Wieczorne tłumy na Nowym Świecie to zbiór różnorodnych ludzi, którzy pojawiają się tam tylko nocą w celu konsumpcji alkoholu. Oni zaś nie tworzą lokalnej społeczności i bezpieczeństwa nie zapewniają.
„Czy kiedykolwiek jeszcze będziemy czuć się bezpiecznie?” – to pytanie słyszałam ostatnio wielokrotnie. Podczas weekendowej imprezy w centrum Warszawy zamordowano człowieka. I choć do wielkich miast Ameryki we wskaźnikach przestępczości nam daleko, to brutalne zabójstwo w Śródmieściu wstrząsnęło każdym z nas.
Elegancki deptak, czy zagłębie barowe
Nowy Świat już w okresie międzywojennym uchodził za najmodniejszą ulicę Warszawy. Między placem Trzech Krzyży a Krakowskim Przedmieściem mieszczą się jedne z najdroższych butików i najbardziej ekskluzywnych kamienic nie tylko w stolicy, ale i w całym kraju. Aby przemierzyć tą część Traktu Królewskiego w ciągu dnia, trzeba lawirować między grupami turystów, wycieczek szkolnych, studentów oraz ludzi pędzących do pracy.
Krajobraz ulicy zmienia się wieczorami, jeszcze bardziej nocami. Wycieczki szkolne znikają, zostają zastąpione przez pijanych imprezowiczów. Oni też spacerują, ale nie po zabytkach, tylko po okolicznych barach. Alkohol leje się strumieniami. Na ulicy są tłumy, a wśród nich są warszawiacy i turyści, nastolatkowie i 30-latkowie, osoby w kryzysie bezdomności i bogaci klubowicze. To mieszanka wybuchowa – mieszkańcy stolicy wiedzą o tym doskonale.
Jeżeli chce się spokojnie i bezpiecznie spędzić weekendowy wieczór, to Nowy Świat się po prostu omija.
To właśnie w tych okolicznościach w pierwszym tygodniu maja zginął 29-latek. Mężczyzna został kilkukrotnie dźgnięty nożem w plecy podczas bójki na Nowym Świecie. Według doniesień, stanął w obronie zaczepianych kobiet. Działo się to w środku nocy, kiedy dookoła trwała impreza. Filmiki z tego zdarzenia szybko trafiły do sieci. Są przerażające. Krew w żyłach mrozi fakt, że na nagraniach widać tłumy przechodniów, którzy - patrząc na kopanego człowieka w bramie – śmieją się i nie przestają się bawić.
Oczy ulicy
„Jeśli ulice są wolne od przemocy i strachu, wolne od nich jest także całe miasto. Kiedy ludzie mówią o jakimś mieście lub jego dzielnicy, że jest niebezpieczna, lub porównują ją do dżungli, oznacza to przede wszystkim, ze nie czują się bezpiecznie na ulicach” – pisała w 1961 roku Jane Jacobs*. Autorka przekonywała, że bezpieczeństwo na ulicach może zapewnić jedynie stała obecność mieszkańców, którzy nieintencjonalnie sprawują nad nimi kontrolę. Według Jacobs kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania miasta jest utrzymanie jego różnorodności: obszary mieszkalne powinny przeplatać się z handlowymi i rekreacyjnymi.
Na pierwszy rzut oka Nowy Świat spełnia założenia przedstawione przez Jacobs – jest to ulica, która nigdy nie pustoszeje. Brakuje tylko jednego elementu – mieszkańców.
O ile sklepów monopolowych w tym miejscu przybywa, to mieszkańców ubywa. Już przed pandemią w tej części Śródmieścia prawie nikt nie mieszkał. W wyniku koronawirusa Nowy Świat utracił ostatnie ze swoich „społecznych oczu”.
Mieszkania przeistoczyły się w biura oraz apartamenty na wynajem krótkoterminowy. Wieczorne tłumy na Nowym Świecie to zbiór różnorodnych ludzi, którzy pojawiają się tam tylko nocą w celu konsumpcji alkoholu. Oni zaś nie tworzą lokalnej społeczności i bezpieczeństwa nie zapewniają.
Przyjmując perspektywę Jacobs, receptą na przywrócenie bezpieczeństwa w okolicach Nowego Światu byłoby wzmocnienie nieformalnej kontroli społecznej w okolicy. Ale aby to osiągnąć potrzebne są nowe rozwiązania. Wzmożone patrole policyjne i rozszerzanie monitoringu nie wystarczą. Być może krokiem w kierunku zaprowadzenia porządku mogłoby być ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu. Takie przepisy obowiązują już w licznych miastach europejskich, ale też polskich. Kolejną kwestią jest organizacja przestrzeni. Dzisiejszy Nowy Świat nie oferuje nic poza kawiarniami i barami. Brakuje małej architektury, zieleni – tych elementów, które niekoniecznie przynoszą zysk, ale poprawiają jakość życia. Pole do działania jest szerokie. Liczę na to, że władze miasta i dzielnicy zrobią wszystko, by poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom stolicy przywrócić.
*Jane Jacobs, Śmierć i życie wielkich miast Ameryki. Warszawa: Centrum Architektury, 2014.
Justyna Kościńska – socjolożka, aktywistka miejska. Pracuje w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Stowarzyszenia „Miasto jest Nasze”.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.