Cała sprawa ma element pozytywny – przypomniano sobie postać pana Bogusława Stanisławskiego i jego zasługi w działaniu na rzecz praw człowieka. A sam bohater zareagował nad wyraz spokojnie i opanowanie na obraźliwe słowa. Do takich reakcji trzeba mieć klasę i wychowanie, których to pani poseł nie ma ani krztyny.
Państwo pozwolą, trochę wspomnień. Miałam piętnaście lat, kiedy trafiłam do warszawskiej siedziby Amnesty International. Mieściła się na ulicy Koszykowej, w starej kamienicy z drewnianą windą. Chciałam zostać wolontariuszką i działać społecznie. Poszłam z koleżankami, aby na coś się przydać. Przydzielono nam typową pracę dla początkujących: adresowanie kopert, składanie biuletynów, później zbieranie podpisów pod petycjami o uwolnienie więźniów politycznych na całym świecie. Tak się zaczęła moja edukacja obywatelska.
Pesymizm gasi żar
Przypominam, że nie było wtedy zwykłego dostępu do internetu, więc to właśnie z opisów poszczególnych przypadków zamieszczanych w gazetkach AI dowiadywałam się, że gdzieś w Chinach aresztują pisarzy tylko dlatego, że krytykują władze. Że gdzieś w Turcji za poglądy ludzie siedzą w areszcie przez lata. Że Polska to nie cały świat i że można pomóc nawet, jeśli jest się tysiące kilometrów od domu. Zachęcając ludzi do podpisywania się pod petycjami, musiałam odpowiadać na najczęściej padające pytanie: czemu to mamy interesować się jakimś tam (no nawet nie można wymówić nazwiska!) z Afganistanu, a nie biednymi dziećmi w naszym kraju? I drugie pytanie, a raczej westchnienie: przecież mój podpis i tak nic nie da.
Oj, słyszałam to często przez kolejne lata, robiąc coraz to nowe kampanie. Potworny pesymizm potrafił w sekundę zgasić żar w oczach spotykanych osób. Zastanawiałam się wielokrotnie, czy niskie zaufanie do działań organizacji pozarządowych to efekt głęboko siedzącej w narodzie beznadziei i poczucia, że nie liczymy się zupełnie. A może to niechęć biorąca się ze spuścizny PRL-u, kiedy to „spontaniczne czyny społeczne” oznaczały w istocie przymus i brak wiary, że robimy coś dla dobra wspólnego? Z drugiej jednak strony, jeśli już tak analizować po linii historycznej, to cała piękna karta spółdzielczości pokazywałaby wręcz coś odwrotnego – że umiemy i chcemy razem działać.
No dobrze, odeszłam od tematu wspominek (ale do tego sceptycyzmu Polaków jeszcze wrócę w którymś tekście).
Słuchaliśmy go wtedy za mało
W Amnesty było mi dobrze: jako poczatkującej aktywistce, nastolatce, co nie wie do końca, co chce robić. Wszystko dlatego, że od początku darzono mnie zaufaniem. To nie jest oczywiste, ale bardzo ważne dla młodej osoby. Pozwala bowiem rozwijać skrzydła, ale i wiedzieć, że kiedy popełnia się błędy, to należy przeprosić i robić coś lepiej. A nie zawijać ogon lub – przeciwnie – puszyć się i obrażać. W działaniu społecznym zawsze coś można zawalić, wiadomo. Szczególnie na początku.
Wiele zawdzięczam panu Bogusławowi Stanisławskiemu, który wówczas odpowiedzialny był za koordynację warszawskich struktur AI, później był prezesem zarządu w Polsce.
Może dlatego, że pan Bogusław przez lata był nauczycielem, więc miał cierpliwość i tolerancję do młodzieży. Przychodził, słuchał, rozmawiał z nami. Oczywiście myśmy go słuchali za mało, bo wiadomo, jak to jest w tym wieku. Coś mi tam jednak w głowie zostało, a przede wszystkim ktoś chciał mnie słuchać i to było bardzo ważne.
Bohater na proteście
Po jakimś czasie zaangażowałam się mocniej w nieformalną grupę Emancypunx i przestałam przychodzić na Koszykową. Kilka razy spotkałam jeszcze pana Bogusława na różnych debatach czy demonstracjach.
I właśnie na jednej z nich, antyfaszystowskiej, która odbyła się 11 listopada, nasz bohater pojawił się również. Sprzeciwiał się legalnemu paradowaniu ONR na ulicach Warszawy i włoskiej grupie neofaszystów Forza Nuova. Dla niego, pamiętającego czasy wojny, a później budowanie struktur opozycyjnych i ruchu „Solidarność”, Marsz Niepodległości był marszem wstydu, podczas którego patriotyzm zbyt łatwo mieszał się z hasłami skrajnymi. Założył więc na szyję plakat z napisem „Konstytucja”, który zawiesił obok Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, którym został uhonorowany kilka lat temu. W swoim oświadczeniu podkreślał, że uważał protest za swój obowiązek.
Skąd dowiedziałam się, że pan Bogusław był na demonstracji? Ano z tweeta posłanki Krystyny Pawłowicz, która w tradycyjnie chamski sposób tak określiła obrońcę praw człowieka „Co oni z tego starszego człowieka zrobili…? Zamiast nakarmić i odprowadzić do domu, to ledwo stojącemu na zimnie starszemu człowiekowi zawiesili jakiś śmieć na szyi, by publicznie poniżał sam swą godność… Pewnie robi to za jakieś marne grosze…Łobuzy!” (pisownia oryginalna).
Kto ma klasę
Komentarze tej osoby (oraz milczenie jej poselskich kolegów i koleżanek) to od wielu lat temat medialny. Zazwyczaj nie wiadomo nawet, jak skomentować te obrzydliwe insynuacje i agresywne słowa. Całkiem niedawno nawet mnie się od niej oberwało, ale nie reagowałam.
Jednak w tej sytuacji uważam, że reagować należy. Na szczęście bardzo szybko został złożony wniosek do Komisji Etyki, a w obronie pana Bogusława stanął między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich, mecenas Jacek Dubois czy Jerzy Owsiak. Nie wiem, czy zmieni to zachowanie pani Pawłowicz – ja bym sobie życzyła, żeby takie osoby jak ona po prostu zniknęły z życia publicznego.
Cała sprawa ma jednak element pozytywny – przypomniano sobie postać pana Bogusława Stanisławskiego i jego zasługi w działaniu na rzecz praw człowieka. A sam bohater zareagował nad wyraz spokojnie i opanowanie na obraźliwe słowa. Do takich reakcji trzeba mieć klasę i wychowanie, których to pani Pawłowicz nie ma ani krztyny.
Dla mnie natomiast zobaczenie osoby, która miała tak wielki wpływ na moje życie, która nadal jest aktywna społecznie, to wielka inspiracja. Bo choćby pojawiały się po drodze wątpliwości, czy to wszystko ma sens, to nadal trzeba się sprzeciwiać. I działać niezależnie od wieku.
Sylwia Chutnik – kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna. Przewodniczka miejska po Warszawie. Pisarka i felietonistka. Nominowana do Nagrody Nike w 2009, 2012 i 2014 roku. W 2010 roku dostała Społecznego Nobla Fundacji Ashoka za działalność społeczną. W 2011 roku została laureatką nagrody Fundacji Polcul za działalność społeczną. W 2018 dostała Nagrodę m. st. Warszawy za działalność literacką i społeczną. Inicjatorka Fundacja MaMa i jej prezeska do 2016 roku.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.