Fundacje finansowane z prywatnych pieniędzy nie powinny wyręczać państwa [wywiad]
– Nie chodzi o to, co mamy osiągnąć, tylko dlaczego w ogóle w to wchodzimy. To jest bardzo ważne wbrew pozorom, bo jeżeli sobie poważnie na pytanie nie odpowiemy, to istnieje ryzyko, że budujemy coś nietrwałego – o współczesnej polskiej filantropii, jej relacjach z organizacjami społecznymi i wyzwaniach, które stoją przed jednymi i drugimi rozmawiamy z dr. Igorem Czerneckim, prezesem Fundacji EFC.
Cykl „Filantropia na każdą kieszeń” powstał we współpracy z Forum Darczyńców. Przyglądamy się w nim nowoczesnej filantropii. Zobacz inne materiały z tego cyklu >.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Niedawno publikowaliśmy w portalu wywiad z Magdą Pękacką z Forum Darczyńców, która powiedziała w nim m.in., że jej zdaniem Polska ma potencjał, aby stać się jednym z liderów filantropii w Europie Środkowo-Wschodniej. Czy Pan się zgadza z taką opinią?
dr Igor Czernecki, prezes Fundacji EFC: – Może ze względu na liczebność ludzi… Czy my jako Polacy mamy jakiś gen miłości do innych bardziej wyraźny niż ma to miejsce w genotypie Czechów czy Węgrów? Nie wiem. Ale na pewno jesteśmy dużym państwem, więc w pewnym sensie trochę ta odpowiedzialność na nas spoczywa, choć mam wrażenie, że takie kraje jak Czechy w bardziej zaawansowany sposób myślą o filantropii niż my. Myślę więc, że na razie doganiamy naszych sąsiadów ze środkowej Europy.
Często w swoich wypowiedziach zwraca Pan uwagę na to, że w Polsce na arenę wchodzi drugie lub nawet trzecie pokolenie ludzi, którzy chcą jakoś mądrze przeznaczać swój majątek na cele społeczne. Pan i Pana brat jesteście tego przykładem.
– A to muszę tutaj trochę skorygować to, co Pani powiedziała. Rzeczywiście od jakiegoś czasu zwracam uwagę, że
pierwszy raz od dwustu lat mamy w tym regionie Europy sytuację, w której jedno pokolenie przekazuje drugiemu pokoleniu majątek w ramach suwerennych państw.
Rozbiory, potem jedno pokolenie międzywojenne, wojna, komunizm. Nie mamy w tym regionie doświadczenia, jak się przekazuje majątki w kontekście myślenia o ciągłości państwa oraz odpowiedzialności społecznej i obywatelskiej, która z tego wynika. To nie chodzi więc o drugie czy trzecie pokolenie, ale o to, że ma to miejsce po raz pierwszy od dwustu lat. Stąd w ogóle wyszło Philanthropy for Impact.
A druga sprawa, my z bratem nie wydajemy swoich pieniędzy, tylko pieniądze fundacji. W tym sensie więc może nie jesteśmy przykładem filantropów, co raczej osób, które po prostu działają w trzecim sektorze i mają pewną wrażliwość społeczną.
To nie jest takie powszechne, żeby osoby prowadzące fundacje, które zostały ufundowane przez to pierwsze pokolenie, miały poczucie tożsamości z trzecim sektorem…
– Zgadzam się, to też jest jeden z celów naszej pracy w Philanthropy for Impact.
Uważam, że jest w Polsce problem, polegający na tym, że jest grupa ludzi z możliwościami, którzy zaczynają myśleć o tym, żeby działać w obszarze społecznym, ale często nie znają środowiska organizacji społecznych, nie mają go rozpoznanego i w praktyce ma to różne efekty.
Czasami powstają – mimo wszystko – sensowne rzeczy, ale często jest tak, że można byłoby zrobić dużo więcej i dużo szybciej wspierając mądrych ludzi w środowisku, którzy już od dawna działają i pracują na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Tutaj faktycznie brakuje rozpoznawalności. W tym sensie moja pozycja jest trochę unikatowa: nie jestem ani przedsiębiorcą, ani działaczem społecznym. Jestem gdzieś pośrodku: mam kontakt ze środowiskiem przedsiębiorców i startupowców i też – ze względu na fakt, że prowadzę od lat fundację, wcześniej w roli przewodniczącego rady, teraz prezesa – mam kontakt ze środowiskiem organizacji społecznych.
W naszym cyklu, który właśnie zaczynamy publikować w portalu ngo.pl, chcemy podkreślać, że filantropia powinna być rozumiana jako działania długofalowe, nastawione na efekt i wpływ. Chciałam więc zapytać, jak to było u Państwa w fundacji, ponieważ Waszą misją od początku było rozpowszechnianie edukacji. Wspieraliście młodzież poprzez stypendia, mieliście programy dla nauczycieli i nagrody dla naukowców. Teraz to się zmienia…
– To prawda. Od jakiegoś czasu rozumiemy swoją rolę jako organizacji, która wspiera demokratyczną wspólnotę. Nasze działania stricte edukacyjne to jest tylko jeden element. Działamy także, między innymi udzielając grantów, w obszarze wspierania humanistyki w Polsce. Powoli opowiadamy już o sobie na nowo.
A wracając do naszej historii… Mój ojciec zrobił coś bezprecedensowego – nie tylko w regionie, ale w ogóle wtedy na świecie – przekazując większość majątku na fundusz żelazny fundacji. To było dwa lata przed powstaniem amerykańskiego Giving Pledge (inicjatywa najbogatszych Amerykanów, którzy zobowiązali się przekazać większość swoich majątków na rzecz rozwiązywania ważnych problemów społecznych - https://givingpledge.org/about – przyp. red.). Zbudował fundację, której głównym działaniem był program stypendialny Horyzonty. To była odpowiedź na diagnozę mojego ojca odnośnie pierwszych lat neoliberalizmu w Polsce i sytuacji, w której znaleźli się mieszkańcy wsi, pozostawieni w tyle. Co ciekawe: mój ojciec był z krwi i kości liberałem ekonomicznym, ale miał wrażliwość na to, co się dzieje na wsi. Wynikało to chyba z działalności jego ojca, prof. Romana Czerneckiego, patrona fundacji, który wiele lat spędził, w czasie okupacji i po wojnie, pracując z młodzieżą z terenów wiejskich, budując tam szkołę.
Skąd zatem ta zmiana?
– W kontekście tego historycznego momentu, w którym powstają nowe fundacje i majątki przechodzą z pokolenia na pokolenie albo przechodzą do fundacji, jak w przypadku naszej rodziny, staram się zwracać uwagę, że tutaj jest więcej pracy do wykonania niż tylko powołanie fundacji, jej zarejestrowanie i obsadzenie władz zarządczych. To wszystko jest stosunkowo proste i każdy przedsiębiorca, każda osoba, która ma jakiekolwiek doświadczenie, może to zrobić bez najmniejszego kłopotu.
Wyzwanie i to, co myślę, jest niedoceniane jako ważny krok, dotyczy rzeczy miękkich. To znaczy przede wszystkim odpowiedzenia sobie na fundamentalne pytanie o motywacje do działania, coś co po angielsku nazywa się purpose i co błędnie w języku polskim jest tłumaczone jako „cel”, a zupełnie nim nie jest.
Nie chodzi o to, co mamy osiągnąć, tylko dlaczego w ogóle w to wchodzimy. To jest bardzo ważne wbrew pozorom, bo jeżeli sobie poważnie na pytanie o purpose nie odpowiemy, to istnieje ryzyko, że budujemy coś nietrwałego.
Albo dlatego, że w pewnym momencie zaczniemy się interesować czymś innym, albo dlatego, że brak jasności co do fundamentów spowoduje, że kolejne pokolenie będzie błądziło we mgle.
Podobnie jak istotny jest element przywództwa. I tutaj nie chodzi o to, że każdy założyciel fundacji musi być jej dyrektorem albo musi być aktywny pięć dni w tygodniu w tej fundacji, ale musi wiedzieć po pierwsze, w jakim stopniu chce być aktywny i jasno sobie na to odpowiedzieć, a po drugie – umieć zaangażować inne osoby i dać im poczucie sprawczości, żeby czuli się odpowiedzialni za ten projekt. To dotyczy zarówno pracowników fundacji, jak i rodziny, co jest bardzo ważne i trudne, ponieważ budowanie takiej organizacji i dawanie prawdziwej sprawczości rodzinie jest delikatną sprawą.
Jestem wielkim zwolennikiem myślenia o tym długofalowo.
Nie każdy musi się ze mną zgodzić, ale uważam, że naszą – czyli fundacji finansowanych z prywatnych pieniędzy – rolą nie jest wyręczanie państwa. Oczywiście, czasami trzeba coś po prostu zrobić, bo ktoś jest w potrzebie i zignorowanie tego byłoby zwykłym draństwem, ale co do zasady uważam, że nie powinniśmy wyręczać państwa tam, gdzie ono zawodzi.
Powinniśmy po pierwsze, działać w miękkim obszarze społeczeństwa obywatelskiego, w którym nie chcemy państwa, a w którym potrzebne są pieniądze. Chociażby kampanie profrekwencyjne przed wyborami – to jest obszar, w którym państwo nie umiało zmobilizować obywateli, ale też to nie jest rola państwa, tylko właśnie społeczeństwa obywatelskiego. I to się nam udało.
A drugi obszar, w którym powinniśmy działać to zwracać uwagę władz na problemy społeczne, które są ignorowane lub nie zdiagnozowane. I pokazywać, co z tym należy zrobić z nadzieją, że dzięki temu dany problem doczeka się systemowych rozwiązań.
Powiedział Pan, że brak odpowiedzi na pytanie po co w ogóle w to wchodzimy może spowodować, że przyszłe pokolenia będą błądzić we mgle… Ciekawi mnie zatem skąd taka zmiana w fundacji EFC, bo wydawało się, że wasza misja – upowszechnianie edukacji – była dość mocno zakorzeniona. Co spowodowało tę zmianę?
– Zmiana, która zachodzi w naszej fundacji jest wyrazem pracy dotyczącej purpose wykonanej przeze mnie.
Interesuje mnie dochodzenie do tego purpose w Państwa fundacji. Za tym kryje się zapewne jakiś proces i to jest takie know-how, którego polskim filantropom brakuje.
– To jest bardzo złożony proces, którego staramy się być facylitatorami w ramach Philanthropy for Impact. Philanthropy for Impact jest zbudowane na trzech filarach: purpose, leadership i impact. Używamy tutaj angielskiego, ponieważ to jest program, w którym biorą udział osoby z całego regionu, nie tylko z Polski.
Purpose to jest ten pierwszy krok i to nierzadko wymaga głębszej refleksji nad własnymi motywacjami, ułożenia sobie tego w głowie, ale też często w relacji z rodziną. Myślę, że nadal dość często zamożni Polacy zaczynają myśleć o filantropii po prostu z przeświadczenia, że tak wypada.
Albo że dobrze to wygląda PR-owo.
– A przy okazji dobrze to wygląda PR-owo, jasne. Ale jeżeli te osoby mają ambicje, żeby ufundować coś, co będzie trwało, to trzeba sobie odpowiedzieć na to pytanie. To jest też pytanie o wartości. Mamy z tym problem, bo żyjemy w takim świecie, w którym nie ma przestrzeni dla dyskusji o wartościach. Kiedyś wartości opierano o wiarę albo patriotyzm, często jedno i drugie. A dzisiaj mało kto w coś wierzy i jak się rozmawia o wartościach, to nie wiadomo, jakie mogą być odpowiedzi na to pytanie, skąd te wartości czerpać. To jest trudne, ale ważne.
Drugi filar, czyli leadership, dotyczy umożliwianie sprawczości wszystkim interesariuszom. A impact bierze się z potencjału skalowalności zmian systemowych, ale też z pracy z ludźmi.
Fundacja powstała dzięki kapitałowi żelaznemu utworzonemu przez Pana ojca Andrzeja Czerneckiego. Jak duży był to kapitał i jak jest obecnie budżet fundacji?
– Fundusz żelazny założony przez naszego ojca pozwala nam na finansowanie działalności Fundacji EFC na poziomie około 10mln zł rocznie z odsetek. I ta kwota rośnie. Na razie przyjęliśmy model działalności niekończącej się. To się może kiedyś zmienić. W Stanach Zjednoczonych i w ogóle za granicą coraz więcej ludzi wychodzi z założenia, że tworzenie takich funduszy żelaznych, które mają na zawsze kontynuować finansowanie fundacji, jest niemoralne, że trzeba te pieniądze wydawać bardziej intensywnie, tak aby fundacje się zwinęły w ciągu 50-100 lat. My na razie nie doszliśmy do takiego wniosku. Czujemy, że jako fundacja się dużo uczymy, rozwijamy i z roku na rok umiemy lepiej i mądrzej wydawać pieniądze, między innymi na wspieranie innych organizacji, które podzielają naszą wizję i misję. Działamy więc w taki sposób, który pozwala nam myśleć na wiele lat naprzód.
Tutaj należy podkreślić, że mamy bardzo fajne, długoletnie już partnerstwa. Mamy kilku partnerów, ale największym jest Fundacja Rodziny Staraków, która finansuje dużą część programu Horyzonty, czyli nasz flagowy program stypendialny. To między innymi dzięki tej współpracy mogliśmy wejść w obszar grantodawczy. To jest przykład, nie wiem, czy nie jedyny w Polsce, współpracy dwóch rodzinnych fundacji, prywatnych, gdzie jedna ma dopracowany program edukacyjny, a fundator drugiej – który też chce pracować z młodzieżą – zamiast budować własny program – mniej lub bardziej podobny – dochodzi do wniosku, że zrobi to wspólnie z tą pierwszą. Tym samym zaoszczędził na kosztach administracyjnych. Fundacja EFC jest nadal administratorem tego programu, dalej go realizujemy, byliśmy jego pomysłodawcą, ale dla potrzeb komunikacyjnych z przyjemnością oddajemy go również Fundacji Rodziny Staraków. Oni traktują ten program jak swój i jak najbardziej mają ku temu wszelkie prawa, bo są większościowym finansującym.
W rozmowie z Magdą Pękacką z Forum Darczyńców poruszyłyśmy też temat postulatu, który formułuje Forum Darczyńców i współpracujące z nimi organizacje, aby doprowadzić do stworzenia strategii rozwoju filantropii w Polsce, między innymi po to, żeby osoby, które by chciały się w ten sposób angażować, miały stabilne podstawy do myślenia o tym. Na przykład poprzez zachęty finansowe, ale myślę, że nie tylko to jest istotne. Co Pana zdaniem powinno się znaleźć w takiej strategii, żeby odpowiadała na nasze, polskie potrzeby?
– Jeżeli się zakłada fundusze żelazne, to często te pieniądze potem są inwestowane na giełdzie, czy w ogóle w różne instrumenty finansowe i z tego są zyski kapitałowe. Różne jurysdykcje na świecie są tak zbudowane, że jeżeli sprawa dotyczy fundacji, która faktycznie działa na rzecz dobra wspólnoty, pro publico bono, to jest zwolniona z podatku od tych zysków. To jest coś, co należałoby moim zdaniem wziąć pod uwagę. Tylko problem polega na tym, że na razie mamy prawo o fundacjach rodzinnych, które tak naprawdę nie dotyczy fundacji, tak jak ja czy pani to rozumiemy, tylko jest czymś, co ma kontekst for profit. Jest tutaj problem z nazewnictwem. Takie zwolnienie nie mogłoby obowiązywać fundacji rodzinnych, tak jak dzisiaj prawo przewiduje ich funkcjonowanie, tylko w kontekście takim, w jakim powinniśmy rozumieć instytucję „fundacji rodzinnej”, czyli organizacji działającej non-profit, która nie czerpie zysków, tylko wydaje pieniądze na cele społeczne.
A poza finansowymi? Jakie rozwiązania byłyby potrzebne w Polsce, żeby ten rozwój filantropii był taki dynamiczny jak np. w Czechach?
– Wydaje mi się, że to nie jest rola państwa. To obywatele muszą do tego dojrzeć i zacząć uprawiać taki rodzaj filantropii. I to nie wszyscy.
Mówię tutaj o osobach zamożnych, ponieważ to jest odpowiedzialność spoczywająca na tych, którzy zyskali najwięcej na ostatnich 35 latach rządów prawa albo prawie prawa. To oni powinni czuć się w obowiązku zadbać o to, żeby kolejne pokolenia mogły cieszyć się dobrodziejstwem liberalnej demokracji.
Nie możemy myśleć o sobie jako o obywatelach tylko w kontekście praw, które ma nam zabezpieczyć państwo, ale też w kontekście obowiązków, które my mamy wobec tej wspólnoty politycznej. Ten obowiązek jest o wiele większy w przypadku ludzi zamożnych.
Ale to się musi dziać organicznie. W Philanthropy for Impact staramy się pokazywać, jak to można robić, ale też nie chcemy przyjmować pozycji mentorskiej, nie chcemy się wymądrzać. Nie jest naszą rolą, aby inteligentnym i przedsiębiorczym ludziom coś kazać. Kierujemy naszą ofertę do tych, którzy już chcą i mają poczucie, że powinni się czegoś nauczyć.
Tutaj potrzebna jest zmiana społeczna, zmiana postrzegania działalności filantropijnej i fundacyjnej, ale to mogą zrobić tylko osoby, które będą tę filantropię, że tak powiem, uprawiać. Opinie i obraz filantropów, które są aktualnie obecne w przestrzeni publicznej wynikają czasami z nienajlepszych wzorców.
Ważna byłaby także komunikacja między tymi fundacjami czy osobami, które chcą się filantropijnie udzielać a organizacjami pozarządowymi. Tego nam brakuje.
– Ale tutaj mogę powiedzieć, że jako Philanthropy for Impact już dwa razy zrobiliśmy spotkania, na które przychodzą działacze społeczni i filantropi. Robimy też spotkania międzynarodowe, przede wszystkim z Czechami. Ostatnie było we Wrocławiu. Przyjechali wybitni filantropi czescy. Super ludzie, którzy też robią świetne rzeczy w filantropii, głównie w obszarze wspierania demokracji.
Polska Rada Biznesu także zrobiła spotkanie, w którym miałem przyjemność brać udział jako jeden z panelistów. Przyszło tam około 50 osób z organizacji społecznych i przedsiębiorców z Polskiej Rady Biznesu. Coś, co jeszcze trzy lata temu było nie do pomyślenia, dzisiaj powoli się dzieje i – moim zdaniem – fundacja EFC ma tutaj drobne zasługi.
Rozumiem, że te spotkania to jeden z elementów tej facylitacji, o której Pan wcześniej wspominał. Jakieś inne działania jeszcze podejmujecie?
– Spotkania to jest bardzo dużo, bo nagle przedsiębiorca słyszy Kubę Wygnańskiego, i burzy się stereotyp, że społecznicy przynudzają, a na końcu proszą o pieniądze. Widzi, że są tam super inteligentni i elokwentni, światowi ludzie, którzy rozwiązują problemy demokratycznej wspólnoty. I zaczynają rozumieć, że te problemy musimy rozwiązywać wspólnie.
Jako Fundacja EFC i jako Philanthropy for Impact mówimy, że to nie jest relacja typu: „My pomagamy, a wy korzystacie”, tylko że to musi być nastawienie partnerskie. Są problemy społeczne, które dotyczą nas wszystkich i spotykamy się, żeby wspólnie spróbować tym problemom zaradzić. Ktoś wnosi pieniądze, ktoś wnosi swoją pracę i doświadczenie, mądrość i wspólnie rozwiązujemy problemy. To jest coś, o co apelujemy jako Fundacja EFC od dawna. A to, co się dzieje teraz np. w Fundacji Polskiej Rady Biznesu, jest realizacją tego postulatu.
Jak słucham o tych spotkaniach, to mam wrażenie, że to jest nowa jakość, że to jest zupełnie inne podejście do nawiązywania współpracy z biznesem przez organizacje pozarządowe. Zazwyczaj były to spotkania bardziej towarzyskie, podczas których można było nawiązać kontakty, spotkać kogoś, kto być może wesprze konkretnie nasze działania. Tutaj, jak się wydaje perspektywa jest nieco szersza: nie chodzi tylko o wsparcie działań, ale o to, żeby znaleźć systemowy pomysł na rozwiązanie problemów społecznych.
– Co często w praktyce oznacza nawiązanie współpracy, ale tutaj chodzi o zmianę akcentu. To znaczy, żeby to nie było „Pomóżcie! Pomagamy” albo relacja darczyńca i obdarowany, wdzięczny i pokorny. Żeby nie było dysproporcji władzy, która jest wpleciona w taki sposób mówienia o tej działalności. Zamiast tego powinno być myślenie o problemach społecznych, które są problemami zarówno przedsiębiorcy, który zastanawia się, czy jego dziecko będzie, czy nie będzie mieszkało w Polsce, jak i działacza społecznego i „zwykłego” obywatela. Gdy w ten sposób do tego podejdziemy, to zaczniemy traktować działaczy społecznych, organizacje społeczne jako partnerów. Tak jak mówię, ktoś wnosi pieniądze, ktoś wnosi konkretne rozwiązanie, pracę i tak dalej. Nie jest to więc jakaś dramatyczna zmiana, ale dosyć ważna. To jest zmiana myślenia o relacjach.
W tym sensie, gdy ktoś mnie pyta, czy warto pomagać, to mówię, że od pomagania jest Kościół, a nie organizacje społeczne i rodzinne fundacje. My jesteśmy od tego, żeby wspólnie rozwiązywać problemy i dbać o naszą demokrację.
Cały czas krążymy wokół Philanthropy for Impact. Powiedzmy więc, co to jest za inicjatywa?
– To jest inicjatywa, która rozwija się od 2022 roku, a narodziła się po moim namyśle, jak mógłbym upamiętnić dziesięciolecie śmierci mojego ojca. Miałem poczucie, że nie wystarczy wykupić artykuł w gazecie i powiedzieć „Ej, pamiętacie, 10 lat temu był taki człowiek, który zrobił coś niesamowitego”, bo mądrzy PR-owcy tłumaczyli mi, że nikt nie chce czytać o ludziach, których już nie ma. Uznałem więc, że warto by było wyjść z jakąś konkretną, konstruktywną inicjatywą, która dążyłaby do tego, żeby więcej osób czyniło podobnie jak mój ojciec.
To się nałożyło na naszą analizę sytuacji historycznej, czyli tego właśnie, że pierwszy raz od 200 lat mamy do czynienia w naszym regionie z transferem majątków w suwerennych państwach. Najpierw więc był ten impuls, potem diagnoza i to doprowadziło do powołania Philanthropy for Impact. Dotychczas głównym działaniem było Learning Journey, czyli program edukacji dla osób, które myślą o tym, żeby coś zrobić w obszarze filantropii. To są dwa intensywne tygodnie, podczas których spotykamy się w różnych miastach. Raz to było w Brukseli, w Londynie, w Pradze, na wsi w Rumunii. Współpracują z nami Flying Mind Foundation Macieja Ujejskiego, Ashoka z Agatą Stafiej-Bartosik oraz prof. Hugh O'Doherty z harwardzkiej Kennedy School of Leadership.
Odnosimy się do tych trzech filarów, o których wspomniałem na początku, a przy okazji budujemy sieć ludzi myślących podobnie – głównie absolwentów tego programu, chociaż nie tylko. W ten sposób powstała międzynarodowa grupa osób z Europy Środkowej, też z Ukrainy, która uaktywnia się filantropijnie, wymienia pomysłami i inspiruje nawzajem, ale też wspiera się, a czasami na coś się wspólnie zrzuca.
Philanthropy for Impact jest teraz w trakcie wyodrębniania się, wychodzi spod skrzydeł Fundacji EFC. Została powołana niezależna fundacja, której jestem jednym z pięciorga fundatorów. Czekamy na rejestrację. Ta nowa organizacja będzie działała w bliskiej współpracy z fundacją EFC, ale jednak obok niej i będzie też niezależnie finansowana z grantów.
Powiedział pan, że w działaniach łączących świat biznesu i organizacji pozarządowych ważna jest zmiana akcentów. Moim zdaniem jest to potrzebne zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Czy organizacje w Polsce, nie mówię o tych dużych, z Warszawy czy innych większych miast, są gotowe, aby podjąć taką partnerską rozmowę?
– Odpowiem nieco przewrotnie i może się komuś narażę, ale myślę, że tak jak się mówi od lat o potrzebie pokoleniowej zmiany w polskiej polityce, to tak samo potrzebujemy pokoleniowej zmiany w organizacjach społecznych. I to się powoli dzieje. Pojawia się „świeża krew” w tym obszarze, której powinien odpowiedzieć inaczej myślący o filantropii biznes.
dr Igor Czernecki – prezes zarządu Fundacji EFC. Historyk idei, absolwent Columbia University, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim i University College London. Zajmuje się filozofią polityczną. Autor książki Znaczenie religii dla demokracji u Alexisa de Tocqueville’a. Publikował między innymi w Journal of the History of Ideas, Tocqueville Review, Cold War History czy Przeglądzie Politycznym.
Fundacja EFC to prywatna organizacja społeczna, której celem jest budowanie demokracji odpornej na wyzwania współczesności. EFC realizuje tę misję, wspierając rozwój sektora społecznego w Europie Środkowo-wschodniej. Fundacja stawia na partnerstwa z młodymi organizacjami, inwestując w ludzi, w edukację oraz w nowatorskie rozwiązania mające na celu wzmocnienie samorządności obywatelskiej.
💰 Poznaj narzędzia i strategie zbierania funduszy na cele społeczne. Rozwiń umiejętności z eduNGO.
💰 Marzy Ci się profesjonalna kampania fundraisingowa? Z łatwością zrobisz ją samodzielnie we wplacam.ngo.pl. Wpłacam to darmowa aplikacja dla stowarzyszeń i fundacji do zbierania darowizn oraz budowania dobrych relacji z darczyńcami. Zbieranie darowizn z Wpłacam jest skuteczne i proste! Aplikacja pomaga też w zbieraniu składek członkowskich przez płatności online.
Sprawdź możliwości wplacam.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.