bywają również nieprzewidywalne lub nawet agresywne zachowania niektórych nauczycieli – takie jak krzyk, rzucanie kredą. W przypadku tzw. dobrych uczniów stresująca jest również towarzysząca im potrzeba utrzymania dobrej opinii.
W trakcie rozmów młodzi narzekali również na to, że w swoich szkołach zbyt często spotykają się z kontrolą i dyscypliną, której przyczyn nie rozumieją. Obowiązuje ich m.in. zakaz korzystania z telefonu w szkole, zakaz wychodzenia do toalety w trakcie lekcji, zakaz ubierania się i malowania w jakiś konkretny sposób, zakaz spożywania posiłków i napojów w trakcie zajęć. Zapewne z punktu widzenia pedagogicznego istnieje wiele słusznych argumentów na rzecz niektórych z tych rozwiązań. Nie dyskutuję z tym. To, co jednak niepokoi, to fakt, że te zasady nie zostały wprowadzone w dialogu z uczniami. Nie mieli wpływu na ich kształt, nikt też nie tłumaczył im, z czego wynikają i jaki jest ich cel. Dlatego uczniowie buntują się przeciwko tym zasadom.
Uczniowie mają też poczucie, że szkolne prawa i obowiązki nie obowiązują wszystkich w taki sam sposób. Nie raz moi rozmówcy wspominali, jak w trakcie pandemii podchodził do nich nauczyciel bez maski i mówił: „Proszę założyć maskę”. A takich przykładów jest więcej.
Wiele się obecnie mówi o tym, że kompetencją przyszłości jest umiejętność współpracy, tymczasem w Waszych badaniach doświadczenie współpracy z nauczycielami na rzecz wprowadzenia zmiany w szkole wypada słabo…
Maria Adamowicz: – Tylko 44% uczniów deklarowało, że w ich szkole zdarzyło im się współpracować z dorosłymi, żeby zmienić coś w jej funkcjonowaniu. A 47%, czyli nieco mniej niż połowa, twierdziło, że nauczyciele doceniają ich pomysły. Tymczasem uczniowie chcą wpływać na swoje otoczenie, kształtować obowiązujące ich prawa. Inaczej mają poczucie niesprawiedliwości i nie utożsamiają się z tym, co jest im narzucane.
Społeczności szkolne mają więc do wykonania bardzo ważną pracę na rzecz budowy kultury dialogu. Oczywiście istnieją wspaniałe placówki i wspaniali pedagodzy, którzy rozmawiają ze swoimi uczniami na temat ich problemów, organizują debaty, spotkania, warsztaty o prawach i obowiązkach. Ale jest też wiele szkół, w których na to nie ma czasu, chęci, przestrzeni… W rezultacie wszyscy grają w tę samą grę: z jednej strony dyscyplinę i kontrolę, z drugiej – bunt przeciwko tym zasadom. Nikt nie dąży do wypracowania wspólnych rozwiązań. Dobrze by było to zmienić, z korzyścią dla wszystkich.
Powiedzieliśmy o źródłach stresu i dyskomfortu w szkole, ale wspomniał pan, że podobna liczba respondentów mówiła, że czuje się w szkole doceniana i ma radość z tego, że chodzi do szkoły. Co jest źródłem tych pozytywnych odczuć i emocji? Z czego młodzi się cieszą, gdy idą do szkoły?
Maria Adamowicz: – Szkoła na przykład jest miejscem nawiązywania znajomości i przyjaźni, przede w przypadku młodszych uczniów. A nasze badanie pokazało, że relacje i rodzina są dla młodych, na tle innych obszarów życia, największym źródłem satysfakcji i zadowolenia w życiu. Szkoła daje młodym również możliwość uczestniczenia w zajęciach (także dodatkowych), które ich interesują. Uczniowie doceniają zajęcia, na których wiedza podawana jest w atrakcyjny sposób oraz nauczycieli, którzy prowadzą tego typu lekcje. W rezultacie szkoła jest dla nich miejscem odkrywania zainteresowań, predyspozycji, talentów.
Wróćmy jeszcze na chwilę do relacji między nauczycielami a uczniami. Jedną z rekomendacji z tych badań jest powołanie instytucji miejskiego rzecznika lub rzeczników praw uczniów i uczennic. W raporcie napisali Państwo, że sami uczniowie uważają, że taka osoba powinna mieć możliwość stosowania przymusu wobec nauczycieli, że bez konkretnych kompetencji i umocowań, które by pozwalały w jakiś sposób ukarać nauczyciela to nie zadziała. To dość symboliczne.
