Odkąd związałam się zawodowo z organizacjami pozarządowymi – a było to baaardzo dawno, bo jeszcze w czasach przedinternetowych – trwałam w przekonaniu, że sektor pozarządowy to kawałek lepszego świata w naszej smutnej postkomunistycznej rzeczywistości, zagospodarowany przez ludzi z założenia szlachetniejszych niż ci, którzy wybrali karierę w administracji czy biznesie.
Na swoje usprawiedliwienie tego dość naiwnego uogólnienia mam tylko to, że byłam wtedy jeszcze dość młoda, była to moja pierwsza praca, a wcześniej angażowałam się tylko wolontariacko i głównie podobnych sobie idealistów wtedy znałam. Zresztą wcale nie uważam, że się bardzo w swojej ocenie myliłam, a może po prostu miałam to szczęście, że na swojej już zawodowej drodze spotykałam głównie ludzi naprawdę zaangażowanych w zmienianie świata na lepszy, gotowych robić to kosztem swojego życia prywatnego, potencjalnie atrakcyjniejszych karier i bezpieczeństwa finansowego.
Po wielu latach, w czasie których sektor pozarządowy bardzo się zmienił, nadal tak uważam, choć coraz trudniej mi do tego przekonywać ludzi spoza naszej pozarządowej bańki, którym wizerunek organizacji pozarządowych kształtują politycy i media.
W najnowszych badaniach „Polki i Polacy o organizacjach pozarządowych”, realizowanym od lat przez Stowarzyszenie Klon/Jawor 62% Polek i Polaków uznało, że organizacje pozarządowe są potrzebne. To ciągle spora większość, ale jeśli co trzecia osoba nie widzi z nas żadnych korzyści, to moim zdaniem dobrze nie jest.
I warto sobie chociaż zadać pytanie, czy rzeczywiście tej jednej trzeciej społeczeństwa jesteśmy zbędni, czy tylko nie umiemy im przekonująco o pożytkach z naszych działań opowiedzieć.
A przecież te 38% nie uważających organizacji pozarządowych za potrzebne, to i tak stosunkowo mało alarmujący wynik z tego badania, bo dużo gorzej wypadamy w pytaniach o wizerunek. Aż 37% badanych zgodziło się z twierdzeniem, że „w organizacjach społecznych często dochodzi do nadużyć i prywaty”, a 31% uważa, że „w organizacjach można zarobić duże pieniądze” i choć oba wyniki i tak są lepsze od tych z poprzednich badań, to powinny nam dać do myślenia.
→ Przeczytaj: „Raport Badań Klon/Jawor o wizerunku organizacji pozarządowych”
Ale choć te wyniki powinna wziąć do siebie każda organizacja – w końcu aż 1/3 Polek i Polaków jest do nas bardzo uprzedzona – to chyba nie obchodzą one specjalnie nikogo poza komentatorami, takimi jak niżej podpisana. Łatwo sobie tłumaczyć, że to wszystko o tych innych, z którymi nie mamy nic wspólnego, ale niestety to tak nie działa.
I jeśli z badań wychodzi, że 1/3 społeczeństwa nie uważa organizacji pozarządowych za potrzebne, 1/2 nie widzi różnicy między jakością dostarczanych przez nas usług a tymi świadczonymi przez sektor publiczny czy prywatny, 1/3 twierdzi, że dopuszczamy się prywaty i nadużyć, to coraz trudniej będzie budować własną niezależność, szczególnie wobec władzy, która bardzo dobrze rozgrywa sektor pozarządowy hojnie obdarowując jedne organizacje, jednocześnie konsekwentnie podważając zaufanie do innych.
Niedługo powstanie specjalna komisja do spraw badania wpływów rosyjskich, zwana Lex Tusk, choć jej zakres działania jest tak szeroki, że bardzo się zdziwię, jeśli nie dosięgnie także organizacji pozarządowych, bo są one w niej wymienione wprost. „Komisja bada również przypadki wpływów rosyjskich na działalność osób, które w istotny sposób oddziaływały one na bezpieczeństwo wewnętrzne lub godziły w interesy Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie działalności stowarzyszeń i fundacji”.
Politycy wystarczająco często oskarżali organizacje pozarządowe, na przykład te pomagające migrantom na polsko-białoruskiej granicy, o uleganie rosyjskim wpływom, żeby te powinny się zacząć bać, że jako pierwsze – bo najłatwiejsze do dorwania – padną ofiarą komisji w gorącym okresie kampanii wyborczej. Nietrudno sobie wyobrazić, jaki wpływ na wizerunek sektora miałyby przepychanki przed komisją, która przecież ma tak szerokie kompetencje, że może zażądać absolutnie wszystkich dokumentów i informacji.
Kto wie, może też w kampanii wyborczej wróci wrzucany już wielokrotnie temat Lex Woś, czyli ustawy de facto piętnującej organizacje finansowane z zagranicy. Jeśli do tego dodamy Lex Czarnek, przedstawiający organizacje pozarządowe działające w szkołach jako gangi „seksualizatorów”, to z nadchodzącej kampanii wyborczej możemy jako sektor pozarządowy wyjść jeszcze bardziej wizerunkowo poharatani niż już jesteśmy.
Bo może ja widzę każdą szklankę do połowy pustą, ale bez względu na aktualne badania opinii, jesteśmy atakowani jak nigdy, i jak nigdy słabi w defensywie.
Ewentualnie to ja żyję wspomnieniami lepszych czasów, kiedy każda organizacja na starcie miała społeczny kredyt zaufania i chciałabym, żeby ewolucja się cofnęła.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl