Ogólnie źle, ale w organizacjach pozarządowych najgorzej
Temat tekstu pt. „Feudalny mamy klimat” aż pięciu autorów (Tygodnik Powszechny, 18 listopada 2018, nr 3619) jest tak ważny, że tekst ten przeczytałam jako pierwszy z ostatniego numeru TP. Lektura dostarczyła mi sporo emocji. Teraz, gdy już opadły, mam ochotę podzielić się kilkoma refleksjami.
Czy tekst (sądząc z objętości i liczby autorów) tak ważny i kompleksowo traktujący niezmiernie istotną społecznie kwestię przemocy w pracy może pomijać środowiska, w których pracuje w naszym kraju naprawdę wiele osób? Mam na myśli m. in. liczne instytucje administracji państwowej i samorządowej, szkoły, instytucje ochrony zdrowia, publiczne i prywatne instytucje kultury, wreszcie małe i średnie firmy? A media? Chyba dobrze znane autorom? Trudno nie mieć skojarzeń z przypowieścią o belce.
W przytaczanym tekście na przysłowiowych chłopców do bicia wybrano trzy środowiska, korporacje, organizacje pozarządowe i świat nauki. Ponieważ od roku 2000 nieprzerwanie pracuję w organizacji pozarządowej, która współpracuje z innymi, bardzo licznymi organizacjami w całej Polsce (a i wcześniej zdarzało mi się pracować w innych organizacjach) ośmielam się przypuszczać, że moje opinie są zakorzenione w doświadczeniach i wieloletnich obserwacjach.
Wedle autorów tekstu środowisko pozarządowe jawi się chyba jako możliwie najgorsze miejsce pracy w Polsce. Wszak dwie najbardziej drastyczne sytuacje ilustrujące liczne praktyki mobbingu: utrata ciąży i namawianie kobiety w ciąży do aborcji, wydarzyły się właśnie w organizacjach pozarządowych.
W artykule pada mocna teza: „Współczesna polska scena trzeciego sektora niewiele się różni od średniowiecznej folwarczności”, stawia ją dr Adriana Bartnik, socjolożka i prawniczka.
Nie wiem, czemu ma służyć uciekanie się do takiej retoryki. Jeśli autorom tekstu i cytowanej badaczce szczerze zależy na poprawie stosunków i warunków pracy w opisywanych środowiskach, to chyba należałoby się pokusić o obraz bardziej zróżnicowany, tak jak i zróżnicowane są polskie organizacje pozarządowe.
Obraz wyłaniający się z tekstu jest tak skrajny, że przeważająca większość osób pracujących czy działających w organizacjach powie „to nie o nas, u nas takie rzeczy się nie dzieją”. I będzie to prawda.
Czy tam gdzie nie ma pracowników, lub jest ich dwoje i każdy na pół etatu, możemy mieć do czynienia z kwestiami poruszanymi w artykule?
Organizacje, te zatrudniające pracowników na stałe mają oczywiście swoją specyfikę (jak każde inne środowisko branżowe). Ale czy stowarzyszanie prowadzące szkołę i zatrudniające nauczycieli ma raczej takie wyzwania pracownicze jakie występują w innych szkołach? Czy takie jak stowarzyszenie zajmujące się ekologią?
Choć misją organizacji pozarządowych jest najczęściej zmiana świata na lepszy, nie oznacza to automatycznie, że pracują i działają w nich ludzie lepsi czy bardziej moralni. Chyba takie myślenie graniczyłoby z pychą. Może to, co nas (organizacje zatrudniające pracowników w sposób ciągły) różni od innych instytucji, to to, że większość z nas lubi i ceni swoją pracę. Zdaniem autorów artykułu, otwiera to wyjątkowe pole do nadużyć. A co z miejscami pracy, gdzie tym wyróżnikiem są duże pieniądze, możliwość niezwykłego rozwoju naukowego czy artystycznego?
Trudno nie myśleć o kontekście, czyli ujawnionych kilka tygodni temu patologiach w Stowarzyszeniu Wiosna, założonym i prowadzonym z rozmachem przez księdza Stryczka. Czy chodzi o to, by dopisując kontekst (organizacji pozarządowych i innych środowisk pracy) , umniejszyć to co działo się w tym konkretnym stowarzyszeniu, pokazując organizacje pozarządowe jako siedlisko patologicznych stosunków pracy?
Może płynie z tego tekstu jednak dla nas jakiś pożytek?
Mam wrażenie, że w organizacjach pozarządowych najczęściej nie chodzi o mobbing, lecz o ciężkie warunki pracy wynikające z napiętych terminów, niedoszacowanych budżetów i trudności w porozumieniu się z partnerami- dysponentami środków z administracji rządowej czy samorządowej. Czy wszyscy w naszym środowisku wystarczająco pracujemy nad tym, by wzmocnić swoją pozycję organizacji w relacjach z dysponentami środków za które realizujemy zadania publiczne?
Czy tam gdzie mamy swobodę kształtowania stosunków pracy kształtujemy je rzeczywiście po partnersku i równościowo?
Czy w relacjach między organizacjami stawiamy bardziej na współpracę czy raczej na rywalizację (o pieniądze, wpływy, palmę pierwszeństwa w zbawianiu świata)?
Warto byśmy zadawali sobie te pytania na co dzień, a nie tylko gdy zdenerwuje nas tendencyjny artykuł. Ja będę się starała.
Justyna Duriasz-Bułhak – z wykształcenia jest historykiem, od 2000 roku pracuje w Fundacji Wspomagania Wsi, obecnie jako członkini Zarządu Fundacji.
Masz zdanie? Czekamy na wasze głosy (maks. 4500 znaków) plus zdjęcie na adres: redakcja@portal.ngo.pl.