Maria Adamowicz: – Tak. To jest właśnie konsekwencja tych zasad opartych na dyscyplinie i kontroli.
Uczniowie nie wyobrażają sobie innej możliwości wpływania na nauczycieli niż poprzez kontrolę, karę. Prawdopodobnie mają też obawę i być może doświadczenie, że kiedy dzieje im się coś złego, kiedy odczuwają jakąś trudność na terenie szkoły, to ich apel pozostaje albo nieusłyszany, albo ignorowany. Kiedy spojrzymy na to z takiej perspektywy, potrzeba posiadania realnych możliwości wpływu na zachowanie nauczycieli wydaje się więc zrozumiała.
Niemniej, niełatwo będzie Miastu zmierzyć się z tym wyzwaniem. Jak powołać skuteczną instytucję, która realnie będzie wspierała uczniów i nauczycieli, ale w taki sposób, by nie kojarzyła się ona z zewnętrznym „nalotem” na szkołę? Formalnie jest to zresztą pewnie niemożliwe, aby taki rzecznik mógł ukarać nauczyciela, ponieważ nie jest jego przełożonym.
Wojciech Gąsior: – Nie wszyscy uczniowie uważają, że taki rzecznik powinien mieć funkcje dyscyplinujące. Rzeczywiście wielu uczniów, zapytanych o tę instytucję, próbuje odtworzyć relację uczeń–nauczyciel, chcą takiego nauczyciela dla nauczycieli, kogoś, kto będzie mógł ich zdyscyplinować i może odpłacić pięknym za nadobne. Natomiast nie wszyscy tak myślą, ale mają problem z opisaniem, jak mogłaby wyglądać alternatywa. To jest w ogóle bardzo trudne pytanie, jak zaprojektować taką nową instytucję publiczną, żeby nie była fasadowa, a była sprawcza. Sami nie do końca wiemy, jak taka instytucja powinna wyglądać, więc trudno, żeby wiedzieli to uczniowie.
Z uczniami rozmawialiśmy również o roli psychologów i pedagogów w szkole i z tych rozmów płyną wnioski dla instytucji rzecznika. Ta instytucja – psycholog szkolny – również nie ma jeszcze jasno określonej roli w szkole. Niektórzy uczniowie im nie ufają, ponieważ postrzegają jako część systemu. Są i tacy, którzy postrzegają psychologów jako kompletnych outsiderów, nie mających z tego powodu żadnej mocy sprawczej. To jest kolejne niebezpieczeństwo. Wydaje się, że rzecznik mierzyłby się z podobnymi wyzwaniami – co zrobić, żeby skutecznie reprezentować interesy uczniów i pozostać wiarygodnym partnerem dla nauczycieli. Zaprojektowanie takiej instytucji jest wyzwaniem i wymaga szczególnej wrażliwości.
W raporcie sporo miejsca poświęcacie także młodzieży pracującej. Wyniki badań obalają mit, że młodzież nic nie robi, tylko się bawi. Znaczna grupa młodych, którzy już mogą, pracuje.
Wojciech Gąsior: – Połowa. Z naszych badań wynika, że ponad połowa młodych dorosłych pracuje. Mniej więcej jedna piąta łączy pracę ze studiami. Praca i stosunek do pracy to jest coś, co najbardziej młodych różnicuje.
Ogólny wniosek płynący z naszych badań jest taki, że wszyscy młodzi, zarówno ci pracujący, jak i niepracujący, są bardzo zajęci i mają mało czasu wolnego.
Ci młodzi, którzy pracują są relatywnie niezadowoleni ze swojej sytuacji zawodowej. Nie mówimy tutaj o pracy, bo gdy pytamy o pracę, to większość udziela odpowiedzi, że raczej ją lubi. Mówimy o ogólnej sytuacji zawodowej, związanej z poziomem wykształcenia, poziomem kompetencji, które posiadają, perspektywami na przyszłość. Z tego obszaru życia młodzi są zadowoleni stosunkowo najmniej w porównaniu do szkoły, do rodziny, do relacji, do miejsca zamieszkania.
