Nowy minister, nowa edukacja? Jarosław Pytlak: Rycerz zakuty w poglądy
Władze Zjednoczonej Prawicy wydelegowały na odcinek ideologiczny polityka o kwalifikacjach stosownych do wyzwań obecnego etapu „dobrej zmiany”. Już nie radosną Annę Zalewską, czy pozbawionego wyrazu Dariusza Piontkowskiego, ale prawdziwego rycerza IV Rzeczpospolitej, zakutego w pancerz najbardziej prawicowych poglądów.
Myślę, że całe rzesze ludzi zasiedlających dzisiaj niechętną rządowi bańkę informacyjną nie zdają sobie sprawy, że objęcie funkcji ministra edukacji przez Przemysława Czarnka zyskało ogromny aplauz w granicach zupełnie innej bańki. Lawina krytycznych opinii, jaka towarzyszyła tej nominacji w środowisku zbliżonym do wyborców Rafała Trzaskowskiego, nie wywołuje bynajmniej konfuzji u zdeklarowanych zwolenników „dobrej zmiany”. Tam czuć raczej… satysfakcję.
Rycerz z silnym mandatem
„Wyje totalna opozycja?! Boli?! Dobrze, ma boleć! Najwyższy czas zrobić porządek z tym lewackim chłamem!” – to dość reprezentatywny komentarz zaczerpnięty z jednego z prawicowych portali. Jakkolwiek może się wydać zdumiewające, że po czterech latach rządów Anny Zalewskiej i Dariusza Piontkowskiego w edukacji a w szkolnictwie wyższym – Jarosława Gowina, da się dostrzegać w tych przestrzeniach wciąż szerzące się „lewactwo”, to takie właśnie myślenie jest bardzo popularne po prawej stronie społeczeństwa. W tym kontekście zaczynają być zrozumiałe deklaracje wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, że najwyższa pora zrobić prawdziwą rewolucję w programach szkolnych. Najwyraźniej ów polityk dobrze odrobił lekcję z Józefa Wissarionowicza: „W miarę postępów w budowie socjalizmu, walka klasowa zaostrza się”.
Zgodnie z tą maksymą władze Zjednoczonej Prawicy wydelegowały na odcinek ideologiczny polityka o kwalifikacjach stosownych do wyzwań obecnego etapu „dobrej zmiany”. Już nie radosną Zalewską czy pozbawionego wyrazu Piontkowskiego, ale prawdziwego rycerza IV Rzeczpospolitej, zakutego w pancerz najbardziej prawicowych poglądów. Rzesze ludzi z opozycyjnej bańki często wypierają ze świadomości, że ugrupowanie, które wydało na świat polityki Przemysława Czarnka, wygrało wybory parlamentarne, a jego kandydat w wyborach prezydenckich otrzymał więcej głosów, niż kandydat opozycji. Sam Czarnek, startując do Sejmu z drugiego miejsca na liście PIS, uzyskał na Lubelszczyźnie poparcie 87 tysięcy osób, co było najwyższym wynikiem w tym regionie.
Jak widać poglądy nowego ministra edukacji, których nigdy nie ukrywał, odbiegające, delikatnie mówiąc, od współczesnych standardów europejskich, są nośne i cieszą się dużym poparciem. Wiele to mówi o naszym społeczeństwie, ale zarazem stanowi całkiem mocny mandat do pełnienia funkcji rządowej, przynajmniej w myśl obecnych standardów politycznych w Polsce.
Król jest nagi
Sam jestem odległy od bańki, w której zamieszkuje pan Czarnek, powyższe napisałem więc ze smutkiem, ale na chłodno. Jeżeli jednak mamy poważnie rozważać, co wynika z jego nominacji, to musimy się z tymi faktami zmierzyć.
Nowy minister nie cofnie naszej edukacji do XIX wieku, bo ona tam już tkwi za sprawą całego szeregu jego poprzedników.
Cokolwiek zresztą zrobi, zaskakująco wielu ludzi przyjmie to ze spokojem, a nawet zadowoleniem. Chcąc nie chcąc należy zatem traktować go serio, a na pewno z rozwagą. Zanim spróbuję odpowiedzieć na pytanie, jak poradzić sobie z osobą nowego ministra, muszę zwrócić uwagę Czytelnika na dwie dodatkowe okoliczności.
Po pierwsze, nigdy za mojej pamięci – a będzie już pół wieku – nie udało się w sposób systemowy zorganizować polskiej edukacji w oderwaniu od dominującego w danym momencie nurtu politycznego, a więc również ideologicznego. Stosunkowo najbliżej tego byliśmy w reformie Handtkego, która jednak została rozmontowana zgodnym wysiłkiem kilku kolejnych rządów. Wiara, że wszystkie siły polityczne zjednoczą się wokół budowy nowoczesnego systemu oświaty, wzorem chociażby Finów czy Portugalczyków, w polskich realiach zawsze była wyrazem naiwności. A teraz, kiedy społeczeństwo jest podzielone jak chyba nigdy wcześniej, to już zupełne political fiction.
Po drugie, które zresztą wynika z pierwszego, minister odpowiedzialny za sprawy edukacji nigdy nie był, nie jest i chyba za mojego życia nie będzie kimś innym niż funkcjonariuszem partyjnym, oddelegowanym na odcinek pracy z młodym pokoleniem. Żadnym „Pierwszym Nauczycielem”. Społeczna ocena jego pracy nie ma dlań najmniejszego znaczenia - ważna jest jedynie ocena ze strony politycznych mocodawców. Pierwsze wywiady ministra Czarnka zapowiadają rewizję podręczników do historii, zerwanie z „pedagogiką wstydu”, przywrócenie pamięci takiego – jego zdaniem – bohatera, jak Józef Franczak, czyli ostatni „Żołnierz Wyklęty”
Może to przerażać, może też trochę uspokajać, bo jeśli ktoś dzisiaj wierzy, że zmieniając treść podręcznika jest w stanie kształtować świadomość młodego pokolenia, to grzeszy podwójnie.
Raz, brakiem szacunku dla historii, która na przykładzie PRL uczy, że wolną myśl trudno zdusić. Dwa, brakiem świadomości tego, co dzieje się obecnie za sprawą wszechobecnego Internetu. Podręczniki jako źródło wiedzy niedługo będą miały wartość już tylko makulatury.
Co oczywiste, polityk Czarnek w swoich wypowiedziach pozytywnie ocenia reformę edukacji wprowadzoną przez jego partię i obecny stan polskiej oświaty. Tryska urzędowym optymizmem, choć w zasadzie już teraz powinien zjeść własny kapelusz, gdy kilka godzin po stwierdzeniu, że szkoły podstawowe funkcjonują „bez zakłóceń”, jego kolega z resortu zdrowia mianował je rozsadnikiem epidemii. Zdarza mu się natomiast zadeklarować, że program jest przeładowany albo że zamierza działać konstruktywnie i ewolucyjnie.
Reasumując, na odcinek edukacji rzucono człowieka o wyrazistych, skrajnie narodowo-katolickich poglądach, wywołując tym samym u zwolenników opozycji efekt podobny do przejechania kijem po prętach klatki z lwami – pomstowanie i litanię zarzutów, które jednak dla zwolenników PiS są raczej zaletami. Ów wyrazisty człowiek koncentruje uwagę gawiedzi na czysto ideologicznych zapowiedziach, których realizacja, przy najgłębszym jego zaangażowaniu, musi potrwać całe lata. No ale już teraz skutecznie przyciąga uwagę, odwracając ją od problemów naprawdę ważnych. Tymczasem poglądy Czarnka i jego plany nie mają większego znaczenia wobec trwającej tu i teraz zapaści polskiej oświaty.
Już nawet rządzący w chwilach słabości przyznają, że król jest nagi, czyli mury jednak zarażają, a podstawa programowa jest zbyt obszerna.
Co dalej?
Dlatego uważam, że Przemysława Czarnka nie należy odrzucać ani lekceważyć. Trzeba od niego wymagać pomysłów na ratowanie polskiej szkoły, wsparcie nauczycieli i dyrektorów placówek oświatowych, konkretnych działań, takich jak zawieszenie wprowadzenia czwartego egzaminu ósmoklasisty. Wypowiadać się w mediach, pisać petycje, organizować wymianę myśli, pozwalać w placówkach nauczycielom wykonywać zawód zgodnie z prawem, które obejmuje także ich wolność sumienia. Dłużej klasztora niż przeora. Czy z takim ministrem, czy z innym, wszyscy w oświacie, a już szczególnie dyrektorzy i nauczyciele, wciąż mają szansę zachowywać się przyzwoicie. Klonów krakowskiej kurator Nowak na cały system nie wystarczy.
Jarosław Pytlak – od 30 lat dyrektor placówek Społecznego Towarzystwa Oświatowego na warszawskim Bemowie, obecnie szkoły podstawowej i liceum ogólnokształcącego. Laureat Nagrody Miasta Stołecznego Warszawy (2017). Autor wielu nowatorskich rozwiązań metodycznych, programów szkolnych i podręczników. Uważny obserwator i komentator polskiej edukacji, prowadzący od lat popularny blog „Wokół szkoły” (www.wokolszkoly.edu.pl)".
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.