Wojna w Ukrainie. Draginja Nadaždin: Wyzwań będzie przybywać, potrzebne są systemowe rozwiązania [wywiad]
– Jest dla nas oczywiste, że to kryzys, który nie zniknie z dnia na dzień i który wymaga opracowania przemyślanych, systemowych rozwiązań. Tylko dzięki nim można będzie udzielić sprawnej pomocy jak największej liczbie osób – mówi Draginja Nadaždin, dyrektorka generalna polskiego biura Lekarzy bez Granic.
Jędrzej Dudkiewicz: Trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. Otwieracie więc polskie biuro Lekarzy bez Granic w bardzo wymagającym momencie.
Draginja Nadaždin: Decyzja, żeby Lekarze bez Granic mieli w Polsce swoje biuro i stałą obecność, zapadła ponad dwa lata temu, bardziej intensywne przygotowania rozpoczęły się jesienią zeszłego roku. Musieliśmy bardzo szybko zweryfikować plany i dopasować je do rzeczywistości, do tragedii, która ma miejsce w Ukrainie. To wyjątkowy moment dla ludzi z Ukrainy i Polski, więc jest dla nas naturalne, że jako organizacja szukamy najlepszego możliwego sposobu na to, by wesprzeć jak najwięcej osób. Zaangażowało się w to nie tylko polskie biuro Lekarzy bez Granic, ale też międzynarodowe, specjalistyczne zespoły.
Wasi ludzie są między innymi w Mariupolu, który codziennie jest bombardowany i systematycznie niszczony. Warunki tam są skrajnie trudne i chociaż po wielu próbach części osób udało się wydostać korytarzem humanitarnym, w mieście wciąż pozostaje bardzo dużo ludzi.
– Lekarze bez Granic byli obecni w Ukrainie od dawna, od 2014 roku prowadziliśmy przeróżne projekty, które teraz – siłą rzeczy – musiały zostać albo zawieszone, albo dostosowane do nowej sytuacji. W Mariupolu są osoby, które dla nas pracują, ale one też są w tak dramatycznej sytuacji, jak wszyscy ludzie wciąż znajdujący się w mieście. Otrzymujemy od nich informacje na temat tego, co widzą, czego doświadczają ludzie na miejscu.
To bardzo drastyczne i trudne komunikaty, bo mówimy o braku wody pitnej, prądu, ciągle spadających bombach.
I trudno powiedzieć, jak to się dalej potoczy, ale już teraz ewidentnie można mówić, że to największa katastrofa humanitarna tej wojny. Jeśli Mariupol – a także inne miasta – nie przestaną być ostrzeliwane, ginąć będzie coraz więcej osób. Mamy do czynienia z koszmarem, który jest wyłączną winą człowieka, co oznacza, że działanie te można i po prostu trzeba jak najszybciej zatrzymać.
Chociaż robicie, co możecie, to jednak jesteście ograniczeni: do Mariupola nie da się chociażby wjechać z zapasami medycznymi i żywnościowymi. Udaje się to jednak w innych częściach Ukrainy. Na czym obecnie polegają działania Lekarzy bez Granic, w jaki sposób zapewniacie pomoc?
– Przede wszystkim otrzymujemy coraz więcej informacji o ogromnym zapotrzebowaniu na najróżniejsze środki medyczne i higieniczne związane ze stale i szybko rosnącą liczbą rannych osób. Naszym priorytetem jest dostarczenie pakietów medycznych – sprzętu, lekarstw, bandaży, etc. – tam, gdzie są one potrzebne. Udało się dotrzeć do kilku miejsc w Ukrainie – między innymi do Kijowa i Odessy, ale też mniejszych miejscowości. Zupełnie inaczej działa się w warunkach pokojowych, a inaczej kiedy mamy do czynienia z osobami, które zostały dotknięte działaniami wojennymi na masową skalę. Stworzyliśmy więc specjalistyczne zespoły, których zadaniem jest wspieranie ludzi na miejscu.
Tym bardziej, że trzeba pamiętać o jeszcze jednej, na razie nie aż tak widocznej, za to bardzo ważnej i długoterminowej kwestii, którą jest trauma.
Ludzie się z nią mierzą i będą mierzyć, zarówno ci, którzy są w Ukrainie, jak i ci, którym udało się uciec do innych krajów. Dlatego też nasze zespoły są nie tylko w Ukrainie i Polsce, ale też w Mołdawii, Słowacji, Węgrzech, Białorusi i Rosji, by wszędzie tam monitorować na bieżąco potrzeby humanitarne i w razie potrzeby zapewniać jak najlepsze wsparcie.
Jak sobie z tym wszystkim radzicie? Sytuacja jest bardzo trudna, zmienia się dynamicznie, o czym wszyscy wiemy, bo na bieżąco śledzimy działania wojenne. Otwieracie biuro, do tego nie jesteście finansowani przez rządy, tylko indywidualnych darczyńców.
– Tak naprawdę jest to dla nas wyścig z czasem. Ukraina ma absolutny priorytet, w związku z czym nasze plany osadzenia biura w Polsce też są do tego dostosowane. Gdyby nie zaczął się atak wojsk rosyjskich na Ukrainę, na pewno więcej czasu poświęcalibyśmy na to, by więcej mówić o tym, czym się zajmujemy i co mamy zamiar robić. W tym momencie jednak naturalne i konieczne jest, by koncentrować się na wsparciu dla ludzi działających na rzecz Ukrainy. Dotyczy to zresztą nie tylko nas.