Na stosunek do pracy bardzo wpływają oczekiwania. W przypadku młodzieży o stosunkowo niskim statusie ekonomicznym zadowolenie z pracy jest istotnie wyższe niż w przypadku pozostałych młodych ludzi. Przypuszczamy, że oni są zadowoleni, bo w ogóle mają pracę, mają możliwość utrzymania się, zapłacenia rachunków. Natomiast w przypadku młodzieży z rodzin bogatszych i lepiej wykształconych wyraźnie widać, że oni swojej pracy nie lubią. Pracę mniej lubią też studenci. Jest to przykry obowiązek, konieczność, aby przeżyć w Warszawie. Praca często ma niewiele wspólnego z ich zainteresowaniami, planami życiowymi, z tym, co robią na uczelni.
Maria Adamowicz: – Badanie ilościowe pokazało nam również, że poziom zadowolenia z wykonywanej pracy jest związany z faktem podejmowania dodatkowych inicjatyw w przeszłości.
Działalność w samorządzie klasowym, jakaś aktywność polityczna, prowadzenie działań społecznych i charytatywnych w dzieciństwie zwiększają prawdopodobieństwo satysfakcji z aktualnie posiadanej pracy. Podobnie doświadczenie organizacji wydarzenia lub projektu na rzecz jakiejś sprawy zwiększa prawdopodobieństwo, że badany postrzega swoje miejsce pracy jako stwarzające warunki do rozwoju.
Nawet nastolatkowie, nieobecni jeszcze na rynku pracy, mają świadomość, że podejmowanie dodatkowych przedsięwzięć po prostu się opłaca: rozwija umiejętności, kompetencje społeczno-emocjonalne, dobrze wygląda w CV.
Czy za tą wiedzą idzie praktyka? Czy oni szukają takich możliwości, podejmują takie działania?
Maria Adamowicz: – Szukają. Nasze badanie potwierdza to, co wynika z badań CBOS. Odsetek osób zaangażowanych, deklarujących przynależność do jakiegoś typu organizacji w naszym badaniu wyniósł 32%, a w CBOS 33%. Młodzi sympatyzują też z różnymi mniej formalnymi formami angażowania się: wolontariat akcyjny, marsze, zbiórki publiczne, zbiórki na platformach internetowych. Jak wspomniałam jednak przed chwilą dla naszych rozmówców liczy się nie tylko idea – ważna jest również osobista korzyść wynikająca z tego zaangażowania. Ta korzyść może polegać na osiągnięciu lepszej pozycji edukacyjno-zawodowej, ale może również sprowadzać się do poczucia dobrej zabawy, dobrego spędzenia czasu. Nie raz słyszeliśmy, jak ważna jest obecność znajomych, darmowe upominki, poczęstunek, koncert. Dlatego też m.in. rozpoznawalnością i popularnością wśród badanych cieszyła się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Niektórzy młodzi mają również potrzebę wiedzieć, na co konkretnie przekłada się ich czas, ich pieniądze. Dlatego wolą przelewać środki na określony cel lub angażować się np. w Szlachetną Paczkę, która pozwala kontrolować to do kogo trafia nasza pomoc.
Wojciech Gąsior:
– Do związku między pracą a zaangażowaniem społecznym dodałbym, że ta możliwość angażowania się w różne działania społeczne jest pewnym przywilejem.
Grupa młodych ludzi, przeważnie z zamożniejszych domów, których rodzice są lepiej wykształceni, może sobie po prostu pozwolić, żeby nie pracować w okresie wczesnej młodości albo pracować w bardzo ograniczonym wymiarze. I wtedy mogą się oddać jakiemuś celowi społecznemu. To jest to mniej optymistyczne przesłanie, które płynie z naszych badań: pokazuje, że osoby, które deklarują satysfakcję z pracy i wcześniej angażowały się społecznie, od najmłodszych lat po prostu miały taką szansę, żeby się społecznie zaangażować. Nie musiały poświęcać swojego czasu na pracę za ladą albo przy zmywaku. Dzięki temu wynoszą z tego swojego zaangażowania społecznego wymierne korzyści, kapitał społeczny, kulturowy, umiejętności, które potem przekładają się na to, że pracują w ciekawszych miejscach, wykonując ciekawsze zajęcia.
Często słyszy się, że młodzi mało angażują się w działania na rzecz miasta, zmiany w mieście, w swoim otoczeniu. Czy Wasze badania to potwierdzają?
Wojciech Gąsior: – Pytaliśmy młodych o poczucie sprawczości odnośnie różnych instytucji: działań rządu, działań międzynarodowych korporacji, szkoły, dzielnicy, miasta. Wyniki pokazują, że to poczucie sprawczości jest uwarunkowane odległością od danej instytucji.
Młodzi mają stosunkowo wysokie poczucie sprawczości w ramach szkoły, swojej uczelni, a potem ono się obniża. W przypadku korporacji, rządu to jest zaledwie kilkanaście procent. Poczucie wpływu na działania władz miejskich i dzielnicowych ma nieco ponad jedna piąta młodych – więcej niż w przypadku rządu, mniej niż w przypadku szkoły.
Poczucie sprawczości w przypadku miasta jest wyraźnie wyższe niż w przypadku instytucji na poziomie krajowym, ale wciąż dość niskie, szczególnie biorąc pod uwagę, że młodzi ludzie dostrzegają wokół siebie mnóstwo problemów. I potrafią te problemy nazwać. Widzą różne patologie związane na przykład z sytuacją mieszkaniową. Rozumieją, że to, iż w Warszawie nie stać ich na zakup mieszkania jest głębokim systemowym problemem, który nie jest związany z ich indywidualnymi deficytami. Podobnie widzą na przykład kwestię zdrowia psychicznego, jako problem systemowy, który jest zaniedbany zarówno na poziomie krajowym, jak i miejskim.
To porozmawiajmy teraz o podejściu młodych do mediów społecznościowych, do życia online. Jest przekonanie, że młodzi głównie funkcjonują teraz w wirtualnej rzeczywistości. Sytuacja pandemiczna i lockdowny to zapewne spotęgowały. Ale jak wyczytałam w Państwa raporcie, to nie do końca tak wygląda. Młodzi mają bardzo dużo kontaktów z rówieśnikami w realu.
Maria Adamowicz: – To prawda. W tygodniu młodzi spędzają ze znajomymi niemal tyle samo czasu online co offline, ale w weekendy wciąż częściej widują się twarzą w twarz. Wybierają kontakt na żywo wtedy, kiedy mają na niego więcej czasu. Niemniej, rzeczywistość online faktycznie stanowi dla nich naturalną przestrzeń do spotkania.
W naszym raporcie proponujemy jednak odejście od podziału na życie towarzyskie w realu i w internecie. Okazuje się, że istnieją przestrzenie online, w których jakość kontaktu nie różni się tak bardzo od tego, który nawiązujemy w bezpośrednim kontakcie. Niektórzy nasi badani to właśnie w sieci znajdują przyjaciół, rozwijają te relacje, spędzają ciekawie czas, pielęgnują wspólne zainteresowania.
W ramach badania zidentyfikowaliśmy cechy miejsc atrakcyjnych dla młodych ludzi – takich, w których lubią spędzać czas. Te cechy to m.in. niski próg wejścia (a więc m.in. brak kosztów lub niewielkie koszty, jakie trzeba przekazać, aby skorzystać z tej przestrzeni), różnorodność oferty, elastyczność panujących reguł.
Co ciekawe zauważyliśmy, że zdaniem części naszych badanych cechy te posiada Discord. Okazuje się, że nie jest to tylko komunikator do wieloosobowej gry online. To również miejsce, w którym toczą się dyskusje, w którym każdy może mieć swoją przestrzeń o takim półprywatnym charakterze, czyli tzw. kanał lub serwer, na który zaprasza wybranych znajomych. Tych osób nie podsuwa więc algorytm, tak jak to się dzieje na Facebooku. Na Discrodzie w dobrym tonie jest również tworzenie reguł korzystania z danego kanału oraz stosowanie się do nich. Młodzi mają spore poczucie wpływu na tę przestrzeń, a więc tego, czego w szkole zbyt często im brakuje.
Wojciech Gąsior: – O atrakcyjności Discorda decyduje to, że on ma pewne cechy prawdziwego, fizycznego miejsca. Nie jest to tylko forum, nie jest to tablica ogłoszeń, ale to jest wirtualne miejsce, do którego wchodząc, nigdy nie jest się pewnym, kto tam będzie w danej chwili, z kim będzie można porozmawiać. To jest taki element ekscytacji, podobny do tego, jak się wchodzi do ulubionej kawiarni, w której często spotyka się swoich znajomych. Może tam będą, może ich nie będzie. To jest bardziej bezpośrednia relacja niż w przypadku forum internetowego. Ci ludzie rzeczywiście są razem w tym samym czasie, w tym samym miejscu.
Maria Adamowicz: – Na koniec warto jednak zaznaczyć, że praktyki związane z korzystaniem z mediów społecznościowych, czy w ogóle z internetu, były tylko jednym z wielu obszarów naszego badania. Istnieją raporty, na które zresztą się powołujemy, poświęcone wyłącznie tej tematyce, w których opisane zostały również zagrożenia związane z funkcjonowaniem w rzeczywistości online. Ta kwestia nie była jednak przedmiotem naszego badania.
Niemniej nasi rozmówcy nierzadko podkreślali, że z mediów społecznościowych trzeba rozważnie korzystać. Przykładowo: Facebook jest wciąż używamy przez młodych dosyć powszechnie, choć bez entuzjazmu. Atrakcyjność Facebooka spada, bo jest to najbardziej publiczne medium, na którym, ze względu na duże grono niekiedy przypadkowych znajomych, młodzi nie chcą umieszczać prywatnych treści. Dlatego do kontaktów z najbliższymi młodzi świadomie używają innych kanałów.
Docieramy do wątku spędzania wolnego czasu. Z jednej strony, z państwa badań wynika, że młodzi ludzie są w Warszawie bardzo zajęci, wbrew pozorom mało mają czasu wolnego. W ciągu tygodnia to jest około trzech godzin dziennie, w weekend – osiem do dziewięciu, a też nie zawsze. Jak oni spędzają ten czas wolny? Gdzie chodzą?
Maria Adamowicz: – Spotykają się ze znajomymi i zajmują się swoimi pasjami. Uprawiają sport.
Wojciech Gąsior: – Te wnioski z badania nie są szczególnie zaskakujące. Wiedzieliśmy zresztą, że nie odkryjemy tutaj nieznanej wcześniej wiedzy na temat zachowań młodych ludzi w wolnym czasie.
Udało nam się natomiast zidentyfikować kilka miejsc, które cieszą się dużą popularnością wśród nich. To są centra handlowe, co też nie jest zaskoczeniem. Ale warto pamiętać, że popularności tych miejsc nie należy wiązać z konsumpcjonistycznym stylem życia młodych ludzi, tylko z faktem, że to są jedne z nielicznych miejsc, które oferują młodym ludziom dużo możliwości i szeroką ofertę.
To są miejsca, w których można coś zjeść i spotkać się ze znajomymi. Zasady korzystania z przestrzeni centrum handlowego są nie do końca określone, więc młodzi są w stanie w ramach tego relatywnie szerokiego marginesu swobody znaleźć dla siebie miejsce w tych przestrzeniach. To pozwala im czuć się swobodnie.
A jeżeli chodzi o konkretne miejsca na mapie Warszawy, w których można młodych ludzi znaleźć, to – co być może niektórych ucieszy – jest na przykład Biblioteka Uniwersytecka oraz Biblioteka Narodowa. W przypadku Biblioteki Narodowej funkcja biblioteczna jest decydująca,
natomiast w przypadku BUW-u o atrakcyjności decyduje wielofunkcyjność tego miejsca. Trochę, mówiąc szczerze, jak w przypadku galerii handlowych. To jest miejsce, w którym można łączyć spotkania ze znajomymi z pobytem na łonie przyrody, z jedzeniem, z nauką… Młodzi potrzebują takich wielofunkcyjnych przestrzeni, które pozwalają im łączyć ze sobą różne obszary życia, dla nich najważniejsze. Towarzyskie, akademickie, zawodowe, relaks, odpoczynek.
Mnie zastanowiło, że młodzież nie korzysta ze źródeł informacji, żeby znaleźć jakieś ciekawe wydarzenia, w których mogą wziąć udział, tylko raczej są to decyzje podejmowane spontaniczne. Liczy się to, żeby się spotkać ze znajomymi, a gdzie i co będą robić, to już trochę mniej…
Maria Adamowicz: – Rzeczywiście, młodzi ludzie rzadko obserwują dedykowane strony czy profile na FB, które miałyby podpowiedzieć im, co warto zrobić ze swoim wolnym czasem. Częściej kierują się do miejsc poleconych im przez znajomych lub przez Facebooka – nawet nie wiedzą kiedy i w jaki sposób. Zazwyczaj szukają też na mapach google'owskich konkretnego typu miejsca, które ich interesuje. Powszechność tych strategii doprowadziła nas do wniosku, że
pozycjonowanie w wyszukiwarkach oferty dla młodych, jak i umieszczanie płatnych reklam na mediach społecznościowych jest naprawdę istotne. Jeżeli chce się dotrzeć z komunikatem do młodych, należy też bywać w miejscach, w których oni spędzają swój czas – w parkach, w galeriach handlowych, na obiektach sportowych, w klubach rozrywki, nad Wisłą. Trzeba niemało wysiłku, aby informacja o naszej działalności pojawiła się w zasięgu wzroku młodych warszawiaków. Bo oni nie będą nas szukać. To po prostu musi jakoś do nich trafić.
Wasze badania były realizowane w związku z pracami nad polityką młodzieżową, prowadzonymi przez m.st. Warszawę. Projekt polityki był m.in. prezentowany na posiedzeniu Warszawskiej Rady Pożytku Publicznego. Podczas tej prezentacji zwrócono na przykład uwagę na to, że w czasie konsultacji projektu młodzi zgłaszali potrzebę prawa i przestrzeni do popełniania błędów. Chcieliby mieć wpływ na różne działania, podejmować te działania, ale żeby to było na zasadzie eksperymentu. Jeżeli coś nie wyjdzie, bo ma prawo, to żeby nie odbierać im szansy na przyszłość. Czy w Waszych badaniach też coś takiego wybrzmiało?
Wojciech Gąsior: – Potrzebę prawa do błędów można interpretować na dwóch płaszczyznach: psychologicznej i poznawczej. W przypadku psychologicznej uczniom doskwiera, że szkoła jest ciągłym biegiem od egzaminu do egzaminu – biegiem przez płotki, w którym jedno potknięcie rzeczywiście może zaważyć na dalszych losach edukacyjnych i zawodowych.
Maria Adamowicz: – Pokłosiem tego jest bunt wobec ocen i stres związany z ocenami. Oceny jednoznacznie rozstrzygają pewne kwestie: w tę albo w drugą stronę. Wiemy, z czego bierze się potrzeba wystawiania ocen i mierzenia efektów nauczania. Uczniowie czują jednak, że ich osiągnięcia nie zawsze przekładają się na to, jaką ocenę otrzymali. A ostatecznie to, czy dostaną się np. na uczelnię od tych ocen zależy. To powoduje oczywiście napięcie.
Wojciech Gąsior: – Z kolei potrzeba prawa do błędów na płaszczyźnie poznawczej wybrzmiewa w badaniu, które właśnie zakończyliśmy i opublikujemy w najbliższych dniach. To był projekt badawczy poświęcony pracowniom makerskim. To są pracownie, warsztaty, w których pasjonaci majsterkowania, nowych technologii mogą się spotykać i wspólnie pracować nad różnymi projektami. W tym badaniu wątek prawa do popełniania błędów, szczególnie w przypadku młodych ludzi, wybrzmiewa bardzo silnie.
W tych pracowniach wielu młodych ludzi po raz pierwszy spotyka się z trybem edukacji, w którym oczekuje się od nich nieliniowych i nieoczywistych sposobów rozwiązywania różnych problemów, zachęca do eksperymentowania i nie gani za błędy. Tymczasem szkoła zbyt często jest nastawiona na tryb odtwórczy. Samo badanie zrodziło się z naszego przekonania, że brakuje takich przestrzeni, w których edukacja ma charakter otwarty, gdzie młodzi rzeczywiście mogą pracować nad problemami, które może w ogóle nie mają dobrych rozwiązań albo nie mają oczywistych rozwiązań. Takie miejsca są bardzo potrzebne, a w polskim systemie edukacji jest ich wciąż zbyt mało. Dlatego im więcej takich przestrzeni, tym większa szansa, że prawo do popełniania błędów, o którym Pani wspomniała, zostanie młodym przywrócone.
Maria Adamowicz – absolwentka socjologii Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. W Stoczni zajmuje się ewaluacją programów społecznych, badaniami społecznymi, szkoleniami i doradztwem strategicznym. Współpracuje głównie z organizacjami pozarządowymi oraz samorządami.
Wojciech Gąsior – absolwent Socjologii w Instytucie Socjologii UW, Socjologii na Uniwersytecie w Amsterdamie oraz Interdyscyplinarnych Studiów Europejskich w Kolegium Europejskim w Natolinie. Badacz i koordynator projektów badawczych. Specjalizuje się w badaniach ilościowych. Doświadczenie zdobywał w organizacjach pozarządowych, Parlamencie Europejskim i Ministerstwie Cyfryzacji.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23