Nowy minister, nowa edukacja? Iga Kazimierczyk: Najgorszy moment na zmiany
Wobec rażących zaniedbań w czasie wakacji i podczas pierwszej fali epidemii, edukacja wymaga natychmiastowych działań i przyjęcia strategii zarządzania kryzysowego. Połączone resorty, przy 12 000 tysiącach zakażeń i dziesiątkach zmarłych dziennie, pracują jednak tak, jakby wokół nic się nie zmieniło, mając do zaoferowania nauczycielom i rodzicom jedynie kolejny lockdown.
Od 19 października 2020 roku mamy nowego szefa połączonych resortów edukacji i nauki. Jedyna dobra wiadomość w tej sprawie – jest minister. Od trzech tygodni bowiem oba resorty, choć formalnie były obsadzone, nie miały kierownictwa.
Edukacja w ogniu
Opisując konsekwencje nominacji Przemysława Czarnka na stanowisko Ministra Edukacji i Nauki, wypada zacząć od zastanowienia się nad samym pomysłem połączenia obu resortów. Dlaczego zrobiono to teraz? Czy wynikało to z danych i analiz gromadzonych przez ministerstwa? Czy było efektem jakichkolwiek dyskusji? Być może pojawiły się sugestie ze strony naukowców i nauczycieli, aby oba ministerstwa połączyć? A może dokonano symulacji kosztów i zestawiono je z przyszłymi planami obu resortów, uznając, że ich kompetencje się na siebie nakładają?
Nic z tych rzeczy. Restrukturyzacja oraz zmiana na stanowisku ministra były konsekwencją jesiennych prac rządzących, kiedy zamiast opracowywaniem planu działania na czas pandemii, zajmowali się sami sobą.
Wyjątkowo nieszczęśliwie, zmiana strukturalna i personalna dzieje się w momencie, kiedy polska szkoła musi borykać się z kolejnym kryzysem.
Czym obecny kryzys różni się od poprzednich, których konsekwencje cały czas „konsumujemy”? Niestety, jesteśmy do niego całkowicie nieprzygotowani. Oświata po reformie Anny Zalewskiej, „jedzie na oparach”. Brakuje kadry nauczycielskiej, mamy najniższy wśród państw europejskich odsetek najmłodszych nauczycieli, średnia wieku belfra to 45 lat, szkolnictwo zawodowe w zasadzie opiera się na pracy emerytowanych nauczycieli. Do tego nasi pedagodzy zarabiają coraz mniej – relacja pensji nauczycielskiej do kwoty minimalnego wynagrodzenia cały czas się zmniejsza, a nauczyciele są zmuszeni do pracy z podstawą programową, której nie da się zmieścić w siatce godzin, czyli czasie przewidzianym na jej realizację. Rodzice i dzieci na masową skalę korzystają z korepetycji. W zasadzie nikogo już nie dziwi, że nauka języka obcego – jeśli ktoś naprawdę chce go opanować – odbywa się w ramach prywatnych lekcji w domach lub na kursach. Nie ma się co oszukiwać, szkoły w czasie pandemii czeka zapaść.
Na ten moment potrzebne są szybkie i widoczne rozwiązania: zwiększone nakłady na zatrudnianie nauczycieli, wsparcie techniczne lekcji zdalnych, jednolita i wydolna platforma do zajęć on-line. Niestety, sześć miesięcy na przygotowania zostało całkowicie zmarnowane. Nie mamy sprawnego narzędzia do pracy zdalnej, nauczyciele nie zostali wsparci metodycznie, nie powstało dobrze napisane prawo, nie stworzono procedur działań kryzysowych, nie zmodyfikowano nierealistycznych podstaw programowych.
Te zaniechania czynią sytuację szkół, rodziców i nauczycieli trudniejszą. Na każdym, kto ma do czynienia z edukacją, bardzo mocno mścić się będzie całkowity brak przygotowania resortu na to, co dzieje się teraz.
Inkwizycja zamiast ratunku
Co zatem oznacza obsadzenie Przemysława Czarnka w roli Ministra Edukacji i Nauki i jakie będą konsekwencje tej nominacji? Widzimy to już po pierwszym tygodniu jego urzędowania. Niestety pan minister wykorzystał ten czas najgorzej jak tylko mógł, zajmując się głównie zupełnie nieistotnymi sprawami. Poświęcił te kilka dni na tropienie wątków lewicowo–liberalnych w podstawach programowych, krytykował protesty kobiet, usunął ze stanowiska wieloletnią dyrektor odpowiedzialną za podręczniki i podstawy programowe. W tym czasie wszystkie decyzje dotyczące funkcjonowania oświaty były ogłaszane przez premiera, a minister Czarnek nie był obecny na żadnej konferencji. Z jakiego powodu zatem go powołano, skoro nie był w stanie reprezentować resortu w czasie konferencji, na których podawane są (oczywiście bez rozporządzeń) wytyczne dotyczące funkcjonowania placówek?
Wobec rażących zaniedbań w czasie wakacji i podczas pierwszej fali epidemii, edukacja wymaga natychmiastowych działań i przyjęcia strategii zarządzania kryzysowego. Połączone resorty, przy 12 000 tysiącach zakażeń i dziesiątkach zmarłych dziennie, pracują jednak tak, jakby wokół nic się nie zmieniło, mając do zaoferowania nauczycielom i rodzicom jedynie kolejny lockdown, choć tym razem bez ogłaszania oficjalnego lockdownu.
Konieczne są decyzje, co z pracą szkół po 8 listopada, natychmiast należy też uruchomić programy wsparcia psychologiczno–pedagogicznego dla dzieci. Bezzwłocznie powinny ruszyć systemy pomocy technicznej i metodycznej dla nauczycieli prowadzących zajęcia. Istotna jest także kwestia zasiłków dla rodziców i zmiana absurdalnego prawa, wedle którego dyrektor placówki musi czekać z jej zamknięciem na decyzję sanepidu, który w zasadzie przestał działać.
W najbliższych dniach należałoby przedstawić plan wsparcia nauczycieli w przedszkolach i szkołach przez studentów kierunków nauczycielskich, którzy tym samym mogliby odbyć praktyki, w tej chwili zablokowane.
Na koniec, niezbędne jest oczywiście skuteczniejsze przerwanie łańcucha zakażeń, w czym pomogłyby testy i natychmiastowa izolacja osób, które miały kontakt z zakażonym.
Pisząc te słowa mam niestety przekonanie graniczące z pewnością, że żadną z tych spraw minister Przemysław Czarnek się nie zajmie.
Iga Kazimierczyk – doktor nauk pedagogicznych, prezeska fundacji "Przestrzeń dla edukacji", działaczka ruchu "Obywatele dla edukacji", nauczycielka mianowana i akademicka.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.