Konstantin Rieuckij: Ludzie są zmęczeni życiem w systemie, w którym nikt nie może się rozwijać
– Bili pałkami, jedną osobę potrafiło bić czterech, pięciu milicjantów naraz. W którymś momencie wydawało mi się, że kilka osób tego bicia po prostu nie przeżyje – o sytuacji w Białorusi mówi Konstantin Rieuckij, dyrektor wykonawczy Fundacji Wostok SOS, działacz praw człowieka i dziennikarz kilka tygodni temu zatrzymany w Mińsku.
Od końca maja w całej Białorusi trwają protesty, których postulatem są wolne wybory i dymisja rządzącego nieprzerwanie od 1994 roku prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Początkowo były one reakcją na aresztowanie opozycyjnych kandydatów prezydenta, potem na oficjalne wyniki przeprowadzonych 9 sierpnia wyborów. Siły bezpieczeństwa zatrzymują demonstrantów, wiele osób trafia do aresztów i otrzymuje wyroki skazujące.
W sierpniu wiele osób z organizacji pozarządowych – w tym także polskich, poszukiwało dwóch zatrzymanych w Mińsku działaczy ukraińskiej organizacji Wostok SOS, która na co dzień działa w rejonie konfliktu zbrojnego w Donbasie. Obu z nich, po interwencji ukraińskiej ambasady i społeczności międzynarodowej wypuszczono.
Z Konstantinem Rieuckijem z Wostoku SOS rozmawiamy nie tylko o tym, jak wyglądały zatrzymania w Białorusi, ale także, jak o polityce międzynarodowej, także polskiej roli w tej polityce, myśli jeden z liderów największych organizacji pracujących w rejonie konfliktu zbrojnego, oraz jakie cele i wyzwania mogą stanąć przed sektorem pozarządowym w Europie.
Małgorzata Łojkowska: – Kilka tygodni temu przyjechałeś z Ukrainy do Białorusi i zostałeś zatrzymany w Mińsku. Szukało cię wielu ludzi z różnych organizacji na świecie, także z polskich. Dlaczego zostałeś zatrzymany?
Konstantin Rieuckij: – Razem z przyjacielem Jewgienijem Wasiliewem filmowaliśmy zatrzymanie jednego z uczestników protestów. To był mężczyzna, koło sześćdziesiątki, który protestował przeciwko nieuczciwym wyborom, przeciwko reżimowi Łukaszenki. Próbował przeszkodzić milicjantom, którzy blokowali drogę demonstrantom. Milicjanci zaczęli go dotkliwie bić, powalili na ziemię, założyli mu kajdanki. Nagrywaliśmy to na telefon komórkowy i za to zostaliśmy zatrzymani.
Co było dalej?
– Razem z tym mężczyzną trafiliśmy do jednej z jednostek policji. Tego dnia doszło do masowych aresztowań, posterunki były przepełnione, więc ludzi zamykano w miejscach zupełnie do tego nie przeznaczonych – w salach gimnastycznych, na dziedzińcach. Przesłuchali nas, a potem razem z pięćdziesięcioma innymi osobami byliśmy przetrzymywani na dziedzińcu. Kazali nam stać twarzą do ogrodzenia, z podniesionymi rękami i stopami rozstawionymi na szerokość barków. Zmiana tej pozycji w najmniejszym nawet stopniu, opuszczenie rąk, przesuwanie nóg, obracanie głową, oznaczała bicie, bili za wszystko. Grozili biciem, ludzie prosili, żeby nie bić, grozili też gwałtem – jednego mężczyznę rozebrali. Po takim pobiciu trzeba było dalej stać.
Bili pałkami, jedną osobę potrafiło bić czterech, pięciu milicjantów naraz. W którymś momencie wydawało mi się, że kilka osób tego bicia po prostu nie przeżyje.
Ile musieliście stać?
– Około 17 godzin. Od 17 do 10 rano następnego dnia.
Was też bili?
– Tak, choć nie tak, jak Białorusinów. Ja jestem też dziennikarzem, obaj pracujemy w ukraińskiej organizacji pozarządowej. W którymś momencie było już jasne, że szukają nas ukraińskie władze, wtedy dostali chyba rozkaz, żeby nas nie bić.
Kim byli zatrzymani ludzie?
– Część z tych osób to byli aktywiści, uczestnicy protestów, część to zupełnie przypadkowi ludzie. Był tam mężczyzna, który wyszedł do sklepu po piwo. Było też kilka kobiet, które traktowano trochę lepiej, ale niektóre też były bite. Wiem też, że w innych jednostkach policji, nie było różnicy, bili, torturowali także dziewczyny.
Co się wydarzyło dalej?
– Kazali nam podpisać dokumenty – bez możliwości ich przeczytania. Odmowa oznaczała ponowne bicie. Nad ranem kazali niektórym osobom wykonywać ćwiczenia – bieganie, przysiady, także tym pobitym. Potem przewieźli nas do aresztu śledczego. Tutaj znowu nie było miejsc w celach, więc ponownie trafiliśmy na dziedziniec. Kazali nam leżeć twarzą do ziemi z rękami za głową. To trwało znowu prawie cały jeden dzień.
Po jakim czasie was wypuszczono?
– Po interwencji ambasady po trzech dniach od zatrzymania. Bez wątpienia byliśmy w zdecydowanie lepszej sytuacji niż pozostała część zatrzymanych.
Czy wiesz, jak komentowała tą sytuację związaną z masowymi zatrzymaniami, torturami pozostała część społeczeństwa białoruskiego? Wydaje mi się, że społeczność międzynarodowa była zaskoczona brutalnością działania władz.
– Białorusini byli też w szoku, oni też nie myśleli, że to się wydarzy.
W ciągu kilku dni zatrzymano około 7000 osób i większość z tych osób padła ofiarą tortur.
Myślę, że Łukaszenka myślał, że to jedyny sposób, żeby opanować te protesty. Chciał pokazać siłę państwa, zastraszyć ludzi. Milicja dostała wolną rękę w sprawie takiej masowej „edukacji” społeczeństwa.
Kierujesz organizacją, która pracuje na wschodzie Ukrainy, w Donbasie. Co właściwie robiłeś w Mińsku?
– Od dawna śledzę informacje w Białorusi. Mieszka tam wielu moich przyjaciół, chcę dla ich kraju jak najlepiej, chciałbym, żeby sytuacja się zmieniła. Uważałem, że społeczeństwu białoruskiemu należy się wsparcie.
Mówisz o tym wsparciu w taki naturalny sposób, ale jednak nie każdy przedstawiciel organizacji pozarządowej pojechał do Mińska. Dlaczego wy to zrobiliście?
– Uważam, że to ważne, żeby dokumentować naruszenia praw człowieka, a obaj mamy w tym duże doświadczenie. Pracowałem na Majdanie, teraz regularnie monitorujemy sytuację w Donbasie. Przez kilka lat byłem dziennikarzem telewizji Gromadzkie, pracowałem też w 2013 roku w Czeczenii, jako członek Mobilnej Grupy – to była grupa obrońców praw człowieka, koordynowana przez Komitet Przeciwko Torturom. Poza tym sytuacja w Białorusi, tak samo, jak sytuacja w Rosji, wpływa na sytuację w Ukrainie.
W czym sytuacja na Białorusi jest podobna do tej, która miała miejsce w Ukrainie przed Majdanem, a w czym jest różna?
– Sytuacja w Ukrainie jest oczywiście zupełnie inna niż w Białorusi. W naszym kraju nie było takiego silnego autorytarnego reżimu, na szczęście Ukraińcy do tego nie dopuścili. W Białorusi wszystkie obszary życia całkowicie kontrolowane są przez władze, wszystkie kluczowe decyzje podejmuje prezydent osobiście, cały system rządów oparty jest na lojalności wobec niego. Nawet prywatny biznes, w porównaniu z ukraińskim, ma bardzo ograniczoną swobodę działania.
Ale jeżeli pytasz o nastroje ludzi w Mińsku, to one są podobne do tych u Ukraińców w 2013 roku, na początku Rewolucji Godności.
Ludzie chcą zmian, ludzie są zmęczeni życiem w systemie, w którym nikt nie może się rozwijać, w którym ich głos nie jest słyszany. Chcą mieć możliwość wpływania na decyzje podejmowane przez władze.
Białoruskie protesty od początku są bardziej masowe niż były ukraińskie. Społeczeństwo jest bardziej aktywne, bardziej skonsolidowane. Białoruscy protestujący – w przeciwieństwie do osób, które protestowały na Majdanie, zdają się chcieć zachować pokojowy charakter tych protestów, nie są gotowi na silną konfrontację z siłami bezpieczeństwa.
Powiedziałeś, że jednym z powodów, dla których znalazłeś się w Mińsku, było to, że sytuacja w Białorusi, ale także w Rosji, wpływa na sytuację w Ukrainie. Czy moglibyśmy porozmawiać chwilę o tym, jak rosyjska polityka wpływa na oba te kraje – z Twojej perspektywy?
– Cóż, generalnie Rosja stara się oddziaływać na wszystkie kraje obszaru poradzieckiego. Niektóre z tych krajów są szczególnie ważne z punktu widzenia wpływów Rosji – tak jest w przypadku Ukrainy i Białorusi.
Na poziomie międzynarodowym niestety istnieje nadal przekonanie, że są to kraje jednej grupy, że to są kraje podobne. W rzeczywistości, obecnie większość Ukraińców uważa takie przekonanie za obraźliwe, bo mieści się w nim głębokie niecenienie wartości suwerenności Ukrainy. Podczas gdy my, nie tylko nie jesteśmy krajem politycznie ani duchowo bliskim Rosji, ale od pewnego czasu po prostu w ogóle nie chcemy mieć z Rosją nic wspólnego. Ani z nią samą, ani z tym systemem politycznym, który ona u siebie zbudowała i który próbuje narzucić swoim sąsiadom. To nie są nasze wybory.
Rosja prowadzi agresywną politykę zewnętrzną, próbuje budować w sąsiednich krajach systemy polityczne na swój wzór, wspiera reżimy autorytarne, w których nie ma rządów prawa, nie ma szacunku dla praw człowieka. Pod względem wartości, to są „Antypody” Europy. Białorusini chcieliby rozwijać swój kraj – tak, jak chcieli w 2014 roku Ukraińcy, w kierunku europejskich wartości. Rosja oczywiście będzie temu przeciwdziałać, bo wyjście Białorusi z jej orbity wpływów, oznaczałoby również polityczną klęskę Putina, co z kolei odbiłoby się także na wewnętrznym dyskursie politycznym w samej Rosji.
Ludzie w Białorusi chcą demokratycznych zmian, ale dopóki Rosja będzie angażować się w politykę państw byłego ZSRR, te zmiany będą bardzo trudne.
To co powinna zrobić teraz Unia Europejska?
– Stosować i utrzymywać sankcje osobiste, sektorowe – wobec Białorusi, ale także – co ma związek z sytuacją w Białorusi, wobec Rosji. Kraje zachodnie nie doceniają potencjału agresywności rosyjskiej polityki.
Jak to rozumiesz?
– Rosja stara się zwiększyć swoje wpływy w regionie i robi wszystko, aby osłabić politycznie i ekonomicznie inne kraje. Rosyjskie władze niejednokrotnie dawały znać, że nie odpowiada im równowaga sił w Europie i na świecie. Rosja generalnie wrzuca pytania do dyskursu na szczeblu globalnym – w których podważa wartość podstawowych pojęć, jak na przykład prawa człowieka, czy demokracja w ogóle. Natomiast w dyskusji wewnętrznej, wewnątrz kraju, nie ukrywa swoich planów dotyczących Unii Europejskiej – w jej interesie jest osłabienie i rozbicie Unii Europejskiej.
Dla mnie dziwne jest to, że większość europejskich polityków albo nie traktuje wypowiedzi rosyjskich polityków poważnie – co wygląda bardzo naiwnie, albo wybiera niektóre korzyści gospodarcze płynące ze współpracy z Rosją i nie uwzględnia tych zagrożeń.
Myślę, że jeśli Unia Europejska nie zwróci na to uwagi i nie opracuje strategii przeciwdziałania tym zagrożeniom, to w ciągu najbliższych lat może przestać istnieć i jak zostanie odbudowana mapa kontynentu euroazjatyckiego z uwzględnieniem rosyjskich ambicji – trudno powiedzieć.
To co powinna zrobić Unia Europejska, czerpiąc z doświadczeń, które już mamy – protesty na Majdanie, potem wojna w Donbasie?
– Ogólnie rzecz biorąc, świat zachodni powinien zrobić wszystko, aby karać państwo, które lekceważy normy międzynarodowych traktatów, prawa międzynarodowego. Rosja powinna zrozumieć, że za każde naruszenie prawa czy umów, poniesie poważną odpowiedzialność. Uważam, że zachodni świat powinien wzmocnić izolację polityczną Rosji, stosować coraz surowsze sankcje, zwiększyć presję ekonomiczną. Bez tego nie możemy liczyć na jakiekolwiek demokratyczne przemiany w samej Rosji, a idąc dalej – trudne będą zmiany w innych krajach, które są pod wpływem jej polityki.
Inny ważny kierunek działania to wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego w Rosji i promowanie demokratycznych zmian politycznych, ale to nie wystarczy. Chyba że Europa chce, aby na kontynencie powtórzyła się katastrofa geopolityczna być może równa skali drugiej wojny światowej.
Sankcje w pewnym zakresie już zostały wprowadzone.
– Dotychczasowe działania nie są skuteczne. Myślę, że powinniśmy postawić na to, co przynosi największy dochód – to jest energia, gaz, ropa naftowa, sektor przemysłowy. Europa musi z tego wszystkiego zrezygnować. Sugerowałbym częste pisanie o tym i mówienie o tym europejskim, także polskim, politykom. Trzeba patrzeć na to nie w krótkiej perspektywie, tylko w dalszej. Tak, teraz tani gaz może wydawać się dobry, ale na dłuższą metę tani gaz oznacza rozwój militarny, nowe rakiety, więcej żołnierzy, więcej sprzętu i gdzie ten sprzęt pójdzie, to myślę, że nie jest trudno przewidzieć.
Twoja organizacja Wostok SOS pracuje w rejonie konfliktu zbrojnego, który cały czas jest w tle naszej rozmowy. Czym się zajmujecie i w czym można Wam pomóc?
– To długa historia. Wostok SOS powstał w 2014 roku z połączenia dwóch innych organizacji, które musiały wyjechać z okupowanych terytoriów i jednej nieformalnej grupy. Ci ludzie zaczęli pomagać tym, którzy ucierpieli z powodu rosyjskiej agresji na wschodzie Ukrainy i na Krymie. Zaczęli wspierać uchodźców wewnętrznych, udzielać im pomocy prawnej, psychologicznej, medycznej, szukać zaginionych. Z czasem zaczęliśmy wozić pomoc humanitarną do przyfrontowych terytoriów, dokumentować zbrodnie wojenne. Jeszcze chwilę później zaczęliśmy wspierać nowe organizacje społeczeństwa obywatelskiego we wschodniej Ukrainie. Stale monitorujemy również sytuację humanitarną i związaną z bezpieczeństwem w zakresie praw człowieka w rejonie konfliktów, promujemy zmiany prawne w interesie ofiar wojny.
Jak myślisz, co polskie organizacje mogą zrobić dla ukraińskich, białoruskich NGO? Jakie formy wsparcia są najważniejsze?
– Myślę, że teraz w większym stopniu pomocy potrzebują nasi białoruscy koledzy. To jest teraz bardziej aktualne. W zależności od rozwoju sytuacji w Białorusi, od tego, czy Białoruś będzie się w stanie zdemokratyzować, zależy sytuacja w całym makroregionie.
Ale jeżeli polskie organizacje chciałyby pomóc także ukraińskim kolegom, bylibyśmy oczywiście bardzo wdzięczni. Wostok SOS współpracuje już z niektórymi polskimi organizacjami, przede wszystkim z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, od kilku lat mamy wspólne projekty i jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie.
Odpowiadając na Twoje pytanie… Myślę, że konieczne jest kontynuowanie na wszystkich szczeblach dialogu na temat konieczności wywierania presji na Federację Rosyjską, to byłaby chyba najważniejsza pomoc ze strony naszych polskich kolegów. Podtrzymywanie dialogu politycznego na temat zagrożeń związanych z agresywną polityką rosyjskiej federacji – także na szczeblu europejskim. Dla nas ważna jest pomoc w rozmowie o niebezpieczeństwach i możliwości wzmocnienia antyrosyjskich sankcji, co ostatecznie pomogłoby ustabilizować sytuację nie tylko w Ukrainie, nie tylko w Białorusi, ale także w całej Europie.
Czyli dokładniej?
Chcielibyśmy, żeby nasi polscy koledzy w dialogu ze swoim rządem i w dialogu z europejskimi instytucjami przypominali o zagrożeniach, jakie płyną z agresywnej polityki zagranicznej Rosyjskiej Federacji. Żeby przypominali o sytuacji w Ukrainie. To pomogłoby, nie tylko ustabilizować sytuację w Ukrainie i w Białorusi, ale także w całej Europie.
Konstantin Rieuckij – działacz praw człowieka i dziennikarz, urodzony na wschodnie Ukrainy. Współzałożyciel ługańskiego Centrum Praw Człowieka „Postup” i od 2000 roku jego prezes. Od 2012 roku członek Rady Ukraińskiej Helsińskiej Unii Praw Człowieka. Wiosną 2014 roku zmuszony do opuszczenia Ługańska. Po wyjeździe współzałożyciel i współkoordynator Fundacji Wostok SOS, obecnie dyrektor wykonawczy. Pracował jako dziennikarz telewizji Gromadske TV i informator.lg.ua.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.