Przemysław Czarnek: Nie można tego przeznaczyć na cokolwiek innego, to nie idzie w prywatne ręce. Nawet jeśli po zakończeniu projektu – a trwałość projektu we wszystkich unijnych konkursach jest pięcioletnia – ktoś chciałby zbyć tę nieruchomość, to pieniądze z tego nie idą do prywatnych kieszeni, tylko na cele statutowe fundacji, bo tak stanowi prawo fundacji.
Tak minister edukacji bronił niesławnego programu nazwanego Willa+, w ramach którego bliskie władzy organizacje dostały gigantyczne dotacje na zakup atrakcyjnych nieruchomości. Minister, a za nim sprzyjający mu komentatorzy, przekonywali, że wszystkie zakupione z publicznych pieniędzy nieruchomości będą przez lata służyć celom edukacyjnym, bo organizacje będące ich właścicielami nie będą mogły ich „sprywatyzować”. Będą mogły, co prawda, wykorzystywać je także do prowadzenia działalności gospodarczej, ale przynajmniej dochody z niej będą musiały ostatecznie przeznaczać na działalność statutową.
Minister formalnie ma rację, rzeczywiście majątek organizacji pozarządowej musi służyć jej celom statutowym, a po ewentualnym zlikwidowaniu fundacji lub rozwiązaniu stowarzyszenia musi być przekazany innej organizacji o podobnych celach.
Tyle, że w państwie teoretycznym prawo też obowiązuje tylko teoretycznie. I jeśli tylko właściciele sfinansowanych przez podatników nieruchomości zechcą je spieniężyć, a potem z tych pieniędzy żyć, jest już sprawdzony patent. Na razie, niestety, bezkarny.
W 2016 roku Fundacja Czartoryskich sprzedała Skarbowi Państwa wartą ok. 100 milionów euro kolekcję dzieł sztuki. Jej prawo, każda organizacja pozarządowa może swobodnie dysponować swoim majątkiem, z jednym wszak zastrzeżeniem – jeśli na nim zarabia, zysk musi przeznaczać na swoje cele statutowe. A jeśli chce przy tym skorzystać ze zwolnienia z podatku dochodowego od osób prawnych, muszą to być cele wymienione w art. 17 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych.
Zgodnie z ówczesnymi deklaracjami fundacji, wszystkie pieniądze ze sprzedaży kolekcji miały być przeznaczone na prowadzoną przez nią działalność kulturalną, a że kultura jest jednym z celów statutowych uprawniających do zwolnienia podatkowego, fundacja nie musiała odprowadzić podatku dochodowego od gigantycznego zysku na transakcji ze Skarbem Państwa.
Dwa lata później po 100 milionach euro nie było już śladu, a fundacja złożyła w sądzie wniosek o likwidację, jako powód podając brak środków na dalszą działalność. Przedsiębiorczy arystokraci zarobione na dealu z państwem pieniądze wytransferowali bowiem do raju podatkowego, do założonej tam przez siebie innej fundacji, o której działalności nic nie wiadomo i nie będzie wiadomo, bo raj podatkowy dlatego jest rajem, że pilnie strzeże prywatności w takich sprawach.
Pytany przez Najwyższą Izbę Kontroli o działalność fundacji tamtejszy organ odpowiedzialny za nadzór nad fundacjami odpisał „Sprawozdania opracowywane i dostarczane przez organy kontroli zajmujące się fundacjami, nadzorowane przez Agencję Nadzoru Fundacji, nie są upubliczniane oraz nie mogą być udostępniane instytucjom zagranicznym”. Nie mamy pana płaszcza i co pan nam zrobisz?
Fundacja Czartoryskich nie tylko wyprowadziła cały swój majątek do raju podatkowego, w którym może z nim robić, co chce, bo nikt tego już nie skontroluje. Uniknęła także podatku dochodowego od osób prawnych, który powinna zapłacić, bo jeśli fiskus nie może zweryfikować, czy jej majątek jest wykorzystywany na cele wymienione w art. 17 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, zwolnienie podatkowe jej już nie przysługuje. A jeśli po wyprowadzeniu majątku z Polski nie stać jej już na zapłacenie podatku dochodowego od dochodu, który przekazała innemu podmiotowi, za jej należności podatkowe musiałby odpowiedzieć jej zarząd, regulując je ze swojego prywatnego majątku. Ale jak się robi interesy z władzą, to się ma immunitet od takich problemów.
Jeśli więc jeszcze raz usłyszycie, że jakaś wzbogacona na związkach z władzą organizacja nie będzie mogła przeznaczyć majątku na cele prywatne, to wiedzcie, że jeśli tylko zechce, ma już przetarte ścieżki.
Co gorsza, z patentu sprawdzonego już przez Fundację Czartoryskich może skorzystać każdy cwaniak i nawet z powodzeniem udawać uczciwego. Bo kto mu udowodni, że fundacyjnych pieniędzy wyprowadzonych do Liechtensteinu nie wykorzystuje na pożyteczne cele?
Oczywiście przypadek Fundacji Czartoryskich jest jakoś tam wyjątkowy i mam nadzieję, że nie znajdzie naśladowców. Może nawet można machnąć ręką na te 100 milionów euro i nieodprowadzony od nich podatek. Do czasu, kiedy któraś władza nie uzna, że jedynym sposobem na zapobieżenie takim procederom jest pozbawienie wszystkich organizacji ulgi podatkowej. Panikuję?
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl