Organizacje pozarządowe w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Gdy zginęła Estemirowa, wszyscy mówili – może coś się zmieni, może ktoś coś zrobi, żeby w Czeczenii przestali ginąć ludzie. Świat nie może Czeczenii zostawić samej. Dzisiaj – dziesięć lat po jej śmierci, prawie nie ma już w Czeczenii organizacji pozarządowych. A świat, jak to świat. Wydaje oświadczenia, apeluje.
15 lipca 2019 obchodziliśmy rocznicę śmierci Nataszy Estemirowej, działaczki rosyjskiego Memoriału, która badała zbrodnie w Czeczenii. W zeszłym roku czeczeńskie władze aresztowały Ojuba Titiewa, który zastąpił ją na stanowisku lokalnego oddziału stowarzyszenia. O jego uwolnienie apelowało także – solidarnie z rosyjskimi organizacjami – kilkadziesiąt polskich organizacji pozarządowych. Co roku, pomimo utrudnień na granicy, wnioski o przyznanie statusy uchodźcy w Polsce składa kilka tysięcy Czeczenów. Jak wygląda sytuacja organizacji pozarządowych w Czeczenii dziesięć lat po śmierci Estemirowej?
Natasza
– To było w nocy, kiedy go zabrali – opowiada Amina. – Przyjechał transporter opancerzony. Wpadli z maskach, męża uderzyli kolbą, wywlekli, zabrali. Boso biegłam drogą za tym samochodem. Idź do Nataszy – powiedziała sąsiadka. Potem prokuratury, posterunki policji. Poszłam sama, wepchnęli mnie do samochodu, zawieźli za miasto, kazali wysiąść za bramą. Tam był rów i kładka nad tym rowem – a tam ciało na ciele. Pobili, zakazali szukać. A Natasza nadal szukała.
– W Czeczenii nie było wtedy wiele takich osób – opowiada Malika. – Najpierw była wojna, po wojnie jeszcze gorzej. Bojownicy, wahabici, wojska rosyjskie, służby Kadyrowa i każdy mógł cię zabić. Bombardowania, obstrzały, oddziały śmierci. A potem obozy, tajne więzienia, zaginięcia, masowe egzekucje. Wszyscy się bali, a ona się nie bała. Kiedy ktoś zaginął, wszyscy mówili „Idź do Nataszy”.
Estemirowa przed wojna była nauczycielką, w czasie drugiej wojny czeczeńskiej – w 1999 roku zaczęła pracować dla Memoriału. Centrum Praw Człowieka Memoriał – jedna z najstarszych rosyjskich organizacji, przez cały czas wojny monitorowała sytuację praw człowieka w Czeczenii. Donosiła o bombardowaniach, obstrzałach, zaczystkach, obozach filtracyjnych, torturach i zaginięciach. Estemirowa była wyjątkowo upartą działaczką Memoriału. Z niesamowitą determinacją dokumentowała, ale także pomagała ludziom – niezmordowanie poszukiwała osób zaginionych.
15 lipca 2009 roku kilku uzbrojonych mężczyzn porwało Nataszę spod jej bloku w Groznym. Jechała właśnie do pracy. Broniła się, krzyczała, że to porwanie. Po kilku godzinach jej ciało z ranami postrzałowymi w głowie i klatce piersiowej znaleziono przy drodze biegnącej z Inguszetii do Czeczenii.
Natasza osierociła córkę Lanę – dla której była jedynym rodzicem, ojciec Lany zmarł wiele lat wcześniej. Wiele osób – i w Czeczenii, i w Rosji pozostawiła w żałobie.
Śmierć Nataszy nie była jedyną śmiercią działaczki pozarządowej w 2009 roku. Miesiąc później z biura uprowadzono Zaremę Sadulajewą, a potem jej męża Alika Dżabraiłowa. Ciała obojga ze śladami tortur odnaleziono na przedmieściach Groznego. W tym samym roku na jesieni uprowadzona została także Zarema Gaisanowa, pracująca dla Duńskiej Rady ds. Uchodźców. O wszystkie te zbrodnie działacze praw człowieka obwinili władze republiki.
JMG
Kiedy, po śmierci Nataszy, znaczna część współpracowników Memoriału opuściła Czeczenię, a część z nich także Rosję, przed ważnymi decyzjami stanęli również liderzy innej rosyjskiej organizacji, Komitetu Przeciw Torturom. Siedzibą główną Komitetu był Niżni Nowogród – miasto w centralnej Rosji, ale NGO miała swoje oddziały także w innych rejonach – w tym również na Kaukazie. Po zabójstwie Nataszy stało się oczywiste, że w Czeczenii dla Komitetu nie mogą już pracować osoby, które tam mieszkają. Wtedy powstał pomysł pracy rotacyjnej, a potem Joint Mobil Group.
W skład Joint Mobil Group weszli prawnicy z różnych regionów Federacji, dziennikarze i inne osoby zainteresowane monitorowaniem sytuacji praw człowieka. Członkowie grupy jeździli do republiki na miesiąc, w małych zespołach i przestrzegali szczególnych zasad bezpieczeństwa. Przyjmowali Czeczenów, którzy skarżyli się na tortury i porwania, zbierali dowody. Komitet miał w tym zakresie doświadczenie – od 2000 roku prowadził sprawy przed sądami w całej Rosji, kierował skargi do Strasburga. Rotacyjny sposób pracy miał służyć temu, aby agresja władz nie była kierowana w stronę konkretnych, pojedynczych osób.
W Czeczenii prawnicy Komitetu nie osiągali spektakularnych sukcesów – w tych warunkach po prostu nie było to możliwe. Wszystkie zespoły JMG pracowały w ciągłym zagrożeniu. I prawnicy, i ich klienci byli systematycznie zastraszani, a pociągnięcie funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa do odpowiedzialności bardzo trudne. Roli JMG nie sposób jednak przecenić. Przypominali światu o tragedii ludzi, szukali zaginionych, wywierali presję na władze, dzięki ich wsparciu znacznie łatwiej było pracować na miejscu zagranicznym dziennikarzom. Zmagania prawników JMG pokazywały także wyraźnie, że nie ma żadnej woli politycznej – ani w Rosji, ani na świecie, rozwiązywania problemu naruszania praw człowieka w Czeczenii.
„Ramzan powiedział”
W tym czasie w Republice Czeczeńskiej trudno było już odnaleźć ślady wojny. W środku Groznego, oraz innych miastach, stanęły migoczące neonami wieżowce. Wybudowano bajkowe meczety, otwarto biura podróży i sklepy ze zdobionymi sukniami. Na ulicy Putina stanęła brytyjska czerwona budka – reklama szkoły językowej i miniaturowa wieża Eiffla – reklama francuskiej restauracji.
Równolegle jednak – wraz z nowoczesną architekturą, budowano atmosferę strachu i terroru. To, co w czasie wojny robiły wojska federalne – zabieranie ludzi z domu, torturowanie ich i zabijanie, stało się codzienną metodą działania czeczeńskich służb.
Ramzan Kadyrow – prezydent republiki z nadania Władimira Putina, szybko nauczył się, że posłuszeństwo można osiągnąć brutalną presją. Pokój wprowadzono terrorem, stosując radykalne metody odpowiedzialności zbiorowej – za wszystkie działania bojowników (a potem także innych oponentów), odpowiadały nawet bardzo dalekie rodziny. Krewnych zastraszano, brano w charakterze zakładników, zabijano, ich domy palono. Czeczenię obwieszono portretami rodziny Kadyrowów, obstawiono uzbrojonymi mężczyznami. Prawem stało się słowo Ramzana. Republika wyłączona została spod rosyjskiego systemu prawnego, sądy podporządkowano. Znikały kobiety, znikali mężczyźni.
Agenci terrorystów
W 2014 roku grupa uzbrojonych mężczyzn dokonała w Groznym ataku na funkcjonariuszy państwowych organów ścigania, raniąc ich lub zabijając. W odpowiedzi Kadyrow obiecał zrównać z ziemią domy (domniemanych) sprawców, a ich krewnych wypędzić. W ciągu kilku dni dziewięć domów w różnych rejonach Czeczenii stanęło w płomieniach.
W odpowiedzi Igor Kaliapin, szef Komitetu Przeciwko Torturom, złożył skargę do Prokuratora Generalnego Rosji, domagając się dochodzenia przeciwko podpalaczom. Wskazywał, że zachęcanie do egzekwowania odpowiedzialności zbiorowej daje zielone światło do agresji wobec cywili. Przywódcy republiki rozpętali wówczas kampanię przeciwko JMG, oskarżając grupę o ochronę bandytów, czerpanie korzyści z czeczeńskiej wojny i wykorzystywanie ludzkiego cierpienia do otrzymywania dotacji od zachodnich darczyńców. Organizacje oskarżono o agenturalną prozachodnią pracę i wspieranie terroryzmu. Kilka dni później biuro JMG w Groznym stanęło w płomieniach, i nie doczekując interwencji straży pożarnej, doszczętnie spłonęło.
W czerwcu 2015 roku zamaskowani mężczyźni rozbili drzwi do wyremontowanego biura Komitetu i zdemolowali je – pracownikom udało się uciec przez okno. W marcu 2016 roku kilka samochodów zastawiło drogę samochodu przewożącego współpracowników NGO i zagranicznych dziennikarzy. Wszystkich wyciągnięto z samochodu i pobito, pojazd podpalono.
Po tych atakach Komitet zdecydował się na zamknięcie biura w Czeczenii – nie kończąc pracy w republice, ale znacznie ją ograniczając. Powodem było nie tylko śmiertelne niebezpieczeństwo grożące pracownikom, ale także bezpieczeństwo Czeczenów. Wzrastająca w kolejnych latach presja władz, narastająca inwigilacja spowodowała, że ludzie bali się przychodzić do organizacji.
Kadyrow bez Instagrama
W 2018 roku Amerykanie zamknęli konta Ramzana Kadyrowa na Instagramie i Facebooku – profesjonalne kanały propagandowe, śledzone przez kilka milionów osób. Prezydent Czeczenii publikował tam wszystko, co chciał pokazać światu. Tańce w tradycyjnych strojach, narodową kuchnię, krajobrazy, kolorowe zdjęcia, filmy z dronów. Kadyrow rozdawał mieszkania, otwierał schroniska dla zwierząt, ale także groził i straszył.
Zamknięcie kont Kadyrowa było efektem wpisania go na Listę Magnitskiego – spisu osób objętych sankcjami. Zamknięcie kont prezydenta republiki wywołało komentarze czeczeńskich dygnitarzy. Minister Spraw Wewnętrznych postulował wpisanie na listę całego swojego departamentu. Przedstawiciel Dumy Państwowej w Czeczenii Shamsail Saraliew komentował, iż „tajne służby USA nie radziły sobie z potężną falą prawdy, którą Ramzan Kadyrow publikuje na swoich stronach w sieciach społecznościowych”.
Sam Kadyrow oznajmił, że „nie dostał jeszcze rozkazu, aby maszerować na amerykańską ziemię” i „jest dumny z tego, iż jest persona non grata dla amerykańskich agencji wywiadowczych”.
Najważniejsze okazało się jednak oświadczenie przewodniczącego parlamentu Magomeda Daudowa, który o spowodowanie sankcji oskarżył obrońców praw człowieka, „pracujących w różnego rodzaju „centrach” (Memoriał) i „Komitetach (JMG), którzy za swoje destrukcyjne działania antyrosyjskie otrzymują prestiżowe nagrody i pieniądze od Waszyngtonu i krajów zachodnich”. Daudow wyjaśnił, iż „laureaci tych nagród biegają do gospodarzy za ocen i opowiadają kłamstwa, na podstawie których władze USA podejmują decyzje polityczne”. Wyrażał żal, że w Rosji nie ma kary śmierci, zastanawiał się, dlaczego „zachodnie marionetki” zainteresowane osłabieniem Rosji są pełnoprawnymi obywatelami rosyjskiej federacji, i apelował o oddzielenie ich od zdrowego społeczeństwa.
Ojub
8 stycznia 2018 roku rano Ojub Titiew wyszedł z domu w Kurczaloj. Miał spotkać się ze swoim przyjacielem w niedalekiej wsi Majtrup. Nie dojechał. Po godzinie przyjaciel zaczął się martwić i ruszył drogą w jego stronę. Na poboczu zobaczył samochód Titiewa i dwa policyjne wozy. Ojub zauważył kolegę – dał znak „nie zatrzymuj się, jedź dalej”.
Chwilę później w mediach społecznościowych pojawiły się komunikaty o zaginięciu Titiewa. W Czeczenii po zatrzymaniu często decydujące są te pierwsze godziny – kiedy władze wymuszają, nierzadko torturami, przyznanie się do winy, kiedy ważą się jeszcze losy tej osoby. Mobilizowanie opinii publicznej w takiej chwili może uratować komuś życie.
Ojub Titiew był szefem czeczeńskiego oddziału Memoriału. Pracował w nim osiemnaście lat. Kiedy Memoriał na jakiś czas, po śmierci Nataszy, zawiesił pracę w Czeczenii, osobą, która nalegała na jej kontynuowanie był właśnie Ojub. Memoriał Ojuba działał w Czeczenii po cichu, unikając uwagi, a on sam pozostawał w cieniu, pozbawiając się nieco ochrony, jaką daje czasem bycie osobą publiczną. Wiele osób nie wiedziało, że Memoriał kontynuuje pracę w Czeczenii.
Policja przez wiele godzin zaprzeczała zatrzymaniu Titiewa, ostatecznie wydała oświadczenie, że zatrzymany został pod zarzutem posiadania narkotyków. Wiele osób odetchnęło – Ojubowi groziło wiele lat więzienia, ale był żywy.
To nie była pierwsza taka sprawa w Czeczenii. W 2014 roku pod tym zarzutem skazany został Rusłan Kutajew – przewodniczący Zgromadzenia Narodów Kaukazu. Został zatrzymany niedługo po konferencji zorganizowanej z okazji rocznicy deportacji Czeczenów do Centralnej Azji.
W 2016 roku do więzienia trafił młody czeczeński korespondent portalu Kaukaski Węzeł Żalaudi Gierijew. Uzbrojeni mężczyźni wyciągnęli go z autobusu jadącego do Groznego, skąd miał lecieć na konferencję do Moskwy. Wcześniej wywieziono go do lasu, założono na głowę plastikową torbę i torturowano.
Do aresztowania Ojub przygotowywał się, także fizycznie. Przyjaciołom mówił, że dzięki temu będzie mu łatwiej znieść trudy aresztu i tortury. On sam i jego rodzina – wielokrotnie zastraszana, już wcześniej wyjeżdżała do Europy, ale wracała – nie mogli żyć bez Czeczenii.
Po zatrzymaniu Ojuba organy bezpieczeństwa przeszukały jego dom, wyrzucając rodzinę na dwór w środku zimy i zabierając klucze. Chwilę później zapowiedziano, że jego dom i domy sąsiadów zostaną zburzone – w ich miejscu stanąć miało centrum handlowe. Z aresztu Titiew napisał oświadczenie dla Prezydenta Rosji: jeżeli się przyznam, to znaczy, że byłem torturowany.
W sądzie w Szali wszyscy zobaczyli bladego, zmęczonego Ojuba – sędzia przez dziewięć godzin czytała zarzuty. Wymiar sprawiedliwości męczył jednak nie tylko jego. W sprawie – której wynik od początku był znany – przeprowadzono ponad trzydzieści rozpraw.
W czerwcu czeczeński sąd zwolnił Titiewa przedterminowo – działacz praw człowieka niewątpliwie zawdzięcza to zainteresowaniu, jakie towarzyszyło jego sprawie. W sumie w więzieniu spędził jednak półtora roku. Po wyjściu zapowiedział, że ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa pracownikom Memoriału i ich klientom, praca w Czeczenii (przynajmniej w rozumieniu biura na miejscu) nie będzie kontynuowana.
Na rozprawy koledzy Ojuba z Memoriału (oraz innych organizacji) podróżowali z Moskwy wiele ryzykując. Działaczy śledzono, prawnikom grożono. Jednocześnie trwała akcja wyrugowania Memoriału z Czeczenii – 17 stycznia 2018 w nocy spłonęło biuro Memoriału w sąsiedniej Inguszetii, 22 stycznia samochód w Dagestanie.
Ramzan Kadyrow (po raz kolejny) zapowiadał koniec pracy NGO-sów w Czeczenii. Oświadczał: „Oficjalnie informuję obrońców praw człowieka: kiedy sąd wyda wyrok, Czeczenia będzie dla nich terenem zakazanym, tak jak dla terrorystów i ekstremistów, i tym podobnych…” .
Sprawa Titiewa pokazała, jak trudna jest sytuacja organizacji pozarządowych w republice. Cztery lata z możliwością przedterminowego zwolnienia – tyle udało się osiągnąć dla sześćdziesięcioletniego mężczyzny, po roku starań, mobilizowania światowej opinii publicznej i wszelkich możliwych międzynarodowych i krajowych instytucji. Spodziewany przez wszystkich wyrok skazujący był i tak łagodniejszy niż przewidywano. Prawnicy tłumaczyli, że od początku nie widzieli szans na uniewinnienie, a publiczna obrona Titiewa konieczna była, aby uniknąć rozprawienia się z nim w więzieniu, tortur i zabójstwa.
Tylko nikomu nie mów
– „Pobili, torturowali, ale nikomu nie mów”, to najczęstsze co słyszę – komentuje Anna, zachodnia dziennikarka, która prosi o anonimowość. – Masz masę informacji, ale nic z nimi nie możesz zrobić. Każda osoba, z którą rozmawiasz jest w jakiś sposób zagrożona – ktoś może słuchać albo to widzieć.
Zimą zamaskowani mężczyźni porwali Annę z hotelu i z workiem na głowie wywieźli w pole, gdzieś poza granice Czeczenii. Przystawili pistolet do głowy, zakazali powrotów do Republiki.
Anna i inne osoby pracowała w Czeczenii niejawnie. W czasie, kiedy władze republiki rozprawiały się z JMG i Memoriałem, w republice próbowały pracować mniejsze organizacje, arywiści, dziennikarze. Płacą oni często wysoką cenę za swoją pracę – cenę gróźb, pobić, zmuszenia do uchodźctwa. O wielu z nich nie wolno pisać, ani mówić.
Przeczytaj raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na temat praw człowieka w Czeczenii:
"REPUBLIKA STRACHU Prawa człowieka we współczesnej Czeczenii"
W lipcu Kadyrow ponownie porównał działaczy praw człowieka do terrorystów – tym razem powiedział, że są od nich gorsi. Memoriał zwrócił uwagę, że takie przemowy, kierowane do funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, są w istocie zachętą to ataków. Program wyemitowała telewizja propagandowa Grozny.TV.
Zagrożenia wciąż są realne. W Czeczenii cały czas z domów giną ludzie, zdarzają się masowe egzekucje. 24 lipca Nowa Gazeta ujawniła nowe fakty dotyczące śmierci w zimie 2017 roku dwudziestu siedmiu osób w masowej egzekucji – wszystkie te osoby zastrzelono.
– W Czeczenii od kiedy wyrzucono JMG sytuacja pogorszyła się dwukrotnie – mówi jedna z rosyjskich aktywistek, która chce pozostać anonimowa. – Pomimo tego nadal wiele osób chce tu pracować. Trudno jest zostawić ludzi bez pomocy.
Źródło: inf. własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.