Trzeci sektor jest bezsilny. A właśnie obrywa za Czarnka [komentarz]
Wzmocnienie organizacji pozarządowych, które zaoferowały nam rządy Prawa i Sprawiedliwości, może zaowocować spadkiem zaufania do III sektora. Dowiadując się z mediów o kolejnych NGO-sach „wzmacnianych” w licznych konkursach milionami i willami, nabieramy przekonania o niezwykłej interesowności organizacji, ich bogactwie i cwaniactwie.
Obrywamy rykoszetem. Jak bardzo? Tego dowiemy się za jakiś czas. Nie chcę krakać, ale wydaje mi się jednak, że to jeden z najgorszych momentów dla organizacji społecznych od kiedy zaczęliśmy w latach dziewięćdziesiątych rozwijać społeczeństwo obywatelskie.
Biznes w fundacji? Są lepsze sposoby
Często obruszamy się na postrzeganie królujących w Polsce sposobów formalizacji działalności społecznej – fundacji i stowarzyszeń – jako mechanizmów umożliwiających pod płaszczykiem dobroczynności prowadzenie działalności biznesowej, prywatnej (dla wyłącznie własnej korzyści) czy po prostu „zyskownej”.
Zaprzeczamy, że to łatwe, a nawet twierdzimy, że to wprost niemożliwe. Bo kontrole, bo sprawozdania, bo społeczny nadzór, bo księgowość etc. Ale właśnie mamy wysyp dowodów na to, że jednak się da.
Jak przekonywać, że wynaturzenie nie jest normą? Jak udowodnić, że większość NGO-sów naprawdę zajmuje się działalnością społeczną, a nie zbieraniem fruktów? Że są lepsze sposoby osiągania prywatnych (politycznych, środowiskowych) korzyści niż zakładanie fundacji? W czasach Willi Plus robi się to naprawdę trudne.
Zły czas NGO-sów w mediach
„Wille”, konkursy ministra sportu, czy wcześniej Fundusz Sprawiedliwości prześwietlają w mediach dziennikarze. Sam sektor jest w dość niewygodnej sytuacji. Wyszukiwanie nieprawidłowości w przeprowadzanych konkursach wygląda niezręcznie (bo wszyscy aplikują o te same środki), a te nieliczne organizacje, które jednak monitorują pieniądze publiczne, albo chociaż zabierają w sprawie głos, wrzucane są do worka „przegrali i się czepiają”.
Zwyczajnie nie stać nas też na taki wysiłek organizacyjny i dziennikarstwo śledcze, na jakie mogą pozwolić sobie ogólnopolskie media. Udział III sektora w „pilnowaniu” konkursów to głównie przeglądanie i recenzowanie programów i regulaminów. Tu też jednak nasze zasoby są bardzo ograniczone – zwyczajnie brakuje ludzi i czasu. Tego działania (zaniechania) szkoda szczególnie, bo ma ono charakter prewencyjny (choć jak piszę poniżej, nie należy przeceniać skuteczności dobrych procedur).
Zostajemy więc dziś zderzeni z falą nieprawidłowości i wygląda trochę tak, jakbyśmy sami (jako środowisko) nic z tym nie robili – ani wcześniej, ani później. W przekazie może umykać, kto jest winny, a w głowie zostają organizacje pozarządowe z willami, milionami, działaczami, którzy chwilę wcześniej byli na rządowych stanowiskach, albo zaraz będą, którzy są znajomymi tego bądź innego ministra.
Nie łudźmy się, że te opinie przylgną tylko do części organizacji. Chociaż większości NGO-sów wcale to nie jest potrzebne, właśnie wszyscy dostaliśmy po willi.
Założenie: wzmocnić niewzmacnianych
Czym jest i skąd wzięła się Willa Plus? Trudno jest udowodnić, że dzieje się coś złego, jeśli podejrzani od początku deklarowali, że tak właśnie chcą postąpić, że taki mają plan i realizują w ten sposób swoją wizję. W wizji tej społeczeństwo obywatelskie w Polsce po 1989 roku rozwijało się nieprawidłowo, z dominacją organizacji „lewicowo-liberalnych”, a ze szkodą dla działaczy inaczej patrzących na świat – tych innych należało wesprzeć. Mówił o tym Piotr Gliński, m.in. podczas obchodów 5-lecia Narodowego Instytutu Wolności (zobacz relację), ale mówił też wcześniej.
Może takie deklaracje w ogóle nie były potrzebne i do tego, co się stało doszłoby bez niech? Ale jednak były i stworzyły (przynajmniej w głowach bohaterów tej historii) usprawiedliwienie do bagatelizowanie głosów ekspertów i sterowania przydzielonymi środkami.
przeczytaj koniecznie: „Willa Plus” i jej znaczenie dla sektora pozarządowego
Nikt nie odmawia rządowi i tworzonym przez niego instytucjom i funduszom wyboru określonych priorytetów. Ale naświetlane przez dziennikarzy przypadki to nie problem priorytetów, ale procedur (ich naciągania lub omijania), bo okazuje się, że mimo korzystnych priorytetów i tak potrzebne są działania specjalne, żeby środki trafiły do odpowiednich organizacji.
Rządzący nie wspierają też określonej opcji światopoglądowej czy ideowej, ale wspierają siebie i blisko ze sobą powiązane środowiska. To zresztą kolejny cios w wizerunek sektora, bo poza stereotypem „fundacja = łatwy biznes”, powstaje kolejny stereotyp: organizacji społecznej osobowo powiązanej z wybraną partią, której działacze i sympatycy swobodnie przepływają pomiędzy poszczególnymi stanowiskami i sektorami, w zależności od bieżącej potrzeby.
Przekręcenie śruby
Jestem naiwny i zawsze wierzyłem, że uczciwym nie są potrzebne procedury. Ale przecież tak jak demokracja musi mieć swoje bezpieczniki, tak samo musi je mieć zlecanie zadań, wspieranie sektora i wszystko, co odbywa się na linii administracja publiczna – NGO-sy.
Sama działalność społeczna bezpieczników ma aż nadto (z mojej, ale nie tylko mojej, perspektywy) – o to zadbał ustawodawca, sprzyjający fiskalnemu podejściu państwa, a także niemający zbyt wielkiego zaufania do obywateli, nie tylko tych działających społecznie.
Czy jednak bezpieczniki dobrze chroniły w ostatnich latach demokrację? Czy zadziałały przy Willi Plus i w pozostałych opisywanych przypadkach? Nie zadziały, skoro dziś o tym czytamy. A może nie zadziałały, bo ich nie było? Obawiam się, że może zwyciężyć to drugie przekonanie. Postrzegam to nawet jako zagrożenie.
Procedury konkursowe z punktu widzenia NGO-sów są przeformalizowane i utrudniają im funkcjonowanie. Od lat formułujemy postulaty, że należy to zmienić. Przychodzą wille i naturalnym jest zastanawianie się nad ruchem odwrotnym. Co nie zadziałało? Jak uszczelnić system?
Ta ścieżka wydaje mi się ślepą uliczką. W opisywanych przypadkach (m.in. w przypadku Funduszu Sprawiedliwości) zastosowano bezpiecznik wysokiej mocy – kontrolę NIK. Nie przyniosło to efektu. Na grających nieuczciwie i jednocześnie silnych graczy nie ma wystarczająco mocnych bezpieczników (w prawie). I tu znowu oberwie się III sektorowi. Może niekoniecznie powstanie jeszcze bardziej szczelny i sformalizowany system zlecania zadań, ale też próby jego odformalizowania mogą okazać się bardzo trudne.
Róbmy swoje (banalna konstatacja)
Co robić w opisanej sytuacji? Jak bardzo oblepiło nas błoto z fundamentów kopanych pod kolejne „wille”? Kiedy obeschnie i odpadnie? Zostawiam te rozważania dla bardziej analitycznych umysłów. Większość organizacji zagryzie zęby i będzie robić swoje.
Musimy jednak być otwarci i przygotowani na pytania o to, co robimy i za jakie pieniądze, choć słusznie nas mierzi, kiedy czujemy, że ze złą intencją próbuje nas z tego przepytywać władza, która sama ma sporo za uszami (patrz: Lex Woś i Lex Czarnek).
Może Willa Plus nauczy nas, żeby zbyt intensywnie nie domagać się od polityków wsparcia? Docenienia? Być ostrożnym wobec „programów rozwoju” i „prawa do wyboru określonych priorytetów”? I nie chodzi tu tylko o zgraną płytę „grantozy” (która mnie osobiście nigdy aż tak bardzo nie bolała), ale o znacznie poważniejsze zagrożenia.
Jaki skutek przyniesie oferta, którą przedstawiła III sektorowi i konsekwentnie realizowała rządząca od 2015 roku ekipa? Musimy zdawać sobie sprawę, że niezależnie od tego, czy w ostatnich latach dostaliśmy wille, czy figę, wszyscy zostaliśmy uwikłani. I znów przyjdzie nam popracować nad wizerunkiem III sektora w Polsce.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.