O ile dla Lekarzy bez Granic podporządkowanie wszystkiego temu, by nieść pomoc osobom dotkniętym wojną jest istotą działania, o tyle wiele organizacji pozarządowych w Polsce do tej pory nie zajmowało się działaniami humanitarnymi, a teraz po prostu to robi.
Widzimy i cieszymy się, że wiele osób w Polsce wspiera organizacje międzynarodowe i lokalne. My też to od nich dostajemy, bo faktycznie nasze działania na całym świecie są finansowane przede wszystkim przez indywidualnych darczyńców. Pozwala nam to po pierwsze na szybkie reagowanie wtedy, kiedy mamy do czynienia z takimi kryzysami, jak obecny, po drugie możemy pracować w sposób niezależny od nacisków i zgodny z naszymi zasadami. To bardzo ważne, dzięki temu jesteśmy w stanie jak najszybciej robić jak najwięcej na rzecz poprawy sytuacji, które generuje wojna.
Wojna nie toczy się jednak wyłącznie w Ukrainie, na całym świecie trwają różne konflikty. Czy one zeszły nieco na dalszy plan w związku z napaścią Rosji na Ukrainę?
– Działania międzynarodowego ruchu Lekarze bez Granic nie zeszły na dalszy plan, szczególnie w kryzysowych obszarach, jak na przykład Syria czy Jemen, które są dotknięte długotrwałymi, często zapomnianymi konfliktami. W Polsce jednak, ze względu na to, ze Ukraina jest naszym sąsiadem, a nasz kraj pierwszy raz jest w sytuacji, kiedy przyjął i wciąż przyjmuje tak dużą liczbę uchodźczyń i uchodźców, oczywiste jest, że skupiamy się przede wszystkim na tym. Natomiast oczywiście będziemy informować o innych rzeczach, o tym, co robimy w innych miejscach na świecie. Po prostu zostało to przesunięte na późniejszy czas. Tym bardziej, że dla Polski to szczególny moment i obecnie uwaga polskiego społeczeństwa jest skupiona na tym, co dzieje się w naszym najbliższym otoczeniu.
Jak wyglądają wasze plany na najbliższą przyszłość, pamiętając o tym, że nie da się przewidzieć, kiedy i czym skończy się wojna?
– Cały czas dokonujemy oceny tego, co się dzieje i co w związku z tym jest potrzebne zarówno przy granicy, jak i w innych miejscach w Polsce, w których ludzie chociażby tymczasowo znajdują dla siebie schronienie. Jesteśmy w kontakcie z wieloma organizacjami pozarządowymi, które starają się działać na rzecz pomocy ludziom z Ukrainy, próbujemy też jak najwięcej dowiedzieć się od władz lokalnych i centralnych, jakie mają długoterminowe plany. Jest dla nas bowiem oczywiste, że to kryzys, który nie zniknie z dnia na dzień i który wymaga opracowania przemyślanych, systemowych rozwiązań. Tylko dzięki nim można będzie udzielić sprawnej pomocy jak największej liczbie osób i umożliwić im, czy to rozpoczęcie nowego życia w Polsce lub innym kraju, czy też – jeżeli się na to zdecydują – powrót do Ukrainy. Jest nieco za wcześnie, by dokładnie powiedzieć, co będziemy robić, bo będziemy nieść pomoc na pewno na bardzo dużą skalę. Sprawdzamy też, jakie mamy możliwości, gdzie jesteśmy w stanie zapewnić jak najwięcej wartości dodanej. Do Ukrainy wysłaliśmy dwie mobilne kliniki, ale myślimy już o tym, jakie w tym zakresie będą potrzeby w Polsce. Może będzie to wsparcie konkretnych szpitali, które przyjmują ranne osoby z Ukrainy lub wsparcie psychologiczne.
Coś jeszcze?
– W dużym stopniu zależy to po pierwsze, od potrzeb, które zidentyfikujemy, po drugie od planu działania rządu i wsparcia, którego będzie on udzielać w zaopiekowaniu się najróżniejszymi potrzebami ludzkimi.
Dla nas ewidentne czymś niesamowitym i niespotykanym jest ogromna pomoc i mobilizacja ze strony polskiego społeczeństwa oraz organizacji pozarządowych. Natomiast nie jest to długotrwałe rozwiązanie. Nie możemy oczekiwać, że dalej będzie to działać w ten sposób, musimy myśleć długodystansowo i systemowo.
Lekarze bez Granic mają doświadczenie w sytuacjach, kiedy w sąsiednim kraju toczą się działania wojenne, więc zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele osób będzie wymagało pomocy przez dłuższy czas. Może to dotyczyć zarówno tego, co wydarzyło się w trakcie samej wojny, czyli leczenia ran, jak i wsparcia psychologicznego i psychiatrycznego, które jest wyjątkowo ważne. Jeszcze dodatkową kwestią jest opieka zdrowotna związana z chorobami, które istniały już wcześniej, przed wojną, a których leczenie siłą rzeczy musiało zostać przerwane.
Mamy do czynienia z ogromnym wyzwaniem, więc tym bardziej apeluję do polskich władz, by jak najszybciej pomyślały o systemowych rozwiązaniach, w których Lekarze bez Granic i wiele innych NGO może wziąć udział. Dotyczy to zarówno pomocy w Ukrainie, jak i na terenie Polski i jest potrzebne po prostu natychmiast.
Draginja Nadaždin – Dyrektorka generalna biura Lekarzy bez Granic w Polsce. Obrończyni praw człowieka, pracowała na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce w różnych organizacjach pozarządowych, w tym w Polskiej Akcji Humanitarnej oraz w Amnesty International Polska. W latach 2007-2021 kierowała polskim oddziałem Amnesty International.
Źródło: informacja własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.