„Kontynuujemy swoje zainteresowanie sposobem wydatkowania środków publicznych na działania organizacji pozarządowych. Uważamy, że stworzenie przejrzystego systemu wspierania samoorganizacji społeczeństwa obywatelskiego przez władzę przyczynia się do budowania zaufania społecznego – bezcennego kapitału w rozwoju naszego kraju. Jest to też istotne dla wizerunku samych organizacji pozarządowych. Chcemy przyczynić się do stworzenia takiego systemu przyznawania dotacji, który będzie przejrzysty i efektywny. Chcemy, by państwo efektywnie zarządzało naszym wspólnym majątkiem”.
To nieco przerobiony tekst Pozarządowej Inspekcji Lokalowej sprzed wielu lat, a była to jedna z fajniejszych inicjatyw, w jakich miałam przyjemność uczestniczyć. A zaczęła się banalnie – od sygnału, że w jednej z najbardziej prestiżowych warszawskich lokalizacji duży i reprezentacyjny miejski lokal zajmuje nieznana nikomu fundacja, płacąc za niego symboliczne pieniądze.
W gronie osób skupionych w nieformalnej Warszawskiej Grupie Obywatelskiej postanowiliśmy sprawdzić, czy jest to odosobniony przypadek, czy może problem jest systemowy i miejskie lokale – dobro rzadkie i pożądane – są częściej wynajmowane na preferencyjnych warunkach bez wystarczającego uzasadnienia merytorycznego.
Przeprowadziliśmy solidny monitoring i okazało się, że przypadków niewłaściwego korzystania z publicznego majątku było więcej, a większość wynikała z braku jasnej procedury i co za tym idzie – uznaniowości decyzji. Przeglądając pozyskane w trybie dostępu do informacji publicznej dokumenty, na podstawie których miasto przyznawało miejskie lokale za grosze, znaleźliśmy przypadki ewidentnego naciągania, ale przede wszystkim brak weryfikacji na etapie rozpatrywania wniosków, i kontroli już po przekazaniu lokalu.
Opisaliśmy to w raporcie, ale najważniejsze było nie samo nagłośnienie nieprawidłowości, a wykorzystanie ich do wspólnego z miastem wypracowania procedur. Czasami tak banalnych, jak obowiązek wyraźnego oznaczenia lokalu, dzięki czemu każdy sąsiad czy interesant widzi, że jest to lokal przyznany na specjalnych warunkach i jeśli zauważy, że jest wykorzystywany w „dziwny” sposób, może to zgłosić miastu, zaś miasto samo z siebie przeprowadza doraźne kontrole sposobu wykorzystania lokalu. Łatwe do wprowadzenia, a daje poczucie społecznej kontroli nad wykorzystaniem wspólnego majątku.
Jeszcze lepszym narzędziem do takiej społecznej kontroli jest Internetowa Księga Dotacji, w której można łatwo sprawdzić komu, ile, na co i na jakich zasadach miasto przyznaje dotacje. A jeśli coś wygląda zbyt podejrzanie, można w trybie dostępu do informacji publicznej poprosić o kopię pełnej dokumentacji. I jeśli podejrzenia się potwierdzą – nagłośnić.
Bo nic lepszego niż jawność do tej pory nie wymyślono na urzędniczą i polityczną samowolę. Jawność sprzyja. Uczciwym.
Tym przydługim wstępem o oczywistościach chciałam zachęcić do włączenia się w dyskusję – a jeśli nikt takiej nie zaproponuje, do wymuszenia jej na decydentach – nad tym, jakie zmiany systemowe w sposobie korzystania ze środków publicznych powinny zostać wprowadzone, żeby państwo już nigdy nie było traktowane jak dojna krowa przez cwanych „krewnych i znajomych” kolejnych królików.
Bo choć skala ujawnianych właśnie nadużyć jest niewyobrażalna, nie ma co się oszukiwać, że istnieją środowiska w pełni odporne na pokusy zmonetyzowania zażyłości z władzą. Przedstawiam więc kilka propozycji, które wydają mi się stosunkowo mało kontrowersyjne, a jednocześnie naprawdę łatwe do wprowadzenia.
👉 Uruchomienie centralnej Internetowej Księgi Dotacji, w której będzie można sprawdzić, komu została udzielona dotacja – w wersji podstawowej mogłaby to nawet być taka sama wyszukiwarka, jaka obecnie funkcjonuje w odniesieniu do pomocy publicznej udzielanej przedsiębiorcom, w wersji docelowej powinna gromadzić wszystkie informacje na temat danej dotacji, wraz z dokumentami do ściągnięcia,
👉 Wprowadzenie w umowach grantowych obligatoryjnych zapisów zobowiązujących grantobiorców do zamieszczenia na swoich stronach pełnej treści umowy grantowej na początku realizacji projektu, oraz wszystkich sprawozdań z jego realizacji na bieżąco,
👉 Dodanie do umów grantowych szczegółowej instrukcji udzielania informacji publicznej dotyczącej danej umowy – nie każdy grantodawca ma świadomość swoich ustawowych obowiązków, nie każdy też wie, jakie informacje i w jakim terminie musi udostępnić każdemu na żądanie,
👉 Potraktowanie fundacji Skarbu Państwa i spółek Skarbu Państwa jako podmiotów zobowiązanych do udzielania informacji publicznej na temat przyznawanych dotacji i darowizn na zasadach przewidzianych dla dotacji przyznawanych przez organy administracji publicznej,
👉 Zobowiązanie wszystkich publicznych grantodawców do publikowania wraz z wynikami konkursów protokołów z posiedzeń ciała podejmującego decyzje.
Żaden z tych postulatów nie jest specjalnie wyszukany, ale gdyby podobne zasady już funkcjonowały, nie śledzilibyśmy dzisiaj kolejnych medialnych doniesień o gigantycznych nadużyciach, bo nawet gdyby ten i ów się w porę nie pohamował, mielibyśmy wystarczające narzędzia, żeby egzekwować uczciwość.
Dzisiaj pozostaje nam słuszny gniew i cicha nadzieja – oby nie złudna, bo przy najlepszych chęciach może to być prawnie niewykonalne – że odpowiedzialnych za Fundusz Sprawiedliwości, Fundusz Patriotyczny czy Willę+ uda się rozliczyć i ukarać, a chociaż część wyprowadzonych środków odzyskać.
Czekając na wiecznie spóźnioną sprawiedliwość, chętnie porozmawiałabym o konstruktywnych pomysłach na przyszłość.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl