Pozarządowi pośrednicy dobroczynności [felieton Katarzyny Sadło]
Z okazji awantury o podatek od darowizn chciałam pochylić się nad parapodatkiem od nich – bo takim bywają prowizje pobierane przez niektóre organizacje pośredniczące w dobroczynności.
Czekając na nowelizację uchwalonej niedawno ustawy wprowadzającej „haracz od zbiórek” (czyli mniej korzystne od dotychczasowych przepisy dotyczące opodatkowania podatkiem od darowizn wpłat dokonywanych na rzecz potrzebujących)…
Nowe przepisy wzbudziły powszechne oburzenie, więc jeszcze przed ich podpisaniem przez prezydenta rząd zapowiedział uchwalenie szybkiej nowelizacji, która będzie bardziej społecznie akceptowalna. Dla organizacji pozarządowych, a przede wszystkim dla ich podopiecznych, jest to bardzo dobra wiadomość. Z okazji awantury o podatek od darowizn chciałam pochylić się nad parapodatkiem od nich – bo takim bywają prowizje pobierane przez niektóre organizacje pośredniczące w dobroczynności.
Prowizje od zbiórek, zrzutek i darowizn to temat dla sektora pozarządowego niewygodny, choć dotyczy bardzo niewielkiej grupy organizacji, ale tym bardziej warto o nich zacząć rozmawiać, a trudno o lepsze miejsce do podnoszenia kontrowersji niż gościnne łamy portalu ngo.pl.
Zresztą może to wcale nie jest kontrowersyjne, tylko ja nie nadążam za zmieniającą się rzeczywistością…
Największa fundacja pośrednicząca w przekazywaniu darowizn – Fundacja Siepomaga (roczny przychód około pół miliarda złotych) – od każdej wpłaconej darowizny pobiera prowizję w wysokości 6%, z przeznaczeniem na „realizację celów statutowych, w tym w szczególności na pokrycie kosztów związanych z prowadzeniem Zbiórek, a także utrzymanie Portalu”.
Gdy piszę te słowa, na stronie SiePomaga trwają co najmniej trzy duże zbiórki na rzecz Ukrainy. Jedną z nich (obecnie na jej koncie jest blisko 60 000 000 zł) prowadzi sama Fundacja SiePomaga, która w opisie zbiórki zaznacza, że nie pobiera od niej swojej zwyczajowej prowizji.
Takiej informacji nie ma natomiast w opisie drugiej dużej „ukraińskiej” zbiórki – prowadzonej przez Polską Akcję Humanitarną (aktualny wynik – 32 874 933 zł), ale wiemy od PAH-u, że także od tej zbiórki SiePomaga nie pobiera prowizji. Gdyby jednak w przypadku tej zbiórki serwis SiePomaga nie odstąpił od pobrania swojej prowizji w wysokości 6% to kwota ta wyniosłaby aż 1 920 000 zł i chyba możemy się zgodzić, że jej wysokość nie byłaby w żaden sposób usprawiedliwiona poniesionymi przez serwis nakładami. Nie byłoby to zatem wynagrodzenie za świadczone usługi, tylko właśnie prowizja – czyli coś w rodzaju podatku – od przekazanych darowizn. I choć prowizję pobierałaby Fundacja SiePomaga, traktując ją jako darowiznę, to bliżej by jej było do opłaty za pośrednictwo niż do klasycznej darowizny, która przecież nie może mieć charakteru świadczenia wzajemnego.
W przypadku tego serwisu crowdfundingowego z tym właśnie mamy do czynienia – chcąc wpłacić 94 złote na konto indywidualnego potrzebującego czy nawet zarejestrowanej organizacji, muszę wpłacić 6 złotych na prowadzącą tę zbiórkę fundację. W przypadku takiej wpłaty to oczywiście drobiazg, na który mogę machnąć ręką, ale takim drobiazgiem nie jest na pewno 9 000 zł prowizji, jaka przysługiwała serwisowi za rekordową do tej pory wpłatę od jednego darczyńcy – 1 500 000 zł na leczenie Oliwera, na które ostatecznie zebrano 6 604 530 zł. Jeśli serwis pobrał od tej kwoty regulaminową prowizję, wyniosła ona 516 271, 80 zł. I o tym warto rozmawiać.
Przywołuję Fundację SiePomaga, bo prowadzi największy serwis, więc jej przychody z prowizji od internetowych zbiórek są największe, ale właśnie dlatego, że jest taka skuteczna, to ona dobrze ilustruje problem, który chciałabym podnieść.
Czy prowizja od dobroczynności jest etycznym sposobem pozyskiwania pieniędzy przez organizację?
W porównaniu z niektórymi innymi organizacjami prowadzącymi subkonta Fundacja SiePomaga i tak się samoogranicza, a gigantyczne kwoty jedynie świadczą o jej skuteczności. Przeglądając regulaminy organizacji prowadzących subkonta, czyli po prostu pośredniczących między wspierającym a potrzebującym znalazłam i taką, która od każdej wpłaty pobiera 20%, niezależnie od tego, że sama się w niewielkim stopniu przykłada do pozyskiwania środków – ot, udostępnia subkonto i potwierdza wiarygodność zbiórki wobec wpłacających.
Tyle, że w samym systemie prowizyjnym zaszyty jest konflikt interesów – jeśli organizacja żyje z prowizji od wpłat, w jej interesie wcale nie będzie zbyt drobiazgowe weryfikowanie wiarygodności celu zbiórki, prawda?
I znowu, nie chodzi mi o tę konkretną organizację, ale sam sposób funkcjonowania pozarządowych pośredników dobroczynności.
Dla kontrastu, Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego pobiera od środków zgromadzonych na prowadzonych przez siebie subkontach prowizję w wysokości 7%, ale jednocześnie ogranicza tę prowizję kwotowo – rocznie nie może ona przekroczyć 600 zł. Takie podejście do pomocy w zbieraniu środków uważam za bardzo przyzwoite – organizacja z prowizji pokrywa koszty prowadzenia subkont, ale ograniczając wysokość prowizji, nie zarabia na cudzej dobroczynności.
Nie ma nic złego w wycenieniu swojej pracy i ustaleniu uczciwej ceny za świadczoną usługę, te 600 zł rocznie to moim zdaniem cena skromna.
Zresztą wiele organizacji nie pobiera żadnych prowizji, więc poruszony tu problem ich nie dotyczy. Teoretycznie, bo przecież one też ponoszą wizerunkowe koszty uczestniczenia w systemie, w którym inni bardzo dobrze zarabiają na tym, co one robią za darmo.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.